Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 17 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Anna ‘Cranberry’ Nieznaj
‹Wróg publiczny›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorAnna ‘Cranberry’ Nieznaj
TytułWróg publiczny
OpisAnna „Cranberry” Nieznaj (ur. 1979 r.), absolwentka matematyki, programistka. Mężatka, ma dwoje dzieci, mieszka w Lublinie. Pod panieńskim nazwiskiem Borówko – debiut w 1996 r., a następnie opowiadanie „Telemach” w „Science Fiction” (7/28/2003). Pod obecnym – „Kredyt” (II miejsce w konkursie Pigmalion Fantastyki 2010) i „Czarne Koty” („SFFiH” 4/66/2011). Finalistka konkursu Horyzonty Wyobraźni 2011.
Gatunekspace opera

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 3

« 1 8 9 10 11 12 13 »
– Jasne, powinnam się zorientować po tym, co mówiłeś o… piromance. Rzekomej. No, no, kto by pomyślał…
Nourel zirytował się, że już nie jest w centrum uwagi.
– Kto by pomyślał, Fett, widzisz, nie zrobiłeś na pani wrażenia zbyt inteligentnego. – Znów pokazał rozdwojony język, a Beyre prawie wzdrygnęła się z odrazy.
– Zamknij twarz – tym razem głos łowcy był zimny jak stal; miał dość rozmowy, choć do tej pory, z jakiegoś niezrozumiałego dla Beyre powodu, tolerował wyskoki technika jak element lokalnego kolorytu. – Zdejmuj buty z blatu i wpisuj „Slave” do systemu. Po południu, „priorytet: krytyczny, termin podaje klient”. Już.
– Aleś się rozeźlił – zadrwił programista, ale usiadł normalnie, a jego dłonie zaczęły śmigać po dotykowym panelu.
Po chwili podniósł wzrok, tknięty nową myślą.
– A właśnie, Fett, skoro już tak przyjemnie gawędzimy, to zawsze się nad czymś zastanawiałem – uśmiechnął się obleśnie, a Beyre poczuła, że Boba spina się do skoku. – Jak to jest z tym pobieraniem materiału genetycznego do klonowania? Czy wasz tatuś miał z tego chociaż odrobinę frajdy?
– Ty gnoju!
Łowca dopadł Nourela, chwycił za koszulę i wywlókł zza kontuaru. Chłopak był znacznie drobniejszy, więc Fett prawie uniósł go w powietrze, opierając o ścianę.
– Nie dość, że źle wychowany – powiedziała najspokojniej pod słońcem Beyre – to jeszcze niedouczony. Do klonowania nie używa się gamet.
Boba, jakby jej nie słysząc, wpatrywał się w Nourela, a potem bardzo powoli sięgnął w kierunku jednego z kolczyków w jego brwi i tak zamarł na chwilę. Chłopak wyglądał, jakby miał zemdleć. Wreszcie Fett uśmiechnął się wrednie i puścił technika, a ten osunął się po ścianie na podłogę.
– Po południu – powiedział łowca lodowato i odwrócił się do Beyre, wskazując jej wyjście.
Kiedy znaleźli się na ulicy, nie mogła się powstrzymać i skomentowała:
– Boba Fett traci panowanie nad sobą. Ciekawy widok.
– Mój ojciec rzadko popełniał błędy, ale z tym to się naprawdę popisał – prychnął. – Jakoś nie przyszło mu do głowy, że rozpowiadanie na lewo i prawo, że jestem jego klonem, to nie najlepszy pomysł.
– Musiał być dumny.
– Pewnie był – łowca wytrzymał jej rozbawione spojrzenie. – Nie byłem zwykłym dzieckiem, specyficznie mnie wychowywano i tego się nie dało ukryć. Ale też w grę wchodził po prostu szpan. Stanowiłem część jego nagrody, ale o tym nigdy nie wspominał, bo przecież istnienie Armii aż do incydentu na Geonosis było tajemnicą państwową. Dawał wszystkim do zrozumienia, że mnie… No, że zapłacił…
To się nazywa „kupił”, Fett. Przez gardło ci nie przejdzie, co?
– Że zapłacił Kaminoanom prywatnymi pieniędzmi. Myślę, że ojca nigdy nie byłoby stać na tak kosztowny kaprys. Ale pogadać zawsze można, no wiesz – uśmiechnął się kącikiem ust – przysłowiowe efekciarstwo łowców nagród.
– Kazał cię wyhodować, żeby robić wrażenie, to w sumie przykre.
Beyre rzuciła tę uwagę bez zastanowienia, skupiona raczej na lawirowaniu w tłumie na chodniku i wybieraniu drogi, którą zdążyła sprawdzić jeszcze przed wyjściem, więc teraz nie musiała włączać naprowadzania w komunikatorze. Zaskoczyło ją szczere oburzenie, które popłynęło ku niej od Fetta.
– Kazał mnie… Chciał mnie mieć, bo chciał mieć syna. I tak mnie zawsze traktował!
– W porządku – wycofała się.
Był piękny, słoneczny dzień, ona miała naprawdę dobry humor i ani odrobiny ochoty na to, żeby wkurzać Fetta. Zwłaszcza w drażliwej dla niego kwestii, która, szczerze mówiąc, nie bardzo ją obchodziła.
