Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 13 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Anna ‘Cranberry’ Nieznaj
‹Wróg publiczny›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorAnna ‘Cranberry’ Nieznaj
TytułWróg publiczny
OpisAnna „Cranberry” Nieznaj (ur. 1979 r.), absolwentka matematyki, programistka. Mężatka, ma dwoje dzieci, mieszka w Lublinie. Pod panieńskim nazwiskiem Borówko – debiut w 1996 r., a następnie opowiadanie „Telemach” w „Science Fiction” (7/28/2003). Pod obecnym – „Kredyt” (II miejsce w konkursie Pigmalion Fantastyki 2010) i „Czarne Koty” („SFFiH” 4/66/2011). Finalistka konkursu Horyzonty Wyobraźni 2011.
Gatunekspace opera

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 7

« 1 5 6 7 8 9 11 »
Strzałki z trucizną.
Już ktoś kiedyś próbował zrobić mi taki zastrzyk, przemknęło przez myśl Beyre.
Przed oczami stanęło jej wspomnienie czarnowłosego mężczyzny spotkanego na księżycu Bogden, tak dawno, że Boba Fett był jeszcze wtedy za młody, żeby polować na psychopatów. Seryjnego mordercy, który zamiast na nierozsądną, żądną łóżkowych ekscesów najemniczkę trafił na młodą, w pewnym sensie jeszcze niewinną lady Sith. I gorzej trafić nie mógł.
Beyre poczuła, jak Ciemna Strona przepływa przez nią ciepłym dreszczem. Wtedy po raz pierwszy uległa pokusie. Przez wszystkie te lata miała czasem paskudną aż do mdłości, a czasem upajającą świadomość, że zadanie mu śmierci w ten konkretny, jedyny w swoim rodzaju sposób było dokładnie takie, jak powiedział Lord Sidious – stanowiło rozkosz, z którą nic nie mogło się równać. A już na pewno nie to, co Beyre chciała dostać od tamtego faceta, kiedy wychodziła z nim z klubu.
I teraz znowu zacisnęła lekko pięść. Znała już dobrze to uczucie, choć pozwalała sobie na nie bardzo rzadko, tylko kilka razy w życiu. Na specjalne okazje.
• • •
Chemik, wpatrzony w zbliżającego się Sitha, nie zauważył w pierwszej chwili, że dzieje się coś złego, ale kiedy Anis Lai upadła na kolana, chwytając się za szyję, naukowiec rzucił jej przerażone spojrzenie.
A więc to prawda, oni naprawdę umieją…
Ale nie było już czasu na zmianę planu, na cokolwiek. Darth Beyre była tuż przy rozwidleniu korytarzy. Chemik musiał działać.
• • •
Lady Sith nie potrzebowała widzieć Twi’lekanki, żeby całą sobą czuć efekt działania Mocy. Dziewczyna żyła jeszcze, właściwie Beyre bawiła się nią dopiero, nie czyniąc przy tym poważniejszej krzywdy. Na to przyjdzie czas.
Obecność pozostałych ignorowała całkowicie, skupiona na wyładowaniu swojej wściekłości. Zapomniała też zupełnie, że powinna się śpieszyć.
Jak przez mgłę zarejestrowała wyłaniającą się nagle zza rogu postać mężczyzny, który trzymał w dłoni kolorowy pojemnik, a w drugiej mały przedmiot. Otrzeźwienie przyszło sekundę później.
Z pojemnika buchnęła struga ognia.
Beyre wrzasnęła i uchyliła się w nagłym ataku dzikiej paniki, z koszmarną świadomością, że oto, po raz pierwszy od lat, nie związała włosów, idąc do walki. Odepchnęła Mocą wszystko – człowieka, pojemnik i płynący z niego płonący gaz. Cofnęła się, wpatrzona w zgrozie w zaczynający się palić plastik, którym wyłożona była ściana korytarza.
Bo ognia Beyre bała się jak niczego innego na świecie.
• • •
Chemik wyrżnął barkiem o narożnik, przewrócił się i niezgrabnie przetoczył byle dalej od płonącej jak pochodnia ściany. Statek był cywilny i nie obowiązywały nam nim tak ścisłe normy jak na okrętach floty wojennej, ale tutaj ewidentnie ktoś zrobił lewy interes przy zamawianiu materiałów do wykończenia jego wnętrza.
Naukowiec dopiero teraz poczuł, że dłoń piecze go jak diabli. W sumie i tak szczęście, że pojemnik z perfumami nie wybuchł mu w rękach.
Anis Lai zbierała się z podłogi, kaszląc i charcząc. Z trudem jeszcze łapiąc oddech, sięgnęła po upuszczone wcześniej pudełeczko i znów wbiła wzrok w elektroniczny celownik.
Darth Beyre opędziła się od nadlatującej strzałki odruchowo jak od owada, nie odrywając wzroku od płomieni, niczym zahipnotyzowana.
I wtedy wkroczył Tivokka, wybrany do tej roli z prozaicznego powodu – miał najdłuższe ręce. Chlusnął Beyre prosto w twarz zawartością plastikowej butli, a potem nawet nie zdążył odskoczyć, tylko przeleciał przez całą szerokość korytarza, uderzył w ścianę i osunął się nieprzytomny na podłogę.
