Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 28 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii

Anna ‘Cranberry’ Nieznaj
‹Wróg publiczny›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorAnna ‘Cranberry’ Nieznaj
TytułWróg publiczny
OpisAnna „Cranberry” Nieznaj (ur. 1979 r.), absolwentka matematyki, programistka. Mężatka, ma dwoje dzieci, mieszka w Lublinie. Pod panieńskim nazwiskiem Borówko – debiut w 1996 r., a następnie opowiadanie „Telemach” w „Science Fiction” (7/28/2003). Pod obecnym – „Kredyt” (II miejsce w konkursie Pigmalion Fantastyki 2010) i „Czarne Koty” („SFFiH” 4/66/2011). Finalistka konkursu Horyzonty Wyobraźni 2011.
Gatunekspace opera

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 7

« 1 7 8 9 10 11 »
Kołując nad zatoką, lady Sith jak przez mgłę widziała tonące w oberwaniu chmury wygasłe wulkany i rozpościerającą się między nimi a morzem szeroką dolinę. Zieleń dżungli pokrywała wszystko pierzastym dywanem, pnąc się wysoko po zboczach gór.
Statek ratunkowy miał zapisanych w pamięci kilkanaście wariantów lądowania na pełnym autopilocie, ale żaden z nich nie dawał się nawet w przybliżeniu dopasować do ekstremalnych warunków pogodowych oraz tak zlokalizowanego portu. W dodatku dość teraz zatłoczonego, bo jeżeli ktoś już się tu znalazł, to nie mógł się wydostać.
Beyre po raz pierwszy w życiu poczuła nieprzyjemny, zimny dreszcz, przełączając się na ręczne sterowanie.
Niech Moc…
Próbowała się skoncentrować, ale sprawiało jej to zaskakującą trudność. Komputer, w trybie komunikacji głosowej, odczytywał najważniejsze parametry. Nijak się to miało do zmieniającej się błyskawicznie sytuacji, kiedy pilot powinien równocześnie śledzić kilka wskaźników.
Pierwsze podejście do lądowania Beyre schrzaniła totalnie, zbyt rozkojarzona, żeby zdać się na samą Moc i przeczucie. Cudem poderwała maszynę z powrotem ponad linię lasu i zatoczyła szeroki łuk nad doliną.
Kiedy przechyliła statek ponownie na prawą burtę, żeby zawrócić do portu, trafiła na oślep w jakąś nieplanowaną sekwencję przycisków na panelu sterowania. Lady Sith nigdy nie zdejmowała rękawic, kiedy pilotowała małe jednostki, wiedząc, że gruba skóra ochroni jej dłonie przed odmrożeniami w razie dehermetyzacji w górnych warstwach atmosfery. Ale tym razem okazało się to wyjątkowo niewygodne, bo kokpit przystosowany był raczej do drobnych rąk niewielkich Sullusjan.
Beyre próbowała zmienić kąt skrętu i ze zgrozą uświadomiła sobie, ze lotki na skrzydłach musiały się zablokować, bo kompletnie nie udawało jej się zmniejszyć wychylenia.
Nie ma to jak sullusjańskie stocznie! Plastik na ścianach pali się żywym ogniem, a statek ratunkowy niesprawny albo podatny na głupie pomyłki pilota…
Lady Sith nie miała dużo czasu na rozważanie swojego położenia. Odczekała tylko kilka sekund, żeby znaleźć się po właściwej stronie spienionej, burej rzeki, którą tak doskonale zapamiętała z poprzedniego pobytu na Tiss’sharl, i uruchomiła katapultę.
Ktoś inny może nie podjąłby decyzji o ryzykownym manewrze tak łatwo, ale dla Sitha wystrzelenie fotela nawet z maksymalnym przyspieszeniem nie stanowiło zagrożenia. Silniki rakietowe w kapsule ryknęły ogłuszająco, Beyre na moment oślepła naprawdę pod wpływem przeciążenia, a potem czasza spadochronu eksplodowała nad jej głową. Lady Sith, odzyskując powoli wzrok, rozejrzała się za statkiem i rzeczywiście po chwili nad lasem rozbłysła ognista kula wybuchu.
Tkwiący w antygrawitacyjnej bańce fotel runął pomiędzy zieleń górnych warstw dżungli. Gigantyczne liście chlastały niewidzialną barierę. I wtedy kapsułą targnął kolejny wstrząs – to spadochron zawisł między konarami.
Beyre rozpięła pasy, zdezaktywowała osłony i bez namysłu skoczyła w dół, z wysokości tak na oko piątego piętra. Przeleciała znów przez zieloną plątaninę, oberwała boleśnie kilkoma sporymi gałęziami, drobne liany przeszorowały ją po twarzy, a karabin zsunął się z ramienia i przepadł gdzieś w górze, zaczepiony w gąszczu.
A na koniec lady Sith rąbnęła o grunt. Żeby nie zrobić sobie krzywdy, musiała przetoczyć się w rozpaćkanym błocie. Pozbierała się błyskawicznie, próbując choćby trochę doprowadzić do ładu uświnione do nieprzytomności ubranie. Potem zaczęła przedzierać się przez dżunglę w dół, w stronę portu.
• • •
Kiedy oznaczony imperialnym godłem prom klasy Lambda oderwał się od niszczyciela „Mściciel” i pomknął płynnie ku Tiss’sharl, za jego sterami siedział Luke Skywalker. Fotel drugiego pilota zajmował Han Solo, a nawigowała Nessie. Leia wpatrywała się w rosnącą w przedniej szybie błękitnozieloną tarczę planety.