– Ojciec po prostu nie pomyślał, że to może być jakiś problem, mówienie, że jestem klonem – łowcy ewidentnie zależało na tym, żeby go dobrze zrozumiała. – Nie wpadł na to, że to żadna przyjemność, dyskutować z obcymi ludźmi o szczegółach swojego poczęcia. Ja w końcu nie pytam nikogo nad wódką, czy jego mamusia wolała od przodu, od tyłu, czy może na żyrandolu z głową w dół.
Beyre parsknęła i skręciła na główną ulicę, wysadzaną wspaniałą, podzwrotnikową roślinnością.
– Ale to jeszcze drobiazg – skrzywił się Fett. – Najgorsza jest Armia Klonów. Wszyscy mnie z nią automatycznie kojarzą. Jeden gość nawet określił ich kiedyś moimi – wyglądał, jakby miał splunąć – BRAĆMI. No i ten, to już naprawdę cudem przeżył.
– Dlaczego?! – Beyre aż się zatrzymała. – To byli świetni żołnierze!
– Świetni żołnierze?! Tępe stworzenia bez własnej woli, które wykonają każdy rozkaz! Chciałabyś, żeby cię uważano za coś takiego?!
– No, taak – zawahała się. – Jeżeli spojrzeć na to z tej strony… A Nourela to dobrze, że nie uszkodziłeś, skoro to taki fachowiec.
– Wyczerpał mi się limit odstrzeliwania dzieciaków na ten tydzień – rzucił Fett. – To nie jest moje ulubione zajęcie. W naszym fachu najtrudniej dożyć do dwudziestych urodzin, potem już jest tylko coraz lepiej.
Skrzywił się, wyjął miotacz i machinalnie zaczął nim kręcić młynka, nie zwracając uwagi na to, że przechodnie gwałtownie odskoczyli im z drogi.
– Każdy kiedyś był gówniarzem – wzruszył ramionami. – Chodzi o to, żeby jak najszybciej mieć ten etap za sobą i nie dać się zabić w międzyczasie. Jak się miało, jak Barion, niegłupią opiekunkę, to trzeba się było od niej uczyć zawodu, nie tylko czego innego.
Beyre złapała go za słowo, ciesząc się ze zmiany tematu na bardziej odpowiadający jej nastrojowi:
– Ty tak z własnego doświadczenia? Też miałeś kiedyś niegłupią opiekunkę?
– Ba! – schował broń, najwyraźniej bardzo z siebie zadowolony. – Nawet dwie. Nie naraz, oczywiście.
Beyre zaczęła się bezgłośnie śmiać.
– No co? W młodości nie miałem takiej zakazanej mordy jak teraz.
– Wiem przecież – rzuciła, a ich oczy się spotkały; uśmiechnęli się kpiąco oboje.
– Kiedy pracowałem z Aurrą Sing, byłem już starszy.
– Opowiedz, brzmi ciekawie. Sing… Obiło mi się o uszy swego czasu.
– Głównie polowaliśmy na Jedi, takie zlecenia brała najchętniej. Obserwowanie jej metod dużo mi dało.
– Wiesz, Fett, jak sobie wyobrażę ciebie w roli takiego Bariona…
W tym momencie przypomniała sobie pewne negocjacje pokojowe na neutralnym Alderaanie, które skończyły się dla niej, niepełnoletniej jeszcze wtedy, przyjemnym wieczorem w ogrodowym pawilonie króla Baila Organy.
Oboje byliśmy nieźli, łowco.
Fett pochylił się lekko w jej stronę, udając, że wcale się nie śmieje.
– A ty co? Nie zajęłabyś się na jej miejscu samotnym piętnastolatkiem?
– Ale to się nie nazywa opieka – zatknęła kciuki za pas z miotaczem i spojrzała na Fetta wyzywająco. – Po półgodzinie wywaliłabym go za drzwi.
– Po prawdzie – przyznał – to i Aurra Sing była zainteresowana głównie tym, żeby położyć rękę na kasie, którą dostałem w spadku po ojcu. Dlatego też nasze pożegnanie nie było specjalnie czułe. Ale i tak ja wyszedłem na tym lepiej niż ona. Zachowana jeszcze dłużej cnota nie byłaby raczej powodem do dumy, zwłaszcza dla Mandalorianina.
Beyre parsknęła.
– Słoodkie, Fett. Opowiedz mi teraz o tej drugiej dziewczynie.
Uśmiech zniknął z jego twarzy jak zdmuchnięty.
– To nie jest ciekawa historia – mruknął.
O, cholera. A jeżeli to była… Chyba rzeczywiście lepiej o tym teraz nie rozmawiajmy.
W milczeniu doszli do wyznaczonego na rozmowę miejsca. Wtedy Beyre odezwała się cichym głosem, w którym czaiła się groźba.
– Teraz moja kolej. Lubię czuć, jak się boją.
• • •
Knajpa wyglądała jak tysiące, a właściwie miliony takich lokali w portach całej Galaktyki. Było rojno i gwarno jak w termitierze Geonozjan, mimo że wiszący nad barem zegar wskazywał porę raczej obiadową niż imprezową. Z głośników płynęła ogłuszająca melorecytacja w wykonaniu niewysokiego Mrlssti, którego ledwo było widać przy jego zespole tanecznym składającym się z błękitnoskórych Twi’lekanek.
Przecisnęli się przez grupę pilotów wylewnie witających się, czy też może żegnających, przy wejściu i rozejrzeli po sali. Beyre wskazała na stolik w rogu pomieszczenia.
– Tam. Tam jesteśmy umówieni.
« 1 8 9 10 11 12 13 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 7
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

