Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 29 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii

Grzegorz Gajek
‹Wielka zieleń›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorGrzegorz Gajek
TytułWielka zieleń
OpisAutor pisze o sobie:
Studiuję kulturoznawstwo śródziemnomorskie na UW, w przyszłości mam nadzieję zostać zawodowym pisarzem. Debiutowałem na łamach Esensji opowiadaniem „Trzy dni w piekle” na przełomie 2002 i 2003 roku. Później trochę moich tekstów (choć niewiele) ukazało się na łamach SFFiH („Serce słońca”) oraz Magazynu Fantastycznego („Anioł w płomieniach”, „Synowie Kaina” i „Vox Dei”). Obecnie próbuję wydać swoją debiutancką powieść. Jestem również redaktorem serwisu internetowego „Unreal Fantasy”.
Gatunekfantasy, historyczna

Wielka Zieleń

Grzegorz Gajek
1 2 3 »
– Po raz wtóry obudził nas sygnał trąby wzywającej do boju. Zerwaliśmy się. Mówiłem sobie: „miecz, dwie włócznie, tarcza”. Pamiętam grzechot wdziewanych pancerzy, łoskot podnoszonych włóczni i tarcz, nawet szmer piachu deptanego naszymi stopami. Pospiesznie zebraliśmy się w szyku, niezdarnie wpadając jedni na drugich – nie mieliśmy wtedy jeszcze wprawy. Kilka tarcz szczęknęło o siebie, kilku moich towarzyszy sapnęło – i zapadła cisza.

Grzegorz Gajek

Wielka Zieleń

– Po raz wtóry obudził nas sygnał trąby wzywającej do boju. Zerwaliśmy się. Mówiłem sobie: „miecz, dwie włócznie, tarcza”. Pamiętam grzechot wdziewanych pancerzy, łoskot podnoszonych włóczni i tarcz, nawet szmer piachu deptanego naszymi stopami. Pospiesznie zebraliśmy się w szyku, niezdarnie wpadając jedni na drugich – nie mieliśmy wtedy jeszcze wprawy. Kilka tarcz szczęknęło o siebie, kilku moich towarzyszy sapnęło – i zapadła cisza.

