Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 6 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Anna ‘Cranberry’ Nieznaj
‹Wróg publiczny›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorAnna ‘Cranberry’ Nieznaj
TytułWróg publiczny
OpisAnna „Cranberry” Nieznaj (ur. 1979 r.), absolwentka matematyki, programistka. Mężatka, ma dwoje dzieci, mieszka w Lublinie. Pod panieńskim nazwiskiem Borówko – debiut w 1996 r., a następnie opowiadanie „Telemach” w „Science Fiction” (7/28/2003). Pod obecnym – „Kredyt” (II miejsce w konkursie Pigmalion Fantastyki 2010) i „Czarne Koty” („SFFiH” 4/66/2011). Finalistka konkursu Horyzonty Wyobraźni 2011.
Gatunekspace opera

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 5

« 1 7 8 9 10 »
W tym mocno niefortunnym momencie odezwała się cicha melodia jej komunikatora. I nie mogła nie odebrać.
– Tak, mój vigo? – skłoniła się z szacunkiem, gdy nad jej lekkim, damskim kieszonkowym projektorem pojawił się hologram Xista.
– Gdzie jesteś?
– W klinice. Właśnie skończyłam.
– To dobrze, bo mam dla ciebie inne zajęcie. Ale jesteś pewna, że wszystko działa?
– Mam nadzieję, trzeba jeszcze sprawdzić. – Sessil nigdy nie uznawała zadania za wykonane, dopóki nie przekonała się o tym na własne oczy.
– Doktorze… – vigo zwrócił się do kogoś pozostającego poza zasięgiem holokamery.
Temperatura w jednej z kadzi zaczęła rosnąć, nieznacznie, żeby nie wywołać negatywnej reakcji u pacjenta. Panna Veers zorientowała się tylko dlatego, że wiedziała, na co patrzeć – jedna z diod mignęła na krótką chwilę, ale zgasła natychmiast, wraz z uciętym w zarodku przez droida alarmem. Mało prawdopodobne, żeby ktokolwiek z tutejszego personelu zorientował się, że pojemniki, podpięte do nich zasilanie i dozowniki leków są teraz zdalnie monitorowane.
– Dobrze – stwierdził Xist. – Jestem z ciebie bardzo zadowolony. Ale to tylko drobiazg, prawdziwe zadanie przed tobą. Orientujesz się chyba, że w tej sytuacji – machnął ręką w stronę kadzi – twoja rola jest kluczowa.
– Tak, lordzie… – zachowanie chłodnego spokoju sporo ją kosztowało. – Zdajesz sobie sprawę, czego ode mnie wymagasz?
– Wierności, Sessil.
Skłoniła się bez słowa.
Och, tato, dlaczego nie ma cię tu ze mną… Jak ja nas z tego wyciągnę…
• • •
Na pokładzie „Sokoła Millenium” Luke Skywalker jęknął przez sen i rzucił się na wąskiej koi.

Rzeka ognia, strumienie lawy tryskające nagle w górę na wysokość człowieka, owiewające twarz morderczym gorącem, niebezpiecznie blisko.
Nie zwracał na nie uwagi. Stał skamieniały na czarnej skale. W zgrozie patrzył na skurczony u jego stóp kształt, okaleczone ciało przeciwnika.
„Zabiłem go” – pomyślał, ale ciągle nie docierał do niego pełen sens tych słów. „Anakin nie żyje, ja…”
Obi-Wan stał nad rzeką płomieni, sam nad ciałem przyjaciela.
Luke szarpnął się, poruszył powiekami i znów znieruchomiał, oddychając krótkimi, przyspieszonymi haustami.

Rzeka ognia. Na skałach ląduje lekki prom klasy Lambda, składając z gracją skrzydła w kształt trójkąta.
Postać w czarnym kapturze idzie wzdłuż potoków lawy otoczona przez klonowych szturmowców.
„Zabierzcie lorda Vadera do kapsuły medycznej, natychmiast.”

Młoda, jasnowłosa kobieta w płaszczu stoi na tarasie pałacu, oparta o balustradę. Za jej plecami wielkie, rozświetlone okna – przyjęcie na cześć dostojnych gości, lady Sith i gubernatora, trwa do późna w noc.
„Rzeka ognia.”
Natrętna wizja powraca, nie tak silna jak przed chwilą, na sali, ale nadal paraliżująca. „Już wiem, co stało się na Mustafarze…”
Dziewczyna kuli się, czując, jak żołądek znów podjeżdża jej do gardła. Przez prowadzące na taras drzwi sączy się zdradliwy, mdlący zapach wykwintnej lokalnej potrawy. Pieczonego na wolnym ogniu mięsa.

