Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 20 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Marcel Baron
‹Moja anima›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorMarcel Baron
TytułMoja anima
OpisUrodziłem się w Tarnowskich Górach. Ukończyłem II Liceum Ogólnokształcące im. Stanisława Staszica tamże. Obecnie studiuję medycynę na Wydziale Nauk Medycznych w Zabrzu Śląskiego Uniwersytetu Medycznego. Planuję specjalizować się w psychiatrii. Pisaniem pasjonuję się od dzieciństwa. Jedno z moich opowiadań, pt. „Wszystko już było”, zdobyło drugą nagrodę na V konkursie Nadszaniec Fantastyki w Zamościu w 2015 r. W 2022 r. inne opowiadanie zostało wyróżnione na konkursie Fantastyka2022 Wschód i Zachód. Poza tym nie opublikowałem aż dotąd żadnego tekstu prozatorskiego.
GatunekSF

Moja anima

Marcel Baron
« 1 2 3 4

Marcel Baron

Moja anima

Oczywiście się myliłem. Zapomniałem, że i ona może tworzyć projekcje mojego umysłu i że, w naszym szczególnym przypadku, działa to w obie strony.
Ilustracja: <a href='mailto:tatsusachiko@gmail.com'>Tatsu</a>, wygenerowane przy pomocy AI
Ilustracja: Tatsu, wygenerowane przy pomocy AI
– Wiesz, chciałabym cię o coś zapytać. Mam ciągle to uczucie niechęci do siebie albo rozczarowania. Ale kiedy próbuję wyśledzić jego źródło, nie potrafię. Przecież urodziłam się dopiero wczoraj i nie mam żadnej historii, do której mogłabym sięgnąć, żeby szukać czynów i myśli, których mogłabym się wstydzić. A jednak wydaje mi się, że wkraczam w życie uszkodzona, jakby był we mnie jakiś wrodzony defekt, choć nie potrafię go odnaleźć.
Wiedziałem, że wie. Bała się spytać o to wprost, w końcu byłem jej pierwowzorem, o którym musiała śnić w swoim sztucznym łonie. Desperacja popchnęła ją do użycia z dziecinną naiwnością podstępu zastosowanego w dobrej wierze.
– Czasami prawdziwe powody naszych uczuć są zakorzenione w nas tak głęboko, że nie potrafimy do nich sięgnąć – odpowiedziałem. – I choć skryte za błoną niepamięci, oddziałują na nas tym silniej, im mniej jesteśmy ich świadomi. To jest właśnie jedna z lekcji, które odebraliśmy dzięki Przodkom.
Oczywiście nie była zadowolona z takiej odpowiedzi. Na jej czole pojawiła się po raz pierwszy zmarszczka bezsilnego sprzeciwu. Ale nie mogłem nic więcej powiedzieć, w końcu nie prosiła się na ten świat, to ja powołałem ją do istnienia, taką, jakim byłem i to ona będzie musiała sobie z tym radzić. Jedyne co mogłem zrobić, to pokazać jej reprodukcję Pigmaliona i Galatei Jean-Léona Gérôme’a i opowiedzieć o starożytnej chrześcijańskiej koncepcji grzechu pierworodnego, kiedy przeszliśmy do obszernej sali poświęconej średniowiecznemu malarstwu sakralnemu. Miałem nadzieję, że tak jak mnie, tak i Annie pozwoli ona zdjąć z barków część odpowiedzialność za własne uczucia.
• • •
To musiało się stać. Nie wiem, czy nastąpiło już wtedy, kiedy zatrzymaliśmy się przed kopią obrazu Hugo van der Goesa przedstawiającego kuszenie pierwszych ludzi, a ja zignorowałem uwagę Annie, którą wygłosiła po moim wykładzie o pierwotnym stanie szczęśliwości nieba i następczym znoju ziemskiego miejsca zesłania.
– Ja też sądziłam, że kiedy będę mogła sama wszystko poznać, stanę się równa bogom, którzy mnie stworzyli – powiedziała. – Ale nie spodziewałam się, że to, czego się dowiem, tak mnie rozczaruje. Miałam nadmierne oczekiwania co do tego świata. A może nie rozumiałam, że nie ma we mnie żadnego potencjału do rozwoju, że jak Galatea zostałam powołana do życia już w konkretnym kształcie. Nie dano mi nawet szansy, by poznać inne możliwości. Czuję się jak ten posąg. Piękna i wypolerowana, ale tak skamieniała, że nie mogę nawet wziąć oddechu.
Cóż mogłem jej odpowiedzieć poza przyznaniem racji? W dodatku to ja byłem za to wszystko odpowiedzialny, co wspaniałomyślnie przemilczała. I ja milczałem więc. Ale tym samym coś między nami umarło, coś, co być może nigdy nie zdążyło się narodzić.
• • •
