Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 17 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Andrzej Kidaj
‹Smacznego i inne opowiadania›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorAndrzej Kidaj
TytułSmacznego i inne opowiadania
OpisCzym może się skończyć niewinny spacer po cmentarzu? Wszyscy wiemy. Nie wiemy tylko – dlaczego…
Gatunekgroza / horror, SF

Smacznego i inne opowiadania

Wyjście jednak było już niedaleko. Jeszcze tylko kilka metrów. Przyspieszyliśmy. Wolność była tak blisko. Już prawie byliśmy na zewnątrz. Jeszcze tylko dwa kroki… Jeszcze tylko jeden…

Andrzej Kidaj

Smacznego i inne opowiadania

Wyjście jednak było już niedaleko. Jeszcze tylko kilka metrów. Przyspieszyliśmy. Wolność była tak blisko. Już prawie byliśmy na zewnątrz. Jeszcze tylko dwa kroki… Jeszcze tylko jeden…

Andrzej Kidaj
‹Smacznego i inne opowiadania›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorAndrzej Kidaj
TytułSmacznego i inne opowiadania
OpisCzym może się skończyć niewinny spacer po cmentarzu? Wszyscy wiemy. Nie wiemy tylko – dlaczego…
Gatunekgroza / horror, SF
Smacznego
– Chodź, pójdziemy na spacer – poprosiłam mojego chłopaka. Wieczór był taki piękny, a ja miałam taką ochotę przejść się. Wyjść z domu.
Słońce zachodziło. Ogromna, czerwona kula skrywała się za horyzontem. Chmury odbijały jej krwisty blask. Było cudownie.
Poszliśmy w stronę starego cmentarza. Lubiłam bardzo to miejsce, gdyż panowała tam zawsze cisza i spokój.
Zagłębiliśmy się w cień pomiędzy stare, ogromne drzewa, milczące groby i wspomnienia. Czułam obecność dusz wszystkich zmarłych, którym być może zakłócaliśmy spokój naszą obecnością.
Zrobiło mi się nagle bardzo chłodno. Zadrżałam.
„Mógłby mnie przytulić” – pomyślałam.
Mój ukochany wyczuł to i objął mnie mocno. Jego silne ramiona dawały mi poczucie bezpieczeństwa.
– Wierzysz w duchy? – spytałam.
– Nie. To bzdury. Dusze po śmierci idą do raju, ewentualnie… – pokazał palcem w dół. – Zjawy i upiory to tylko wymysł ludzi, żeby straszyć niegrzeczne dzieci. Nie, nie wierzę w duchy.
– Powinieneś spróbować. Ja wierzę, że one istnieją. Są nawet tutaj, na tym cmentarzu.
Rozejrzał się i wzruszył ramionami. Pewnie mi nie uwierzył. Może miał rację…
Wokół nas pełno było starych, w większości zrujnowanych grobów. Z trudem można było odczytać nazwiska zmarłych. Stare, pochylone drzewa zdawały się prowadzić niemą konwersację ze zmarłymi.
Noc nadeszła szybko. Gęsty mrok rozjaśniały tylko nieliczne znicze. Dziwne, że w ogóle ktoś jeszcze je zapalał. Ich nikłe płomienie drgały niecierpliwie poruszane niewyczuwalnym dla nas wiaterkiem. A może to nie wiatr, tylko dusze w ten sposób pragnęły wydostać się z miejsca ich wiecznego spoczynku, aby przeżyć choć dzień wśród żywych…
Ścieżki przestały być widoczne. Szliśmy niemal po omacku.
Nad płomieniami świec zaczęły tworzyć się szare, gęste mgiełki. Zauważyłam to i dziwny dreszcz przebiegł moje ciało. Mocniej przytuliłam się do mojego chłopaka.
– Nie bój się – szepnął. – Żadne duchy nie istnieją.
Jego głos nie był jednak już taki pewny, jak poprzednio. Czułam, jak rośnie w nim napięcie. Starał się być spokojny, ale cały czas zerkał nerwowo na boki. Uśmiechnęłam się. A więc cmentarz wywarł na nim wrażenie.
Nagle dobiegł nas dziwny odgłos. Zamarliśmy nasłuchując. Przez chwilę panowała cisza, która ponownie została przerwana przez ten dźwięk. Coś jakby przesuwanie kamienia po kamieniu. Albo odsuwane płyty grobowca…
Spojrzałam na mojego faceta. Był chyba bardzo przerażony. Czyżby się domyślił? Ścisnął mnie mocno za rękę. Uśmiechnęłam się.
– Uciekajmy – usłyszałam, kiedy zaczął biec ciągnąc mnie ze sobą.
Uciekaliśmy co sił w nogach przed goniącymi nas głośnymi oddechami prosto z zaświatów. Wszędzie otwierały się groby, z których wydostawały się półprzeźroczyste zjawy, na wpół rozłożone ciała, bielące się kości. Dookoła poruszały się niewyraźne kształty. Otaczały nas i szeptały. Cały czas szeptały. Chciały ofiary, aby zaspokoić swój głód.
Wyjście jednak było już niedaleko. Jeszcze tylko kilka metrów. Przyspieszyliśmy. Wolność była tak blisko. Już prawie byliśmy na zewnątrz. Jeszcze tylko dwa kroki…
Jeszcze tylko jeden…
Nagle chłopak potknął się i przewrócił pociągając mnie na ziemię. Upadliśmy. Niemal udało mu się wydostać z cmentarza, ale nie mogłam mu na to pozwolić. Pochwyciłam go za nogę i przytrzymałam. Nie mógł uciec. Był nasz. Musiał zaspokoić nasz głód. Wyssiemy jego siły witalne, abyśmy mogli istnieć.
Kształty zacieśniły krąg wokół nas.
Smacznego, bracia i siostry.
Grudzień – 1997