Luke obudził się wreszcie. Czuł, że jeżeli zaśnie, wróci w dokładnie ten sam punkt snu, z którego udało mu się wyrwać. Wstał więc i doprowadziwszy się do jako takiego porządku, poszedł do mesy.
„Sokół Millenium” był sporym statkiem, ale większość miejsca zajmowała ładownia, nie kabiny pasażerskie. Mogły tu stosunkowo wygodnie podróżować cztery osoby, ale przy takim składzie jak teraz udało im się zmieścić w piątkę. Aczkolwiek Chewbacca nieustannie straszył Hana, że już niedługo zabraknie dla niego miejsca na niedawno zamontowanej, podwójnej koi.
Kiedy Luke wszedł do mesy, Wookiee rechotał właśnie w najlepsze nad pulpitem do holograficznych szachów, a sądząc po minie kapitana Solo, rozmowa mogła dotyczyć jego sytuacji rodzinnej. Chewie, nie doczekawszy się bardziej zaangażowanej reakcji, wrócił do gry. R2D2, ku zgrozie C3PO, zastosował właśnie szczególnie morderczą taktykę, za nic mając ryki przeciwnika. O ile jeszcze można by przypuszczać, że astrodroid w przeciwieństwie do swojego protokolarnego przyjaciela nie rozumie rzucanych przez Wookieego gróźb karalnych, o tyle wyszczerzonych kłów Chewbakki nie dało się nie zauważyć.
Luke uśmiechnął się blado i podszedł do bocznego stolika, przy którym Nessie piła herbatę. Uświadomił sobie, że dokładnie w tym samym miejscu siedział kiedyś z Benem. Znał go tak krótko i o wiele przecież słabiej, niż zdążył przez następne lata poznać Nessie. Ale jednak to Kenobi i Yoda byli jego mistrzami.
Wyjął z kieszeni elektroniczny notes i zaczął przeglądać zdjęcia. Ściągnięte z archiwum ujęcia z pogrzebu senator Amidali w Theed. Luke był zgaszony i pełen niepokoju. Nie lubił mieć takich snów jak dzisiejszy.
Na fotografii nieprzeliczony tłum ciągnął w kondukcie za marami, na których niesiono ciało pięknej, ciemnowłosej kobiety. W jej dłoni Skywalker zauważył wisiorek. Kościaną ozdobę, identyczną jak amulety, które dawano dzieciom na Tatooine. Miały przynosić szczęście.
Luke westchnął.
– Obi-Wan bardzo szanował waszą matkę – powiedziała nagle półgłosem Nessie, nie patrząc na monitor. – Ja ją znałam słabo, ale oni walczyli razem w czasie pierwszej wojny o Naboo.
– I to on ją uratował z Mustafaru… A w zasadzie tylko nas.
Młody Jedi zbierał informacje o swoich rodzicach jak fragmenty rozbitej mozaiki.
– Powiedziałaś, że Ben walczył tam z moim ojcem…
– Tak – skinęła głową Nessie, patrząc na Luke’a uważnie.
– Jak to się mogło stać, że wziął Anakina za martwego i go tam tak po prostu zostawił… W tym piekle.
– Tego ci nie mówiłam – stwierdziła bez zdziwienia.
– Ale wiedziałaś?
Nessie z prawie niesłyszalnym westchnieniem odstawiła kubek na stół.
– Długo się nad tym zastanawiałam. Obi-Wan twierdził, że tak właśnie było. Ufałam mu. Po tym, co stało się z Anakinem i Cranberry, naszymi najbliższymi przyjaciółmi, nie mogliśmy podważać zaufania wobec siebie wzajemnie. Zostało nas tylko czworo, niewiele później, po śmieci Qui-Gona – troje. Poza tym Kenobi autentycznie nie mógł uwierzyć, kiedy okazało się, że Vader żyje. To był jedyny raz, kiedy opuścił Tatooine. Musiał sam zobaczyć lorda Sith z bliska, pozwolić, żeby Moc podpowiedziała mu, że to naprawdę ta sama osoba.
– Ben na Mustafarze był w szoku.
– A Anakin bardzo ciężko ranny, umierający. Tak to sobie wytłumaczyłam: Obi-Wan mógł się pomylić.
– Kenobi zabrał miecz…
– Dla was.
– Pamiętam Bena z Tatooine. Znałem go z widzenia, czasem odwiedzał wujka, jeszcze kiedy byłem mały. Potem przestał.
– Widocznie uznał, że tak będzie bezpieczniej. Kiedy upewniliśmy się, że Vader przeżył, zastanawialiśmy się, czy w ogóle można cię nadal pozostawiać pod opieką wujostwa. Ale Beru zdążyła się do ciebie przywiązać, ty byłeś maleńki, pewnie też nie najlepiej zrobiłoby ci rozstanie. Obi-Wan stwierdził w końcu, że Tatooine to świetny wybór – jedyna planeta w Galaktyce, na której Vader na pewno nie postawi już więcej stopy.
Luke uśmiechnął się pod nosem. Nessie opowiadała mu już kiedyś o tym, że Anakin zdecydowanie nie był dumny z miejsca swojego pochodzenia. Młodszy Skywalker odwrotnie – nie śpieszyło mu się do powrotu na Tatooine, ale wspominał ją z pewną nostalgią.
– Ale ciebie, Nessie, zupełnie nie pamiętam z dzieciństwa?
– Nic dziwnego, nigdy mnie nie widziałeś. Czasem odwiedzałam Obi-Wana, ale bardzo rzadko. Działałam z Qui-Gonem w Sojuszu. Ale niedługo po Wojnach Klonów Qui-Gon zginął.
– W jaki sposób?
– Nie wiem. Nawet Bothańczycy nie byli nam w stanie powiedzieć nic ponad to, że dostał się do niewoli. A że zginął… Tego akurat byłam pewna. – Nessie przygryzła wargę, Luke nie musiał o cokolwiek pytać. – Wtedy Obi-Wan zamknął się ostatecznie w swojej pustelni. Nie chciał uczestniczyć w podejmowaniu strategicznych decyzji, choć wielokrotnie pytaliśmy go o radę. Wprost poprosił mnie, żebyśmy przestali się z tym do niego zwracać. „Uszanujcie moją żałobę”, dosłownie tak powiedział.
« 1 7 8 9 10 »