Grzegorz Gajek
‹Wielka zieleń›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorGrzegorz Gajek
TytułWielka zieleń
OpisAutor pisze o sobie:
Studiuję kulturoznawstwo śródziemnomorskie na UW, w przyszłości mam nadzieję zostać zawodowym pisarzem. Debiutowałem na łamach Esensji opowiadaniem „Trzy dni w piekle” na przełomie 2002 i 2003 roku. Później trochę moich tekstów (choć niewiele) ukazało się na łamach SFFiH („Serce słońca”) oraz Magazynu Fantastycznego („Anioł w płomieniach”, „Synowie Kaina” i „Vox Dei”). Obecnie próbuję wydać swoją debiutancką powieść. Jestem również redaktorem serwisu internetowego „Unreal Fantasy”.
Gatunekfantasy, historyczna
Przypomnij, o, wielki Apollo, ten dzień widziany przed laty; tę chwilę, gdy w swym ognistym rydwanie złamałeś czarną pieczęć nocy. Pomóż odmalować niebo ciężkie, jakby z ołowiu wykute, i ziemię ze spiżu – tak jak je odmalowałeś przed moimi bogobojnymi oczami. Przypomnij, boski Febie, opuszczone pola Lakaidemonu splamione czernią pogorzelisk, zadeptane tysiącem stóp; sioła puste i zniszczone, wyludnione władztwo Menelaosa króla. Przypomnij w końcu owego wędrowca, który zgarbiony pod złotym żarem rzucanym przez twe oblicze przybył przyniesiony na barkach twego ojca, Boga-morza – on, aojd, boży wędrowiec, przeklęty Pieśniarz.
Chciałbym śpiewać chwałę Lakaidemonu i wielkość Achajów, i mnogość skarbów wypełniających ich spiżowe miasta. Jednak gdy Filodos, boski śpiewak, przekroczył bramy pradawnego grodu, zastał w nim jedynie dymy gasnących już stosów pogrzebowych. W ciszy z rzadka tylko rozbrzmiewał odgłos rąbanego drewna. Może na kolejne stosy?
– Co tu się stało? – zapytał Filodos, gdy w końcu udało mu się odnaleźć jakiegoś starca, skulonego u drzwi swego domostwa.
– Klęska dotknęła Menelaosa i jego lud, klątwa Atrydów odcisnęła na nim swe piętno – odparł ów, wpatrując się w niego niewidzącymi oczami. – Oto widzisz, jak sczezło całe jego królestwo, strawione przez zarazę. Kto przeżył, uciekł przed Dorami, przed grozą idącą ich śladem.
Heu, heu, pamiętam jeszcze strach tamtych czarnych dni. Pamiętam strach przed imieniem krwawych najeźdźców, strach przed imieniem ich ognistego boga. Ich bóg to Grzmiące Niebo, Piorun i Pożoga. Doprawdy straszny to bóg, potężniejszy niż Bóg-morze, niż Wielka Zieleń, która wszak tyle razy niosła zastępy spiżowych mężów po zwycięstwa i chwałę. Czyż nie złamali Achaje twardych bram Ilionu, czyż nie zburzyli jego spiżowych murów? Doprawdy okrutne są wyroki Losu, które obróciły chwałę w lament i żałość.
Czyż jednak może być wyrok okrutniejszy niż ten, który spotkał Menelaosa króla? Oto on, ongi chluba Hellady, teraz złamany chorobą starzec. Mięśnie jego straciły siłę, włos zrzedł, wątłe barki z trudem trzymają ciężką głowę. Takim go zastał Filodos, a sale jego dworu – pustymi. Jedynie cienie odległej przeszłości przemykały się tu i tam, niesione przeciągiem, melancholijne i ciche.
– Pozdrawiam cię, królu – rzekł Filodos, jednak Menelaos odparł tylko: – Królu cieni i mar… Niczego innego tu nie znajdziesz, wędrowcze. Jedynie starców i szaleńców. – Cienie zakotłowały się niespokojnie na jego słowa. Coś jakby przemknęło za jego tronem i znikło w korytarzu. – Odejdź, nie masz tu czego szukać.
Filodos stał chwilę w ciszy, wpatrywał się w posadzkę. Przeszłość przynosiła z niewidocznych komnat różne okrzyki, wołania przeszłości. Łopot sztandarów wznoszonych, gdy Menelaos ruszał pod Ilion, śmiech jego poddanych, radość, gdy zwyciężył, zaloty o rękę pięknej Heleny, płacz jego przeklętej rodziny. A ponad wszystkim unosił się ledwo słyszalny zaśpiew Wielkiej Zieleni. Morze było niedaleko. Z okien Akropolu można było dostrzec jego bałwany rozbryzgujące się na przybrzeżnych skałach. Bóg-morze przyzywał swym uwodzicielskim głosem Filodosa i Menelaosa tak jak przed wielu laty. Wzywał ich, aby dołączyli do Agamemnona, Achillesa, Ajasa…
– Pamiętam cię innym – rzekł w końcu Pieśniarz. – Pamiętam, jakim byłeś pod Troją, wielki królu.
Menelaos drgnął, jego chude barki naprężyły się, z trudem unosząc starczą głowę. Spod chmurnego, pobrużdżonego czoła błysnęła para zmęczonych oczu.
– Byłeś pod Troją? – zapytał, ale nie czekał na odpowiedź. Sam sobie odrzekł: – Byłeś pod Troją… – i zawiesił głos na chwilę. – Opowiedz mi… Przypomnij Troję.
– Tak… – Filodos zmrużył oczy. – Walczyłem u boku dzielnego Achillesa i silnego Ajasa. Pamiętam tę chwilę, gdy po raz pierwszy stanęliśmy na brzegu… To był wieczór, plaża już zdobyta przez Myrmidonów. Myśmy stanęli tam, na razie bezpieczni, wpatrując się w dumne jeszcze, spiżowe mury Ilionu. Bóg-morze był spokojny, syty krwi przelanej rano przez Achillesa. Nucił cicho pieśń odpływu, szumnie oblewając kamienistą plażę. Wzywał Feba, swego syna, do powrotu z nieboskłonu.
