Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 29 czerwca 2024
w Esensji w Esensjopedii

Marek Bida, Aleksander Kasicki
‹Druga szansa›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorMarek Bida, Aleksander Kasicki
TytułDruga szansa
OpisAutorzy na co dzień zajmują się analizowaniem rzeczywistości, głównie w domenie informatyzacji administracji publicznej. Popychani młodzieńczym entuzjazmem, choć w wieku prawie średnim, próbują zwalczać absurdy w otoczeniu, co wyrobiło im opinię krnąbrnych. „Druga szansa” to, być może, początek dłuższej współpracy na gruncie literatury pięknej.
Gatunekgroza / horror

Druga szansa

« 1 3 4 5
John prawie współczuł tej dziewczynie. Być może zasłużyła na śmierć, bardziej niż ktokolwiek inny, ale każdy ma prawo rozstać się ze światem z godnością. Jako potomek polskich Żydów miał wyrobione zdanie na ten temat.
Jego rozmówca zamyślił się, wpatrzony w swoją szklaneczkę bourbona.
– Pewnie chce pan wiedzieć, dlaczego za nią pojechałem – powiedział nagle. – To proste, każdy zasługuje na drugą szansę.
– Tak naprawdę, chciałem zapytać, jak to możliwe, że żaden dziennikarz nie powiązał osławionej Disney Doll z jakąś sektą w Teksasie. Nie wierzę, że nikt jej nie rozpoznał…
– Och, Jeffrey Godsmack dobrze wie. Wiedział od początku, ale dopiero niedawno na to wpadłem…
– Prokurator Generalny?
Suriel zignorował go. Ciągnął, wciąż wpatrzony w swego drinka:
– Czterdzieści dni na afgańskiej pustyni było cennym doświadczeniem. Postanowiła pokazać wam, że istnieje inna droga. Żaden z tamtych dzieciaków nie nadawał się już do służby. Wzięli wysokie odprawy, za które kupili kawałek ziemi w Teksasie. Miała swój plan. Odwiedzała okoliczne hrabstwa, spotykała się z ludźmi, odkryła możliwości Internetu… Kiedy brakowało nam pieniędzy, odwiedzała kasyna. Nie śpieszyło się jej. Myśleliśmy, że mamy mnóstwo czasu.
– Co się więc stało?
– Arcybiskup Manuel Hernandez. Nie wiem, czy chodziło o pieniądze, wpływy, czy też urażoną ambicję. Na pewno zdenerwował się mocno, kiedy biedny Patrick Malone, jego rodzony syn i protegowany, nie powrócił ze swej tajnej misji. Z pomocą przyszedł ambitny prokurator stanowy, Jeff Godsmack. Nie, nie było drugiego Waco, nic z tych rzeczy. Niemniej, nalot policji stanowej, skarbowej, wyprowadzanie ludzi w kajdankach, oskarżenia o porwania i handel narkotykami… Komuś puściły nerwy, padły strzały, trafili jakiegoś dzieciaka… Zamknęli ją w areszcie w Amarillo.
John pokręcił głową z niedowierzaniem.
– Więc chodziło po prostu o zemstę?
– Wciąż nic pan nie rozumie, profesorze. A wydawałoby się, że jako syn rabina powinien pan słyszeć co nieco o bożym gniewie.
• • •
– Oddaj mi mój nóż.
To były pierwsze słowa, jakie wypowiedziała, odkąd wyjechali z Amarillo. Przez całą drogę milczała, wpatrując się w ciemność za oknem, wskazując mu tylko, w którą stronę ma skręcić. Kilka razy odważył się włączyć radio, żeby przekonać się, że ani nalot na Goodnight, ani zniknięcie przywódcy sekty nie stały się tematami dnia.
Sięgnął pod kurtkę i podał jej sztylet w ozdobnej, inkrustowanej złotem pochwie. Ostro zakończone, falujące ostrze z drewnianą rękojeścią, typowe dla południowych rejonów Afganistanu. Nie podejrzewał, że wiedziała, iż zatrzymał go sobie na pamiątkę. Z drugiej strony, wiedziała też, że będzie na nią czekał pod budynkiem aresztu, choć on sam nie miał pojęcia, co go skłoniło, żeby tam pojechać. Zwłaszcza po tym, jak wyraźnie kazała mu stać z boku i nie wtrącać się.
– Idziemy – zakomenderowała, otwierając drzwi po swojej stronie.
Znajdowali się na parkingu przed wielką, kiczowatą bryłą siedziby Archidiecezji San Antonio. Parking w kształcie anioła z rozłożonymi skrzydłami był już zapełniony samochodami pracowników administracji i petentów. Nie traciła czasu – musiał podbiec, żeby za nią nadążyć.
