Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 17 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Andrzej Kidaj
‹Skradziony Statek›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorAndrzej Kidaj
TytułSkradziony Statek
OpisSympatyczna, bezpretensjonalna opowieść o hrabim i jego lokaju jako doskonała podstawa do równie sympatycznej i bezpretensjonalnej space opery.
Gatunekspace opera

Skradziony Statek

1 2 3 4 »
– Nie… Bo widzi pan hrabia… – jąkał się, ale postanowił powiedzieć całą prawdę najprościej, jak tylko umiał. – To nie meteoryt. To bardziej statek międzyukładowy klasy zero z napędem nadprzestrzennym. Wygląda na to, że będziemy gościć u siebie przedstawicieli obcej cywilizacji.

Andrzej Kidaj

Skradziony Statek

– Nie… Bo widzi pan hrabia… – jąkał się, ale postanowił powiedzieć całą prawdę najprościej, jak tylko umiał. – To nie meteoryt. To bardziej statek międzyukładowy klasy zero z napędem nadprzestrzennym. Wygląda na to, że będziemy gościć u siebie przedstawicieli obcej cywilizacji.

Andrzej Kidaj
‹Skradziony Statek›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorAndrzej Kidaj
TytułSkradziony Statek
OpisSympatyczna, bezpretensjonalna opowieść o hrabim i jego lokaju jako doskonała podstawa do równie sympatycznej i bezpretensjonalnej space opery.
Gatunekspace opera
Rozdział 1 – kradzież
Hrabia Niepomucen Mordoklej siedział właśnie w swym nowym fotelu bujanym, wyłożonym kolorową gąbką i palił zagraniczne cygaro, kiedy głośny huk przetoczył się nad okolicą płosząc okoliczne kaczki, pałac zaś zadrżał w posadach. Portret dziadka ze strony matki, świętej pamięci Mścisława Brzęczyszczykiewicza, również hrabiego, przechylił się na lewą stronę ukazując paskudną dziurę w ścianie, którą dotychczas zakrywał. To było jednak nic w porównaniu z tym, że kula do kręgli, ozdobiona rodzinnym herbem, stoczyła się z półki i spadła prosto na nogę hrabiego Niepomucena.
– Janie! – zawył hrabia. – Jaaanieee!!!
– Tak panie hrabio – wierny lokaj, który robił także za kucharza, szofera, odźwiernego i osobistego doradcę w sprawach majątkowych, pojawił się w drzwiach zupełnie jakby tam stał cały czas. Skłonił się z szacunkiem. – Życzy pan sobie nowe cygaro? A może włączyć panu hrabiemu telewi…
– Zamknij się durniu! Kula!
– Co kula? Chyba kura…
– Kula! Do kręgli. Spadła mi na nogę.
– Nie powinien pan hrabia grać w salonie – pouczył Jan podnosząc kulę i wypolerowawszy ją rękawem położył z powrem na miejsce. – Zaniosę pana hrabiego do kręgielni za stajniami. Już dawno mówiłem, że powinni przenieś ją bliżej…
– Zamknij się durniu! – hrabia widocznie lubował się w tym sformułowaniu. – Powiedz lepiej, co to był za hałas. Cały pałac zadrżał w posadach. Trzęsienie ziemi, czy znowu grasz w sapera?
– To było za stajniami panie hrabio. Spadło z nieba i przestraszyło konie. Ale już wszystko w porządku, są prowadzone do stajen.
– Meteoryt?
– Nie. Konie.
– Pytam, czy to meteoryt spadł z nieba.
Jan podrapał się za uchem wyraźnie zakłopotany. Nie wiedział, jak to wytłumaczyć, żeby pracodawca zrozumiał. Wyłuskał zza ucha kępkę siwych włosów i schował ją do kieszeni.
– Nie… Bo widzi pan hrabia… – jąkał się, ale postanowił powiedzieć całą prawdę najprościej, jak tylko umiał. – To nie meteoryt. To bardziej statek międzyukładowy klasy zero z napędem nadprzestrzennym. Wygląda na to, że będziemy gościć u siebie przedstawicieli obcej cywilizacji.
– Zagraniczni goście? – ożywił się hrabia. – Szybko podaj mi frak… Albo lepiej smoking… A może jedno i drugie – zastanowił się. – I przygotuj salę jadalną. Będzie impreza.
– Ależ panie hrabio – zaoponował Jan. – Ci goście nie są zza granicy. To znaczy są, ale z innej planety. Nie wiadomo, czy będą chcieli imprezować. Może pan hrabia powinien sam z nimi pogadać… Zawiozę pana hrabiego na pastwisko.

