Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 2 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Ion Irving
‹Copy Writer›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorIon Irving
TytułCopy Writer
OpisHasła reklamowe walą drzwiami i oknami. A jak wyglądają …z drugiej strony barykady?
Gatunekdramat

Copy Writer

« 1 2 3 4 »

Ion Irving

Copy Writer

Przecież każdy z nas używa lekarstw. Jeśli nawet nie pomagają nam, to nie szkodzą. A jeśli szkodzą, to jest to wyłącznie nasza wina, bo przed użyciem jakiegokolwiek lekarstwa należy przeczytać ulotkę. No należy, czy nie należy? Należy! Wiem, bo zawsze o tym przypominam. Bo taki jest prawny wymóg na wypadek, gdyby właśnie miało zaszkodzić. I o co chodzi? Że człowiek przebrał się za lekarza. W końcu to aktor.
Wyobraźcie sobie teraz, że niemożliwe staje się możliwe. I posłuchajcie tej autentycznej historii.
Profesor Helen Brown, która połowę życia spędziła w dżungli amazońskiej na obserwacji pewnego gatunku szympansa, dokonała niezwykłego odkrycia. Jeśli szympansy nie ginęły w walce albo z ręki człowieka, dożywały późnej starości w doskonałym zdrowiu. Ba, do końca swoich dni zdolne były płodzić potomstwo. Jakim cudem? – Zastanawiała się profesor Brown. Zbadała wszystkie możliwe aspekty tej zagadkowej sprawy – środowisko, pożywienie, zwyczaje. I stwierdziła, że to dzięki koprofagii, czyli najzwyczajniej – konsumpcji własnej kupy szympansy są tak witalne.
Cud? Nic podobnego.
Tomas Morton był nieuleczalnie chory. Próbował wszystkiego. Chemia lekarstw zniszczyła mu cerę i włosy, ale nie poprawiła ani odrobinę zdrowia. W końcu lekarze postawili na nim krzyżyk. Tomas nie poddawał się. Spróbował urynoterapii. Jak każdy normalny człowiek czuł niesmak, ale chciał żyć. I wiecie co? Po kilku miesiącach choroba zatrzymała się. Nie ustąpiła, nie zniknęła, ale zatrzymała się. Lekarze byli zdumieni. Wówczas Tomas dowiedział się o odkryciu profesor Helen Brown i zrobił następny krok. Czy dacie wiarę? Po trzech miesiącach stosowania nowej terapii Tomas był uleczony. Lekarze nie mogli wyjść ze zdumienia, ale nie wierzyli Tomasowi, kiedy opowiadał im o nowej terapii. Nie wierzyli, że jedząc własne gówno człowiek ten wymknął się z objęć śmierci.
Ktoś kiedyś pięknie powiedział, może to byłem ja, że historia ludzkości, to historia pionierów, którzy potrafią działać wbrew wszystkim.
Doktor Samuel Jones był człowiekiem, który nie liczył się z opinią środowiska. Zaprosił Tomasa do swojego laboratorium i obaj, po wielu miesiącach badań i eksperymentów, opracowali naukową formułę nowej terapii. Dzisiaj znana jest jako terapia Mortona-Jonesa.
Od wieków korzystamy z licznych, niekonwencjonalnych metod leczenia. Teraz doszła jeszcze jedna. Czy to nie jest piękne?
Czy teraz, może was jeszcze cokolwiek powstrzymać przed wypróbowaniem terapii Mortona-Jonesa? Czy teraz, ktokolwiek rozsądny zrezygnuje ze zdrowia z własnej woli? Czy ktokolwiek miłosierny nie opowie o tym innym ludziom?
Jeśli nie przekonałem wszystkich, to nic nie szkodzi. Świat i tak jest przeludniony. Żartuję.
Jeśli nie potrafiłem was przekonać, może sami się przekonacie, kiedy pewnego dnia znajdziecie w swojej skrzynce pocztowej przygotowaną specjalnie dla was darmową broszurę ze szczegółową instrukcją, – w jaki sposób i w jakich przypadkach najlepiej stosować terapię Mortona-Jonesa. Może przekonacie się do tej terapii z zaciszu własnego mieszkania, tak jak i ja się do niej przekonałem, a wtedy napiszcie o tym niezwłocznie na adres wskazany w broszurze. Gwarantuję, że każdy z was otrzyma w zamian zaproszenie do klinki Mortona-Jonesa na cykl wykładów i zajęć praktycznych po specjalnych, promocyjnych cenach.
Wiem, że to niesamowite, więc niech podniosą rękę ci, którzy po tym, co przed chwilą usłyszeli nie wyrzucą broszury do śmietnika zanim jej nie przeczytają. A teraz niech podniosą rękę ci, którzy opowiedzą o nowej terapii znajomym. A teraz ci, którzy po wypróbowaniu nowej terapii opiszą jej efekty, dzięki czemu uratują życie wielu osobom, a ponadto otrzymają w zamian zaproszenie do klinki Mortona-Jonesa.
Średni wynik tego typu testu, ilekroć go przeprowadzam, jest taki: broszurę przeczytałoby ok. 50%, 90% opowiedziałoby o nowej terapii znajomym, a 4% opisałoby jej efekty, co oznacza – skorzystałoby z niej. Żeby to osiągnąć wypowiadam 483 słowa w tempie około 130 słów na minutę. Czyli, że w niecałe cztery minuty uzyskuję 4% skuteczność. To znacznie lepiej, niż reklama pocztowa, jaką każdego dnia otrzymuje każdy z nas. Dla porównania – 483 słowa to, mniej więcej, strona tekstu formatu A4 pisana dwunastką na pierwszy ząb. Czarno-białe ogłoszenie tej wielkości w prasie ogólnopolskiej, w jeden powszedni dzień kosztowałoby nie mniej niż 30 tysięcy. Ja nie płacę ani grosza za możliwość poinformowania was o nowej terapii i przekonania do niej niektórych z was. Przeciwnie, to wy płacicie za przyjemność słuchania mnie. I gwarantuję, że to się wam opłaci. Wyobraźcie sobie teraz, że dysponuję milionami dolarów na reklamę, tak jak wielkie koncerny.
