Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 8 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Anna ‘Cranberry’ Nieznaj
‹Wróg publiczny›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorAnna ‘Cranberry’ Nieznaj
TytułWróg publiczny
OpisAnna „Cranberry” Nieznaj (ur. 1979 r.), absolwentka matematyki, programistka. Mężatka, ma dwoje dzieci, mieszka w Lublinie. Pod panieńskim nazwiskiem Borówko – debiut w 1996 r., a następnie opowiadanie „Telemach” w „Science Fiction” (7/28/2003). Pod obecnym – „Kredyt” (II miejsce w konkursie Pigmalion Fantastyki 2010) i „Czarne Koty” („SFFiH” 4/66/2011). Finalistka konkursu Horyzonty Wyobraźni 2011.
Gatunekspace opera

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 2

« 1 7 8 9 10 11 »
Poza tym – całkowicie przytomna i zmobilizowana. Chodziła między ludźmi Bosska i wydawała im ostatnie rozkazy, bo Trandoshanin raczył zjawić się dosłownie tuż przed wyznaczoną godziną.
Fett podszedł do Beyre i zameldował:
– Wszystko w porządku.
Skinęła głową i wskazała na trofea przyczepione do jego naramiennika.
– Co to w końcu jest? Która z krążących po Galaktyce wersji jest prawdziwa?
– Ta o padawańskich warkoczykach.
– Jaasne, Fett. Poczucie humoru to ty masz.
Uważaj, żebyś się nie zdziwiła.
• • •
Przemknęli nad pustynią w pomarańczowym świetle wschodzących słońc. Minęli obszar łagodnych wydm, na których od jednolitego tła odcinały się tylko stada powolnie sunących przed siebie kosmatych banth, i wlecieli pomiędzy skały. Wysokie na wiele pięter ostańce piętrzyły się nad nimi jak wieże.
Kiedy zbliżyli się do kanionu, Beyre wyprzedziła ich znacznie. Zatoczyła łuk i zatrzymała skuter pod skałami tuż nad samą krawędzią. Bossk poprowadził swój oddział okrężną trasą w dół doliny, a Boba i pilot lotoplatformy, na której byli Zantara i Gar’lyagh, dołączyli do Beyre. Czekając na nich, związała włosy na karku. Gwizdała jakąś melodię, ale musiała wyłączyć na chwilę mikrofon komunikatora, bo Fett nie słyszał jaką.
Zostawili pojazdy pod ochroną kilku Dugów z lotoplatformy i ruszyli za Beyre wąskim przejściem między rdzawymi głazami. Po kilku zakrętach kamienne ściany zamknęły się nad nimi, tworząc jaskinię. Korytarz był tak ciasny, że wyminięcie się w nim stanowiłoby problem.
Fett i idąca za nim para łowców włączyli latarki. Bobie mignęła myśl, że Beyre też powinna to zrobić, choćby dla pozorów, ale zanim zdążył się nad tym głębiej zastanowić, znaleźli się już po przeciwnej stronie masywu. Przyczaili się pod osłoną zbocza.
Pod nimi, na półce nad przepaścią znajdował się potężny budynek w charakterystycznym dla Tatooine stylu: na planie koła i z dachem w kształcie kopuły. Kilkupiętrowy i obszerny, bez problemu mieścił bazę całego zespołu przygotowującego do wyścigu pilota i jego ścigacze, a najniższy poziom budowli krył hangar. Jeżeli wierzyć Beyre, można się było do niego dostać korytarzem z tylnego dziedzińca, przylegającego bezpośrednio do ściany kanionu.
Słońca stały już na tyle wysoko, że ich blask dotarł nie tylko do ukrytych u wylotu jaskini łowców, ale też i do budynku. Tylko dno doliny tonęło jeszcze w chłodnym cieniu. Beyre zerknęła na komunikator. W tym samym momencie na drodze, prowadzącej stromo z dna kanionu ku bazie, pojawił się tuman kurzu.
Działka głównej bramy odezwały się prawie natychmiast i bez ostrzeżenia, chyba żeby jako ostrzeżenie potraktować fakt, że pierwsza salwa trafiła w skałę, odłupując potężne głazy, które potoczyły się w dół drogi i po chwili zniknęły za jej krawędzią. Nadlatujący oddział Bosska odpowiedział ogniem z lotoplatform, a Beyre ruchem dłoni dała swoim ludziom rozkaz rozpoczęcia akcji.
Fett zaczepił kotwiczkę o chropowatą żółtą skałę i zjechał po linie na dziedziniec. Zeskoczył na twarde podłoże prawie z takiej wysokości jak Beyre i od razu zorientował się, że popełnił błąd. Lewa noga ugięła się pod nim, jakby ktoś kopnął go w zgięcie kolana. Ból też był porównywalny. Czyli jednak za wcześnie na takie popisy, a już myślał, że całkiem doszedł do siebie.
Zdążył wziąć się w garść w ciągu tych kilku sekund, kiedy obok niego wylądowali Guri i Bothańczyk. Wciąż kulejąc, pobiegł za Beyre.
Błyskawicznie pokonali wąski korytarz i znaleźli się przy stalowej bramie, która powinna być bocznym wejściem do głównego hangaru. Fett spojrzał na Beyre, a ona obróciła lekko głowę w prawo i, zasłaniając dłoń w czarnej rękawicy przed wzrokiem stojących za nimi łowców, pokazała Bobie, ile osób znajduje się za drzwiami. Trzy. Potem wskazała na wprost – kolejne dwie, a na koniec gdzieś mniej więcej pośrodku między poprzednimi kierunkami i samym ruchem warg powiedziała „To on. Chyba…”.