Komentarze

18 VIII 2012   11:43:26

Chciałem sobie toto poczytać, ale drugie zdanie:

"Guri spędziła ostatnie godziny, wraz z Falleen gorączkowo szykując do odlotu statki stanowiące sporą część bojowej floty lorda Xista."

Skutecznie mnie zniechęciło.
Naprawdę, Esensjo...

17 IX 2012   08:23:18

A mi się podoba. Świetny, ciekawy, utrzymany w klimacie Gwiezdnych Wojen tekst. 10/10 :)

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 7
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

17 XI 2012

Lady Sith nie potrzebowała widzieć Twi’lekanki, żeby całą sobą czuć efekt działania Mocy. Dziewczyna żyła jeszcze, właściwie Beyre bawiła się nią dopiero, nie czyniąc przy tym poważniejszej krzywdy. Na to przyjdzie czas.

więcej »

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 6
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

3 X 2012

Sala tronowa w pałacu imperatorskim i ona sama leżąca na podłodze, z trudem łapiąca haustami powietrze. Niebieskie błyskawice zgasły sekundę wcześniej, a Lord Sidious podszedł nieśpiesznie i najwyraźniej nie mogąc darować sobie ostatniego akcentu, kopnął Beyre w żołądek.

więcej »

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 4
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

7 VII 2012

Jedi włączyła urządzenie i pozostali uczestnicy narady zobaczyli najpierw ogólne ujęcie trybuny honorowej. Potem operator zrobił zbliżenie na przemawiającego gubernatora Tarkina i dalej na osoby stojące za nim, w pierwszej kolejności na Beyre, która w tym momencie spojrzała wprost w kamerę. Oczy uczennicy Imperatora zwęziły się nagle, ale po ułamku sekundy opanowała się i jej twarz znów przypominała lodowatą maskę.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Zobacz też

Z tego cyklu

Druga szansa
— Magdalena Stawniak

Nowa układanka ze starych klocków
— Adam Kordaś, Michał Kubalski, Marcin Mroziuk, Anna Nieznaj, Beatrycze Nowicka, Marcin Osuch, Agnieszka ‘Achika’ Szady, Konrad Wągrowski

Przemytnik i pozostali
— Agnieszka ‘Achika’ Szady

10 razy Darth Vader
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski

Wróg publiczny, cz. 7
— Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

Wróg publiczny, cz. 6
— Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

Wróg publiczny, cz. 4
— Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

Wróg publiczny, cz. 3
— Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

Wróg publiczny, cz. 2
— Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

Wróg publiczny, cz. 1
— Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

Tegoż twórcy

Nocą wszystkie koty są czarne
— Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.