W samym środku łąki znajdowała się głęboka na dziesięć i szeroka na pięćdziesiąt metrów jama. Wokół niej trawa była popalona, znad krawędzi unosiły się smużki dymu.
Biała limuzyna zatrzymała się nieopodal jamy. Lokaj szybko podbiegł otworzyć tylne drzwiczki, z których wysunęła się dłoń. Sprawdziwszy, czy nie pada deszcz, hrabia wyskoczył z samochodu. Obaj podeszli na skraj krateru.
Na dnie jamy znajdowało się metalowe coś w kształcie cygara. Na samo skojarzenie hrabia odruchowo sięgnął do kieszeni swojej jedwabnej kurtki. Oczywiście nic tam nie znalazł. Jan jednak odgadł jego intencje, gdyż szybko wyjął pudełko i podsunął hrabiemu. Ten wybrał sobie świeże cygaro i powąchawszy je z lubością, wsunął do kieszeni kurtki. Będzie na później. Pochylili się nad krawędzią krateru w milczeniu spoglądając na pojazd kosmiczny.
– Spory – mruknął w końcu hrabia.
– Nooo…
– Myślisz, że tam są Marsjanie?
– Nooo…
– Zielone z antenkami na głowie?
– Nooo… To znaczy co pan hrabia? Zielone z antenkami są tylko w bajkach. Za dużo czyta pan hrabia fantastyki. Poza tym to na pewno nie Marsjanie. Na Marsie nie wykryto jak dotąd żadnych żywych organizmów. Tylko skamieliny bakterii w kawałku skały. Myślę, że przybyli do nas skądinąd. Może z Alfa Centauri. A może z Proximy…
– Taaa… To możliwe. Chyba powinniśmy…
Przerwał mu głośny zgrzyt metalu. W kadłubie statku pojawił się kwadratowy otwór, przez który wyjechał na jakiejś ukrytej windzie malutki człowieczek. Chociaż prawdę mówiąc wcale nie wyglądał na człowieka. Cały był nagi i łysy. Miał duże oczy i odstające uszy. Jan pomyślał, że wygląda jak elf a hrabia bezskutecznie próbował dojrzeć cokolwiek, co by określiło płeć przybysza. Był niewiarygodnie chudy, wyglądał na niedożywionego. W żadnym razie nie był jednak zielony i nie miał antenki na głowie, co zastanowiło hrabiego. Czyżby wszystkie bajki kłamały? Poczuł się oszukany. Kosmita tymczasem pomachał wesoło patykowatą rączką. Hrabia i Jan odpowiedzieli mu tym samym gestem.
Coś błysnęło i po chwili kosmita pojawił się obok nich. Był o wiele niższy, niż się spodziewali, sięgał im zaledwie do pępka.
– Dzień dobry – powiedział nieco metalicznym głosem. – Nazywam się Prrry i pochodzę z Syriusza. Mógłbym wiedzieć, z kim mam przyjemność?
– Jestem hrabia Niepomucen Mordoklej i pochodzę z Moszenek Dolnych. A to jest mój lokaj Jan. Janie, ukłoń się ładnie.
Jan dygnął jak panienka i nie wiedząc, jak się dalej zachować, podał przybyszowi cygaro. Ten odgryzł koniec i wypluł w trawę.
– Dzięki. Mógłbym jeszcze prosić o ogień? – spytał. Jan usłużnie odpalił mu cygaro. – Mmm… Co za aromat. Miodzio.
– Czy mógłbym wiedzieć – odezwał się hrabia – co takiego sprowadza was na naszą planetę?
– Po pierwsze: nie nas tylko mnie. Jestem tu sam. Po drugie: mógłby pan wiedzieć. Już mówię. Mam urlop i postanowiłem udać się w podróż dookoła wszechświata. Latam więc sobie to tu to tam. Nie uwierzycie. Mimo czterystu lat nie opuściłem jeszcze mojego układu. Wyrobiłem więc sobie paszport i rozglądam się po świecie… To jest po wszechświecie. Doskonałe cygaro. Czy mógłbym dostać jeszcze jedno na później?
Jan bez słowa podał mu drugie cygaro.
– Dzięki. Tak więc jak już nadmieniłem, zwiedzam sobie wszechświat. Wasza rasa, jak mniemam, nie zna jeszcze lotów kosmicznych?
– Dotarliśmy już do księżyca – odparł z dumą hrabia.
– Ach tak, słyszałem. Ale sądziłem, że to tylko plotki. No cóż, na początek dobre i to. A poza tym księżyce to doskonałe miejsca na pikniki. A i powietrze zdrowsze. Polecam zwłaszcza księżyce Saturna.
– Trochę daleko.
– Eee tam. O rzut atomowym beretem.
– Trzeba się tylko mocno zamachnąć – mruknął pod nosem Jan, ale nikt go nie usłyszał.
– A powiedz mi, Prrry, czy gracie w kręgle? – spytał hrabia.
– Czy gramy w kręgle? – oburzył się kosmita. – To nasz narodowy sport! Wszyscy jesteśmy mistrzami.
– Co byś więc powiedział na partyjkę? Powiedzmy dziś wieczorem?
– To wspaniały pomysł! – ucieszył się Prrry i aż podskoczył z radości.
– No to o ósmej w mojej kręgielni.
– Będę – obiecał kosmita po czym zniknął. Pojawił się na chwilę na swoim statku, ale winda już go zwoziła na dół.
Hrabia z Janem spacerkiem wrócili do limuzyny.
– Co o nim sądzisz? – spytał Niepomucen.
– Sądzę, że jest miły. Myślę, że gra z nim w kręgle przyniesie panu hrabiemu dużo satysfakcji.
– Ja też tak myślę. Wracajmy do pałacu.
Lokaj wpuścił hrabiego do samochodu, po czym usiadł za kierownicą i ruszył z kopyta. Chwilę potem byli już na miejscu, w końcu do pałacu było niecałe dwieście metrów.