Ale lady Sith zaatakowała go czysto automatycznie, zanim dotarło do niej w pełni, co się dzieje. Chwilę później już tylko rozpaczliwie skuliła się, trąc oczy.
• • •
Kurwa kurwa kurwa STRACĘ WZROK!!!
Beyre, na skraju histerii, usiłowała zetrzeć z twarzy śmierdzący chlorem płyn, ale tylko rozsmarowywała go rękawicami. W końcu oprzytomniała na tyle, żeby użyć rękawa płaszcza.
Kiedy próbowała otwierać oczy, paliły tak potwornie, że nie wytrzymywała dłużej niż sekundę.
SPOKÓJ!!! – wrzasnęła na siebie w myślach. Woda, przede wszystkim woda.
W korytarzu rozległo się:
– Pieprzone rękawice, zasłoniła się! Nie mam już strzałek!
– Uciekaj, Anis! Tuż nad podłogą, ten dym jest trujący!
Potem tupot butów.
Beyre rzuciła się na kolana. Olśniło ją, że dosłownie przed chwilą minęła jedną z łazienek. Wycofała się po omacku, próbując nie oddychać. Boczne drzwi otworzyły się, gdy weszła w zasięg czujnika. Zerwała się, skoczyła do środka, zamknęła je i zablokowała.
Na moment uchyliła powieki. Zza mgły i łez zobaczyła umywalkę. Zerwała rękawice i wrzuciła pod strumień wody, żeby też się wypłukały.
Długo i starannie przemywała oczy, ignorując ból. W końcu była w stanie podnieść wzrok i przejrzeć się w lustrze. Wyglądała upiornie – białka czerwone jakby krwawiły, a na powiekach z każdą chwilą rosła opuchlizna.
To, że teraz widzisz, nie znaczy, że nie oślepniesz za parę godzin… Nieważne! Rusz się stąd!
Wybiegła na zewnątrz. Oczy nadal piekły i łzawiły, ale przynamniej można je było otworzyć. Zraszacze zdążyły już ugasić pożar, a wentylacja oczyściła w miarę powietrze. Beyre szła szybko, uważając, żeby nie poślizgnąć się na mokrej podłodze. Nigdzie w pobliżu nie wyczuwała obecności Twi’lekanki od trucizny ani człowieka od zaimprowizowanego miotacza ognia. Widocznie połączenie wściekłego Sitha z pożarem i toksycznym dymem wreszcie okazało się jednak nie na ich nerwy.
Beyre bez przeszkód dotarła do hangaru i znalazła statek ratunkowy. Jeszcze w kokpicie „Perły” sprawdziła, gdzie jest na nim umieszczony transponder i teraz rozwaliła go strzałem z miotacza. Próbowała szukać innych nadajników, ale ledwo co widziała, więc uznała, że przesadza. Zahermetyzowała kabinę, zaczęła uruchamiać silniki i powoli, z dużym wyprzedzeniem grzać hipernapęd.
Uniesienie walką zniknęło, zostawiając niemiłe, graniczące ze wstrętem uczucie, które sprawiło, że Beyre aż się wzdrygnęła na wspomnienie epizodu z Twi’lekanką.
Ciemna Strona…
Lord Sidious miał rację – nie umiała się jej oprzeć, ale była za słaba, żeby w pełni z niej skorzystać. I żeby nie czuć odrazy.
Przeklęta Twi’lekanka, to ona mnie do tego zmusiła.
W ostatniej chwili przed startem Beyre przypomniała sobie, że powinna umocować do fotela karabin. I wtedy prawie usłyszała znów niski, chropowaty głos mówiący jak w sterowni „Slave”: „Procedury bezpieczeństwa czasem mają sens, maleńka” i zrobiło jej się strasznie. Tak strasznie, że…
Beyre, masz po prostu poparzone oczy!
Wskaźniki na tablicy rozdzielczej rozmazały się ostatecznie za mgłą. Dziewczyna zamknęła powieki, bo tak przynajmniej rozpraszało ją tylko swędzenie i ból. Wystartowała na samo przeczucie, płynnie wyprowadziła statek z hangaru, potem jak najdalej od liniowca, aż wreszcie mogła popchnąć do oporu dźwignię hipernapędu.
Najkorzystniej byłoby zrobić kilka krótkich skoków w dziwne lokalizacje, żeby zmylić trop. Problem w tym, że stateczek zupełnie się do tego nie nadawał. Do długiej podróży w celu sprowadzenia pomocy – owszem. Ale na drugie chociażby wejście w nadprzestrzeń mogłoby mu zabraknąć paliwa. Wobec tego lady Sith zaprogramowała go na krótki lot, żeby zdążyć przesiąść się na coś większego, zanim Jedi znajdą „Perłę Sullustu”.
Statek szedł przez nadprzestrzeń z kursem na Tiss’sharl, a Beyre ze zgrozą uświadomiła sobie, że teraz przez sto pięćdziesiąt trzy standardowe minuty nie będzie miała nic do roboty. Za to dużo czasu na myślenie.
Co ja zrobiłam…
Podparła czoło dłońmi w rękawicach, zanurzając palce we włosach. Czuła, że jeżeli się natychmiast nie opanuje, to zacznie szczękać zębami. Łzy ściekały z jej bolących oczu po policzkach i szyi, aż za kołnierz bluzy.
Knajpa w rodiańskiej dzielnicy i łowca mówiący niby mimochodem: „Nie było nikogo… takiego na horyzoncie. Do tej pory, rzecz jasna.”
« 1 5 6 7 8 9 11 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 6
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