Weszli do hangaru dokładnie tak, jak planowali: skrzydła wysadzonej w powietrze bramy wypadły z prowadnic, a wokół posypały się kawałki gruzu. Fett skosił serią z karabinu dwóch stojących przy przeciwległych drzwiach strażników, pozostawiając Beyre trzech pozostałych.
Na fragmencie monitora odpowiadającym za obraz z bocznej kamery Boba widział, jak tamci, wyjmując broń, zrywają się od antygrawitacyjnego stolika, przy którym grali w karty. W tym samym momencie kamera główna pokazała łowcy, że Beyre odwraca się ku nim, ale zamiast strzelać, puszcza rękojeść przewieszonego przez ramię karabinu i sięga błyskawicznie do prawego biodra.
Co ona… O, jasna cholera!
Bez namysłu skoczył między nią a najbliższego z ochroniarzy, rogatego Iktotchi, który właśnie składał się do strzału. Fett nie musiał Beyre nawet popchnąć, sama zorientowała się, co właśnie zrobiła, i zanurkowała ku podłodze, pokrytej warstwą nawianego z zewnątrz piasku. Boba poczuł trafienie w naramiennik, przetoczył się po betonie i bez celowania posłał serię w stronę strażników. Jego ładunki trafiły jednak tylko w regulator stolika, powodując, że ten nagle wystartował pionowo w górę i roztrzaskał się o sufit. Iktotchi i jego towarzysze leżeli już martwi, zabici przez Beyre, która najwyraźniej odzyskała zdrowe zmysły i zaczęła posługiwać się bronią, którą miała, a nie tą, do której posiadania była przyzwyczajona.
To, że ci się robota wydaje dla ciebie za prosta, to jeszcze nie powód, żeby ją popisowo spieprzyć. Fett skrzywił się za osłoną hełmu.
Guri i Dezz Gar’lyagh wywlekali właśnie spod stojącego na podnośniku na środku hangaru ścigacza przerażonego do nieprzytomności szefa mechaników, chyba człowieka lub bardzo podobnego do człowieka humanoida. Był otyły, niezręczny, a teraz prawie dosłownie sparaliżowany strachem. Łowcy zdążyli wyprowadzić go tuż za zrujnowaną bramę, gdy Beyre nagle krzyknęła „Ognia!” i wskazała na drzwi po przeciwnej stronie pomieszczenia.
Były zamknięte, więc Fett nie ryzykował strzelania, żeby nie dostać rykoszetem. Wyprostował rękę i uruchomił wyrzutnię. Idealnie w momencie, kiedy drzwi rozsunęły się, ukazując grupę uzbrojonych Nautolan, pocisk minął je i eksplodował, zamieniając korytarz w piekło. Płonąca mieszanka trysnęła obrońcom prosto na twarze i macki.
Przez rozpaczliwe wycie poparzonych przeciwników Boba usłyszał przekleństwa Beyre i Gar’lyagha. Obejrzał się. Mechanik leżał na podłodze, ze śladem po trafieniu dokładnie na środku czoła. Nie trzeba było długo myśleć, żeby zorientować się, że w chwili, gdy wszyscy skoczyli ku ścianom, żeby nie dostać pierwszą serią, on stał jak słup i żadnym sposobem nie udało się niewysokiemu Bothańczykowi pociągnąć go za sobą.
– Odwrót! – zawołała Beyre.
Fett przeskoczył nad ciałem i ruszył za nimi. Biegł nierówno i sprawiało mu to dużo większą trudność, niż się spodziewał. Tarzanie się po podłodze hangaru ewidentnie też nie wyszło mu na zdrowie.
Kiedy wypadł na oślepiająco jasny dziedziniec, po raz kolejny pomyślał z żalem o swoim uszkodzonym plecaku odrzutowym. Może nie byłoby z nim zbyt wygodnie w wąskim korytarzu, ale za to teraz przydałby się zdecydowanie.
Ku irytacji Boby, Beyre czekała na niego przy swojej linie i uruchomiła podciąganie dopiero, gdy on znalazł się w połowie ściany. Słyszał w słuchawkach hełmu, jak będąc jeszcze w powietrzu, wydawała Bosskowi rozkaz wycofania oddziału spod głównej bramy.
• • •
Fett zatrzymał skuter w cieniu rzucanym przez twierdzę Sebulby. Nie wstając z siodełka, zdjął hełm i przymknął na chwilę oczy. Czuł, jak spływa z niego napięcie.
Trwało to dosłownie moment. Tuż obok niego zahamowała z pełnego pędu Beyre, wznosząc tuman kurzu. Zmierzyła Bobę szybkim, ale uważnym spojrzeniem.
– Jesteś ranny? Jak bark?
– W porządku, poszło po naramienniku.
Skinęła głową i zeskoczyła na ziemię.
– Dzięki – rzuciła w przestrzeń.
Miał odpowiedzieć coś w rodzaju „To mój zawód”, ale nie było już do kogo. Beyre zdecydowanym krokiem wyszła na spotkanie zbliżającej się lotoplatformy.
– Gar’lyagh! – warknęła. – Do raportu!
Bothańczyk zeskoczył z pojazdu, minę miał hardą. Otworzył pysk, żeby zaprotestować przeciw takiemu traktowaniu, ale w tym momencie Beyre złapała go obiema rękami za bluzę na piersi. Był od niej dużo niższy, lecz mocno zbudowany, więc nie podniosła go, ale przez chwilę wyglądało to tak, jakby miała zamiar.
– Odpowiadałeś za niego! Miał być żywy!
« 1 7 8 9 10 11 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 7
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