Czy teraz wierzycie, że jeśli powiem – jedzcie gówno, to ludzie prędzej, czy później zaczną je jeść? Dla własnego dobra, oczywiście.
To tak, jak z przebojami muzycznymi. Jeśli sto razy na dzień puszczają ci jakiś chłam, to, chcąc nie chcąc, po pewnym czasie zaczynasz go nucić, a przy stu pierwszej emisji nie buntujesz się, kiedy ci oznajmiają, że to przebój i warto go mieć w swojej kolekcji. No i jak tu nie lubić bycia copywriterem.
Owszem handluję słowami. Czy to jest w porządku?
Czasem myślę, że nie wolno aż tak frymarczyć słowem, ale czasami myślę, że Bóg dał nam wszystkie te słowa i wolną wolę, żebyśmy stwarzali swoje własne światy, tak jak on stworzył nasz. Dał nam to wszystko, żebyśmy mogli poczuć się trochę tak jak on. Trochę, bo przecież nasze słowa nie mają takiej mocy stwórczej. Nasze słowa mogą najwyżej opisywać to, co on już stworzył. Same nie mogą nic, choćbyśmy nie wiem jak się napięli. Czasem mogą najwyżej namówić kogoś, żeby coś zrobił. Fakt, że najczęściej namawiamy innych do robienia rzeczy, których robić nie powinni, za które potem Bóg wyłącza ich na stałe z obiegu dóbr i usług. Ale to już bardziej problem woli, a nie słowa. Dlatego czuję się rozgrzeszony z tego, że lubię to, co robię. I dlatego jest miło. Przynajmniej na razie, dopóki ktoś nie uzna, że to, co robię jest nie fair i powinienem teraz za to beknąć.
Póki co, mieszkam sobie w środku Europy. W stolicy kraju, gdzie moi przodkowie bardzo często dawali się namówić do robienia rzeczy, za które Bóg wyłączał ich na stałe z obiegu dóbr i usług. Ale, jak sami wiecie, jest to przypadłość dużej części obywateli naszego kraju. Dlaczego? Może dlatego, że obywatele naszego kraju uważają się za pępek świata i często robią rzeczy, których robić nie powinni. A robią je tylko dlatego, aby udowodnić, że są pępkiem świata. Ja też uważam się za pępek świata.
Kiedyś poproszono studentów jednego z renomowanych uniwersytetów amerykańskich, aby wskazali nasz kraj na mapie. Większość szukała go w okolicach Finlandii. Mógł to być jedynie przypadek, że w sondażu wzięli udział tylko najgorsi studenci, bo ci lepsi zajęci byli w tym czasie zdobywaniem gruntownej wiedzy, być może właśnie na temat kraju, o którym nie mieli pojęcia ich koledzy. Ale ja nie wierzę w przypadki.
Czy bardzo was zdziwi, że nie przestaliśmy uważać się za pępek świata, kiedy poznaliśmy z gazet wyniki sondażu?
Ale kogo ja pytam? Przecież nie dziwi was i to, że w dobrym tonie jest u nas nienawidzić. A nienawidzimy wszystkich. Nienawidzimy Żydów, szkopów, w tym mojego dziadka. Nienawidzimy ruskich, czarnuchów i żółtków. Tyle mogę przypomnieć sobie na raz. Aha! Nienawidzimy jeszcze masonów, komunistów i faszystów, punków i chorych na AIDS. Nie, sorki, chorym na AIDS współczujemy. Nienawidzimy ich tylko czasem, kiedy chcą się osiedlić, gdzieś obok nas. Oczywiście nienawidzimy siebie nawzajem, poza tymi rzadkimi momentami, kiedy jednoczymy się przeciwko komuś, kto nienawidzi nas jeszcze bardziej, niż my jego.
To nienawidzenie dotyczy raczej starszego pokolenia, na to przynajmniej wskazują badania, bo młodsze pokolenie ma w dupie starsze pokolenie i wszystko mu obwisa, łącznie z nienawidzeniem. Obwisa mu dopóty, dopóki nie stanie się starszym pokoleniem. Wtedy przejmuje tradycję nienawidzenia i z całym szacunkiem przekazuje ją młodszemu pokoleniu, które ma w dupie starsze pokolenie i tak dalej. I jest miło.
Tak między nami, to obwisanie nie do końca jest prawdą. Gdyby było, to młode pokolenie byłoby wyłączone z własnej woli z obiegu dóbr i usług, a nie jest. Niektórzy z nich są, bo robili rzeczy, których robić nie powinni i Bóg wyłączył ich na trwałe, ale nie dotyczy to przecież wszystkich. Takich uogólnień nie wolno robić nawet mnie. Tym bardziej, że to całkiem poważna grupa moich klientów. To znaczy odbiorców tekstów reklamowych, które piszę.
Wbrew pozorom, zależy im na większej ilości rzeczy, niż ich starym, którym nie obwisa. Zależy im na tym wszystkim, na czym zależy ich starym, a ponadto zależy im na wielu rzeczach, na których ich starym przestało już zależeć. Tylko, że młodym zależy inaczej. To znaczy, żeby chcieli kupić to, na czym im zależy, trzeba im powiedzieć, że tak naprawdę to im na tym nie zależy. Im to obwisa. Oni są sobą. Innymi słowy – cool. Oczywiście zgodnie z ustawą o ochronie języka nie wolno im mówić, że są cool, tylko że są wyluzowani. Spoko, nawet lepiej się rymuje.
« 1 2 3 4 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Ilustracja: Waldemar Jagliński