Mniej więcej od tamtego momentu w naszym życiu zaczęła tworzyć się jałowa rutyna. Annie przestała mi się zwierzać ze swoich najgłębszych lęków. Nadal mówiła mi, co myśli, ale to nie były już tak fundamentalne sprawy, które przecież nie przestały jej dręczyć. Kiedy czytam urywane zapiski z tego czasu, widzę to jeszcze wyraźniej niż wtedy. Tworząc je, nie byłem w nastroju do introspekcji, trudno też nie dostrzec, że straciłem swój poprzedni zapał, by notować przygodę z animą, która wkroczyła do mojego życia.
• • •
Annie oznajmiła mi, że chce się nauczyć robić to samo co ja. Z jednej strony mi to schlebiało, przyjemnie jest być czyimś mentorem, z drugiej jednak jest trochę uciążliwe, liczyłem, że będzie bardziej samodzielna i znajdzie sobie jakiś inny zawód. Zabrałem ją więc znów do muzeum. Kazałem patrzeć na wizerunki jak na układankę, szukać części, z których zostały skomponowane. Tłumaczyłem, że cały obraz na nic jej się nie przyda. Była zdziwiona, ale słuchała z uwagą, kiedy mówiłem, że nie można widzieć wszystkiego na raz, że im dalej, tym bardziej giną szczegóły. A to szczegóły nas właśnie interesują.
– Wybierz jakiś element, który do ciebie przemawia i wyeksponuj go. Jeśli zbierzesz ich dostatecznie wiele, być może znajdzie się taki, który przyda ci się do zlecenia, które otrzymasz – powiedziałem na koniec. – Ale to zajmuje dużo czasu.
• • •
Nie mogę znieść jej ciągłej obecności, lecz kiedy jej nie ma, zaczynam tęsknić i lękać się, choćby wyszła tylko na chwilę. Cały czas coś robi, próbuje ze mną rozmawiać, a ja jestem taki znużony. Kiedy widzę, jak zajmuje się mieszkaniem, mam ochotę rzucić się i wyręczyć ją, jednak jej milcząca ofiarność przytłacza mnie. W ogóle się nie skarży, choć coraz gwałtowniej wyładowuję na niej swoją irytację. Słucha moich burknięć wyrozumiale. Jeśli jestem szczególnie zły, na paluszkach ucieka do swojego pokoju. Nie potrafię zrozumieć, dlaczego ciągle jest dla mnie taka dobra.
• • •
Dręczą mnie myśli, jakie cierpienie muszę jej sprawiać. Dlaczego nic po niej nie widać! Cały czas jest taka sama, tak samo cierpliwa, tak samo czuła. Musi płakać w swoim pokoju, jestem tego pewien, choć nigdy nie słyszałem szlochu. Mnie samemu w oczach zbierają się łzy bezsilnej wściekłości, kiedy myślę, jakie rozczarowanie jej zgotowałem, sprowadzając na świat. Przyszła tu, spodziewając się wszystkiego co najlepsze, po to tylko, żeby odkryć, że jest klonem najgorszego człowieka na świecie. Że też nie potrafiłem znieść samotności! Myślałem, że dłużej nie wytrzymam samemu, ale okazuje się, że z kimś też nie potrafię żyć.
• • •
Nie było mi łatwo, lecz w końcu podjąłem decyzję. Być może najtrudniejszą w moim życiu. Ale kiedy już poczułem, że jest jedyna i właściwa i że tego właśnie chcę, oprócz wszechogarniającego smutku ogarnęła mnie także ulga.
Siedząc na skraju swojej nocnej kapsuły, zdjąłem z palca obsydianową obrączkę. Przez chwilę na nią patrzyłem. Siła przekonania, że nie chcę Annie w swoim życiu, zaskoczyła mnie. Zawołałem ją drżącym głosem. Przyszła, zdziwiona, bo już się prawie z niczym do niej nie zwracałem, ale tym bardziej radosna, niecierpliwa w wyczekiwaniu. Wstałem powoli. Otwierała usta, lecz zamilkła, widząc, co trzymam w palcach.
– Annie – powiedziałem, nie panując nad własnym wzruszeniem. – Spójrzmy prawdzie w oczy. Nie zasługujesz na takie życie. A ja nie zasługuję na ciebie. Jesteś takim samym człowiekiem jak ja i tak samo masz prawo do szczęścia. Niestety wiemy oboje, że nie potrafię ci go dać. Nienawidzę siebie za to i za wszystko inne, ale taka jest prawda.
– Nie odrzucaj mnie, błagam! – zawołała oszołomiona, przerażona wręcz. – Jak ja mogę żyć bez ciebie? Dlaczego chcesz mnie osierocić?
– Proszę cię, nie utrudniaj tego! – Chwyciłem ją za rękę i wcisnąłem w dłoń Pierścień. – Czy nie rozumiesz, że musisz odejść ode mnie? Wynoś się, wynoś natychmiast!
Długo patrzyła mi w oczy. Chyba jeszcze wierzyła, że nie mówię tego poważnie, że to okropny żart. Zobaczyłem w jej oczach łzy. Wreszcie spuściła wzrok, wbiła go w obrączkę, którą ściskała w dłoni. Patrzyłem, jak powoli ją zakłada sobie na palec. Poczułem wewnątrz dziwny ból. Jakby ktoś mnie rozrywał na części.