3 X 2012

Sala tronowa w pałacu imperatorskim i ona sama leżąca na podłodze, z trudem łapiąca haustami powietrze. Niebieskie błyskawice zgasły sekundę wcześniej, a Lord Sidious podszedł nieśpiesznie i najwyraźniej nie mogąc darować sobie ostatniego akcentu, kopnął Beyre w żołądek.

więcej »

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 5
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

18 VIII 2012

Człowiek szedł powoli, prowadząc przed sobą Windu, czy Beyre, czy jak jej tam. Domniemana lady Sith miała ramiona wykręcone do tyłu, a nadgarstki zapewne skute kajdankami. Fett zasłaniał się nią w taki sposób, że Bossk nie widział jego dłoni.

więcej »

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 4
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

7 VII 2012

Jedi włączyła urządzenie i pozostali uczestnicy narady zobaczyli najpierw ogólne ujęcie trybuny honorowej. Potem operator zrobił zbliżenie na przemawiającego gubernatora Tarkina i dalej na osoby stojące za nim, w pierwszej kolejności na Beyre, która w tym momencie spojrzała wprost w kamerę. Oczy uczennicy Imperatora zwęziły się nagle, ale po ułamku sekundy opanowała się i jej twarz znów przypominała lodowatą maskę.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Zobacz też

Z tego cyklu

Druga szansa
— Magdalena Stawniak

Nowa układanka ze starych klocków
— Adam Kordaś, Michał Kubalski, Marcin Mroziuk, Anna Nieznaj, Beatrycze Nowicka, Marcin Osuch, Agnieszka ‘Achika’ Szady, Konrad Wągrowski

Przemytnik i pozostali
— Agnieszka ‘Achika’ Szady

10 razy Darth Vader
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski

Wróg publiczny, cz. 6
— Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

Wróg publiczny, cz. 5
— Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

Wróg publiczny, cz. 4
— Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

Wróg publiczny, cz. 3
— Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

Wróg publiczny, cz. 2
— Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

Wróg publiczny, cz. 1
— Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

Tegoż twórcy

Nocą wszystkie koty są czarne
— Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.