Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 26 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii

Grzegorz Wiśniewski
‹Tolkienowska opowieść wigilijna›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorGrzegorz Wiśniewski
TytułTolkienowska opowieść wigilijna
OpisZgodnie z długą (już czteroletnią) tradycją, Greg Wiśniewski obdarza nas opowieścią wigilijną (wcześniejsze – Imperialną, Matriksową i Obcą znajdziecie w poprzednich numerach „Framzety” i „Esensji”). Miała sie ona pojawić w grudniu, który to termin wydawał się właściwszy, ale dystrybutor wyciął nam numer i wprowadził do polskich kin „Władcę Pierścieni” z dwumiesięcznym opóźnieniem. Dlatego też, drodzy Czytelnicy, otrzymujecie Tolkienowską Opowieść Wigilijną na …Wielkanoc.
Gatunekfanfiction, fantasy

Tolkienowska opowieść wigilijna

Grzegorz Wiśniewski
« 1 2 3 »

Grzegorz Wiśniewski

Tolkienowska opowieść wigilijna

– Wyobraźcie sobie zatem hobbita wrzucającego mój pierścień, mój sssskarb, w otchłań ognia… czy jesteście w stanie w to uwierzyć?
Eee… elfy jednomyślnie i entuzjastycznie pokręciły głowami. Co wyraźnie dowodziło, że nie były tak do końca głupie.
– Ja również. Nikt nie byłby w stanie wyrzucić mojego pierścienia władzy ot tak, aby go zniszczyć. Nigdy. Stąd wniosek, że to jakiś kant jest… Nikt nie wrzucił pierścienia w ogień, bo nikt nie byłby w stanie tego zrobić. Są w Śródziemiu cwaniacy, którzy potrafiliby sfingować podobny numer, a następnie zatrzymać pierścień dla siebie. I pewnym jest, że tak właśnie zrobili. A nam nie wolno do tego dopuścić! Czy to jasne?
Tym razem szyje słuchaczy energicznie zginały się w energicznych potaknięciach.
– Skądinąd wiem, że w domostwie na dachu którego stoimy, odbędzie się spotkanie istot zamieszanych w tę aferę. Idąc tropem tutejszych obyczajów wkradniemy się w ich łaski, a następnie wyciągniemy z nich tajemnicę tego, co stało się z moim sssskarbem. Kluczem do tego są dzieci. Gdy je pozyskamy, gdy zaczną nas uwielbiać, ich rodzice zrobią dla nas wszystko. Wszystko! Jasne?
Jeden z eee… elfów podniósł rękę.
– Słucham? – odezwał się Annatar głosem, który zatrzymałby lodowiec.
– Dlaczygo ne… eee… dlaczygo ne zrobitz tygo kak zwykle? Złypać krzywy szabel, pochlastać, wymordać, a potem na turturry ich…?
Annatar złączył dłonie na piersi.
– Ponieważ – oświadczył najspokojniejszym tonem na jaki było go stać, a nie czarujmy się, nie było to wiele – jest nas siedmiu, a tych kurdupli w promieniu jednej stai mieszka sto razy więcej… chciałbyś przejść do historii jako utłuczony przez kurduple?
– Ne, panie…
Annatar bez słowa wskazał mu miejsce przy worku. Machnął ręką i pomaszerował w kierunku komina domostwa Gamgee, z którego unosił się rzadki dym. Grupa eee… elfów podążała trop w trop za nim.
– Tędy – Annatar wskazał komin. – Tędy dostaniemy się do środka.
– Nie lepiej przez drzwi? – zapytał głos jednego z tragarzy.
Odpowiedź padła tonem nie znoszącym sprzeciwu. Innego Annatar nie znał.
– Nie. Zaskoczymy ich. Że o uniknięciu ewentualnej zasadzki w najbardziej oczywistym miejscu nie wspomnę…
• • •
Sam Gamgee spojrzał krytycznie na skończoną właśnie pracę. Martwił się tym pustym kątem w swoim salonie. Zaprosił na zimę grupę swoich najlepszych przyjaciół i nie chciał, by w głównym rogu najbardziej reprezentacyjnego pomieszczenia norki, zaraz obok kominka, ziała przerwa w secesyjnym umeblowaniu – a kredens po prapradziadku rozpadł się był na jesieni…
Jego najmłodsza córeczka zaproponowała, żeby zastawił to miejsce jakąś rośliną. Bardzo lubiła zapach jodły, więc przyniósł z dworu taką jedną, osadzoną w wiadrze z ziemią. Postawiona w kąciku koło pieca całkiem nieźle zasłaniała bliznę po kredensie. Gdy jeszcze dzieciaki wpadły na pomysł, żeby drzewko udekorować zawieszanymi na sznurku cukierkami, orzechami, wycinankami z papieru – a na koniec tortowymi świeczkami – efekt wyglądał niemal na celowe działanie. Jako ostatnią Sam osadził na czubku papierową gwiazdę.
Cofnął się i jeszcze raz spojrzał na całość. Mogło być gorzej.
– Tatusiu! Ale to łaaadne… – zawołała Fiona, podbiegając do niego. – Ale łaaadne! Zrobimy taką w przyszłym roku też? Zrobimy?
– Oczywiście, kochanie – odpowiedział Sam, chociaż było dla niego jasne, że podobnie kretyńska tradycja żadną miarą nie przyjmie się nigdzie w cywilizowanym świecie.
Róża, żona Sama, kończyła właśnie zastawiać półmiskami porządny dębowy stół, przygotowany specjalnie do tej uroczystej kolacji.