– Rozłożyliśmy się obozem i próbowaliśmy spać. Ale uwierz, Menelaosie, baliśmy się… Wiedzieliśmy, że kiedy Feb powstanie następnego dnia i opuści ramiona Wielkiej Zieleni, to poniesie krwawą tarczę. Widzieliśmy trupy blade, bezkrwiste, potrącane delikatnymi muśnięciami morza. Widzieliśmy czarne ptaki czekające tylko na ofiarę naszych ciał.
– O świcie nie spałem… Obudził mnie budzący się również Wielki Bóg i jego narastający szał. Słyszałem ryk fal tłukących o przybrzeżne skały. Wielu z nas pobudziło się wtedy. Pamiętam tego przestraszonego chłopca, który przyszedł do mnie i powiedział, że chciałby, aby następny dzień nigdy nie nadszedł. Odparłem, aby położył się przy mnie, objąłem go ramieniem. Usnęliśmy razem, wzmocnieni wzajemnym ciepłem. Jednak następną noc i wszystkie inne miał już spędzić w innych objęciach, zimnych objęciach Boga-śmierci.
– Po raz wtóry obudził nas sygnał trąby wzywającej do boju. Zerwaliśmy się. Mówiłem sobie: „miecz, dwie włócznie, tarcza”. Pamiętam grzechot wdziewanych pancerzy, łoskot podnoszonych włóczni i tarcz, nawet szmer piachu deptanego naszymi stopami. Pospiesznie zebraliśmy się w szyku, niezdarnie wpadając jedni na drugich – nie mieliśmy wtedy jeszcze wprawy. Kilka tarcz szczęknęło o siebie, kilku moich towarzyszy sapnęło – i zapadła cisza. Staliśmy, ocierając się o siebie spoconymi ramionami, przydeptując sobie stopy, gdy za nami odezwał się ryk morza. Wielka Zieleń podniosła wojenny pean. Fale z furią runęły na wybrzeże. Nasi wodzowie krzyczeli coś, ponownie odezwały się trąby i ruszyliśmy szybkim marszem przed siebie. Pod murami Troi unosił się olbrzymi obłok pyłu.
– Szybko zabrakło mi tchu, musiałem coraz bardziej wydłużać krok. Bałem się, że zostanę w tyle. Nasz szereg załamał się. Widziałem, jak część z nas wyprzedza resztę. Chciałem ich dogonić. Ruszyłem biegiem. Ktoś krzyknął: „Eleleleu!” i zaraz biegliśmy wszyscy. Podjęliśmy okrzyk, nadaliśmy tempo, tłukąc zgodnie włóczniami o tarcze. „Równo, równo!” – krzyczał ktoś za nami.
– W tym momencie naszych uszu doszedł szum, jakby chmary szarańczy cięły powietrze skrzydłami. Oblicze Słońca przesłonił cień, ale spod ciężkiego hełmu nie mogłem dojrzeć, co zawisło nad nami. Ponury warkot przemknął nad naszymi głowami i zamilkł. Poczułem się lekki, gdy uświadomiłem sobie, że oto rój czarnych strzał nieprzyjaciela poszybował w naszą stronę, a ja biegnę – wciąż żywy – naprzód, ku murom Troi.
– Trojańscy łucznicy, przerażeni naszą nieustającą szarżą, pierzchli. Nagle jednak stanęliśmy, skotłowaliśmy się. Usłyszałem przeraźliwe krzyki. Zanim zdążyłem zorientować się, co się dzieje, wypchnięto mnie do pierwszego szeregu. Wtedy ujrzałem przyczynę paniki. W nasze szyki wtargnęło kilka rydwanów, tratując ludzi, tnąc ciała ostrymi kosami. Ku mojemu oddziałowi też mknął jeden. Nie zapomnę nigdy tego przerażającego huku zwiastującego nadejście galopującej śmierci. Nigdy nie zapomnę też człowieka, który wyskoczył z szeregu i – nieustraszony – pomknął na spotkanie tej śmierci. Zaprawdę, słusznie zwą Szybkonogim Achillesa, który w odróżnieniu od innych wodzów nigdy nie bał się walczyć pieszo. W istocie – nigdy nie bał się niczego. Wybiegł naprzeciw rydwanu i z odległości zaledwie kilku kroków cisnął oszczepem w prowadzącego ogiera. Raniony koń przewrócił się, podciął pozostałe i cały zaprząg runął na ziemię. Achilles wzniósł okrzyk, myśmy go podjęli i ruszyli dalej.
Ilustracja: <a href='mailto:a_wawrzaszek@wp.pl'>Artur Wawrzaszek</a>
Ilustracja: Artur Wawrzaszek
– Pierzchła przed nami trojańska kawaleria spłoszona rykiem i hukiem brązu. Powstrzymał nas dopiero wzburzony Skamander. Zanurzony po szyję w jego topieli usłyszałem dziwny grzechot i coś gruchnęło o moją tarczę. Wokoło rozległy się krzyki, woda spieniła się krwią. Wtedy napadli nas, siekąc niemiłosiernie. Cofnąłem się na brzeg, ale od tej strony parli nasi. Runęło na mnie kilka ryczących ciał. Coś uderzyło mnie w głowę i w pierś. Pchnąłem włócznią, ale pękła. Próbowałem dobyć miecza, ale zduszony w okropnym ścisku padłem na mulistą ziemię. Ktoś złapał mnie za ramiona i szarpnął boleśnie. Postawili mnie na nogi kilka metrów od linii walczących. Wetknęli mi w dłoń nową włócznię i pchnęli z powrotem w stronę walki. Pozostali jednak parli w przeciwnym kierunku, więc razem z nimi zacząłem uciekać.
– Stanęliśmy dopiero na plaży, zdyszani, zlani potem i krwią. Czułem nieznośny ból żeber w miejscu, gdzie zostałem uderzony. Łuski mojej zbroi były pęknięte, ale ciało pod nimi wydawało się całe. Ktoś przyszedł do nas i nie mogąc znaleźć naszego dowódcy, rozkazał, abyśmy wracali do obozu. Bóg-morze nie był zadowolony. Jego złowrogi pomruk zdawał się nam mówić, że nie zostaliśmy tu przyniesieni, aby uciekać od walki.
1 2 3 »

