Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 16 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Grzegorz Gajek
‹Wielka zieleń›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorGrzegorz Gajek
TytułWielka zieleń
OpisAutor pisze o sobie:
Studiuję kulturoznawstwo śródziemnomorskie na UW, w przyszłości mam nadzieję zostać zawodowym pisarzem. Debiutowałem na łamach Esensji opowiadaniem „Trzy dni w piekle” na przełomie 2002 i 2003 roku. Później trochę moich tekstów (choć niewiele) ukazało się na łamach SFFiH („Serce słońca”) oraz Magazynu Fantastycznego („Anioł w płomieniach”, „Synowie Kaina” i „Vox Dei”). Obecnie próbuję wydać swoją debiutancką powieść. Jestem również redaktorem serwisu internetowego „Unreal Fantasy”.
Gatunekfantasy, historyczna

Wielka Zieleń

Grzegorz Gajek
« 1 2 3 »

Grzegorz Gajek

Wielka Zieleń

– Walka, Menelaosie królu… walka to dziedzictwo Wielkiej Zieleni, walka to jej cel i przyczyna. My, dzieci Wielkiego Boga, do niej zostaliśmy stworzeni. Walka go zadowala, ucieczka mierzi. I nie zaznamy spokoju, dopóki zimna śmierć nie dotknie nas swą dłonią, w wirze, w topieli, w szale…
– Czyż nie jest tak?
– Tak jest – odparł cicho Menelaos i wstał. Na jego bladych, suchych licach pojawiły się niczym dwie czerwone pręgi – rumieńce. Jego oczy błyszczały gorączkowo. Wpatrywał się chwilę w Filodosa, po czym rzekł: – To była dobra opowieść, wędrowcze. Godna tego, żebym cię uraczył gościną i możliwością znalezienia swej śmierci tu, w wiecznym grodzie Lakaidemonu. Jak cię zwą?
– Jestem Filodos, syn Harpaosa z Itaki, królestwa Odyseusza.
– I walczyłeś u boku tego przebiegłego wodza?
– Walczyłem u boku wielu wodzów. Nawet wśród Myrmidonów dzielnego Achillesa.
Menelaos uśmiechnął się dziwnie.
– Niejeden chciałby się pochwalić takim zaszczytem – rzekł. – Niejeden się chwali. Ale mi twoja opowieść się podoba. Sama ona godna jest dobrego przyjęcia.
Wypowiedziawszy te słowa, opadł ciężko na tron.
– Odejdź teraz – sapnął, wbijając wzrok z powrotem w ziemię. – Moja żona znajdzie dla ciebie jakąś komnatę. Idź do niej, jest w megaronie.
Filodos skłonił się, minął tron i ruszył korytarzem w głąb zamku, a czające się w ciemności cienie przeszłości zakotłowały się wokół niego i cofnęły. Pieśniarz przystanął i wpatrzył się w nie.
– Poznaję cię – rzekł i jeden z cieni zamarł, jakby chwycony zaklęciem jego głosu. – Poznaję cię, królu Myken.
Cień zjeżył się, ciemność w korytarzu zgęstniała. Zjawa jakby rozpłaszczyła się na ścianie, próbowała zapaść w podłogę.
– NIE NAZYWAJ MNIE TAK! – zaskowyczała i runęła w dół korytarza, kotłując się między ścianami.
Filodos ruszył dalej. Wokół niego było teraz pusto i cicho. Tylko echo towarzyszyło jego krokom. Za sobą pozostawił złamanego Menelaosa króla, bladą poświatę minionej chwały Achajów. Przed nim czekała Helena królowa – o! kto raz widział jej piękno, nie będzie nigdy umiał mówić o niej inaczej niż jako o najpiękniejszej wśród ludzi, mimo iż Czas Dzieciożerca bielą rozmył czerń jej włosów, a ciało, którego nie mógł zniszczyć, uczynił niemal przezroczystym, nieuchwytnym dla oka. Kto pamięta Helenę, pamięta jej oczy – wieczne, jak wieczny jest bezkresny Ojciec Morze – bowiem w nich zaklęta jest Wielka Zieleń, niezniszczalna miłość i żądza Achajów.
– Witaj, Filodosie – powiedziała, gdy ujrzała strudzonego wędrowca. – Orestes uprzedził mnie o twym przybyciu.
Drobną, białą dłonią wskazała czającą się w rogu ludzką zjawę – Orestesa, syna Agamemnona, ściganego przez krwiożercze Erynie, przeklętego matkobójcę. Ten zwinął się jakby smagnięty batem, skurczył jeszcze bardziej swe chude ciało. Jego szara, przecięta wyżłobionymi przez łzy bruzdami twarz obróciła się ku ścianie.
– Witaj, pani – odparł Filodos. – Twój mąż raczył mi udzielić swej gościny…
– Wiem. – Helena usiadła. – Zbliż się. Usiądź tu przy mnie. Orestes mówi mi, że opowiadasz wspaniałe historie.
Pieśniarz posłusznie wykonał polecenie, jednak milczał. Jakimi bowiem słowy można wyrazić choć ułamek smutku, którym promieniowały wielkie, zielone oczy najpiękniejszej z kobiet? Jak można wyrazić tęsknotę, która z nich płynęła, i tęsknotę za nimi, która przez lata miotała sercem niczym fale wściekłego morza? O, doprawdy, któż widział Helenę i nie pokochał jej? Kogo nie zniszczyła przewrotna żądza?
– Opowiedz mi coś – szepnęła nieśmiało Helena, odwracając wzrok. – Jakąś historię, tylko nie taką, w jakich lubuje się mój mąż. Nie o Troi ani o bojach Achajów.
