Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 16 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Tomasz Zawada
‹Bój nieśmiertelnych›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorTomasz Zawada
TytułBój nieśmiertelnych
OpisPrezentujemy drugie z trzech opowiadań-laureatów konkursu literackiego „Wyrwij pióro aniołowi”, współorganizowanego przez Esensję i wydawnictwo Wieszcze.
Gatunekfantasy

Bój nieśmiertelnych

1 2 3 7 »
Mirski z korytarza obserwował poczynania obu mężczyzn. Już teraz wiedział, że na pewno odbiorą mu tę sprawę. Może to i dobrze. Widział wiele trupów, w tym parę w stanie o wiele gorszym niż ta kobieta, ale coś niedobrego było w tym miejscu. Coś, co sprawiało, że włoski na karku stawały mu dęba. Coś nieuchwytnego, wykraczającego poza normalne rozumowanie, a ci dwaj szlachcice zdawali się dostrzegać więcej niż on.

Tomasz Zawada

Bój nieśmiertelnych

Mirski z korytarza obserwował poczynania obu mężczyzn. Już teraz wiedział, że na pewno odbiorą mu tę sprawę. Może to i dobrze. Widział wiele trupów, w tym parę w stanie o wiele gorszym niż ta kobieta, ale coś niedobrego było w tym miejscu. Coś, co sprawiało, że włoski na karku stawały mu dęba. Coś nieuchwytnego, wykraczającego poza normalne rozumowanie, a ci dwaj szlachcice zdawali się dostrzegać więcej niż on.

Tomasz Zawada
‹Bój nieśmiertelnych›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorTomasz Zawada
TytułBój nieśmiertelnych
OpisPrezentujemy drugie z trzech opowiadań-laureatów konkursu literackiego „Wyrwij pióro aniołowi”, współorganizowanego przez Esensję i wydawnictwo Wieszcze.
Gatunekfantasy
Każdemu człowiekowi towarzyszą przez całe jego życie dwa anioły osobiste: jeden dobry i jeden zły.
Robert Burton
Wysoko nad światem unoszą się dwa serafiny. Sześć par potężnych skrzydeł rytmicznie bije powietrze. Na twarzach aniołów malują się spokój i radość. Od długiego czasu przygotowywały się na tę chwilę.
– Adoyahelu – złotopióry serafin wypowiada imię swego towarzysza.
– Parymecie.
– Jesteś gotów, przyjacielu?
– Tak.
– Więc zabijmy paru ludzi.
Przez niebiosa przetacza się dziki ryk, a następnie rozdziera je huk eksplozji.
• • •
Gdy tydzień później Lucas Polc wracał z huty, wszystko było jeszcze w jak najlepszym porządku. Po kolejnym dniu wrzucania węgla do pieca ręce bolały go potwornie, a nazajutrz czekało go to samo. Następnego dnia również i jeszcze następnego też, układając się w nieskończony ciąg bezwartościowej egzystencji.
Mężczyzna wracał do domu, gdzie czekały na niego żona i dzieci. Właściwie czekały na niego i na ciężko wypracowaną dniówkę, która brzęczała teraz w kieszeni. Zaledwie parę miedziaków, ale przy odrobinie szczęścia może jeszcze uda się kupić świeży chleb i trochę kiełbasy. Ostatnio nie wiodło im się najlepiej i wszystkie pieniądze szły na jedzenie. A przed zimą powinien kupić dzieciakom nowe buty. Tylko za co?
Rozkaszlał się i splunął gęstą, czarną śliną. Gardło miał pełne sadzy i czuł straszliwe pragnienie. Ach, gdyby tylko mógł napić się piwa. Piwo było dobre, pozwalało choć przez chwilę spojrzeć na życie z lepszej perspektywy. Ale po jednym przychodziło drugie, a potem trzecie i tak dalej, byle tylko nie wracać do tego pustego, marnego życia.
Pogrążony w czarnych rozmyślaniach Polc nie zauważył podążających zanim dwóch aniołów. Zresztą nie mógł. Dostrzec skrzydlate istoty mogli tylko nieliczni, a ci nigdy nie bywali w takich dzielnicach.
Spójrz w lewo.
Szept upadłego anioła rozbrzmiał w umyśle robotnika. Obrócił głowę we wskazanym kierunku i na jego twarzy od razu pojawił się uśmiech. Bar. Jak mógł go wcześniej nie zauważyć? Przeliczył wyciągnięte z kieszeni monety. Jeśli kupi jedno piwo, to zostanie na parę bułek. Jemu też należało się coś od życia. Żwawym krokiem ruszył w stronę wejścia.
– Prostackie zagranie, Omaelu – anioł Pana skrzywił się z niesmakiem.
– Ale skuteczne. Tym razem jest mój, Azarielu.
– Jeszcze nie. Patrz!
Nagły brzdęk zwrócił uwagę Lucasa. Stał już w progu, kiedy zobaczył dwóch chłopców przewalających stertę śmieci. Wyglądali jak para szkieletów obleczonych skórą. Z desperacją przetrząsali odpadki w poszukiwaniu czegokolwiek do jedzenia. W końcu jeden z nich z triumfującym okrzykiem wyrzucił ręce do góry. Trzymał w nich na wpół zgniłe warzywa. Okrzyk chłopaka zmroził krew w żyłach robotnikowi. I ten wyraz jego twarzy. Dopiero teraz zdał sobie sprawę, że te dzieciaki przypominały mu jego własne. Ponownie spojrzał na trzymane w dłoni pieniądze. Wybrał jedną i rzucił chłopcom. Następnie odwrócił się od drzwi i poszedł do domu, nie oglądając się za siebie.
– Bardzo sprytnie, Azarielu – w głosie upadłego pojawiło się uznanie. – Tego nie przewidziałem.
– To nie było specjalnie trudne. Lucas Polc w głębi serca jest dobrym człowiekiem.
– Zobaczysz, jeszcze będzie mój. Chodź, zobaczmy teraz, co słychać u naszego ulubieńca.

