Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 29 czerwca 2024
w Esensji w Esensjopedii

Marek Bida, Aleksander Kasicki
‹Druga szansa›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorMarek Bida, Aleksander Kasicki
TytułDruga szansa
OpisAutorzy na co dzień zajmują się analizowaniem rzeczywistości, głównie w domenie informatyzacji administracji publicznej. Popychani młodzieńczym entuzjazmem, choć w wieku prawie średnim, próbują zwalczać absurdy w otoczeniu, co wyrobiło im opinię krnąbrnych. „Druga szansa” to, być może, początek dłuższej współpracy na gruncie literatury pięknej.
Gatunekgroza / horror

Druga szansa

« 1 2 3 4 5 »
Naprawdę tak myślał. Co prawda inni próbowali przed nimi i nie skończyło się to najlepiej; nigdy jednak nie miał dobrej opinii o wojskowych umiejętnościach religijnych fanatyków. Jego pracodawcy posiadali natomiast wystarczająco wiele rozsądku, żeby wiedzieć, iż czas nagli. Od dwudziestu dni wszystkie światowe agencje rozpoczynały serwisy informacją, że wciąż nie udało się odnaleźć dziesiątki zaginionych rekrutów, a połowa sił koalicji w Afganistanie zaangażowana była w poszukiwania. W przeciwieństwie do nich talibowie dobrze wiedzieli, gdzie szukać, ale kolejne oddziały albo wracały z niczym, albo wcale.
Suruel zobowiązał się dostarczyć głowy nieszczęsnych dzieciaków – zdjęcia zniszczonego amerykańskiego sprzętu już dawno przestały robić wrażenie.
– Jeszcze nigdy nie upolowałem demona – zaśmiał się Gieni.
Dwaj Serbowie, Viktor i Emir, zawtórowali Rosjaninowi, podnosząc swoje plecaki z ziemi. Gadatliwy przeważnie Fryc skrzywił się tylko i popatrzył na dowódcę, oczekując rozkazu.
Opowieści o krwiożerczym demonie pojawiły się już kilka dni po katastrofie Venoma z rekrutami. Był to dosyć żałosny sposób na przykrycie niekompetencji talibskich dowódców. Z czasem plotki zaczęły jednak wpływać na morale bojowników. To był kolejny powód, dla którego poproszono o pomoc Suruela i jego zespół.
Gdyby chodziło o demona, w ogóle by się nie przejmował.
– Dobra, idziemy. Fryc, ty prowadzisz.
Suruel nie zdecydował się na lokalnego przewodnika, jednak zadbał o to, żeby dokładnie zapoznać się z terenem działań. Dysponował szczegółowymi planami labiryntu jaskiń i sztucznie wykutych korytarzy, w których ukrywali się teraz Amerykanie. Znał na pamięć ich twarze i życiorysy. Dziesięciu zupełnie zielonych rekrutów, w tym dwie kobiety, oraz pilot śmigłowca, były komandos z Navy Seals, inwalida z protezą kolana. Nie znalazł nic, co tłumaczyłoby, jak zdołali przetrwać tak długo, przebyć kilkadziesiąt mil wrogiego, nieznanego sobie terytorium. Przyrzekł sobie, że pozna odpowiedź, zanim ich zabije.
Parę dobrych chwil zajęło im wdrapanie się do najbliższego wejścia. Wcześniej obserwowali je wystarczająco długo, aby upewnić się, że nie czekają ich żadne niespodzianki.
– Czujecie to?
Stanęli u wylotu niknącego we wnętrzu góry chodnika. Fryc zmarszczył nos, jednak nawet bez ostentacyjnych gestów Niemca jasne było, że nie czekało ich miłe i przyjemne popołudnie.
– Założę się, że postanowili ułatwić nam życie i zdechnąć z głodu – skomentował Viktor.
– Wyczuwam w twoim głosie rozczarowanie – zaśmiał się jego kuzyn.
Suruel nie cierpiał jaskiń. Te wyglądały tak paskudnie, jak tylko można sobie było wyobrazić. Wąskie, kręte przejścia, najeżone ostrymi skałami, tylko miejscami naznaczone śladami górniczych narzędzi. Cuchnące jak grób i jak grób ciemne. Jedynym pozytywem było to, że, nie musieli przejmować się wilgocią – podobnie jak całe te góry, wydrążone w ich wnętrzu tunele od lat nie widziały wody.
Pół godziny później znaleźli źródło charakterystycznego zapachu. Okazały się nim zwłoki kilku talibów, upchnięte w jednej z bocznych komór. Przełamali kilka chemicznych latarek, żeby dokładnie się przyjrzeć.
– Nie wierzę, po prostu nie wierzę! – Fryc uchylił hełm z noktowizorem, żeby obetrzeć pot z czoła. – Oni ich naprawdę żarli!
Poza Niemcem, żaden z nich specjalnie się nie przejął. Widywali różne straszne rzeczy. Sami robili różne straszne rzeczy.
Znacznie gorsze okazały się same tunele. Plany, którymi dysponowali, nie przygotowały ich na wspinaczki, strome zejścia, zwężające się chodniki. W dodatku nie były tak dokładne, jak ich zapewniano. Najgorsze było jednak nieustanne napięcie, konieczność zachowania ciszy, świadomość czającego się za każdym załomem niebezpieczeństwa. Badali kompleks metodycznie, korytarz po korytarzu, komora po komorze. Nie znajdowali żadnych śladów, ale nie przejmowali się tym. Doświadczenie nauczyło ich cierpliwości.
