WASZ EKSTRAKT: | |
---|---|
Zaloguj, aby ocenić | |
Autor | Monika Lech |
Tytuł | Wkręć Żarówkę, proszę |
Opis | Autorka pisze o sobie: Mieszkam w Krakowie, zawodowo siedzę w internecie, pracuję w jednym z portali internetowych, ksiażki czytam te „papierowe”… chyba dlatego, że kocham dotyk papieru i szelest kartek , no i dlatego, że trudno zasnąć z e-bookiem. Sporo podróżuję, odpoczywam albo w górach, albo obserwując rozrastające się grono siostrzenic i bratanic. Traktuję to jako ćwiczenie cierpliwości (no nie jest to moja najsilniejsza strona). Ulubiona książka to „Diuna”. Do ulubionego filmu nie przyznam się za skarby świata ;) |
Gatunek | humor / satyra, realizm magiczny |
Wkręć Żarówkę, proszęMonika LechWkręć Żarówkę, proszęGosi strasznie zabrakło babci Leokadii, która musiała wyjechać w daleką podróż i dlatego jej dom na wsi jest teraz zamknięty. Babcia pachniała lipą i robiła w lecie twarożek z miętą… i okłady robiła… to znaczy jak było trzeba. Chlipnęła otwarcie raz i drugi, a w nosie jej strasznie zaczęło bulgotać. • • • Ulka zauważyła, że piwne oczy Żarówki robią się szklane i mokre, i nos się robi czerwony… – Takie prawdziwe – wysapała, a potem sama wytarła nos w rękaw. Mało elegancko, ale skutecznie. Przymknęła oczy i skupiła się, starając się poprzestawiać w myślach cyferki. Pani Misia uczenie nazywała je kokordynatami, ale dla niej, Ulki, to zawsze były cyferki. ![]() Ilustracja: Joanna Petruczenko • • • Gosia czuła, że rozmazała sobie czekoladę na twarzy, szczególnie koło oczu, które tarła z zapałem. Chlipnęła dzielnie ostatni raz i klapnęła na podłogę, żeby pomyśleć, jakie ciężkie jest życie po wyjeździe babci Lodzi. Wcale się nie zdziwiła, gdy zobaczyła koło siebie trochę przezroczystą, jasnowłosą dziewczynkę. – Wiedziałam, że to musisz być ty – powiedziała oskarżycielskim tonem, jakiego zwykle używała jej mama i który tak świetnie działał na tatę. – Ja? – przezroczyste coś się zdziwiło i wytarło raz jeszcze nos w rękaw. Ani jedno, ani drugie nie grzeszyło czystością, jakby powiedziała babcia Janina. – No ktoś musiał być… W tych sprawach ja się nie mylę – Gosia pokiwała palcem i uniosła lekko do góry lewą brew, zupełnie jak ciocia Basia, gdy ostrzegała mamę przed jakąś Harpią z biura taty. Ani ciocia, ani mama nie powiedziały, kto to jest Harpia, a tata strasznie się zaczerwienił i dał jej 100 zł, każąc namalować dla mamy coś ślicznego… ale gest się Gosi spodobał. Dorosły taki był. – No to ja byłam. – No ja wiem. Pokiwały obie głowami, myśląc o nieuchronności losu. – Jestem Gosia. – Dziewczynka wyciągnęła nieśmiało rękę i czekała na odpowiedź. – Ja jestem Ulka. Wiesz co… a można by tak bez uścisków? Strasznie gorąca jesteś… jak dla mnie… to trochę… nieprzyjemne… Gosia zaczerwieniła się i sapnęła ze złości, ale nagle przypomniała sobie uczucie chłodu, jakby była pod prysznicem i jakby zgasł piecyk, i zaczęła lecieć na nią zimna woda… TO dopiero było nieprzyjemne, a to samo przecież poczuła, gdy dotykała ściany… Wzruszyła ramionami, żeby nie było, że tak łatwo się poddaje. – Nie zależy mi w sumie, wiesz? Ulka pokiwała głową. – Mam na imię Ulka. Gosia uprzejmie i, jak powiedziała sama sobie, z gracją skinęła głową. – Dlaczego powiedziałaś do mnie „sprzęcie domowy”? Kto ty jesteś tak w ogóle? Kto cię wychował, żeby tak bez pukania do cudzego domu… – poczuła się jak babcia Janina