Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 9 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Marcin Pindel
‹Bestseller›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorMarcin Pindel
TytułBestseller
OpisAutor pisze o sobie:
Nowotarżanin, z wykształcenia inżynier, na co dzień pracownik korporacji. Żona mówi o nim, że urodził się zbyt późno, co potwierdzają jego staroświeckie nawyki i awersja do najnowszych zdobyczy technologii. W wolnym czasie chętnie czyta, jeździ na rowerze i wędruje po górach. Pisanie jest dla niego nie tylko odprężającym hobby, ale również sposobem gospodarowania zasobami wyobraźni. Debiutował zbiorem opowiadań „Bez przebaczenia”.
Gatunekrealizm magiczny

Bestseller

« 1 6 7 8

Marcin Pindel

Bestseller

Marek o mało nie wypluł piwa, które miał w ustach. Tylko czekał na takie pytanie.
— A jak może się miewać? — parsknął.
— No tak, domyślam się… Wie pan, Antek był zawsze dobrym kolegą. To nie tak, że jakoś rywalizowaliśmy… To znaczy w pewnym sensie tak, rywalizowaliśmy, ale wie pan, w takim pozytywnym znaczeniu. Dlatego strasznie mi go teraz żal. Kurde, on naprawdę potrafi grać w piłkę. Lepiej ode mnie, nie mam problemu, żeby to przyznać. Mógł daleko zajść. Naprawdę daleko.
Marka zamroczyło. Choć Kowalik mówił spokojnie i z pewną pokorą w głosie, to Markowi zdawało się, że spojrzenie chłopaka świdruje go bez żadnego pardonu, z wyrzutem, lub wręcz oskarżycielsko, zupełnie, jakby chciało powiedzieć:
To wszystko twoja wina. Powinieneś był nad nim czuwać. Stać cały czas za jego plecami. Obserwować każdy jego krok. Wyciągnąć dłoń, gdy się potknie i pomóc mu ruszyć dalej. Być jego aniołem stróżem.
Jego zapleczem.
Ty żałosna, zapatrzona w siebie, pozbawiona talentu pisarzyno.
Marek potrząsnął głową, usiłując pozbyć się mroczków sprzed oczu. Nie miał pewności, czy naprawdę to właśnie usłyszał, czy głos rozległ się tylko w jego głowie.
Ale wyraz oczu Kowalika był wciąż ten sam; pełen pretensji i goryczy.
— Nie waż się mnie oceniać, gnojku. Nie wiesz wszystkiego. Ja…
Próbował zaprzeczyć wszystkim oskarżeniom i zapewnić, że był przy Antku we wszystkich trudnych chwilach, ale głos uwiązł mu w gardle. Wezbrała w nim jeszcze większa złość na Kowalika, dlatego postanowił uderzyć z innej strony.
— A ty co? Zadowolony, że udało się wygrać los na loterii? Przecież gdyby nie to, co spotkało Antka, Legia nawet by na ciebie nie spojrzała.
— O co panu chodzi? — uniósł się Kowalik.
— O to, że nigdy nie miałeś jego talentu. A teraz skorzystałeś na jego nieszczęściu i robisz karierę, na jaką normalnie nigdy nie byłoby cię stać.
Kowalik skrzywił się z niesmakiem.
— Dobra, gościu, chyba trochę za bardzo dzisiaj popłynąłeś z tym browarem — odparował, zrzucając krępujące go do tej pory więzy konwenansów. — Zmywam się.
— I bardzo dobrze. Spierdalaj sprzed moich oczu!
— A pieprz się!
Kowalik odwrócił się do niego plecami i wtedy Markowi przyszła do głowy pewna myśl.
— Poczekaj — rzekł znacznie łagodniej.
Chłopak odwrócił się, ale jego mina zdradzała, że zrobił to raczej niechętnie i tylko ze względu na polubowny ton, jaki usłyszał.
— Przepraszam — rzekł Marek. Słowo ledwo przeszło mu przez gardło, bo wewnątrz wciąż pałał gniewem. — To wszystko przez… Sam zresztą wiesz. Nie jest ze mną ostatnio najlepiej, ledwo się trzymam.
— W porządku, rozumiem…
— Nie chciałem psuć ci wieczoru.
— Spoko, powiedzmy, że już zapomniałem. Zresztą i tak będę się niedługo zbierał.
— Jasne, musisz się teraz pilnować. Ale słuchaj: byłeś już może w tym nowym pubie na dole?
Kowalik zmarszczył brwi.
— Jakim pubie?
— Dokładnie w tej kamienicy, tylko wchodzi się osobnymi drzwiami. Nie ma jeszcze nawet żadnego szyldu, pewnie dlatego go nie zauważyłeś. Prowadzi go mój znajomy.
Sięgnął do kieszeni, wyciągnął z niej portfel, z którego wydobył banknot dwudziestozłotowy.
— Stawiam piwo w ramach przeprosin — rzekł, przesuwając dwudziestkę po stole w kierunku chłopaka. — A przy okazji pomagam znajomemu rozkręcić interes.
Kowalik z ociąganiem sięgnął po banknot.
— Nie trzeba…
— Trzeba, trzeba. Zachowałem się jak dupek.
— Ok — rzekł chłopak, chowając dwudziestkę do tylnej kieszeni spodni.
— A, i jeszcze jedno. Pozdrów go ode mnie.
— Pewnie. No, to do zobaczenia!
— Do zobaczenia!
Patrzył, jak młody oddala się w kierunku grupki znajomych, aby jeszcze chwilę pogadać i zapewne się pożegnać.
No, śmiało, pomyślał, przyglądając się ich roześmianym twarzom. Sięgnij po to, co ci się nie należy i spróbuj się nie sparzyć.
Pociągnął łyk i zamknął oczy, aby na chwilę odpłynąć od tej kakofonii śmiechów, żywiołowych rozmów i muzyki.
Nie wiedział, ile to trwało, być może nawet usnął na jakiś moment, ale ze stanu, w jakim się znalazł, został wyrwany tak gwałtowne, że aż zachwiał się na wysokim krześle.
Prawie zwymiotował czując wzbierającą odrazę do samego siebie.
Powiódł wzrokiem po całym wnętrzu, lecz nigdzie nie odnalazł Kowalika. Zerwał się z krzesła, o mało się wraz z nim nie przewracając i popędził do wyjścia. W duchu modlił się, by nie było za późno.
Złapał go w ostatniej chwili, stojącego pod drzwiami pubu. Było diabelnie zimno i właśnie zaczynał prószyć śnieg.
— Tu jesteś! — wykrzyknął, ciężko dysząc.
— Ta, wstąpię na jedno piwo, jak pan chciał i spadam.
— Słuchaj, ten znajomy właśnie do mnie napisał. Dzisiaj ma jeszcze zamknięte…
Zbliżył się do drzwi i nacisnął klamkę, jednocześnie udając, że je popycha.
— Widzisz? Zamknięte.
Kowalik wzruszył tylko ramionami. Najwyraźniej zamierzał tam zajrzeć jedynie z szacunku do Marka.
— Trudno. W takim razie będę już leciał. Do widzenia!
— Trzymaj się! I powodzenia!
Odczekał chwilę, aż młody zniknie mu z oczu i dopiero wtedy odetchnął. Udało mu się ocalić resztkę szacunku do samego siebie.
Lecz ulga, jaka go ogarnęła, wyzwoliła nagle jakieś inne uczucie, tak mocne, że aż ugięło mu nogi w kolanach. Marek upadł na ziemię w tym samym miejscu, w którym wiele miesięcy temu zrobił to Grzesiek i zaczął równie żałośnie jak on płakać. Po raz pierwszy, odkąd zobaczył Antka zakutego w kajdanki, pozwolił bólowi uderzyć z całą siłą w swoje sumienie. Drzwi za jego plecami, za którymi do tej pory chował całą swoją winę, zdawały się na niego spoglądać, lecz Marek już o nie nie dbał. Był tylko on i jego błędy.
Paradoksalnie to ten ból zaczął dźwigać go z kolan.
Znowu stał wyprostowany. Otrzepał spodnie ze śniegu i starł z policzków zamarzające strumyki łez. Choć mogło się to wydawać niewiarygodne, czuł się lepiej. W całym ciele zaczynała mu buzować jakaś nowa siła, taka, która pomaga wyjść z najrozpaczliwszego położenia.
Coś już definitywnie było za nim. A coś innego dopiero na niego czekało.
Czas zagrać swoją rolę, postanowił.
Miał już ruszyć w stronę domu, gdy dźwięk skrzypiących zawiasów nieoczekiwanie przeszył mu uszy. Odwrócił się gwałtownie, pełen najgorszych przeczuć.
Na widok wydostającej się na zewnątrz osoby krew w jego żyłach ściął lód, a magiczna siła nagle się ulotniła.
— Coś ty zrobiła? — szepnął do żony.
koniec
« 1 6 7 8
16 marca 2024