Komentarze

25 IV 2011   20:49:31

jestem pisarzem i ale mieszkam w zawierciu, moje drugie imie to Henryk. Napisałem książkę i wydałem w wydawnictwie Mybook.pl pt "Ścieżka wśród fal" , o fali w marynarce wojennej RP.

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Ilustracja: Waldemar Jagliński

Malarz, chłopiec i Ewa
Waldemar Jagliński

20 IV 2024

Pośród soczystych traw zobaczył znajomą postać. Obraz zafalował, stał się żywy, a chłopiec z pierwszego planu znikał i pojawiał się, pulsując barwami. Kilka większych kwiatów pochyliło się w stronę Promyka, a ten uśmiechnął się szeroko i wskoczył na mocne łodygi.

więcej »
Ilustracja: <a href='mailto:tatsusachiko@gmail.com'>Tatsu</a>, wygenerowane przy pomocy AI

Bestseller
Marcin Pindel

16 III 2024

— Spójrz prawdzie w oczy: marny z ciebie pisarzyna, takich „talentów” jest na pęczki w każdym zakątku tego kraju. Nawet wśród twoich uczniów było wielu lepszych od ciebie; pewnie to zauważyłeś, czytając ich wypracowania, ale twoje chore przekonanie o tym, że jesteś wyjątkowy, pozbawiło cię trzeźwego osądu. Tylko ja mogę ci pomóc, jedyne, co musisz zrobić, to o to poprosić.

więcej »
Ilustracja: Małgorzata Myśliborska

Pająki
Jan Myśliborski

14 I 2024

Było już prawie zupełnie ciemno. Kiedy zatrzaskiwał ciężkie skrzydło bramy, wydało mu się, że po drugiej stronie drogi dostrzegł zarys sylwetki stojącego pod drzewem człowieka. Mimo wszystko poczuł coś w rodzaju ulgi, gdy już przekręcił klucz.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Zobacz też

Tegoż twórcy

Morderstwa, magia i afery szpiegowskie
— Beatrycze Nowicka

Obraz niezdecydowania
— Jarosław Loretz

Trzy dni w piekle
— Grzegorz Gajek

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.