Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 12 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Michał Cholewa
‹Studnia›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorMichał Cholewa
TytułStudnia
OpisAutor pisze o sobie:
Rocznik 1980, zamieszkały w Świętochłowicach. Z wykształcenia matematyk, z zamiłowania takoż. Członek Śląskiego Klubu Fantastyki, miłośnik George’a R.R. Martina, Lema i Zelaznego. I marcepanków. Właściwie to słodyczy w ogóle.
GatunekSF

Studnia

« 1 2 3 »
Ilustracja: <a href='mailto:changer@interia.pl'>Rafał Kulik</a>
Ilustracja: Rafał Kulik
Śluza „Banshee” była matowoszara, odcinała się ciemną plamą od białego rękawa patrolowca. Mitchell postąpił naprzód kilkoma ciężkimi krokami, omiatając reflektorem skafandra oszroniony panel kontrolny. Przyłożył do niego dłoń w opancerzonej próżniowej rękawicy.
– Martwe, jak mówiłeś – przefiltrowany przez radio głos nawigatora zabrzmiał Maksymowi w uszach. – Bierzmy się za hydraulikę.
Andy Mitchell obrócił głowę wewnątrz hełmu, spoglądając na dźwignię awaryjnego otwierania śluzy.
– Mam nadzieję, że chłopaki tego nie zablokowali, bo inaczej nici z bohaterstwa… – Ciężka rękawica Maksyma opadła na przycisk zabezpieczenia, powodując odskoczenie przezroczystej przesłony blokującej dźwignię. – Na razie nieźle.
Nawigator cofnął się o krok, kiedy drugi astronauta naparł na hydraulikę. Szare wrota śluzy drgnęły i rozsunęły się, ukazując nieoświetloną, przestronną komorę.
– Ciągle zero wskazówek. – Mitchell rozjaśnił reflektorem wnętrze śluzy. Oprócz odłączonego zasilania zdawała się nietknięta. Oznaczona czerwonym krzyżem odrapana apteczka, niezbędna w przypadku kwarantanny, wisiała zamknięta na swoim miejscu. Pakiety żywnościowe, szafki na skafandry, narzędzia, broń… Wszystko ułożone w pedantycznym wręcz porządku.
– Przepuść mnie. Cała chwała należy się dowódcy – Rogov starał się nadać głosowi wesoły ton, ale stres do spółki z radiem zniweczyły te wysiłki.
Ciążenie uderzyło pilota z chwilą, kiedy przekroczył drzwi śluzy. Wspomaganie skafandra zamigotało kontrolkami, na chwilę rozjaśniając wnętrze hełmu astronauty. Maksym Rogov zrobił niepewny krok, potem drugi.
– Sztuczną mają chyba na minimum mocy – rzucił do mikrofonu. – Skafander wytrzymuje, ale bez niego to marnie bym nas widział. Jakieś sześć g. Wcho…
– Co się dzieje? – Nawigator z niepokojem spojrzał na zamarłego nagle kolegę. – Maksym?
– Nie wiem… Czekaj. – Rogov odruchowo przycisnął rękawicę do boku hełmu. – Zdawało mi się, że miałem kontakt radiowy.
Obrócił się do nawigatora, biała, jarząca się światłem reflektora postać w ciemności śluzy. Jedna za drugą płynęły sekundy, kiedy dowódca nasłuchiwał. W końcu jego skafander poruszył się, zapewne reagując na wzruszenie ramion właściciela.
– Chyba mi się wydawało. Właź, czas leci.
Mitchell powoli wkroczył na pokład „Banshee”, przezornie przytrzymując się ściany, aby dać wspomaganiu kilka sekund na skompensowanie zmiany ciążenia. Słuchawka przez ułamek sekundy zaszumiała zakłóceniami, przez które – chłopak mógłby przysiąc – przebijała się jakaś inna transmisja. Maksym miał rację, pomyślał, faktycznie coś psuje się w radiu. Albo właśnie na nich przyszła pora, żeby odebrać komunikat spoza krawędzi. Wzdrygnął się odruchowo, na szczęście chyba zbyt słabo, żeby było to widoczne przez skafander. Jeszcze mi przesądów brakowało, żeby dowódca uważał mnie za zupełnego szczeniaka, skrzywił się do siebie w myślach, sięgając do wewnętrznej dźwigni hydraulicznej. Jego spojrzenie jeszcze raz powędrowało w stronę jasnego, oświetlonego kadłuba patrolowca, a potem ciemnoszare wrota bezgłośnie zamknęły ich w błyszczącej tylko latarkami ciemności.
– Otwieram wewnętrzne. Cofnij się – rzucił Rogov po kilku koniecznych do autouszczelnienia sekundach. Snop światła reflektora przeniósł się na identyczną dźwignię przy wewnętrznych drzwiach śluzy.
– Ta jest. – Mitchell zrobił krok w tył, opierając się zasobnikiem tlenowym o oddzielającą ich od rękawa ścianę.
Hydraulika – podobnie jak ta na zewnątrz – zadziałała bez zarzutu. Po krótkiej chwili wewnętrzna śluza rozwarła się z cichym sykiem i ratownicy spojrzeli do wnętrza korytarza. Wprost na mierzące w nich snopy milionkandelowych reflektorów. W oślepiających światłach zamarła w bezruchu załoga patrolowca rzucała ostre cienie na zewnętrznych wrotach.
– Zidentyfikujcie się – zabrzmiał przebijający się przez zakłócenia głos na otwartej częstotliwości. – Natychmiast.