Wyszła bez słowa, tak jak stała, nie zabierając nic ze sobą. A ja zostałem sam, wreszcie sam, już na zawsze. Niestety! Ulga gdzieś się rozwiała, podobnie jak przekonanie, że podjąłem słuszną decyzję. Byłem zupełnie zdezorientowany. Nigdy jeszcze nie czułem równie głębokiej rozpaczy. Nie przypuszczałem, że los okaże się dla mnie taki okrutny, że skaże na cierpienie, da obietnicę szczęścia, po to, by rzucić w jeszcze większe cierpienie.
• • •
Postanowiłem, że muszę ją odzyskać. Nie widziałem innej możliwości. Tylko śmierć. Pobiegłem więc do muzeum, lecz tam jej nie było. Nie było jej także w sklepach, na ulicach ani nigdzie, gdzie błądził mój wzrok. Wreszcie wsiadłem do metra i trafiłem do dzielnicy przemysłowej, na plac, przy którym mieściły się dwie fabryki korporacji Anima i Animus. Olśniła mnie myśl, że Annie zrobi to samo co ja, kiedy ponad rok temu nie mogłem wytrzymać ciężaru samotności. Czyż mogło być inne rozwiązanie? Zaśmiałem się z goryczą. Nie zwróci się do żadnego człowieka, w końcu była mną, a ja zadbałem przecież, byśmy nie mieli znajomych. Było tylko wielkie, ogólnoświatowe konsorcjum, monopolista na rynku wypełniania egzystencjalnej pustki, największy podatnik, który sam sobie dostarczał klientów.
Oczywiście, że anima mogła sobie sprawić animusa. Była człowiekiem, nieważne, że nie urodziła się, lecz została wyhodowana. Miała takie same pragnienia i prawa, a od chwili, gdy ofiarowałem jej Pierścień Samostanowienia, także możliwości. Poczułem piekącą zazdrość na myśl, że zastąpi mnie moim klonem. Ani przez chwilę nie wątpiłem, że zechce, by jej nowy towarzysz wyglądał jak ona. Czyli jak ja. Po raz kolejny zdałem sobie sprawę z tego, jak doskonale ją znam – wszystko, co czuje, tę desperacką potrzebę posiadania swojej kopii, inwestycję w uczucia, których tylko ty sam możesz się wyrzec. Jak mogłem ją przepędzić? Co mną kierowało?
Przy fontannie skręciłem już odruchowo ku fabryce Animy, zanim zorientowałem się, że tym razem powinienem iść w drugą stronę. Minąłem obcą aleję przypór, która wyglądała dokładnie jak ta, którą znałem, wszedłem do holu, który również przypomniał macicę. Poczułem się tutaj nie na miejscu. Pod wpływem narastającego zmieszania nie potrafiłem nikogo o nic zapytać, nie wiedziałem zresztą, czy mam prawo. Zamiast tego usiadłem więc przy kawiarnianym stoliku i żeby usprawiedliwić swoją obecność, przy pomocy interaktywnego menu zainstalowanego w blacie zamówiłem sobie filiżankę gorzkiej herbaty.
Cały czas nerwowo obserwowałem wejście. Tylko dwie kobiety weszły i żadna z nich nie była Annie. Moją uwagę odciągnęła na moment kelnerka. Już miałem odprawić ją gestem, niezdolny nawet, by wydobyć z gardła słowo podziękowania, ale coś skłoniło mnie, żeby na nią spojrzeć.
Znieruchomiałem na moment. To była Annie! W otwartej czapce z daszkiem, w czarnym fartuchu i z kilkoma zmarszczkami, których nie pamiętałem, ale przecież nie mogło być mowy o pomyłce. Jak jednak udało jej się w przeciągu jednego dnia znaleźć inną pracę i to akurat tutaj? Odruchowo wyciągnąłem rękę i chwyciłem ją za nadgarstek. Szarpnęła się, usiłując się wyswobodzić, lecz na próżno. A potem spojrzała mi w twarz i po prostu usiadła obok na wolnym krześle. Przez moment trwała nieruchomo ze szklanym wzrokiem, po czym położyła powoli palce wolnej ręki na mojej dłoni, którą nadal trzymałem jej przegub. Szepnęła:
– Więc jednak to zrobiłeś.
– Co zrobiłem?
– Wróciłeś do mnie.
– To ty dopiero ode mnie odeszłaś! – krzyknąłem gniewnie, zupełnie w tamtej chwili zapominając, kto podjął tę decyzję.
– No tak, zapomniałeś, kim jestem. Ostrzegali mnie, że tak się stanie, jeśli osieroci się animusa. Ale ja musiałam to zrobić, sam to musisz dobrze wiedzieć, skoro cię tutaj widzę. Po prostu nie mogłam żyć z kimś, kto mnie kocha tylko dlatego, że nie może inaczej, a nie dlatego, że sam chce ze mną być.
Coś zaczynało mi świtać, lecz myśl ta, zbyt niepojęta, nadal nie potrafiła się skrystalizować. Moje życie, moja przeszłość… jak mogłem zupełnie nie zwracać na to uwagi? Puściłem jej rękę i tylko wpatrywałem się w nią pytająco. Uśmiechnęła się smutno.
koniec
« 1 2 3 4
11 listopada 2023