Malarz, chłopiec i Ewa
Waldemar Jagliński

20 IV 2024

Pośród soczystych traw zobaczył znajomą postać. Obraz zafalował, stał się żywy, a chłopiec z pierwszego planu znikał i pojawiał się, pulsując barwami. Kilka większych kwiatów pochyliło się w stronę Promyka, a ten uśmiechnął się szeroko i wskoczył na mocne łodygi.

więcej »
Ilustracja: <a href='mailto:tatsusachiko@gmail.com'>Tatsu</a>, wygenerowane przy pomocy AI

Bestseller
Marcin Pindel

16 III 2024

— Spójrz prawdzie w oczy: marny z ciebie pisarzyna, takich „talentów” jest na pęczki w każdym zakątku tego kraju. Nawet wśród twoich uczniów było wielu lepszych od ciebie; pewnie to zauważyłeś, czytając ich wypracowania, ale twoje chore przekonanie o tym, że jesteś wyjątkowy, pozbawiło cię trzeźwego osądu. Tylko ja mogę ci pomóc, jedyne, co musisz zrobić, to o to poprosić.

więcej »
Ilustracja: Małgorzata Myśliborska

Pająki
Jan Myśliborski

14 I 2024

Było już prawie zupełnie ciemno. Kiedy zatrzaskiwał ciężkie skrzydło bramy, wydało mu się, że po drugiej stronie drogi dostrzegł zarys sylwetki stojącego pod drzewem człowieka. Mimo wszystko poczuł coś w rodzaju ulgi, gdy już przekręcił klucz.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.