i nieco zmieszana umilkła. – Jak to bez pukania? Elektrownia dała namiar na ciebie, powiedzieli, że jesteś Żarówką, więc cię podłączyłam, bo babka od rana mówiła, że chce cerować, a jak babka mówi… to mówi. No to cię podłączyłam, jak elektrownia dała te… no…konkordaty, tylko zapomniałam cię wkręcić, a ty biegałaś i światło biegało, i babka była wściekła, i nie mogła nic zrobić i kazała cię wkręcić jak należy – Ulka starała się skończyć jak najszybciej, bo bała się, że jej braknie powietrza. Gosia siedziała oparta o ścianę z lekko otwartą buzią. – Jaka elektrownia? Jaka żarówka? To jest żarówka – umorusanym palcem pokazała na sufit, gdzie w eleganckiej lampie paliło się kilka energooszczędnych żarówek. Ulka pokręciła głową. – Elektrownia kazała ciebie wziąć. Gosia poczuła, że kończy się jej święta cierpliwość. – Niczego nie będziesz brała!!!!! – Ale – Ulka szepnęła cichutko – ty już cały dzień świeciłaś u nas, dopóki babka się nie wściekła na to, że tak gonisz strasznie. Gosia wzięła do ust koniec cieniutkiego warkoczyka i zaczęła go gryźć. Ulka tak nie mogła, bo miała jasne włosy przycięte równiutko z uszami, na pazia. To pewnie dlatego tak lubiła kokardy i wstążki. Ale babka mówiła, że ona nie ma zdrowia do czesania i fryzowania, mycia, i w ogóle tych głupot. Westchnęła. – Czekaj, czekaj… – Gosia zamyśliła się – a ty jesteś w ogóle człowiekiem? – No wiesz – Ulka wyglądała na autentycznie oburzoną. – No wiesz?! Ja jestem duchem, moja miła, czystej plazmy duchem, z uczciwej i porządnej rodziny. – Dokładnie tak samo jej babka rugała wiecznie pijanego weterynarza, który kiedyś wieczorem wyśpiewywał głupoty pod oknami jej chałupy. Gosia popatrzyła na nią uważnie. – Na co umarłaś? Ulka zakaszlała nagle. – Co? – wrzasnęła. – Jakie umarłam? Co umarłam? Co ty opowiadasz w ogóle? Gosia po raz pierwszy miała raczej niewyraźną minkę. – No, bo jak się jest duchem, to się było człowiekiem, a potem się umarło… – powiedziała niespokojnie. Ulka zachichotała podniesiona na duchu poziomem edukacji. Uffff. Nie tylko ona nie uważa na lekcjach. – Skąd ci to przyszło do głowy? Czego was w tej szkole uczą? – zadała znane jej na pamięć ulubione pytanie jej babki. – W szkole nas nie uczą o duchach – powiedziała Gosia z odrobiną smutku. – W ogóle to nie jestem w szkole, tylko w zerówce – dodała jeszcze ciszej i jakby ze wstydem. – Tak. To by się zgadzało – powiedziała Ulka, choć nie wiedziała, co to była ta „zerówka”, o której mówiła Gosia. – Film taki widziałam. O duchach. – Gosia wzdrygnęła się na wspomnienie okropnych scen, a Ulka na razie nie czuła się na siłach tego rozplątywać. Gosia, korzystając z milczenia, zadała kolejne pytanie: – Kto ci dał takie imię? Urszula jest niemodne już strasznie. Ulka pociągnęła nosem. – Nie mam na imię Urszula, tylko Ultima. A imię dała mi babka, nad kołyską. – Nad czym? – nie wytrzymała Gosia, mimo że myślała, że po „Ultimie” nic ją już nie zdziwi. – Nad kołyską. Nie wiesz, co to jest? Gosia pokręciła głową. – Dziecko w tym śpi i się je huśta. – Wózek? – Wózek? – Ulka pokręciła głową – chyba nie… – Wyciągnęła przed siebie rękę i na błyszczącej podłodze namalowała najlepszą, jaką umiała kołyskę. Ta, namalowana jakby skroploną parą wodną, szybciutko się rozwiała, zostawiając Gosię w stanie totalnego zaskoczenia. – Taaak. Widziałam w książce… I co z tym imieniem? – Gosia nie