– Starszy pilot Rogov i nawigator Mitchell, patrol kolapsarny, baza Cerberus – Rogov osłonił się ramieniem przed oślepiającym światłem. Filtr reagował z opóźnieniem, powoli ukazując stojące w korytarzu postacie w ciemnych wojskowych skafandrach. – Przechwyciliśmy wasze wezwanie i przylecieliśmy na pomoc, proszę świecić gdzie indziej, jeśli to możliwe…
Na lekkie skinienie pancernej rękawicy prowadzącego reflektory przygasły.
– Komandor podporucznik William Chambers, pierwszy oficer niszczyciela „Banshee” – głos w radiu wyraźnie się uspokoił. – Proszę wybaczyć nieufność, ale niestety nie do końca wiemy, gdzie się znajdujemy. Nie mieliśmy też od was żadnych sygnałów, stąd mój niepokój, kiedy usłyszałem o obcych w śluzie.
– Jak to? – wtrącił się Mitchell. – Nadawaliśmy co piętnaście sekund przez całe podejście…
Rogov uciszył go uniesieniem dłoni.
– Panie komandorze, muszę nalegać na bezzwłoczne spotkanie z dowódcą tego okrętu – pilot przybrał formalny ton, wypowiadając zdanie wzięte niemal wprost z regulaminu.
– Obecnie ja pełnię tę funkcję, kapitan Dallas zginął podczas ostatniej potyczki – zabrzmiał głos Chambersa poprzez zakłócenia w słuchawkach ratowników.
– Rozumiem. W takim razie prosiłbym o rozmowę w miejscu, gdzie można mówić bez świadków.
Była to prośba, której wojskowy nie mógł odmówić. Skądkolwiek pochodziła „Banshee”, teraz znajdowała się w jurysdykcji Cerberusa, a to oznaczało, że tutejsi specjaliści mieli właściwie nieograniczone możliwości doradcze.
– W takim razie proszę za mną. – Oficer obrócił się w stronę swoich ludzi. – Voigt, do generatorów, Chavez, komora silnika gwiezdnego i raportuj.
• • •
Echo marszu przez statek mieszało się z dochodzącymi zewsząd odgłosami pospiesznej pracy. Światła skafandrów, latarki i przenośne spawarki rozświetlały wąskie korytarze „Banshee” migotliwym blaskiem wprawiającym w chaotyczny taniec rzucane na ściany cienie. Niektórzy żołnierze podnosili się na widok przechodzącego dowódcy, ukazując szare ze zmęczenia i niepewności twarze. Było ich wielu, bardzo wielu, rozróżnialnych tylko po nazwiskach wyszytych na piersi skafandra i numerach na hełmach. Żołnierze klęczący nad otwartymi skrzynkami technicznymi, z podziwu godną zwinnością cofający się we wnęki, by przepuścić ratowników idących wąskimi przejściami, skuleni w ledwie mieszczących człowieka duktach technicznych. Niektórzy skupieni na swojej pracy, wpatrzeni w jasny krąg światła na jakimś panelu lub w hipnotyczne iskry spawarek, inni nieruchomi jak posągi, wpięci w stanowiska bojowe, skoncentrowani na prawie niewidocznych, pracujących w trybie minimalnego poboru mocy ekranach. Radio wypełniały ściszone rozmowy, nakładające się na zakłócenia nowym, ludzkim szumem. Mijali zatrzaśnięte na głucho wrota grodzi o całkowicie ciemnych okienkach z pancernego tworzywa. Maksym widział bladą pod wizjerem hełmu maskę twarzy Chambersa bezskutecznie starającego się ukryć troskę przed swoimi ludźmi.
W myślach powtarzał sobie punkty regulaminu, regulaminu, który w takich sytuacjach był jednoznaczny i okrutny w swoim pragmatyzmie.
• • •
Mostek rezerwowy był nieco jaśniejszy od reszty okrętu. Był też znacznie większy od mijanych poprzednio stanowisk, niemniej nadal niewielki. Kilkanaście uruchomionych ekranów wypełniało wnętrze błękitno-zieloną poświatą nadającą upiorny wygląd kilku wpiętym w fotele oficerom, w nieruchomym skupieniu śledzącym emitowane obrazy.
Większość nie zareagowała na wejście dowódcy. Zasalutował tylko żołnierz z dystynkcjami porucznika na skafandrze, krążący wokół stanowiska sternika.
– Dowódca na mostku! – rzucił, nie wywołując widocznej reakcji wśród zajętych na swoich stanowiskach załogantów.
– Spocznij, Ilja – Chambers odsalutował mu niedbale. – Panowie – zwrócił się do Rogova i Mitchella – możemy tu rozmawiać. Przejdźcie na jedenaście-osiem.
Prywatna częstotliwość, odetchnął z ulga Rogov, przestawiając radio. Będzie o wiele łatwiej.
– Nawigator Mitchell wprowadzi pana w sytuację – wskazał na towarzysza. Ten skinął głową, oddychając głęboko, aby uspokoić drżący z nerwów głos.
– Pański okręt znalazł się w strefie silnego oddziaływania kolapsara o oznaczeniu 45/X. Obecnie porusza się ze stałym przyspieszeniem w kierunku tego ciała niebieskiego. Za… – spojrzał na chronometr – czterdzieści dwie minuty „Banshee” przekroczy granicę, poza którą żaden statek nie będzie jej w stanie pomóc. Dla…
– Wiem o kolapsarze, nawigatorze. Ale czterdzieści dwie minuty? – przerwał mu Chambers. – Jest pan pewien? Czujniki „Banshee” wskazują, że mamy jeszcze sześć i pół godziny.
« 1 2 3 »