Później
Dzień miał się ku końcowi. Błękitne do tej pory niebo najpierw poszarzało, by w niedługim czasie przyjąć barwę czarną. Słońce przegrało walkę z księżycem i gwiazdami. Nadeszła noc.
Na dworze było jak zwykle cicho i spokojnie. Od czasu do czasu dmuchnął lekki wietrzyk unosząc z chodnika strzępki jakiejś gazety, które niemal natychmiast opadały, nie mając siły wzbić się wyżej. Zaszeleścił stary papier.
Latarnie od dawna się nie świeciły, ale dzisiaj nie zachodziła taka potrzeba. Była pełnia i księżyc chętnie dzielił się swoim chłodnym blaskiem.
Jakaś bezczelna chmurka śmiała zasłonić ten piękny, srebrny krąg. Została od razu przegoniona, jednak nadeszły inne i było ich więcej. Chyba zbierało się na ciepły, letni deszczyk. Przyda się trochę ochłody dla spieczonej słońcem Ziemi.
Znowu powiał wiatr. Tym razem silniejszy. Nocna ciszę zakłóciła turlająca się po chodniku puszka. Echo jeszcze przez pewien czas odbijało się od starych murów.
Na parkingu w równym rzędzie stały samochody. Od dawna niemyte były pokryte grubą warstwą brudu. Ale tak właśnie miało być. Niemyte i nieużywane. Nikogo już nie obchodziły.
Zaczął padać drobny, miękki deszczyk. Był bardzo radioaktywny. Nikomu to jednak nie przeszkadzało. Nikt nie zaprotestował. Nie było nikogo, kto mógłby to uczynić. Na Ziemi przecież już od dawna nie było życia.
Luty – 1998