Admirał Tarkin, z całą gorliwością, jakiej można było się po nim teraz spodziewać, oddał okręt pod rozkazy swojej – było nie było – zwierzchniczki. Skok przez nadprzestrzeń potężnym niszczycielem zajął im zapewne nawet mniej czasu niż uciekającej stateczkiem ratunkowym lady Sith. Wbrew obawom Guri, żegnającej ich w Byllurun, nie stracili tropu. Na wymodelowanym nad panelem nawigacji obrazie nadmorskiej doliny pulsowało zielone światełko. Urządzenie, które miała przy sobie nieświadoma tego faktu Beyre, wyszukało już automatycznie jakiś inny niż antena „Perły Sullustu” sposób na łączność ze światem.
– Ucieka w głąb wyspy – rzucił Han, patrząc na hologram kątem oka.
– Nie – pokręciła głową Nessie. – Nadajnik tkwi w miejscu. Pozbyła się go.
– I co teraz? – spytał kapitan Solo, ale zaraz się zreflektował. – Tak czy owak, daleko nie zajdzie. Trzeba się będzie tylko za nią pouganiać. Dobrze, że Tarkin dał nam tylu ludzi.
Prom zniżał już lot nad zatokę.
– Myślę, że uganianie się nie będzie konieczne – odparła Nessie. – Beyre do nas idzie.
Luke potwierdził skinieniem głowy, a potem musieli się już skoncentrować na lądowaniu.
Kiedy Jedi wysiadali, prosto w oberwanie chmury, za nimi wysypali się z promu szturmowcy. Nessie poczuła napływającą wizję, krótkie błyśnięcie wspomnień.
Nieustanny deszcz, białe pancerze klonów, brązowe płaszcze Jedi. Bitwa o Jabiim, jedna z najtragiczniejszych w historii Zakonu.
Nessie była tam tylko przez chwilę, wraz z mistrzem wezwana prawie natychmiast do innych zadań, ale z tych, co zostali, ocalał tylko Anakin. Przedziwnym zbiegiem okoliczności wyratowany z klęski dzięki rozkazom kanclerza.
Białe pancerze twoich podwładnych, ciepły, tropikalny deszcz. Krew, ogień i śmierć…
Nessie wzdrygnęła się, czując muśnięcie płynącej z głębi wyspy Ciemnej Strony.
Ale wtedy jej uwagę odwrócił jeden ze szturmowców, który odłączył się od grupy, żeby podejść do Jedi. Wyprężył się na baczność przed Lukiem i zza hełmu, zaprojektowanego tak, by budził strach, popłynął pełen szacunku głos:
– Byłem w osobistej gwardii pańskiego ojca, sir.
Luke uśmiechnął się lekko i skłonił podoficerowi na sposób Jedi.
• • •
Beyre brnęła przez dżunglę, coraz bardziej zmęczona. Ulewa sprawiała, że z nieba lały się strugi wody, przed którymi nie chroniły nawet gęste korony drzew. Tu w dole było ciemno, a teren nie nadawał się do szybkiego marszu: roślinność stanowiła zbity gąszcz krzewów o giętkich gałęziach, pnączy, postrzępionych liści, przegniłych pni i innego cholerstwa, a ziemię porastał mech, śliski teraz i gąbczasty od nasiąknięcia wodą.
A, szlag. Beyre włączyła miecz i zaczęła wyrąbywać sobie drogę, nie dbając już o to, czy ktokolwiek zobaczy światło ostrza, zwłaszcza że nie wyczuwała nigdzie w pobliżu obecności żadnych rozumnych istot.
W pobliżu… Ale w porcie…
Szast, szast, szast, posiekane kawałki roślin spadały pod nogi lady Sith. Już wiedziała, że pościg za chwilę wyruszy jej naprzeciw.
To jeszcze nic nie znaczy. Zabiję Jedi, bez nich nigdy mnie nie znajdą w dżungli, a kiedy dotrę do miasta…
Zabić Jedi… Czyli stanąć twarzą w twarz z synem Vadera, zabójcą Lorda Sidiousa.
Kilka godzin temu, na Sullust, taka myśl wywoływała w Beyre przerażenie. Ale teraz lady Sith jakby zobojętniała. Uświadomiła sobie, że nie jest to chłodny spokój szykującego się do starcia wojownika, ale coś złego, groźnego. I to też nie zrobiło na niej wrażenia.
Szła mechanicznie, krok za krokiem, unosząc i opuszczając czerwone ostrze miecza rytmicznie jak automat. Związane zaraz po walce na liniowcu włosy rozsypały się teraz znowu.
Beyre zawsze uczyła się panować nad napływającymi mimo woli myślami – odsuwać te, które powodowały dekoncentrację, w danej chwili zupełnie niepotrzebne. Kiedyś był to gniew, osobiste urazy, chwilowe impulsy, później – to, co sprawiało, że mogła się zawahać.
Ale teraz nie umiała skierować swojej uwagi na cel, kalkulować, jaka taktyka okaże się najlepsza, albo odwrotnie: poddać się Mocy, dać się kierować czystej intuicji. Przyszłość jest w ruchu, przeszłości nie zmienisz, rozpatrywanie tego, co już odeszło na nic się nie zda, kiedy musisz działać.
Jednak przed oczami lady Sith przepływały wspomnienia, wyraziste prawie jak sprowadzane przez Moc wizje, ale pochodzące tylko z jej pamięci, wdrukowane zaskakująco silnie.
« 1 7 8 9 10 11 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 6
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

