Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 12 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Anna ‘Cranberry’ Nieznaj
‹Wróg publiczny›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorAnna ‘Cranberry’ Nieznaj
TytułWróg publiczny
OpisAnna „Cranberry” Nieznaj (ur. 1979 r.), absolwentka matematyki, programistka. Mężatka, ma dwoje dzieci, mieszka w Lublinie. Pod panieńskim nazwiskiem Borówko – debiut w 1996 r., a następnie opowiadanie „Telemach” w „Science Fiction” (7/28/2003). Pod obecnym – „Kredyt” (II miejsce w konkursie Pigmalion Fantastyki 2010) i „Czarne Koty” („SFFiH” 4/66/2011). Finalistka konkursu Horyzonty Wyobraźni 2011.
Gatunekspace opera

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 2

« 1 4 5 6 7 8 11 »
– Ale nie pamiętam, za co! – odpalnęła Guri.
– Bo myśmy zapomnieli ci, Windu, powiedzieć – odezwał się Barion – że Guri to nasza gwiazda. Porucznik z Eskadry Łotrów, łapiesz? Odznaczona i za Yavin, i za Endor!
Guri wskoczyła na swoje krzesło, udała gest wkładania na szyję szarfy z orderem, następnie obrysowała dłońmi kształt swojego biustu i talii, a na koniec stanęła we wdzięcznej pozie gwiazdy holowizji i rozsyłała całusy gwiżdżącym facetom.
– A jak była defilada na Coruscant po zwycięstwie, to kto leciał w jednym z tych X-skrzydłowców nad trybuną honorową? – spytał retorycznie Dezz. – Nasza Guri oczywiście! Tak naćpana, że ledwo trzymała się w szyku.
– I to było w tym wszystkim najpiękniejsze! – roześmiała się Zantara.
– Guri jako wojskowy pilot myśliwca, uwierzyłabyś, Windu?
– Nic mnie już nie zdziwi – mruknęła Beyre. – Rebelia to jest właśnie dokładnie to: piraci, przemytnicy i inne szumowiny.
– Jak ostroo! – zaciągnęła Guri. – Ale cenię szczerość. Ciekawe, co ci jeszcze ten twój facet z imperialnej floty na nasz temat opowiadał?
– A co tu opowiadać, sama widzę.
W tym momencie przez hałas innych rozmów przebił się głos rudego typka:
– Słyszałeś? Zantara powiedziała „twój facet z floty”, a Windu nie zaprzeczyła. Czyli ją dymał! Wisisz mi pięć dych.
Wszyscy umilkli.
Beyre jednym susem przefrunęła przez hologram, markując właściwie tylko podparcie się ręką o stół. Dopadła rudego i ciosem pięścią w twarz zmiotła go z krzesła. Poprawiła kopniakiem
Będzie masakra, pomyślał Boba. Przyglądał się zajściu z niekłamaną przyjemnością. Nie on jeden zresztą.
Beyre najwyraźniej postanowiła darować życie swojej ofierze, ale dla porządku starała się zapewnić typkowi oprócz złamanego nosa jeszcze kilka innych przykrych obrażeń.
Fett oderwał na chwilę uwagę od podziwiania celowości i elegancji jej ciosów.
Imperialny oficer, powiadasz? Pewnie dowodził w tej bitwie o Tanaab? Niech ja sobie przypomnę… Gubernator Tarkin?
Boba nawet nie próbował ukryć uśmiechu.
No, Beyre, nie spodziewałem się tego po tobie.
Oczywiście mogła się wściec dla zasady, ale coś mu mówiło, że trafił w dziesiątkę.
Beyre porzuciła typka skulonego pod ścianą i omiotła wzrokiem łowców.
– Spokój! – wysyczała. – Dość tych rozrywek. Macie minutę na przeczytanie rozkazów. Sebulba, zdecyduj, jeżeli to… coś – skrzywiła się z obrzydzeniem – ma brać udział w akcji, to niech czyta swój rozkaz. Krwawić będzie sobie później.
Rozdział 4
Noc duchów
Mos Espa wyrastało na pustyni jak kupa bezładnie rzuconych śmieci – takie w każdym razie skojarzenie miała Beyre. Od strony, z której się zbliżali, wydawało się niemal wymarłe, ale to było złudzenie spowodowane tym, że trafili na dzielnicę mieszkalną. Przelecieli między bulwiastymi domkami i za którymś kolejnym zakrętem znaleźli się nagle w hałaśliwym, wielogatunkowym tłumie. Beyre trąciła łowcę w ramię i zawołała:
– Zaparkuj tu!
Zatrzymał skuter i spojrzał na nią pytająco.
– Przejdziemy się trochę – powiedziała, zeskakując z siodełka.
W labiryncie oblepionych straganami wąskich uliczek było tak ciasno, że Beyre – ku swojej irytacji – co chwila ocierała się o kogoś ramieniem. Ciasnota miała za to jedną zaletę: nawet przy wysoko stojących słońcach mury domów zapewniały jaki taki cień, dodatkowo pogłębiany wybudowanymi tu i ówdzie daszkami lub arkadami.