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Ilustracja: Waldemar Jagliński

Malarz, chłopiec i Ewa
Waldemar Jagliński

20 IV 2024

Pośród soczystych traw zobaczył znajomą postać. Obraz zafalował, stał się żywy, a chłopiec z pierwszego planu znikał i pojawiał się, pulsując barwami. Kilka większych kwiatów pochyliło się w stronę Promyka, a ten uśmiechnął się szeroko i wskoczył na mocne łodygi.

więcej »
Ilustracja: Małgorzata Myśliborska

Pająki
Jan Myśliborski

14 I 2024

Było już prawie zupełnie ciemno. Kiedy zatrzaskiwał ciężkie skrzydło bramy, wydało mu się, że po drugiej stronie drogi dostrzegł zarys sylwetki stojącego pod drzewem człowieka. Mimo wszystko poczuł coś w rodzaju ulgi, gdy już przekręcił klucz.

więcej »
Ilustracja: <a href='mailto:tatsusachiko@gmail.com'>Tatsu</a>, wygenerowane przy pomocy AI

Kształt duszy
Tomasz Jarząb

16 XII 2023

Upubliczniasz dostęp do swoich myśli i ludzie odnajdują w tobie własne odbicie. Nie możesz kłamać, oszukiwać. Jesteś tylko tym, czym jesteś, obrany z pozorów i kurtuazyjnych zasłon, które jedynie przysłaniają twoją zwyczajność. Rzeka to widzi i podziwia. A ty podziwiasz siebie za to, że odważyłeś się pokazać komuś prawdziwe ja. Że stałeś się przez to kimś niezwykłym.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Zobacz też

Tegoż twórcy

Wiatr
— Marcin Pindel

Zerwany kwiat
— Marcin Pindel

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.