– Skończyliście już? – zapytała z uśmiechem. Podeszła i ucałowała Sama. – Siadajcie zatem. Pippin i Merry wyglądają na solidnie głodnych. – dodała wracając do kuchni po ostatnie potrawy.
Sam stanął u szczytu stołu, wodząc wzrokiem po gościach. Peregrin Tuk bawił się na podłodze z czeredą dzieciarni w strażników i złodziei. Meriadok Brandybuck w zamyśleniu palił fajkę, odchylając się w bujanym fotelu. Frodo i Bilbo Bagginsowie rozmawiali cicho przeciwległym w rogu pokoju.
Doprawdy – norka Sama dawno już nie oglądała tak znakomitych gości.
– Drodzy moi – zaczął, kładąc ręce na oparciu krzesła. – Zapraszam do poczęstunku. Cieszę się, że po tak długim czasie znaleźliście chwilę, aby odwiedzić moje skromne progi. Tym większa jest moja radość was gościć.
– Ja tylko jeszcze raz przypomnę, – odezwał się Bilbo Baggins z kąta – że obiecaliście nikomu nie powiecie o tym spotkaniu. Ani słowa. Nikomu. Zwłaszcza kronikarzom, którzy rozpaplają to zaraz po całym świecie, albo nawet utrwalą dla potomności… To wizyta prywatna. Oficjalnie przybędę do was dopiero w przyszłym roku.
– Nie martw się, Bilbo – Merry podniósł się z fotela bujanego i przeciągnął potężnie. – Twoja tajemnica jest bezpieczna. A teraz jedzmy.
Zasiedli tędy do stołu, radując się własnym towarzystwem i tylko jeden Frodo pozostał cichy, z rzadka przegryzając jakiś smakołyk. W połowie uczty wydarzyła się jednak rzecz niesłychana.
W powietrzu rozległ się nagle potężny okrzyk „Ho-ho-ho!” – i od komina buchnął obłoczek sadzy, a chwilę potem z paleniska zstąpił do salonu postawny jegomość w czerwonym kubraku obrębionym białym futrem. Posunięty był w latach, co znać było po pooranej zmarszczkami twarzy i długiej, zadbanej białej brodzie. Potoczył po zaskoczonych obecnych wzrokiem, na dłużej zatrzymując spojrzenie na obu Bagginsach i rzekł:
– Witajcie! Witajcie! Przybywam tutaj z dalekiej północy, a imię me Pan Darów, Annatar. W tę oto porę zjawiam się, aby nagrodę wszystkim grzecznym dzieciom wręczyć, a niegrzeczne do porządku przywołać.
Odpowiedziała mu cisza. Nie zrażony tym machnął za siebie ręką, a cztery mniejsze istoty, cztery wyglądające znajomo szoki estetyczne, wytaszczyły przed niego olbrzymi worek.
– Czy są tu jakieś dzieciątka, które chcą dostać prezent?
Niespodziewane przybycie odzianej na czerwono postaci nieźle nastraszyło czeredę dzieciaków i przepłoszyło ją do sieni i dalszych pokojów. Jednak na dźwięk słowa „prezent” małe hobbity wyrosły przed Panem Darów jak spod ziemi. Niczym Noldorowie, którym zaproponowano darmowy Silmaril.
Z tyłu oniemiali dorośli po prostu wpatrywali się w całe to przedstawienie. Merry nachylił się do Sama.
– Stary, nie wiedziałem, że wspierasz jakiś lokalny zespół folklorystyczny…
– A mnie to wygląda na jeden z twoich genialnych pomysłów – odciął się Sam. Annatar tymczasem ocenił jednym spojrzeniem dorosłych wpatrzonych w niego i jego orszak, po czym pochylił się nad dziećmi. Postarał się przy tym o swój najpromienniejszy uśmiech i chyba nawet mu się udało, bo dwójka najmniejszych szkrabów się rozbeczała.
– Jestem Annatar – przedstawił się. – Pan Darów.
Reszta dzieciaków stała z wybałuszonymi oczami i szeroko otwartmi ustami. Jeden mały w zielonej tunice podszedł i z niedowierzaniem dotknął czerwonego kubraka. Wyglądało na to, że nawiązanie kontaktu z dziećmi kurdupli zależało całkowicie od pomysłowości Annatara.
– Czy któres z was wie, – uniósł palec, jakby chciałby im coś wskazać – gdzie Pan Darów mieszka?
Ale maluchy milczały.
– No co jest, nie chcecie zgadywać?
Cisza.
– Mieszkam daleko, naprawdę daleko na północy w miejscu… – Annatar zachęcająco zawiesił głos – …w miejscu które nazywa się… nazywa się…
Małe hobbity roześmiały się jak jeden.
– W Utumno!
Annatarowi niemal odebrało głos.
– Nie, nie! Nazywa się inaczej… druga litera to A…
Odpowiedź nadeszła jeszcze szybciej.
– Angband!
Zacisnął pięść na brodzie.
– Ponownie źle. Skupcie się. Druga litera to A. No przecież chyba wszystkie dzieci to wiedzą?
Pochylił się nad malutką dziewczynką wgapioną z otwartą buzią w eee… elfa, któremu spod tuniki wysunęła się kolczuga.
– A ty wiesz, malutka?
Hobbiciątko zaperzyło się.
– No pewnie. Chodzi o Angmar.
Annatar wyprostował się ledwie hamując furię.
– A figę – wycedził dzieciakom prosto w nos, a potem pokazuje długi, czarny rozdwojony jęzor. – W Laponii.
– W Japonii? – maluchy przyjrzały mu się podejrzliwie – Kitujesz. Masz za małe oczy.
« 1 2 3 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Ilustracja: Waldemar Jagliński