– Gdzie jest Viktor?
Zatrzymali się gwałtownie, zaskoczeni głośno wypowiedzianym pytaniem. Chodnik, w którym się znajdowali, był wystarczająco szeroki, aby mogli swobodnie stanąć obok siebie; stosunkowo równa podłoga i regularny przekrój świadczyły o tym, że stanowił dzieło ludzkich rąk. Fryc, który dotarł już do odległego o kilkadziesiąt kroków zakrętu, obejrzał się, zaniepokojony.
– Pewnie stawia klocka – Gieni wzruszył ramionami, oparł się o chropowatą ścianę. – Prawdę mówiąc, sam mam ochotę.
Suruel zignorował go, spojrzał na wyraźnie zaniepokojonego Emira. Musiał zamrugać kilka razy, aby dostrzec szczegóły twarzy. Miał serdecznie dość przeklętego noktowizora i piekących od wpatrywania się w ciemność oczu.
– Dobra, idź sprawdzić, co go zatrzymało – rzekł. – Masz pięć minut.
Gestem nakazał Frycowi pozostać na stanowisku, sięgnął po mapę, żeby sprawdzić ich pozycję. Znajdowali się na początku długiego przejścia, łączącego dwie wydzielone części kompleksu. Starał się wsłuchać w swój wewnętrzny kompas, jednak ten niepokój, który odczuwał od rana, skutecznie zakłócał wszystkie sygnały.
Po siedmiu minutach uznał, że coś jest nie tak. Przywołał Fryca i nakazał odwrót. Tym razem wziął prowadzenie na siebie. Minął zakręt. Ani śladu Serbów. Po kolejnych kilkunastu metrach wrócili do niewielkiej pieczary, w której krzyżowały się dwa szlaki. Pustka. Przed sobą miał trzy korytarze do wyboru i trudną decyzję do podjęcia.
Coś ciepłego trysnęło mu na twarz. Obrócił się błyskawicznie. Gieni upadał na wznak. Na samym skraju pola widzenia mignął jakiś kształt. Fryc stęknął ciężko, gdzieś za jego plecami. Suruel rzucił się w bok, ale zamarł w pół kroku, czując dotyk zimnego, ostrego przedmiotu na gardle. Czyjaś dłoń spoczęła na jego ramieniu.
– Znam cię – usłyszał.
Dopiero w tym momencie naprawdę się przeraził.
Pozwoliła mu usiąść z boku i patrzeć. Najpierw wyniosła z bocznego korytarza ciała Emira i Viktora. Potem rozjaśniła mrok znalezionymi przy nich pałeczkami z luminolem. Skrupulatnie przeszukała zwłoki, na bok odkładając amunicję, racje żywnościowe i pojemniki z wodą.
– Niewiele – oceniła, wyraźnie rozczarowana.
– Nie planowaliśmy długiej akcji – odparł, wzruszając ramionami. Sam się zdziwił, że udało mu się zapanować nad głosem.
Zdjęła z ramion niewielki plecak, wyjęła kilka pustych manierek. Potem przełożyła przez kolano ciało Fryca, chwyciła paskudnie wyglądający, zakrzywiony sztylet i wprawnym ruchem otworzyła tętnice.
– Widzę, że wiele się zmieniło – odważył się skomentować.
– Uczę się – odparła Dona Lowin, posyłając mu lekki uśmiech. Mimo brudu, krwi i podkrążonych oczu wyglądała całkiem atrakcyjnie.
Zadrżał.
– Dlaczego tutaj?
– Poznaję ludzi. Zabijam niewiernych. Dziwisz się? A ty? Nauczyłeś się czegoś przez te wszystkie lata?
Nie odpowiedział. Naprawdę nie wiedział, co powiedzieć. Wielokrotnie wyobrażał sobie taką chwilę, ale nigdy nie znajdował właściwych słów.
– Chcesz trochę? – zapytała, wyciągając manierkę w jego stronę.
– Dziękuję, wolę wodę. Albo wino.
– Nie przeginaj, Sur. I nie wchodź mi więcej w drogę. Nawet moje miłosierdzie ma granice.
• • •
– Trzy tygodnie później wypatrzył ich jakiś patrol. Kilkanaście mil od Kabulu.
Miał już dosyć. Ostatnia opowieść nie pozostawiała cienia wątpliwości.
– Miło było pana poznać, panie… Suriel – powiedział, wstając.
– Proszę zaczekać, profesorze Nymann… Wciąż wierzy pan w bozon Higgsa?
Pytanie zawisło nad stołem, zatrzymując fizyka w pół kroku. Jego rozmówca znów przywołał na usta ten irytujący, lekki uśmiech, patrzył mu w oczy bez cienia skrępowania.
– To jakiś głupi żart, prawda? Kto pana przysłał? – zapytał chłodno John.
– Proszę użyć logiki, profesorze. Znajdujemy się w największej dziurze pomiędzy Amarillo a Oklahomą. Sam wybrał pan ten stolik…
Jego mięśnie podjęły decyzję same. Wiedział, że będzie potrzebował kilku odpowiedzi.
– Skąd…
– Pamięta pan użytkownika sieci o nicku Hey_haw?
John usiadł i zajrzał do pustej filiżanki, chcąc zyskać na czasie. Telewizor za plecami wciąż nadawał głośno, rozpraszając myśli.
« 1 2 3 4 5 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Ilustracja: <a href='mailto:tatsusachiko@gmail.com'>Tatsu</a>, wygenerowane przy pomocy AI