W przelewającym się między sklepikami zbiorowisku można było wyróżnić dwie grupy klientów: miejscowych, głównie farmerów z okolicy, którzy przylecieli do miasteczka na zakupy, i wyraźnie odcinające się od nich portowe towarzystwo. Mijali przedstawicieli chyba wszystkich najbardziej znanych ras Galaktyki – i wielu mniej znanych. Beyre nie miała na przykład pojęcia, skąd może pochodzić patykowata, dorównująca Fettowi wzrostem postać w kapturze, spod którego było widać coś w rodzaju ssawki. Wszędzie kręcili się Jawowie, przemykający zwinnie jak pustynne szczury pomiędzy nogami przechodniów i szwargocący w swoim niezrozumiałym języku.
Fett prowadził, przebijając się przez tłok niczym lodołamacz. Beyre szła za nim, zadowolona, że w ten sposób nie musi dotykać niechętnie usuwających się z drogi osób. Handlowano praktycznie wszystkim: na straganach piętrzyły się owoce i warzywa obok płatów dziwnej substancji wyglądającej jak suszone łajno banthy; pięknie wypolerowane części do śmigacza sąsiadowały z kupą złomu w różnych stadiach zardzewienia wysypaną wprost na leżącą na ziemi usmarowaną olejem płachtę. Gruba Sullusjanka pracowicie nanizywała na sznurek niewielkie, zasuszone płazy – trudno powiedzieć, prowiant czy może amulety na szczęście. Kawałek dalej sprzedawca wody monotonnie nawoływał i potrząsał dzwonkiem.
W upale wszystkie zapachy stawały się bardziej intensywne, ale Beyre nie przejmowała się – bywała już w bardziej śmierdzących miejscach.
Wreszcie weszli w cień obszernej, wysoko wysklepionej bramy. Chłód promieniujący od murów liznął ich po twarzach. Brama również była zapełniona kramami, najwyraźniej zmonopolizowali ją tkacze, bo w oczach aż mieniło się od kolorowych, pasiastych derek i poncz w skomplikowane wzory. Z otwartych po prawej drzwi dobiegał klekot krosien.
Tylko ostatni korzystający z dobrodziejstw cienia sprzedawca handlował pamiątkowymi gadżetami dla miłośników Boonta Eve.
– Patrz! – powiedziała Beyre. – To flaga Sebulby!
– Co? Znaczy… Słucham? – Fett rozejrzał się skonsternowany.
– Tam, pamiątki dla kibiców. Hekula musi mieć identyczną flagę jak ojciec. To chyba nie jest do końca legalne, każdy zawodnik powinien mieć własną!
– Interesujesz się wyścigami?! – nie krył zaskoczenia Boba.
Nigdy nie mógł zrozumieć, co może być przyjemnego w patrzeniu, jak inni się bawią. Za to gdyby sam mógł się przelecieć taką maszyną…
– Jakbyś się przez osiem lat przyjaźnił z byłym pilotem ścigacza, to też wiedziałbyś o Boonta więcej, niż byś chciał – zaśmiała się.
– Osiem lat? Dokładnie pamiętasz – rzucił od niechcenia.
– Nie podniecaj się, Fett. Byliśmy dziećmi. Pamiętam dokładnie, bo wiem, kiedy przestałam rozmawiać z Anakinem o wyścigach – przez jej twarz przebiegł cień.
– Zginął? Przepraszam…
– Nie, nie zginął. Powiedzmy tak: założył rodzinę i zaczął mieć poważniejsze problemy. Dużo poważniejsze.
Szli dalej w milczeniu i po chwili znaleźli się na głównej ulicy miasteczka. Była na tyle szeroka, że dało się tu już iść w miarę swobodnie, mimo że oprócz przechodniów jeździły nią napędzane przez roboty riksze oraz juczne dewbacki.
– Moment, to o tamten sklep ci chodziło? – wskazała Beyre, nagle rozbawiona. – Tylko nie mów, że on nadal należy do Watto?! Bo to się zaczyna robić jedna wielka wycieczka sentymentalna, ten nasz tu pobyt!
– Nie, do jego bratanka, Fossco. Ładnie rozwinął interes.
Boba miał wrażenie, że oto właśnie otrzymał odpowiedź na przynajmniej jedno z wielu pytań, które przychodziły mu do głowy.
– Wychowałaś się na Tatooine, prawda?
– Nie – zgasiła go. – Ale często tu w młodości bywałam. Przy okazji spraw rodzinnych jednego z moich znajomych. I romansu drugiego – dodała kpiąco.
Zatrzymała się na chwilę, zatknęła kciuki za pas i omiotła spojrzeniem główną arterię Mos Espa.
– Z pozoru wszystko wygląda tak samo – powiedziała. – Ale tak naprawdę zasadniczo się zmieniło. Kiedy Imperium przejęło kontrolę nad Tatooine, znieśliśmy niewolnictwo.
– Ale za to mieliście Armię Klonów – mruknął pod nosem Boba.
Nie takiej reakcji się spodziewała.
– To przecież zupełnie co innego!
– Bo ja wiem?…
– No, łowco, przy takim podejściu – wzruszyła ramionami – to można twierdzić, że wszyscy jesteśmy niewolnikami. Swojego przeznaczenia, zadań, które mamy do wykonania w życiu…
– Pani, ja jestem prosty facet, nie znam się na filozofii.
Powiedział to jednak takim tonem, że tylko prychnęła.
– O filozofii i polityce na trzeźwo nie rozmawiasz, co?
« 1 4 5 6 7 8 11 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 7
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