Z tablicy informacyjnej w hallu odczytała numer pokoju. Skorzystali z windy. Idąc wyłożonym grubą, czerwoną wykładziną korytarzem, mijali otwarte pomieszczenia biur. Przyciągali zaciekawione spojrzenia, jednak nikt ich nie zaczepiał.
Droga do gabinetu arcybiskupa wiodła przez kancelarię. Urzędująca w niej, ubrana w brązowy habit kobieta w za dużych okularach poderwała się na ich widok, ale Suruel usadził ją jednym spojrzeniem. Miał do dyspozycji całą wieczność, aby wytrenować takie spojrzenia. Zanim zamknął za sobą drzwi gabinetu, zdążył jeszcze posłać jej swój najpaskudniejszy uśmiech.
Jego Ekscelencja Manuel Hernandez nie zdążył się nawet ruszyć. Teraz, gdy Dona stanęła za jego plecami, z lewą dłonią opartą na jego ramieniu, prawą trzymając nóż na jego gardle, było już za późno. Przerażony duchowny szeroko otwartym okiem wpatrywał się w Suruela, drugie przysłoniła mu przekrzywiona, różowa piuska.
– Kim… kim jesteście?
Ostrzem noża uniosła mu brodę, zmuszając go, aby na nią spojrzał.
– Biada ziemi i morzu, bo zstąpił na was diabeł. Mówiłam, bądź gorliwy i nawróć się, otrzymałeś bowiem imię, które mówi, że żyjesz, a jesteś umarły! Niech więc tak się stanie.
Suruel odczuwał radosne podniecenie. Jakby odzyskał skrzydła. To był prawdziwy koniec jego wygnania, powrót do dawnych czasów, kiedy wszystko było proste.
– Zaczekaj – powiedział, kiedy sięgała po klamkę. Wyciągnął z portfela jednodolarowy banknot z Myszką Miki, starą pamiątkę z wizyty w Disneylandzie. Zwinął go starannie i włożył w szeroko otwarte usta biskupa. Skinęła głową.
W drodze powrotnej na parking ścigały ich krzyki przerażonych ludzi. Nie zauważył, żeby Dona przyspieszyła kroku. Szła, wpatrzona w jakiś odległy punkt przed sobą, zatopiona w myślach.
– Będziemy potrzebowali gotówki – stwierdziła, kiedy uruchomił silnik.
• • •
John spoglądał na człowieka, który przyznał się właśnie do współudziału w jednej z najgłośniejszych zbrodni ostatnich lat.
– Przecież i tak nie wierzy pan w ani jedno moje słowo – powiedział Suriel, patrząc mu prosto w oczy.
– Doktorze Kendrick, co pan sądzi o nowej metodzie wykonywania kary śmierci? Czy rzeczywiście możemy mówić tutaj o rewolucji?
– Bez wątpienia mamy do czynienia z przełomem. Odwracalne zamrożenie obala jeden z podstawowych argumentów, podnoszonych przez przeciwników kary głównej. Jednocześnie zachowuje jej podstawową funkcję – skutecznej eliminacji skazanego ze społeczeństwa. Spory będą jednak trwały, co potwierdzają chociażby wczorajsze wydarzenia. Zmieni się co najwyżej ich punkt ciężkości…
– Poza tym nie ma mowy o żadnej zbrodni. Robiła tylko to, co słuszne.
John pokręcił głową, obejrzał się przez ramię, sygnalizując kelnerce, że chce zapłacić.
– Sprzątała swoją świątynię – ciągnął Suriel. – Wciąż realizowała swój plan. Gdyby chciała, robiłaby to dalej. Nie kryła się przecież, korzystała z publicznych środków transportu, rejestrowały ją kamery. Potrafiła przejść pod nosem Gwardii Szwajcarskiej i żaden z tych przebierańców nawet nie mrugnął.
– Więc teraz poczekamy na zmartwychwstanie? – John nie zdołał powstrzymać śmiechu.
Jego rozmówca opróżnił swoją szklaneczkę, skrzywił się.
– Żeby zmartwychwstać, trzeba najpierw umrzeć – rzekł.
• • •
Przez te wszystkie lata nauczył się zwracać uwagę na szczegóły. Choćby takie, jak długi rząd nieoznakowanych samochodów, zaparkowanych na skraju płyty lotniska. Nachylił się w stronę okna i odkrył, że nie zatrzymali się przy terminalu – nie widział w pobliżu ani zabudowań portu, ani żadnego innego samolotu.
– Czekają na mnie – powiedziała.
Obejrzał się, zaskoczony. Paskudne przeczucie zjeżyło mu włosy na karku.
– Nie rozumiem.
– Tutaj się rozstajemy. Rozmawiałam z Prokuratorem Generalnym. Postanowiłam się poddać.