Operacja „Wilczyca”
Jakub Wczasek

22 VI 2024

Eli przemknęła bezszelestnie i w przelocie chlasnęła młodego partyzanta. Hanys cofnął się, widząc jak pozbawiony futra stwór o wilczym pysku wyłonił się z ciemności i jednym szybkim uderzeniem szponiastej łapy zamienił szyję Maciusia w krwawą miazgę. Chłopak nie wydał najmniejszego dźwięku i z szeroko rozwartymi oczyma opadł na ściółkę.

więcej »
Ilustracja: Marcel Baron

Na ścieżce ku kosmicznemu Samhdi-Ra
Marcel Baron

11 V 2024

Dokądkolwiek wyruszysz, Adnana, będziesz w samym sobie. Nie ma innej drogi, by osiągnąć Samhdi-Ra, niż wyrzec się siebie w ogniu Modi-jana-Sy. Będziesz więc wędrował w czasie i przestrzeni, tak naprawdę jednak nie poruszysz się ani o jeden atom. A potem wrócisz ze swojej podróży wzbogacony tylko o ciężar nowych doświadczeń.

więcej »
Ilustracja: Waldemar Jagliński

Malarz, chłopiec i Ewa
Waldemar Jagliński

20 IV 2024

Pośród soczystych traw zobaczył znajomą postać. Obraz zafalował, stał się żywy, a chłopiec z pierwszego planu znikał i pojawiał się, pulsując barwami. Kilka większych kwiatów pochyliło się w stronę Promyka, a ten uśmiechnął się szeroko i wskoczył na mocne łodygi.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.