Wypuszczona przez hrabiego Mordokleja kula potoczyła się powoli w stronę kręgli strącając je wszystkie. Hrabia podskoczył i zaklaskał ucieszony jak dziecko. Wziął z trzymanej przez Jana tacy szklankę z piwem i łyknął potężnie.
– Teraz pana kolej, Prrry. Ostrzegam jednak, że będzie miał pan wielki problem, żeby ze mną wygrać. Już nie pamiętam, kiedy strąciłem mniej niż wszystkie.
Kosmita tylko skłonił się i podszedł do toru. Ubrany był, podobnie jak hrabia, w strój wieczorowy, a więc dosyć wytwornie. Obaj traktowali tę grę z należnym jej szacunkiem, więc stroje te były jak najbardziej na miejscu.
– Pozwolisz hrabio, że zagram własna kulą. Te są dla mnie trochę za duże.
– Oczywiście. Proszę nie robić sobie problemów.
Prrry wyjął z kieszeni białą kulkę wielkości piłki do tenisa. Przymierzył się, wycelował i pchnął ją w kierunku kręgli. Potoczyła się nierównym łukiem niczym surowe jajko, jednak w chwili zderzenia z pierwszym kręglem eksplodowała obracając połowę kręgielni w gruz. Kiedy pył opadł, hrabia wstał i otrzepawszy się, spojrzał groźnie na kosmitę.
1 2 3 4 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Na ścieżce ku kosmicznemu Samhdi-Ra
Marcel Baron

11 V 2024

Dokądkolwiek wyruszysz, Adnana, będziesz w samym sobie. Nie ma innej drogi, by osiągnąć Samhdi-Ra, niż wyrzec się siebie w ogniu Modi-jana-Sy. Będziesz więc wędrował w czasie i przestrzeni, tak naprawdę jednak nie poruszysz się ani o jeden atom. A potem wrócisz ze swojej podróży wzbogacony tylko o ciężar nowych doświadczeń.

więcej »
Ilustracja: Waldemar Jagliński

Malarz, chłopiec i Ewa
Waldemar Jagliński

20 IV 2024

Pośród soczystych traw zobaczył znajomą postać. Obraz zafalował, stał się żywy, a chłopiec z pierwszego planu znikał i pojawiał się, pulsując barwami. Kilka większych kwiatów pochyliło się w stronę Promyka, a ten uśmiechnął się szeroko i wskoczył na mocne łodygi.

więcej »
Ilustracja: <a href='mailto:tatsusachiko@gmail.com'>Tatsu</a>, wygenerowane przy pomocy AI

Bestseller
Marcin Pindel

16 III 2024

— Spójrz prawdzie w oczy: marny z ciebie pisarzyna, takich „talentów” jest na pęczki w każdym zakątku tego kraju. Nawet wśród twoich uczniów było wielu lepszych od ciebie; pewnie to zauważyłeś, czytając ich wypracowania, ale twoje chore przekonanie o tym, że jesteś wyjątkowy, pozbawiło cię trzeźwego osądu. Tylko ja mogę ci pomóc, jedyne, co musisz zrobić, to o to poprosić.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Zobacz też

Tegoż twórcy

Smacznego i inne opowiadania
— Andrzej Kidaj

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.