– Jakąż zatem historię chciałabyś usłyszeć, pani?
– Nie wiem… Opowiedz mi o sobie. Skąd jesteś Filodosie, dokąd zmierzasz?
– Ja… – Filodos zawiesił głos. – Czy znasz, pani, historię o przebiegłym Odyseuszu i cyklopie? Ja jestem Nikt i zmierzam donikąd… Tułaczka i wojna to całe moje życie.
– Ach… – Helena podniosła się nagle i chciała odejść, jednak Filodos chwycił ją za rękę. Przez chwilę wpatrywał się w jej oczy, lecz w końcu puścił ją i odwrócił głowę, jakby zawstydzony swoją śmiałością.
– Jeśli takie jest twe życzenie, to opowiem ci historię – rzekł. – Ale nie o mnie, tylko o tobie, piękna królowo.
Helena usiadła ponownie, nie patrząc już jednak na niego.
– Boję się tego, co możesz powiedzieć – odparła.
– Nie musisz się bać niczego, tak jak Wielka Zieleń nie musi bać się Achajów, choć tylu przywiodła do zguby…
– Proszę, przestań… – jęknęła, a do jej oczu napłynęły łzy.
– Nie płacz – Filodos drżącymi palcami musnął jej twarz. – Wszyscy Achajowie cię kochali, podobnie jak wszyscy zalotnicy, i nie przestaną cię kochać, tak jak tamci nie przestali, pomimo iż wybrałaś Menelaosa, a później pięknego Aleksandra…
– Czy i ty mnie kochałeś? – przerwała mu.
– Tak… – odparł po chwili. – Miłość do ciebie kazała mi opuścić dom i płynąć pod Troję, a potem nie pozwoliła mi wrócić.
Na jakiś czas zapadła pomiędzy nimi cisza. Morze w oddali nuciło cichą, żałobną pieśń. Orestes jęknął i zaczął pochlipywać jak dziecko. Potem zawstydzony oderwał się od ściany i wymknął z komnaty.
Nagły ruch wyrwał oboje z cichości własnych myśli. Helena spojrzała na Filodosa, a gdy ten uśmiechnął się blado, spytała:
– Czy wiesz, dlaczego wybrałam Menelaosa?
– Nie wiem, pani. Nie był ani tak mądry jak Agamemnon, ani tak silny jak Diomedes, ani tak wojowniczy jak Achilles. Nigdy też nie dał ci szczęścia…
– Nigdy też mnie nie kochał… – dodała. – Kochał jedynie Wielkie Zielone Morze. Nie kochał mnie również piękny Aleksander, choć ja kochałam jego. Aleksander kochał jedynie samego siebie.
– Czy dlatego ich wybrałaś, pani?
– Chyba… chyba tak. Wtedy jeszcze tego nie wiedziałam, ale teraz już tak.
Ilustracja: <a href='mailto:a_wawrzaszek@wp.pl'>Artur Wawrzaszek</a>
Ilustracja: Artur Wawrzaszek
– A co z przebiegłym Odyseuszem? Wszak i on ponad wszystko zawsze kochał swoje kłamstwa, swoje opowieści…
– Nie – Helena pokręciła głową. – Odyseusz zawsze mnie kochał, może najbardziej ze wszystkich Achajów… Tylko wiecznie uciekał. Życie Odyseusza było ciągłym strachem, jak moje. Chyba nie umiałabym go kochać… Przez całe życie pożądałam tych, którzy mnie odpychali.
– Więc… osiągnęłaś swój cel, pani… Zawładnęłaś ich sercami tak silnie, że wszystkie serca Hellady i Azji podążyły za nimi.
– Tego nie chciałam nigdy…
Filodos westchnął. Zbliżył się do niej, dotknął dwoma palcami jej podbródka i delikatnie obrócił jej twarz ku sobie. Cały czas słyszał, jak morze nuci swoją pieśń, coraz ciszej. Wielka Zieleń zdawała się płakać. Morze nigdy nie jest nasycone, żąda bezgranicznej miłości, chciałoby całym swym ciałem połączyć się z niebem, jednak ono wciąż ucieka, horyzont wciąż się oddala. Więc morze miota się, skowycze, rozbija skały, zatapia okręty. Morze jest pełne, ale nie ma gdzie przelać swoich wód, jest wiecznym niedosytem płynącym z nadmiaru.
Filodos zwalczył coś w sobie, zdusił. Patrząc w smutne oczy Heleny, nie mógł jej oskarżyć. Cofnął dłoń i wstał.
– Pójdę już, pani…
– A co z moją opowieścią?
– Opowieścią… – Uśmiechnął się bez cienia wesołości. – Cóż mógłbym ci powiedzieć pani, czego jeszcze nie wiesz? Wskaż mi, proszę, moją komnatę…
– Orestesie! – zawołała i drobny człowieczek ponownie zjawił się w pomieszczeniu. – Zaprowadź, proszę, naszego gościa do jednego z gościnnych pokoi.
– DOBRZE – przytaknął ów swoim dziwnym, nieludzkim głosem. – CHODŹ ZA MNĄ… – i nie patrząc nawet na Filodosa, wyszedł z komnaty, a za jego chudym, mizernym ciałem pełzł długi cień.
Gdy dotarli do gościnnego pokoju, Orestes, stojąc tyłem, odezwał się:
– JA CIEBIE TEŻ POZNAŁEM, KRÓLU ITAKI.
– Czemu nazywasz mnie imieniem mojego pana?
Orestes parsknął i obrócił się gwałtownie. Jego twarz znalazła się tak blisko twarzy Filodosa, że niemal dotykali się czołami. Jednak jego oczy błądziły gdzieś daleko.
– MOŻESZ MNIE UWAŻAĆ ZA GŁUPCA – syknął. – ALE WIDZĘ RZECZY, KTÓRYCH INNI NIE DOSTRZEGAJĄ, PAMIĘTAM, CZEGO INNI NIE PAMIĘTAJĄ. TY JESTEŚ ODYSEUSZ I PRZYBYŁEŚ TU DLA PIĘKNEJ HELENY.
« 1 2 3 »