17 XI 2012

Lady Sith nie potrzebowała widzieć Twi’lekanki, żeby całą sobą czuć efekt działania Mocy. Dziewczyna żyła jeszcze, właściwie Beyre bawiła się nią dopiero, nie czyniąc przy tym poważniejszej krzywdy. Na to przyjdzie czas.

więcej »

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 6
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

3 X 2012

Sala tronowa w pałacu imperatorskim i ona sama leżąca na podłodze, z trudem łapiąca haustami powietrze. Niebieskie błyskawice zgasły sekundę wcześniej, a Lord Sidious podszedł nieśpiesznie i najwyraźniej nie mogąc darować sobie ostatniego akcentu, kopnął Beyre w żołądek.

więcej »

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 5
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

18 VIII 2012

Człowiek szedł powoli, prowadząc przed sobą Windu, czy Beyre, czy jak jej tam. Domniemana lady Sith miała ramiona wykręcone do tyłu, a nadgarstki zapewne skute kajdankami. Fett zasłaniał się nią w taki sposób, że Bossk nie widział jego dłoni.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Zobacz też

Z tego cyklu

Druga szansa
— Magdalena Stawniak

Nowa układanka ze starych klocków
— Adam Kordaś, Michał Kubalski, Marcin Mroziuk, Anna Nieznaj, Beatrycze Nowicka, Marcin Osuch, Agnieszka ‘Achika’ Szady, Konrad Wągrowski

Przemytnik i pozostali
— Agnieszka ‘Achika’ Szady

10 razy Darth Vader
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski

Wróg publiczny, cz. 7
— Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

Wróg publiczny, cz. 6
— Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

Wróg publiczny, cz. 5
— Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

Wróg publiczny, cz. 4
— Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

Wróg publiczny, cz. 3
— Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

Wróg publiczny, cz. 1
— Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

Tegoż twórcy

Nocą wszystkie koty są czarne
— Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.