Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 1 lipca 2024
w Esensji w Esensjopedii

Marek Bida, Aleksander Kasicki
‹Druga szansa›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorMarek Bida, Aleksander Kasicki
TytułDruga szansa
OpisAutorzy na co dzień zajmują się analizowaniem rzeczywistości, głównie w domenie informatyzacji administracji publicznej. Popychani młodzieńczym entuzjazmem, choć w wieku prawie średnim, próbują zwalczać absurdy w otoczeniu, co wyrobiło im opinię krnąbrnych. „Druga szansa” to, być może, początek dłuższej współpracy na gruncie literatury pięknej.
Gatunekgroza / horror

Druga szansa

« 1 2 3 4 5 »
– Do egzekucji pozostało czterdzieści minut. Doktorze Kendrick, jak pan ocenia opinię biegłego, dotyczącą poczytalności skazanej? Przecież rozmawiamy o kobiecie, która uważała się za wcielenie Boga…
– Nie mamy żadnych podstaw, aby kwestionować zdanie profesora Carvañhy. Być może Dona Lowin chciała uchodzić za szaloną. Pamiętajmy jednak, że w końcu przyznała się do popełnienia wszystkich zbrodni…
– Oczywiście, że pamiętam. – John odchylił się na kanapie, spojrzał w oczy rozmówcy wyzywająco. – Twierdzi pan, że…
– Nie ja. Ona.
– Dona Lowin? – Fizyk roześmiał się na głos. – Pan jest niespełna rozumu.
Suriel nie wyglądał na przejętego tym oskarżeniem. Przeciwnie, sprawiał wrażenie, jakby dobrze się bawił. W opinii Johna przekroczył właśnie wszelkie granice absurdu.
Użytkownik Hey_haw zabłysnął kilka lat wcześniej na naukowych forach i grupach dyskusyjnych, głównie poświęconych fizyce teoretycznej, formułując śmiałe, nowatorskie hipotezy i kwestionując najbardziej fundamentalne teorie. Z góry przewidywał wyniki zaawansowanych eksperymentów. Potrafił przekonująco argumentować za istnieniem uniwersalnej siły sprawczej, a nawet boga osobowego. Oczywiście dorobił się kilku zwolenników i całej rzeszy zaciekłych wrogów. Potem zamilkł nagle. Krążyło wiele teorii na temat jego tożsamości – jasne było, że musi być kimś z wąskiego grona specjalistów, jakimś wyrafinowanym żartownisiem. Nawet jego nick, anagram żydowskiego imienia Boga, był ewidentnym puszczaniem oka.
– Być może – przyznał rozbrajająco szczerze Suriel. – Próbowaliście namierzyć go po IP?
– Dobrze się maskował. Znaleźliśmy tylko jakąś mieścinę w środkowych stanach…
– Goodnight w Teksasie?
Stanął mu przed oczyma tamten drogowskaz.
– Wciąż pan nie wierzy. Nie dziwi mnie to. Dona twierdziła, że będzie pan się upierał przy tym bozonie Higgsa, nawet jak wszyscy inni już zwątpią. Miała rację?
Milczał, znów nie bardzo wiedząc, co powiedzieć. Walczył z chęcią uszczypnięcia się pod stołem.
– … intrygująca, być może kluczowa dla zrozumienia motywów Dony Lowin, jest ta tajemnicza dziura w jej życiorysie. Nie wiemy, czym się zajmowała od momentu opuszczenia armii do pierwszego zabójstwa, dwa lata później. – Dziennikarka mówiła coraz szybciej, prawdopodobnie nagliła ją konieczność emisji kolejnego bloku reklamowego. – Dlaczego ta sprawa nigdy nie wypłynęła w trakcie przesłuchań?
– Jeszcze chwilę cierpliwości, profesorze Nymann. Wszystko wytłumaczę.
• • •
Siedem godzin w nieklimatyzowanym taurusie dało mu się trochę we znaki. Lubił podróże i mógłby potraktować tę wyprawę przez pół stanu jak przygodę, gdyby nie ciążyła mu związana z nią misja. Nie zwykł kwestionować decyzji arcybiskupa – prawdopodobnie Jego Ekscelencja dostrzegł w nim zalety, których istnienia sam Patrick nie podejrzewał.
Zabudowa Clarendon, miasteczka założonego przez metodystów pod koniec dziewiętnastego wieku, stanowiła miłe wytchnienie po typowo teksańskich krajobrazach. Schludnie utrzymane drewniane domy, odnowiony budynek sądu z czerwonej cegły i mnóstwo starych, pięknych drzew. Krążył chwilę zacienionymi ulicami, przyglądając się zabudowaniom i mieszkańcom, zanim skierował wóz w stronę położonego nieco na uboczu kościoła. Wzniesiona na planie krzyża świątynia o otynkowanych na biało ścianach i spadzistym dachu prezentowała się skromnie – prawdziwy dom boży, w sam raz na miarę nielicznej katolickiej społeczności Clarendon.
Zaparkował na ulicy przed głównym wejściem. Nie spodziewał się, że zastanie kościół otwarty w czwartkowe popołudnie, ale chciał się upewnić. Był to też jakiś sposób na odwlekanie czekającej go rozmowy. Idąc w stronę wiodących do przedsionka schodków, po raz kolejny stwierdził, że jest kompletnie nieprzygotowany do tej misji.