Malarz, chłopiec i Ewa
Waldemar Jagliński

20 IV 2024

Pośród soczystych traw zobaczył znajomą postać. Obraz zafalował, stał się żywy, a chłopiec z pierwszego planu znikał i pojawiał się, pulsując barwami. Kilka większych kwiatów pochyliło się w stronę Promyka, a ten uśmiechnął się szeroko i wskoczył na mocne łodygi.

więcej »
Ilustracja: <a href='mailto:tatsusachiko@gmail.com'>Tatsu</a>, wygenerowane przy pomocy AI

Bestseller
Marcin Pindel

16 III 2024

— Spójrz prawdzie w oczy: marny z ciebie pisarzyna, takich „talentów” jest na pęczki w każdym zakątku tego kraju. Nawet wśród twoich uczniów było wielu lepszych od ciebie; pewnie to zauważyłeś, czytając ich wypracowania, ale twoje chore przekonanie o tym, że jesteś wyjątkowy, pozbawiło cię trzeźwego osądu. Tylko ja mogę ci pomóc, jedyne, co musisz zrobić, to o to poprosić.

więcej »
Ilustracja: Małgorzata Myśliborska

Pająki
Jan Myśliborski

14 I 2024

Było już prawie zupełnie ciemno. Kiedy zatrzaskiwał ciężkie skrzydło bramy, wydało mu się, że po drugiej stronie drogi dostrzegł zarys sylwetki stojącego pod drzewem człowieka. Mimo wszystko poczuł coś w rodzaju ulgi, gdy już przekręcił klucz.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Zobacz też

Z tego cyklu

Wiedźmińska Opowieść Wigilijna
— Grzegorz Wiśniewski

Obca opowieść wigilijna
— Grzegorz Wiśniewski

Matriksowa Opowieść Wigilijna
— Grzegorz Wiśniewski

Imperialna Opowieść Wigilijna
— Grzegorz Wiśniewski

Tegoż twórcy

Esensja czyta: Listopad 2014
— Miłosz Cybowski, Jacek Jaciubek, Paweł Micnas, Agnieszka ‘Achika’ Szady, Konrad Wągrowski

Chwała ogrodów, błoto i morze
— Michał R. Wiśniewski

Kategoria A
— Michał R. Wiśniewski

Niewielka wojna
— Michał Kubalski

Noel Profesjonał
— Grzegorz Wiśniewski

Tygrys! Tygrys! Tygrys!
— Grzegorz Wiśniewski

Pies, czyli kot
— Grzegorz Wiśniewski

Dobrzy, źli ludzie
— Grzegorz Wiśniewski

Płomień Tiergarten
— Grzegorz Wiśniewski

Mój brat, Kain
— Grzegorz Wiśniewski

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.