Komentarze

03 V 2010   10:49:46

Kiedy można się spodziewać dalszej części??
Od kiedy matematycy i informatycy potrafią tak dobrze pisać?
Bardzo przyjemnie się to czyta.

23 X 2010   02:34:35

A niby czemu maja nie umiec pisac? Matematyka, dziecko drogie, to nie cyferki- to zdolnosc M Y S L E N I A.
Tekst jak zwykle rewelacyjny.
pozdr!

26 X 2010   09:42:06

Na studiach matematycznych studenci nie widuja cyferek w zasadzie w ogole, widuja glownie literki, niektore nawet z pewnego Starozytnego i Szacownego Alfabetu ;)))

14 XII 2010   11:37:43

Nie przesadzajmy już z brakiem cyfr na studiach matematycznych, przecież strony w książkach i zadania są numerowane :)

07 II 2016   08:50:59

Do : brzeżanka
Daruj sobie ten protekcjonalny to, dziecko. A jeżeli stać cię tylko na takie uwagi pełne pobłażliwej wyższości to nie pisz w ogóle...

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Na ścieżce ku kosmicznemu Samhdi-Ra
Marcel Baron

11 V 2024

Dokądkolwiek wyruszysz, Adnana, będziesz w samym sobie. Nie ma innej drogi, by osiągnąć Samhdi-Ra, niż wyrzec się siebie w ogniu Modi-jana-Sy. Będziesz więc wędrował w czasie i przestrzeni, tak naprawdę jednak nie poruszysz się ani o jeden atom. A potem wrócisz ze swojej podróży wzbogacony tylko o ciężar nowych doświadczeń.

więcej »
Ilustracja: Waldemar Jagliński

Malarz, chłopiec i Ewa
Waldemar Jagliński

20 IV 2024

Pośród soczystych traw zobaczył znajomą postać. Obraz zafalował, stał się żywy, a chłopiec z pierwszego planu znikał i pojawiał się, pulsując barwami. Kilka większych kwiatów pochyliło się w stronę Promyka, a ten uśmiechnął się szeroko i wskoczył na mocne łodygi.

więcej »
Ilustracja: <a href='mailto:tatsusachiko@gmail.com'>Tatsu</a>, wygenerowane przy pomocy AI

Bestseller
Marcin Pindel

16 III 2024

— Spójrz prawdzie w oczy: marny z ciebie pisarzyna, takich „talentów” jest na pęczki w każdym zakątku tego kraju. Nawet wśród twoich uczniów było wielu lepszych od ciebie; pewnie to zauważyłeś, czytając ich wypracowania, ale twoje chore przekonanie o tym, że jesteś wyjątkowy, pozbawiło cię trzeźwego osądu. Tylko ja mogę ci pomóc, jedyne, co musisz zrobić, to o to poprosić.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.