odpuszczała, bo jak mówił nie raz wujek Rysiu, nachylając się do taty: „Kobiety w tej rodzinie są jak bulteriery, jak już raz się czegoś uchwycą, to nie popuszczą za skarby świata”. „No właśnie puszczą za skarby świata” – odpowiedział mu raz tata i mama się nie odzywała trzy dni. Gosia pamiętała to doskonale, bo strasznie się jej podobały perfumy, które tatuś potem mamie kupił. – No babka mi je nadała, imię niby, bo powiedziała, że muszę być już ostatnim nieszczęściem, jakie spotyka tę rodzinę, a kowal powiedział, że takie nieszczęścia są w każdym pokoleniu i dzięki temu jeszcze świat się kręci, i w ogóle to całkiem miły dzieciak i zobaczymy, co z niego wyrośnie, a babka powiedziała mu, żeby się nie wymądrzał, tylko naprawił drzwiczki w piecu, bo nie ma jak obiadu ugotować. – I ty to pamiętasz? – Gosia była wstrząśnięta, nawet nie tyle samą opowieścią, co…samą opowieścią. – No przecież ci mówię, że to było nad kołyską. Wszystko słyszałam. – Ulka wzruszyła ramionami. – Aha… – Gosia postanowiła to przemyśleć. – No ja jestem Żarówką… – powiedziała, kończąc obgryzanie brudnego paznokcia. – E… no wyluzuj troszkę – Gosia powstrzymała się przed poklepaniem swojego gościa po ramieniu. – Oprzyj się wygodnie. – Nie mogę. – No coś ty, babci Janiny nie ma, można się opierać o co chcesz. – Nie mogę się opierać o ściany… ja przez nie przechodzę. – Ulka pokazała jak jej przezroczysta ręka powolutku zagłębia się w ścianę pomiędzy nią a Gosią… Suuuuper – jęknęła Gosia z zachwytu patrząc na koleżankę. – …A dlaczego nie zapadasz się w podłogę? Ulka popatrzyła na nią z oburzeniem. – No nie, przecież jest różnica między ścianą a podłogą. Nie widzisz? – powiedziała takim tonem, że Gosia nie odważyła się powiedzieć… że w zasadzie to nie widzi. Postanowiła jednak odłożyć zgłębienie tej sprawy na później. |
Eli przemknęła bezszelestnie i w przelocie chlasnęła młodego partyzanta. Hanys cofnął się, widząc jak pozbawiony futra stwór o wilczym pysku wyłonił się z ciemności i jednym szybkim uderzeniem szponiastej łapy zamienił szyję Maciusia w krwawą miazgę. Chłopak nie wydał najmniejszego dźwięku i z szeroko rozwartymi oczyma opadł na ściółkę.
więcej »Dokądkolwiek wyruszysz, Adnana, będziesz w samym sobie. Nie ma innej drogi, by osiągnąć Samhdi-Ra, niż wyrzec się siebie w ogniu Modi-jana-Sy. Będziesz więc wędrował w czasie i przestrzeni, tak naprawdę jednak nie poruszysz się ani o jeden atom. A potem wrócisz ze swojej podróży wzbogacony tylko o ciężar nowych doświadczeń.
więcej »Pośród soczystych traw zobaczył znajomą postać. Obraz zafalował, stał się żywy, a chłopiec z pierwszego planu znikał i pojawiał się, pulsując barwami. Kilka większych kwiatów pochyliło się w stronę Promyka, a ten uśmiechnął się szeroko i wskoczył na mocne łodygi.
więcej »...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak
...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak
...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak
...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak
...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak
Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak
...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak
...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak
...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak
...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak