Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 29 czerwca 2024
w Esensji w Esensjopedii

Magda Schreiber
‹Pan Słoneczko›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorMagda Schreiber
TytułPan Słoneczko
OpisCzasami zbyt dokładne przyglądanie się swoim sąsiadom może rodzić wiele pytań… lub prowadzić do odkrycia czegoś, o czym wiedzieć się nie chciało.
Autorka pisze o sobie:
Urodziłam się w 1976 roku, w Warszawie – i tu spędziłam prawie całe dotychczasowe życie. Skończyłam studia – Akademię Sztuk Pięknych. Teraz rzeźbię i pracuję w sklepie zoologicznym, żeby zarobić na materiały do tych rzeźb… Dotychczas nie publikowałam żadnych opowiadań; jednak w 2005 r. ukazał się mój esej pt. „Zwierzę w sztuce współczesnej” (Fraza 4/2005).
Gatunekhumor / satyra, realizm magiczny

Pan Słoneczko

1 2 »
Ciągle tylko z pracy i do pracy, z pracy i do pracy. Tylko wieczorem go widzę i czasem bardzo rano. Nie wie pani, sąsiadko, gdzie on pracuje? Starszy człowiek przecież!

Magda Schreiber

Pan Słoneczko

Ciągle tylko z pracy i do pracy, z pracy i do pracy. Tylko wieczorem go widzę i czasem bardzo rano. Nie wie pani, sąsiadko, gdzie on pracuje? Starszy człowiek przecież!

Magda Schreiber
‹Pan Słoneczko›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorMagda Schreiber
TytułPan Słoneczko
OpisCzasami zbyt dokładne przyglądanie się swoim sąsiadom może rodzić wiele pytań… lub prowadzić do odkrycia czegoś, o czym wiedzieć się nie chciało.
Autorka pisze o sobie:
Urodziłam się w 1976 roku, w Warszawie – i tu spędziłam prawie całe dotychczasowe życie. Skończyłam studia – Akademię Sztuk Pięknych. Teraz rzeźbię i pracuję w sklepie zoologicznym, żeby zarobić na materiały do tych rzeźb… Dotychczas nie publikowałam żadnych opowiadań; jednak w 2005 r. ukazał się mój esej pt. „Zwierzę w sztuce współczesnej” (Fraza 4/2005).
Gatunekhumor / satyra, realizm magiczny
Na drzwiach jego mieszkania wisiała prosta tabliczka z napisem: Alojzy Ważko. I tak się faktycznie nazywał.
Oczywiście gdyby zechciał, mógłby odwołać się do tradycji i przyjąć imię jednego z zasłużonych, jak Re, Helios czy Swaróg. Wielu jego poprzedników tak robiło. Ale on pozostał przy imieniu, jakie nadano mu na chrzcie i nazwisku, które odziedziczył po ojcu.
Jego sąsiedzi – mieszkańcy niedużej, mocno zaniedbanej kamienicy na Ochocie – zwracali się do niego „panie Alojzy” albo po prostu „sąsiedzie”. Spotykali go czasem na schodach; wieczorem, gdy wracał z pracy lub w ciemne zimowe poranki. Zawsze się grzecznie witał i miło uśmiechał, a jego rozmówcom udzielał się pogodny nastrój.
– Jakiś dziwny – powiedziała kiedyś o nim pani Janka, ta, co ma syna kamieniarza i dwa tłuste koty. – Ale grzeczny i taki zawsze uśmiechnięty. A moja wnusia to go uwielbia po prostu.
– Oj, dziwny – zgodziła się pani Klujkowa, ta, co ma chorą nogę i chodzi o lasce (a jej mąż jest po dwóch zawałach, a mieszkają na drugim, a, jak mawiała, kwaterunek ich nie chce przenieść na parter, choć mieszkanie po Bryczkowskim stoi puste, i to jest, mówiła, proszę pani, skandal). – Ciągle tylko z pracy i do pracy, z pracy i do pracy. Tylko wieczorem go widzę i czasem bardzo rano. Nie wie pani, sąsiadko, gdzie on pracuje? Starszy człowiek przecież!
– A… kto to wie. Nic nie chce powiedzieć, pewnie ta… tajemnica zawodowa. Teraz to nie mówią, papier podpisują i jak coś, to buch! Do więzienia.
– A tam papier. Ja pani mówię, sąsiadko, to jakaś tajemnicza sprawa. Pewnie coś podejrzanego. Mafia gorsza jak papier, ja pani to mówię.
– I z tej mafii by mieszkał w kwaterunku? – pani Janka machnęła ręką. – E, pani Klujkowa.
– No, a czemu by tak po nocach wracał?
– No, zwyczajnie, chłopina lubi po robocie na wódkę wpaść i tyle.
– Na wódkę nie – zaprzeczyła pani Klujkowa ze znajomością rzeczy. – Poznałabym.
Mogłaby dodać jeszcze to i owo. Pani Klujkowa mieszkała w tym domu od pięćdziesiątego siódmego. Gdy wprowadziła się do kamienicy – jeszcze jako młoda kobieta – pan Alojzy mieszkał już pod dziewiątką. Pewnego razu spotkała pana Ważko późnym wieczorem, gdy wracał do domu. Na klatce schodowej paliła się słaba żarówka. W jej słabym, jakby mdłym świetle widziała niewiele, lecz jedno nie ulegało wątpliwości: pan Alojzy nie rzucał cienia. W ogóle.
I czy to nie jest zastanawiające, że w jego obecności wydaje się, że jest jaśniej? Pani Klujkowa widziała ostatnio w telewizji program o pierwiastkach promieniotwórczych. Nie bardzo co prawda sobie wyobrażała, jak wygląda taki promieniujący pierwiastek. Ale nie zdziwiłaby się specjalnie, gdyby ich sąsiad zajmował się czymś takim.
Może by i powiedziała o tym pani Jance – ale jakoś wydało jej się to niestosowne. Być może powiedziałaby i tak, ale zaabsorbował ją inny problem: schody, na które musiała się jakoś wgramolić – ze swoją nogą i laską – by wrócić mieszkania na drugim.

Pan Alojzy lubił swoją pracę. Niemniej cenił sobie również te zimowe wieczory, gdy wracał do domu trochę wcześniej. Mógł wtedy nawet iść do kina lub odwiedzić sąsiadów.
Tak jak zrobił to dzisiaj.
Zapukał do obdrapanych brązowych drzwi, wiedząc, że dzwonek nie działa. Czekał dłuższą chwilę, wreszcie w progu stanęła młoda kobieta.
– O, to pan sąsiad – rozjaśniła się na jego widok. – Proszę, proszę, niech pan wejdzie.
– Dobry wieczór. Jak się czuje babcia? – spytał pan Alojzy, zerkając spod oka na dziewczynę.
Jej ładna, choć trochę lalkowata twarz teraz pobladła i ściągnęła się. Pod oczami miała granatowe cienie. Nieoczekiwanie dodało jej to trochę charakteru. Istna Matka Boska Boleściwa, pomyślał pan Alojzy i przypomniał sobie, że dziewczyna ma na imię Maria.
– Zdenerwowana trochę. Złości się. Nie poznaje nas dzisiaj.
– Kto tam jest?! – rozległo się z pokoju niespokojne wołanie.
Pan Alojzy westchnął. Jeszcze rok temu pani Ala normalnie wychodziła po zakupy. Teraz leżała w łóżku, nie wiedząc gdzie jest, nie poznając nikogo i nie zawsze pamiętając, jak się przełyka czy kaszle.
Rzeczywiście nie była w najlepszym humorze. Być może nastrój psuł jej widok wnuka – długowłosego, brodatego faceta w koszuli w kwiatki.
– Zdejmijcie mi tę taśmę! – złościła się.
– Jaką taśmę, babuniu? Bandaż? – pytał brodacz cierpliwie, choć najwyraźniej docierał już do kresu wytrzymałości.
– Nie bandaż! Taśmę!
– Jaką taśmę?
– Tam! – pani Alicja wskazała nieokreślony kierunek.
– Nie! Taśmę!
– Babuniu, nie rozumiem, o co ci chodzi. Gdzie jest ta taśma?
– Niech pan nie udaje Greka!
– Dzień dobry, pani Alicjo – pan Alojzy zdecydował sie wkroczyć do pokoju.
Staruszka spojrzała na niego – pomarszczona, jakby żółwia twarz rozpromieniła się w uśmiechu.
– Pan Słoneczko! – wykrzyknęła, starając się unieść na chudej ręce.
Pan Alojzy czuł na sobie mordercze spojrzenia dwojga młodych ludzi. Ich własna babcia zwracała się do nich „pan” i „pani”, za to sąsiada rozpoznawała zawsze bez chwili wahania.

Pan Alojzy rozmyślał o tym nazajutrz w pracy, gdy ognisty rydwan zjeżdżał już w stronę błękitnych stajni. Rumaki szły spokojnie – teraz w zimie były raczej senne i nie myślały o wybrykach. Nie musiał tak bardzo uważać. Zastanawiał się między innymi, czy aby nie nadeszła pora na zmianę mieszkania. Sąsiedzi chyba zaczęli coś przewąchiwać. Ta mała Krysia Klujkowa ostatnio dziwnie mu się przyglądała. No tak, to już staruszka. Jak ten czas leci… No i jeszcze sam się ustawił tak głupio, w świetle żarówki, na schodach; naiwnością byłoby sądzić, że nic nie zauważyła.
A teraz jeszcze to przezwisko wymyślone przez panią Alicję. Pan Alojzy spodziewał się, że – prędzej czy później – ktoś go wreszcie zdemaskuje. Ale raczej podejrzewałby o to dzieciaki, a nie leciwą kobiecinę z potężnym bagażem doświadczeń. Inna sprawa, że pani Ala właściwie powracała do stanu dziecka – tracąc wspomnienia, odzyskiwała tę specyficzną wrażliwość u dorosłego nie tyle nie obecną, co raczej stłumioną.
Najgorzej z tym cieniem. Po letnim okresie, kiedy spędzał na niebiańskich łąkach lwią część każdej doby, nie tylko przestawał rzucać cień, ale, co gorsza, zaczynał świecić własnym światłem. Jeszcze tego brakowało, żeby któraś z tych strasznych bab zobaczyła go w ciemności, jak jakiegoś robaczka świętojańskiego!
– Prezes chce cię widzieć – powiedział mu archanioł, gdy stajenni wyprzęgali słoneczne rumaki, starając sie przy tym nie dopuścić do pożaru.
Pan Alojzy przytrzymał przy pysku Iskrę. Jego ulubienicy, poczciwej kobyle (karna w zaprzęgu, w pysku miękka, po prostu anioł nie koń), zdarzało się jednak zionąć ogniem, kiedy ktoś ją zdenerwował.
– Powiedziałem, że Szef cię wzywa – powtórzył zniecierpliwiony Wysłannik. Pan Alojzy spostrzegł, że ten nie nosił skrzydeł, tylko dobrze skrojony garnitur. Być może był jednym z tych, których Szef zesłał na ziemię do Szkoły Biznesu.
– Zaraz przyjdę.
– Bosh! – Wysłannik przewrócił oczami (tak powiedział, włącznie z „sh” na końcu; zupełnie jakby wierzył, że w ten sposób nie wzywa imienia Szefa nadaremno). – Nie wiem, czy zrozumiałeś. PREZES chce cię widzieć. Natychmiast.
W tej chwili Magma nerwowo zachrapała, gwałtownie unosząc łeb. Widać nie spodobał jej się ostry ton anioła. W jej oczach błysnął płomień i natręt cofnął się przezornie, zapewne w trosce o swoje wytworne ubranie.
Ilustracja: <a href='mailto:ortheza@wp.pl'>Łukasz Matuszek</a>
Ilustracja: Łukasz Matuszek
Pan Alojzy wymruczał jej kilka uspokajających słów i – na wszelki wypadek – krótką modlitwę.
– Zaraz przyjdę – powtórzył ugodowo.
Natychmiast, też coś. Regulamin Słonecznych jasno mówił, że nie wolno zostawiać Rumaków, dopóki nie stoją bezpiecznie w boksach. Dopiero gdy były niegroźne, oddzielone od świata warstwą poświęconego azbestu, pan Alojzy poszedł długim korytarzem aż do dużych, obitych skóra drzwi z napisem PREZES. Panu Słoneczko bardziej podobały się błękitno-złote wrota z napisem BÓG. Ale – co prawda, to prawda – ten pierwszy tytuł wydawał się ostatnio znacznie bardziej wszechmocny.
– Witam, witam – powiedział Prezes, wstając na powitanie. – Proszę siadać, panie Ważko.
Pan Alojzy spostrzegł, że Szef też zmienił swoją zwykłą znoszoną szatę na trzyczęściowy garnitur. Ale brodę zostawił jaka była – wielką i bardzo rozczochraną. W rezultacie wyglądał niechlujnie i trochę bezradnie – przypominał nieco panią Alicję.
I był jakby nieswój.
– Um… Hm, hm. Panie Alojzy, oto jest nasz nowy kierownik, hm, działu marketingu, archanioł Napadel.
1 2 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Ilustracja: <a href='mailto:tatsusachiko@gmail.com'>Tatsu</a>, wygenerowane przy pomocy AI

Operacja „Wilczyca”
Jakub Wczasek

22 VI 2024

Eli przemknęła bezszelestnie i w przelocie chlasnęła młodego partyzanta. Hanys cofnął się, widząc jak pozbawiony futra stwór o wilczym pysku wyłonił się z ciemności i jednym szybkim uderzeniem szponiastej łapy zamienił szyję Maciusia w krwawą miazgę. Chłopak nie wydał najmniejszego dźwięku i z szeroko rozwartymi oczyma opadł na ściółkę.

więcej »
Ilustracja: Marcel Baron

Na ścieżce ku kosmicznemu Samhdi-Ra
Marcel Baron

11 V 2024

Dokądkolwiek wyruszysz, Adnana, będziesz w samym sobie. Nie ma innej drogi, by osiągnąć Samhdi-Ra, niż wyrzec się siebie w ogniu Modi-jana-Sy. Będziesz więc wędrował w czasie i przestrzeni, tak naprawdę jednak nie poruszysz się ani o jeden atom. A potem wrócisz ze swojej podróży wzbogacony tylko o ciężar nowych doświadczeń.

więcej »
Ilustracja: Waldemar Jagliński

Malarz, chłopiec i Ewa
Waldemar Jagliński

20 IV 2024

Pośród soczystych traw zobaczył znajomą postać. Obraz zafalował, stał się żywy, a chłopiec z pierwszego planu znikał i pojawiał się, pulsując barwami. Kilka większych kwiatów pochyliło się w stronę Promyka, a ten uśmiechnął się szeroko i wskoczył na mocne łodygi.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Zobacz też

Tegoż twórcy

Kapeć. Powiastka eschatologiczna
— Magda Schreiber

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.