Tak jak podejrzewał, drzwi były zamknięte. Dom proboszcza znajdował się zaraz na tyłach kościoła; dotarł tam, podążając ścieżką, wijącą się wzdłuż rozłożystych krzewów żywotnika. Początkowo poczuł ulgę na widok zamkniętych okiennic i usychającego trawnika. Potem się zaniepokoił. Szukał porzuconej parafii i księdza, który stracił wiarę. Księdza nie znalazł, ale wciąż nie zwalniało go to z obowiązku znalezienia odpowiedzi na pytanie – dlaczego.
Za drzewami po drugiej stronie ulicy zobaczył starszego mężczyznę, zajętego sprzątaniem trawnika. Pomachał mu ręką i podszedł bliżej. Ogorzałe oblicze złagodniało nieco po wymianie zwyczajowych uprzejmości, zamieniło się w kamienną maskę po pytaniu o proboszcza.
– Szukasz ojca Taylora? – Mężczyzna zlustrował go nieufnie.
– Zgadza się, sir. To stary znajomy mego ojca – drobne kłamstwo przeszło mu przez usta zaskakująco łatwo. – Pomyślałem, że odwiedzę go w drodze do Amarillo…
– Wyprowadził się, chłopcze. W zeszłym miesiącu.
– Wyprowadził się? Dokąd?
Staruszek po raz kolejny przyjrzał mu się uważnie, poprawił słomkowy kapelusz na czole, wreszcie wzruszył ramionami.
– Do Goodnight – odrzekł. – To tylko dwadzieścia mil na zachód stąd. Znaki cię poprowadzą.
Patrick podziękował uprzejmie. Wracając do samochodu, odwrócił się jeszcze, aby zapytać:
– Kto go zastępuje w kościele?
– Kto? Nikt. Nie potrzebujemy już księdza, synu.
– Dlaczego?
Staruszek pokręcił głową i nawet się uśmiechnął. Po czym wrócił do grabienia liści, ignorując go całkowicie.
Goodnight było celem jego misji, tak czy inaczej. Choć nie był przecież specjalistą od sekt. Być może chodziło o to, że Jego Ekscelencja miał do niego zaufanie. Być może była to zbyt błaha sprawa, aby zajmować kogoś bardziej kompetentnego.
Myśląc o sekcie, wyobrażał sobie ranczo, ludzi w powłóczystych szatach, z kwiatami we włosach, ewentualnie baraki, otoczone zasiekami z drutu kolczastego. Pół godziny później, skręcając z głównej drogi w stronę widocznych na południowym horyzoncie wzgórz, znalazł kilkadziesiąt typowych, rodzinnych domów. Z wysypanymi żwirem podjazdami, z rozwrzeszczanymi dzieciakami, bawiącymi się na przystrzyżonych trawnikach. Jakiś chłopak w dżinsach i podkoszulku wbiegł mu przed maskę w pogoni za niesforną piłką do kosza. Patrick zahamował i wychylił się przez okno.
– Szukam Przewodnika.
Dzieciak wytrzeszczył oczy, zaskoczony, potem uśmiechnął się od ucha do ucha i machnął ręką.
– Ostatni dom po lewej.
Parterowy, otoczony niskim żywopłotem budynek nie wyróżniał się niczym od pozostałych. Tu również wszystkie okiennice i drzwi otwarte były na oścież. Na drewnianych schodach werandy dwa rude koty korzystały z ostatnich promieni słońca. Patrick zastanawiał się, co powinien teraz zrobić. Miał się tylko dyskretnie rozejrzeć i złożyć raport po powrocie, jednak wizyta w Clarendon i to, co zobaczył tutaj, rozpaliły jego ciekawość. W końcu doszedł do wniosku, że nie ma nic do stracenia. Wysiadł z samochodu i ruszył wolno przez trawę, rozglądając się na boki. Bez swojej koloratki czuł się niepewnie, trochę jak rycerz bez zbroi.
– Dzień dobry!
Podskoczył, zaskoczony. Spod podwozia zaparkowanego na podjeździe pick-upa, którego przed chwilą minął, wytoczyła się młoda blondynka z kluczem w ręku. Podniosła się, otrzepała z kurzu dżinsowe ogrodniczki i podeszła ku niemu, wyciągając pobrudzoną smarem dłoń.
– Dzień dobry, szukam…
– Przewodnika – dziewczyna, chyba nieco młodsza od niego, na pewno niższa o głowę, uśmiechnęła się szeroko, spojrzała ponad jego ramieniem. – Suriel! – zawołała. – Zrób nam lemoniady, proszę.
Patrick obejrzał się na mężczyznę, powstającego z rozłożonego na trawniku koca. Nie miał pojęcia, jak mógł go przeoczyć, przechodząc tuż obok.
– Sur, to jest ojciec Patrick Malone, wysłannik Jego Ekscelencji Manuela Hernandeza, arcybiskupa San Antonio. Patricku, poznaj Suriela, mego… hmm, Anioła Stróża?
– Anioł Stróż? Brzmi nieźle – przystojny brunet w średnim wieku roześmiał się głośno. – Witamy w Goodnight.
• • •
– Jedynie niecałe pół godziny dzieli nas od wykonania wyroku na najsłynniejszej seryjnej zabójczyni obecnego stulecia. Przypomnijmy, Dona Lowin przyznała się do dwudziestu jeden zbrodni. Jej ofiarami byli księża, biskupi, kardynałowie, duchowni innych kościołów chrześcijańskich, a także dwóch rabinów. W Stanach Zjednoczonych, w Europie i Izraelu. Zapamiętamy ją jednak przede wszystkim jako morderczynię głowy kościoła katolickiego…
« 1 2 3 4 5 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Ilustracja: <a href='mailto:tatsusachiko@gmail.com'>Tatsu</a>, wygenerowane przy pomocy AI

Operacja „Wilczyca”
Jakub Wczasek

22 VI 2024

Eli przemknęła bezszelestnie i w przelocie chlasnęła młodego partyzanta. Hanys cofnął się, widząc jak pozbawiony futra stwór o wilczym pysku wyłonił się z ciemności i jednym szybkim uderzeniem szponiastej łapy zamienił szyję Maciusia w krwawą miazgę. Chłopak nie wydał najmniejszego dźwięku i z szeroko rozwartymi oczyma opadł na ściółkę.

więcej »
Ilustracja: Marcel Baron

Na ścieżce ku kosmicznemu Samhdi-Ra
Marcel Baron

11 V 2024

Dokądkolwiek wyruszysz, Adnana, będziesz w samym sobie. Nie ma innej drogi, by osiągnąć Samhdi-Ra, niż wyrzec się siebie w ogniu Modi-jana-Sy. Będziesz więc wędrował w czasie i przestrzeni, tak naprawdę jednak nie poruszysz się ani o jeden atom. A potem wrócisz ze swojej podróży wzbogacony tylko o ciężar nowych doświadczeń.

więcej »
Ilustracja: Waldemar Jagliński

Malarz, chłopiec i Ewa
Waldemar Jagliński

20 IV 2024

Pośród soczystych traw zobaczył znajomą postać. Obraz zafalował, stał się żywy, a chłopiec z pierwszego planu znikał i pojawiał się, pulsując barwami. Kilka większych kwiatów pochyliło się w stronę Promyka, a ten uśmiechnął się szeroko i wskoczył na mocne łodygi.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.