Nie był w stanie odczytać wyrazu jej twarzy. Początkowa panika ustępowała powoli, zaczynał analizować różne możliwości.
– To wszystko jest częścią planu, prawda? Dlaczego mi nie powiedziałaś? Wciąż mi nie ufasz?
Pokręciła głową, patrząc mu w oczy. Pozostali pasażerowie, zachęcani przez szeroko uśmiechnięte stewardesy, zaczęli wstawać i wyciągać bagaże ze schowków.
– Nie ma żadnego boskiego planu. Nigdy nie było. Tylko kobieta z urojeniami. Mordująca niewinnych ludzi. Wtykająca im w usta banknoty z postaciami z kreskówek. Takie są fakty.
To spadło na niego tak nieoczekiwanie, że minęła chwila, nim odzyskał zdolność mówienia.
– Nie możesz w to wierzyć, to jakiś obłęd! A co ze mną? Z kilkoma tysiącami lat moich wspomnień?
Jasne, niebieskie oczy patrzyły na niego bez litości.
– Świat jest pełen szaleńców przekonanych o swojej nadzwyczajności. – Pokręciła głową. – Mój układ z prokuratorem nie dotyczy ciebie. Godsmack nic o tobie nie wie. Od tej chwili możesz robić, co chcesz.
– Kiedy z nim rozmawiałaś? Co ci powiedział?
– Zadzwonił do hotelu w Rzymie. Mówił o szkole, Afganistanie, mojej matce…
– Nie powiesz mi, że dałaś się nabrać na jakąś tanią psychoanalizę… Wspominałem ci, że znałem Freuda? Co ty na to?
Nie słuchała go już. Znał ten ton. I to spojrzenie.
– Przekonał mnie, że jestem chora. Że potrzebuję pomocy. Odszukał mojego ojca…
– Uwierzyłaś mu?
– Porównali próbki DNA, nie może być mowy o pomyłce. Nie było żadnego niepokalanego poczęcia. Miliony ludzi codziennie modli się do Boga, żeby mnie wreszcie dopadli. Nienawidzą mnie. Muszę to zakończyć.
Ich głośna dyskusja zaczęła zwracać uwagę współpasażerów. Suruel złapał ją za ramię.
– Nie mogę na to pozwolić – powiedział.
– Jak zamierzasz mnie powstrzymać? – zapytała z wyraźną kpiną w głosie. – Znów sprzeciwisz się swemu Bogu?
• • •
– Nie przeczę, że umie pan interesująco opowiadać, ale cała ta historia nie trzyma się kupy. Przykro mi. – John obejrzał się po raz kolejny, ale schowana za barem kelnerka wlepiała oczy w telewizor. Westchnął ciężko.
– Też nie wiedziałem, co o tym wszystkim myśleć. Dopóki nie skojarzyłem pewnych faktów. – Suriel nachylił się nad stołem, przygważdżając go wzrokiem. – Zacząłem coś podejrzewać, kiedy usłyszałem o tej nowej metodzie egzekucji. Gorąco popieranej przez Prokuratora Generalnego. Odkryłem, że Godsmack był wcześniej prokuratorem stanowym w Teksasie, gdzie odbył się proces. I kolegą szkolnym biskupa Hernandeza. Wszystko zaczęło się układać…
– Wśród tłumu zgromadzonego przed więzieniem stanowym w Livingston narasta napięcie. Już za dziesięć minut rozpoczynamy transmisję na żywo z egzekucji. W tej chwili oglądamy techników, sprawdzających urządzenia specjalnej komory, w której spocznie ciało Dony Lowin…
Podjął wreszcie decyzję i postanowił to przerwać. Jego rozmówca był szybszy.
– Nie chcę na to patrzeć – powiedział, wstając. – Cieszę się, że mogliśmy się spotkać, profesorze. Pomimo okoliczności.
John skinął mu głową. Również nie zamierzał czekać do północy. Odczeka dwie minuty i wyjdzie.
– Zna pan Apokalipsę? – Pytanie padło w chwili, gdy zaczął odliczać sekundy.
Obejrzał się. Suriel zatrzymał się kilka kroków od stolika, patrzył na niego swymi dziwnymi, ciemnymi oczyma, lekko chwiejąc się na nogach.
– Nie bardzo.
– Zastanawiał się pan kiedykolwiek, co by się stało, gdyby Bóg zasnął? I nie mógł się obudzić?
– Dobrze pan wie, że nie wierzę w takie rzeczy…
– Jan przepowiada, że zanim nadejdzie Dzień Sądu, ziemią zawładnie Szatan. Może taki był od początku jej plan. A może Przeciwnik miał własne… – mężczyzna uśmiechnął się ponuro. – Dobrej nocy, profesorze Nymann.
Telewizor zaczął nadawać reklamy. Młoda kelnerka, korzystając z okazji, zbliżała się do niego z uśmiechem na ustach i rachunkiem w ręku.
Warszawa, 2009 r.
koniec
« 1 3 4 5
20 października 2010

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Ilustracja: <a href='mailto:tatsusachiko@gmail.com'>Tatsu</a>, wygenerowane przy pomocy AI

Operacja „Wilczyca”
Jakub Wczasek

22 VI 2024

Eli przemknęła bezszelestnie i w przelocie chlasnęła młodego partyzanta. Hanys cofnął się, widząc jak pozbawiony futra stwór o wilczym pysku wyłonił się z ciemności i jednym szybkim uderzeniem szponiastej łapy zamienił szyję Maciusia w krwawą miazgę. Chłopak nie wydał najmniejszego dźwięku i z szeroko rozwartymi oczyma opadł na ściółkę.

więcej »
Ilustracja: Marcel Baron

Na ścieżce ku kosmicznemu Samhdi-Ra
Marcel Baron

11 V 2024

Dokądkolwiek wyruszysz, Adnana, będziesz w samym sobie. Nie ma innej drogi, by osiągnąć Samhdi-Ra, niż wyrzec się siebie w ogniu Modi-jana-Sy. Będziesz więc wędrował w czasie i przestrzeni, tak naprawdę jednak nie poruszysz się ani o jeden atom. A potem wrócisz ze swojej podróży wzbogacony tylko o ciężar nowych doświadczeń.

więcej »
Ilustracja: Waldemar Jagliński

Malarz, chłopiec i Ewa
Waldemar Jagliński

20 IV 2024

Pośród soczystych traw zobaczył znajomą postać. Obraz zafalował, stał się żywy, a chłopiec z pierwszego planu znikał i pojawiał się, pulsując barwami. Kilka większych kwiatów pochyliło się w stronę Promyka, a ten uśmiechnął się szeroko i wskoczył na mocne łodygi.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.