– Othe – Rain Valasein wykonał ruch wygrywający partię i uśmiechnął się szeroko. – I to trzeci raz z rzędu. Obawiam się, że się starzejesz, Risco.
– Uważaj, co mówisz, bo zacznę grać na poważnie – lord Risco Tallenin odwzajemnił uśmiech. – Masz ochotę na jeszcze jedną grę?
– Oczywiście – Rain pochylił się nad planszą i zaczął ustawiać trójkolorowe kamienie. Othe było starożytną grą znaną od niepamiętnych czasów. Według historyków to aniołowie pokazali ją ludziom i nauczyli grać. Obecnie stała się rozrywką zarezerwowaną dla szlachty. – Gotowe – spojrzał na przyjaciela i jego oblicze momentalnie zachmurzyło się. – Widownia w komplecie – dodał. Za plecami Risca pojawiły się dwa anioły.
W żyłach obu mężczyzn płynęła anielska krew, dziedzictwo po przodkach. Dzięki niej posiadali zdolność dostrzegania aniołów. Byli półkrwiakami, mieszańcami.
– W końcu musieli się pojawić – Risco uniósł kryształowy puchar i upił łyk wina. Nad Rainem również unosiła się para skrzydlatych istot. Zastanawiające było to, że widzieli wszystkie anioły poza własnymi. Nawet nie wiedzieli, czy je mają. Pozornie niewielki brak, ale prowadzący do niepokojących wniosków. Wolna wola… Podniósł czerwony kamień i wykonał pierwszy ruch. Czy tak właśnie wyglądamy w pustych oczach aniołów? Jak te pionki? Zadawał sobie to pytanie już nieskończoną ilość razy.
Drzwi skrzypnęły i do salonu wszedł lokaj.
– Panie, przyszedł jakiś mężczyzna. Przedstawił się jako Tobiasz Kralc. Mówi, że przysłał go sierżant Mirski. Chciałby się z tobą zobaczyć.
– Wprowadź go – polecił Tallenin.
Tobiasz Kralc okazał się postawnym trzydziestolatkiem o wielkich dłoniach i czerwonej, kwadratowej twarzy. Najwyraźniej czuł się nieswojo wśród obitych skórą kanap, kryształów i całej masy książek. Strzelał oczami na boki, nie wiedząc, gdzie podziać wzrok, i miętosił nerwowo czapkę. Sprawiał wrażenie, jakby lada chwila miał zacząć przestępować z nogi na nogę.
– W czym mogę pomóc, panie Kralc? – spytał Risco.
– Lordzie Tallenin… – mężczyzna skłonił się niezgrabnie. – Sierżant Mirski polecił, abym przekazał ci wiadomość.
– Słucham.
– Znaleziono zwłoki kobiety. Sierżant prosi o twe szybkie przybycie, panie.
– Rozumiem. Dokąd mam się udać?
– Na ulicę Dolną. To niedaleko starej świątyni. Tam, gdzie niedawno ruszyła nowa fabryka. Mogę cię tam zaprowadzić, panie.
– Dziękuję, ale nie trzeba. Wiem, gdzie to jest. Był pan bardzo pomocny, panie Kralc – szlachcic uścisnął dłoń gościa, dyskretnie wsuwając w nią monetę. Na widok srebra oczy Tobiasza rozszerzyły się, a on sam zgiął się w ukłonie, wylewając z siebie całą litanię podziękowań.
Gdy zostali sami, Rain wstał i podszedł do Tallenina.
– Jak myślisz, po co Mirski nas wezwał? – spytał, choć obaj doskonale znali odpowiedź.
– Dowiemy się na miejscu – na twarzy szlachcica pojawił się smutny uśmiech.