3 X 2012

Sala tronowa w pałacu imperatorskim i ona sama leżąca na podłodze, z trudem łapiąca haustami powietrze. Niebieskie błyskawice zgasły sekundę wcześniej, a Lord Sidious podszedł nieśpiesznie i najwyraźniej nie mogąc darować sobie ostatniego akcentu, kopnął Beyre w żołądek.

więcej »

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 5
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

18 VIII 2012

Człowiek szedł powoli, prowadząc przed sobą Windu, czy Beyre, czy jak jej tam. Domniemana lady Sith miała ramiona wykręcone do tyłu, a nadgarstki zapewne skute kajdankami. Fett zasłaniał się nią w taki sposób, że Bossk nie widział jego dłoni.

więcej »

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 4
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

7 VII 2012

Jedi włączyła urządzenie i pozostali uczestnicy narady zobaczyli najpierw ogólne ujęcie trybuny honorowej. Potem operator zrobił zbliżenie na przemawiającego gubernatora Tarkina i dalej na osoby stojące za nim, w pierwszej kolejności na Beyre, która w tym momencie spojrzała wprost w kamerę. Oczy uczennicy Imperatora zwęziły się nagle, ale po ułamku sekundy opanowała się i jej twarz znów przypominała lodowatą maskę.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Zobacz też

Z tego cyklu

Druga szansa
— Magdalena Stawniak

Nowa układanka ze starych klocków
— Adam Kordaś, Michał Kubalski, Marcin Mroziuk, Anna Nieznaj, Beatrycze Nowicka, Marcin Osuch, Agnieszka ‘Achika’ Szady, Konrad Wągrowski

Przemytnik i pozostali
— Agnieszka ‘Achika’ Szady

10 razy Darth Vader
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski

Wróg publiczny, cz. 6
— Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

Wróg publiczny, cz. 5
— Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

Wróg publiczny, cz. 4
— Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

Wróg publiczny, cz. 3
— Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

Wróg publiczny, cz. 2
— Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

Wróg publiczny, cz. 1
— Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

Tegoż twórcy

Nocą wszystkie koty są czarne
— Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.