17 XI 2012

Lady Sith nie potrzebowała widzieć Twi’lekanki, żeby całą sobą czuć efekt działania Mocy. Dziewczyna żyła jeszcze, właściwie Beyre bawiła się nią dopiero, nie czyniąc przy tym poważniejszej krzywdy. Na to przyjdzie czas.

więcej »

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 6
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

3 X 2012

Sala tronowa w pałacu imperatorskim i ona sama leżąca na podłodze, z trudem łapiąca haustami powietrze. Niebieskie błyskawice zgasły sekundę wcześniej, a Lord Sidious podszedł nieśpiesznie i najwyraźniej nie mogąc darować sobie ostatniego akcentu, kopnął Beyre w żołądek.

więcej »

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 5
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

18 VIII 2012

Człowiek szedł powoli, prowadząc przed sobą Windu, czy Beyre, czy jak jej tam. Domniemana lady Sith miała ramiona wykręcone do tyłu, a nadgarstki zapewne skute kajdankami. Fett zasłaniał się nią w taki sposób, że Bossk nie widział jego dłoni.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Zobacz też

Z tego cyklu

Druga szansa
— Magdalena Stawniak

Nowa układanka ze starych klocków
— Adam Kordaś, Michał Kubalski, Marcin Mroziuk, Anna Nieznaj, Beatrycze Nowicka, Marcin Osuch, Agnieszka ‘Achika’ Szady, Konrad Wągrowski

Przemytnik i pozostali
— Agnieszka ‘Achika’ Szady

10 razy Darth Vader
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski

Wróg publiczny, cz. 7
— Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

Wróg publiczny, cz. 6
— Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

Wróg publiczny, cz. 5
— Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

Wróg publiczny, cz. 4
— Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

Wróg publiczny, cz. 3
— Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

Wróg publiczny, cz. 1
— Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

Tegoż twórcy

Nocą wszystkie koty są czarne
— Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.