Właściwą kamienicę znaleźli bez problemu. Na ulicy zebrał się tłumek gapiów. Wejścia na podwórze strzegło paru odzianych w szare mundury żandarmów. Szmer rozmów ucichł, gdy nadjechał czarny powóz. – Arystokraci – szepnął ktoś trwożliwie, a tłum zaszemrał niespokojnie.
Risco i Rain wysiedli, zupełnie nie zwracając uwagi na niechętne spojrzenia. Mieli na sobie identyczne czarne płaszcze, ale można ich było bez trudu rozróżnić. Risco był wyższy i szczuplejszy, jego blada cera i szare oczy koloru burzowych chmur zwracały uwagę. Długie czarne włosy spinała srebrna opaska. Rain natomiast był potężnie zbudowany. Spod grzywy kasztanowych włosów patrzyły śmiało błękitne oczy. Ostre rysy i blizna biegnąca wzdłuż prawego policzka nadawały mu drapieżny wygląd. Ruszyli przed siebie, a zgromadzeni ludzie zaczęli powoli się cofać, tworząc wąskie przejście.
Drogę zastąpił im jeden z żandarmów. Mężczyzna w sile wieku o surowej twarzy.
– Przykro mi, ale przejścia nie ma – powiedział. Najwyraźniej to, że miał przed sobą szlachciców, nie robiło na nim żadnego wrażenia. – To miejsce przestępstwa.
– Sierżant Mirski nas oczekuje – Risco wyjął wizytówkę zdobioną rodowym herbem i podał żandarmowi.
– Możecie wejść – odparł po chwili mężczyzna i dał znak, aby przepuścić przybyłych. – Sierżant czeka na drugim piętrze. Mieszkanie po lewej.
Zanim weszli, Rain położył dłoń na ramieniu towarzysza i wskazał na niebo. Nad dachem budynku krążyło niespokojnie kilkanaście aniołów. Szlachcic zmarszczył brwi. To nie wróżyło nic dobrego.
Przed właściwymi drzwiami stało dwóch żandarmów rozmawiających z sierżantem. Ten na widok szlachciców skrzywił się lekko i przetarł spocone czoło chustką. Gdyby mógł, wywaliłby ich stąd natychmiast, ale otrzymał jasne rozkazy – w razie jakichkolwiek niezwykłych przypadków miał niezwłocznie powiadomić o tym lorda Tallenina i na jego życzenie przekazać mu śledztwo. Nie podobało mu się to, lecz nie miał wyboru.
– Lord Tallenin, pan Valasein, cieszę się, że mogliście przybyć tak szybko. Mam nadzieję, że nie przeszkodziłem w niczym.
– Nie przeszkodził pan – Risco doskonale zdawał sobie sprawę z nastawienia sierżanta, ale nie miał mu tego za złe. – Kim jest ofiara? – spytał.
1 2 3 7 »

Komentarze

24 XI 2009   13:09:41

super !

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Na ścieżce ku kosmicznemu Samhdi-Ra
Marcel Baron

11 V 2024

Dokądkolwiek wyruszysz, Adnana, będziesz w samym sobie. Nie ma innej drogi, by osiągnąć Samhdi-Ra, niż wyrzec się siebie w ogniu Modi-jana-Sy. Będziesz więc wędrował w czasie i przestrzeni, tak naprawdę jednak nie poruszysz się ani o jeden atom. A potem wrócisz ze swojej podróży wzbogacony tylko o ciężar nowych doświadczeń.

więcej »
Ilustracja: Waldemar Jagliński

Malarz, chłopiec i Ewa
Waldemar Jagliński

20 IV 2024

Pośród soczystych traw zobaczył znajomą postać. Obraz zafalował, stał się żywy, a chłopiec z pierwszego planu znikał i pojawiał się, pulsując barwami. Kilka większych kwiatów pochyliło się w stronę Promyka, a ten uśmiechnął się szeroko i wskoczył na mocne łodygi.

więcej »
Ilustracja: <a href='mailto:tatsusachiko@gmail.com'>Tatsu</a>, wygenerowane przy pomocy AI

Bestseller
Marcin Pindel

16 III 2024

— Spójrz prawdzie w oczy: marny z ciebie pisarzyna, takich „talentów” jest na pęczki w każdym zakątku tego kraju. Nawet wśród twoich uczniów było wielu lepszych od ciebie; pewnie to zauważyłeś, czytając ich wypracowania, ale twoje chore przekonanie o tym, że jesteś wyjątkowy, pozbawiło cię trzeźwego osądu. Tylko ja mogę ci pomóc, jedyne, co musisz zrobić, to o to poprosić.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Zobacz też

Z tego cyklu

Czuły punkt
— Michał J.P. Sobkowiak

Rewolucja w Krotos
— Michał Lebioda

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.