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Na ścieżce ku kosmicznemu Samhdi-Ra
Marcel Baron

11 V 2024

Dokądkolwiek wyruszysz, Adnana, będziesz w samym sobie. Nie ma innej drogi, by osiągnąć Samhdi-Ra, niż wyrzec się siebie w ogniu Modi-jana-Sy. Będziesz więc wędrował w czasie i przestrzeni, tak naprawdę jednak nie poruszysz się ani o jeden atom. A potem wrócisz ze swojej podróży wzbogacony tylko o ciężar nowych doświadczeń.

więcej »
Ilustracja: Waldemar Jagliński

Malarz, chłopiec i Ewa
Waldemar Jagliński

20 IV 2024

Pośród soczystych traw zobaczył znajomą postać. Obraz zafalował, stał się żywy, a chłopiec z pierwszego planu znikał i pojawiał się, pulsując barwami. Kilka większych kwiatów pochyliło się w stronę Promyka, a ten uśmiechnął się szeroko i wskoczył na mocne łodygi.

więcej »
Ilustracja: <a href='mailto:tatsusachiko@gmail.com'>Tatsu</a>, wygenerowane przy pomocy AI

Bestseller
Marcin Pindel

16 III 2024

— Spójrz prawdzie w oczy: marny z ciebie pisarzyna, takich „talentów” jest na pęczki w każdym zakątku tego kraju. Nawet wśród twoich uczniów było wielu lepszych od ciebie; pewnie to zauważyłeś, czytając ich wypracowania, ale twoje chore przekonanie o tym, że jesteś wyjątkowy, pozbawiło cię trzeźwego osądu. Tylko ja mogę ci pomóc, jedyne, co musisz zrobić, to o to poprosić.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Zobacz też

Tegoż twórcy

Na ścieżce ku kosmicznemu Samhdi-Ra
— Marcel Baron

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.