Spotkanie
Spotkałem ją w autobusie. Była bardzo ładna. Ciemnobrązowe włosy łagodnie opadały na ramiona, jej zielone oczy patrzyły na mnie ciekawie. Było w nich coś, co mnie zafascynowało. Nie wiem, czy to były te dziwne ogniki, czy coś innego.
Usiadła naprzeciwko mnie. Założyła nogę na nogę i uśmiechnęła się do mnie pierwszy raz. Odwzajemniłem uśmiech. Podobała mi się, a jej oczy były takie dziwne. Chyba mnie zahipnotyzowała.
Nie znałem jej, ale jednocześnie miałem wrażenie, że jesteśmy ze sobą w jakiś sposób związani. Wiedziałem, jak to się skończy.
Ujęła moją dłoń i zaczęła pieścić przesuwając kciukiem po jej wierzchu. Bardzo to lubiłem, tylko skąd ona o tym wiedziała?
Wysiedliśmy na tym samym przystanku. Poszedłem do niej, aby uczynić to, co było nam przeznaczone. To musiało stać się dzisiaj. Czułem to całym sobą. Nie mogło być inaczej.
Księżyc pokazał się w całej swej okazałości. Jego zimne światło wpadało przez niezasłonięte okno do pokoju.
Leżeliśmy mocno do siebie przytuleni, głaskałem ją po głowie, którą oparła na moim ramieniu. Czułem jej gładkie, gorące ciało. Ostatni raz.
Uniosła nogę i przesunęła nią po moim brzuchu.
Zdawała się być taka delikatna i bezbronna. Wiedziałem jednak, że to nieprawda. Byłem przygotowany na to, co miało się teraz wydarzyć.
Więc kiedy poczułem jej dłonie o delikatnych palcach na mojej szyi, odepchnąłem ją mocno. Nie mogłem się już wycofać i puścić jej wolno. Ona by tego nie zrobiła.
Usiadłem na niej przygniatając kolanami jej ramiona do łóżka. Nie rzucała się. Wiedziała, że nie ma szans. Nie tym razem.
Nie krzyczała. Z nienawiścią patrzyła na mnie, kiedy wyciskałem z niej życie niczym sok z cytryny. Tym razem przegrała i ze spokojem przyjmowała porażkę. W końcu zamknęła oczy.
Trzymałem ją jeszcze przez chwilę jakby obawiając się, że zaraz spojrzy na mnie.
Nie miałem wyrzutów sumienia. Tylko jedno z nas mogło przeżyć tej nocy. Tym razem to ja miałem szczęście, ale kiedyś różnie to bywało.
Walczyliśmy ze sobą od wielu wieków przybierając różne postacie, umierając na wiele sposobów i odradzając się na nowo. To była taka gra, której nikt nie mógł wygrać. Bez końca. Bez wytchnienia. Śmierć była dla nas tylko etapem przejściowym. Musieliśmy tu powrócić, żeby powtórzyć to od początku. Wiele, wiele razy.
Oddałbym wszystko, żeby to się już skończyło. Żebym mógł umrzeć w spokoju i nie ciągnąć tego dalej.
Wiem, że wróci. Ciekawe tylko w jakiej tym razem postaci.
Grudzień – 1997
koniec
1 października 2001

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Na ścieżce ku kosmicznemu Samhdi-Ra
Marcel Baron

11 V 2024

Dokądkolwiek wyruszysz, Adnana, będziesz w samym sobie. Nie ma innej drogi, by osiągnąć Samhdi-Ra, niż wyrzec się siebie w ogniu Modi-jana-Sy. Będziesz więc wędrował w czasie i przestrzeni, tak naprawdę jednak nie poruszysz się ani o jeden atom. A potem wrócisz ze swojej podróży wzbogacony tylko o ciężar nowych doświadczeń.

więcej »
Ilustracja: Waldemar Jagliński

Malarz, chłopiec i Ewa
Waldemar Jagliński

20 IV 2024

Pośród soczystych traw zobaczył znajomą postać. Obraz zafalował, stał się żywy, a chłopiec z pierwszego planu znikał i pojawiał się, pulsując barwami. Kilka większych kwiatów pochyliło się w stronę Promyka, a ten uśmiechnął się szeroko i wskoczył na mocne łodygi.

więcej »
Ilustracja: <a href='mailto:tatsusachiko@gmail.com'>Tatsu</a>, wygenerowane przy pomocy AI

Bestseller
Marcin Pindel

16 III 2024

— Spójrz prawdzie w oczy: marny z ciebie pisarzyna, takich „talentów” jest na pęczki w każdym zakątku tego kraju. Nawet wśród twoich uczniów było wielu lepszych od ciebie; pewnie to zauważyłeś, czytając ich wypracowania, ale twoje chore przekonanie o tym, że jesteś wyjątkowy, pozbawiło cię trzeźwego osądu. Tylko ja mogę ci pomóc, jedyne, co musisz zrobić, to o to poprosić.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Zobacz też

Tegoż twórcy

Skradziony Statek
— Andrzej Kidaj

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.