17 XI 2012

Lady Sith nie potrzebowała widzieć Twi’lekanki, żeby całą sobą czuć efekt działania Mocy. Dziewczyna żyła jeszcze, właściwie Beyre bawiła się nią dopiero, nie czyniąc przy tym poważniejszej krzywdy. Na to przyjdzie czas.

więcej »

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 6
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

3 X 2012

Sala tronowa w pałacu imperatorskim i ona sama leżąca na podłodze, z trudem łapiąca haustami powietrze. Niebieskie błyskawice zgasły sekundę wcześniej, a Lord Sidious podszedł nieśpiesznie i najwyraźniej nie mogąc darować sobie ostatniego akcentu, kopnął Beyre w żołądek.

więcej »

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 5
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

18 VIII 2012

Człowiek szedł powoli, prowadząc przed sobą Windu, czy Beyre, czy jak jej tam. Domniemana lady Sith miała ramiona wykręcone do tyłu, a nadgarstki zapewne skute kajdankami. Fett zasłaniał się nią w taki sposób, że Bossk nie widział jego dłoni.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Zobacz też

Z tego cyklu

Druga szansa
— Magdalena Stawniak

Nowa układanka ze starych klocków
— Adam Kordaś, Michał Kubalski, Marcin Mroziuk, Anna Nieznaj, Beatrycze Nowicka, Marcin Osuch, Agnieszka ‘Achika’ Szady, Konrad Wągrowski

Przemytnik i pozostali
— Agnieszka ‘Achika’ Szady

10 razy Darth Vader
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski

Wróg publiczny, cz. 7
— Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

Wróg publiczny, cz. 6
— Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

Wróg publiczny, cz. 5
— Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

Wróg publiczny, cz. 4
— Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

Wróg publiczny, cz. 2
— Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

Wróg publiczny, cz. 1
— Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

Tegoż twórcy

Nocą wszystkie koty są czarne
— Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.