Komentarze

25 IV 2011   20:49:31

jestem pisarzem i ale mieszkam w zawierciu, moje drugie imie to Henryk. Napisałem książkę i wydałem w wydawnictwie Mybook.pl pt "Ścieżka wśród fal" , o fali w marynarce wojennej RP.

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Na ścieżce ku kosmicznemu Samhdi-Ra
Marcel Baron

11 V 2024

Dokądkolwiek wyruszysz, Adnana, będziesz w samym sobie. Nie ma innej drogi, by osiągnąć Samhdi-Ra, niż wyrzec się siebie w ogniu Modi-jana-Sy. Będziesz więc wędrował w czasie i przestrzeni, tak naprawdę jednak nie poruszysz się ani o jeden atom. A potem wrócisz ze swojej podróży wzbogacony tylko o ciężar nowych doświadczeń.

więcej »
Ilustracja: Waldemar Jagliński

Malarz, chłopiec i Ewa
Waldemar Jagliński

20 IV 2024

Pośród soczystych traw zobaczył znajomą postać. Obraz zafalował, stał się żywy, a chłopiec z pierwszego planu znikał i pojawiał się, pulsując barwami. Kilka większych kwiatów pochyliło się w stronę Promyka, a ten uśmiechnął się szeroko i wskoczył na mocne łodygi.

więcej »
Ilustracja: <a href='mailto:tatsusachiko@gmail.com'>Tatsu</a>, wygenerowane przy pomocy AI

Bestseller
Marcin Pindel

16 III 2024

— Spójrz prawdzie w oczy: marny z ciebie pisarzyna, takich „talentów” jest na pęczki w każdym zakątku tego kraju. Nawet wśród twoich uczniów było wielu lepszych od ciebie; pewnie to zauważyłeś, czytając ich wypracowania, ale twoje chore przekonanie o tym, że jesteś wyjątkowy, pozbawiło cię trzeźwego osądu. Tylko ja mogę ci pomóc, jedyne, co musisz zrobić, to o to poprosić.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Zobacz też

Tegoż twórcy

Morderstwa, magia i afery szpiegowskie
— Beatrycze Nowicka

Obraz niezdecydowania
— Jarosław Loretz

Trzy dni w piekle
— Grzegorz Gajek

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.