Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 11 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Anna ‘Cranberry’ Nieznaj
‹Wróg publiczny›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorAnna ‘Cranberry’ Nieznaj
TytułWróg publiczny
OpisAnna „Cranberry” Nieznaj (ur. 1979 r.), absolwentka matematyki, programistka. Mężatka, ma dwoje dzieci, mieszka w Lublinie. Pod panieńskim nazwiskiem Borówko – debiut w 1996 r., a następnie opowiadanie „Telemach” w „Science Fiction” (7/28/2003). Pod obecnym – „Kredyt” (II miejsce w konkursie Pigmalion Fantastyki 2010) i „Czarne Koty” („SFFiH” 4/66/2011). Finalistka konkursu Horyzonty Wyobraźni 2011.
Gatunekspace opera

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 7

« 1 6 7 8 9 10 11 »
Rozdział 21
Druga strona Mocy
Statek pilotowany przez Darth Beyre wyszedł z nadprzestrzeni ryzykownie blisko planety Tiss’sharl. Był to jeszcze bardzo słabo zaludniony świat, sądząc po falleeńskiej nazwie – odkryty niedawno przez którąś z jaszczurzych misji. Jego główne lądy leżały albo w strefie okołobiegunowych lodowców, albo odwrotnie, tuż przy równiku. Ciepłolubnym gadom te ostatnie na pewno się podobały, ale najwyraźniej karczowanie buchającej żywotnością dżungli wymagało zbyt dużych nakładów finansowych, a przy tym brakowało odpowiedniej liczby zdeterminowanych pionierów, bo rozwój kolonii przebiegał powoli.
Beyre znała to miejsce, ponieważ większość życia spędzając na okręcie, bardzo potrzebowała od czasu do czasu powtórki z ćwiczeń terenowych, które odbywała w młodości jako padawanka. Tiss’sharl nadawała się do tego celu świetnie – ze swoimi nietkniętymi stopą istoty rozumnej lasami równikowymi. Niewątpliwie można tu było zafundować sobie szkołę przetrwania i Beyre się kiedyś na tym bardzo niemiło przejechała.
Przeprawiając się przez jedną z rzek, rwącą, lecz błotniście nieprzejrzystą, lady Sith jak zwykle przeceniła swoje możliwości i udało jej się elegancko podtopić. Nałykała się brudnej wody i wiedząc, jakie pierwotniaki żyją w tutejszych zbiornikach, starała się pozbyć wszystkiego z żołądka, kiedy tylko dopłynęła już jakimś cudem do brzegu.
Jednak na wiele się to nie zdało, bo i tak odchorowała swoją brawurę paskudnie i groźnie, a oczywiście nie było mowy, żeby wezwała pomoc. Kiedy w miarę doszła do siebie i udało jej się zejść z gór do nadmorskiego miasta, czekała w porcie na przysłany z niszczyciela prom półżywa, wykończona, ale z pozoru nienaganna, z wymytymi włosami i w nieubłoconym ubraniu. Tylko Piett od razu zorientował się, że z lady Beyre jest coś mocno nie tak, skoro siedzi na płycie lądowiska i przysypia oparta o plecak.
Teraz kierowała się do tego samego portu, największego na planecie, co w praktyce oznaczało prowincjonalną mieścinę z symbolicznym ruchem lokalnym i jeszcze mniejszym międzyukładowym. Jednak jeżeli ścigana miała gdzieś znaleźć odpowiedni statek, to tylko tam.
Ułożyła sobie plan, prosty, ale sensowny, choć na jego wykonanie starczyłoby Beyre koncentracji tylko teraz, kiedy będzie sama. Wypatrzy odpowiednio uzbrojony prywatny środek transportu, zakradnie się do ładowni, choćby i na oczach właściciela, a kiedy znajdą się już w nadprzestrzeni, pozbędzie się pilota, nakłoniwszy go uprzednio wszelkimi dostępnymi Sithowi metodami do wyjawienia haseł oraz zlikwidowania biometrycznych zabezpieczeń. Już kiedyś to zadziałało.
Tak więc Beyre weszła na orbitę z zamiarem lądowania w porcie, który pamiętała mgliście sprzed kilku lat. Choć też nie rozglądała się wtedy zbytnio wokół, zajęta głównie tym, żeby nie zemdleć na oczach podwładnych.
Kiedy tylko statek zbliżył się do Tiss’sharl wystarczająco, by systemy pokładowe mogły ocenić sytuację meteorologiczną, okazało się, że lady Sith wybrała źle. Prawie nic nie widząc piekącymi, poparzonymi oczami, nie mogła dostrzec gigantycznego kręgu białych chmur nad oceanem tuż w pobliżu wyspy, na którą się kierowała. Ale kiedy nad tablicą rozdzielczą pojawił się jaskrawozielony hologram obrazujący strukturę cyklonu, rozpoznała już jego charakterystyczny, złowrogi kształt.
Tylko że Beyre nie miała wyjścia. Jeżeli chciała odlecieć z planety w realnym czasie, w grę wchodził tylko jeden port. Zignorowała ostrzeżenia kontroli lotów i własnego komputera pokładowego. Cyklon zahaczał o wyspę tylko skrajem, najgorsze minęło, teraz po prostu trwała tam nieprzerwana ulewa i wiał silny wiatr. Nie powinno to stanowić wyzwania dla Sitha, zwłaszcza jeżeli latanie było jego największą życiową pasją.
Beyre zaczęła schodzić z orbity, a prawie całkowicie zautomatyzowana procedura lądowania ratowała jej w tym momencie życie. Gdyby więcej zależało od wzroku pilota, lady Sith spaliłaby się w jonosferze albo trafiła prosto w ocean.
• • •
Guri Zantara klęczała nad ciałem Fetta. Nagle wywinęła się z objęć Wookieego i sięgnęła do łańcuszka, który Boba miał zawieszony na szyi. Odsunęła magnetyczną kartę i wtedy spod niej błysnęło pulsujące zielone światełko diody.
– O, cholera – najemniczka aż jęknęła. – Jeżeli to jest to, co mi się wydaje…
Chewie warknął pytająco, wybijając kapitana Solo z ponurych rozmyślań.
– Czyli? – spytał Han.
– Zaraz się okaże, czy nie mam zbyt bujnej wyobraźni. Ale ktoś tu chyba kogoś wyjątkowo obrzydliwie wrobił. I zasłużył na równie perfidną zemstę.
Guri poszukała zapięcia i zdjęła z łańcuszka klucz oraz odbiornik. Po chwili wahania włożyła kartę do kieszeni bojówek łowcy.
– Soloo, zrób coś dla mnie. Postaw tu kilku ludzi z miotaczami, niech poczekają, aż wrócę. Bo ja zostaję na Sullust – podkreśliła tak dobitnie, że Han, który zdążył już otworzyć usta, zamknął je z powrotem. – Idę właśnie poprosić Leię, żeby pozwoliła mi na zorganizowanie pogrzebu. Boba był prywatnym człowiekiem, teraz nie żyje, nic tu po was i tej całej waszej armii. Więc proszę, zawołaj kogoś do pilnowania, dopóki nie będę mogła się tym zająć. A teraz chodźcie i to szybko!
Zantara zbiegła po schodach i nie czekając na kapitana Solo, który wydawał już rozkazy kilku kręcącym się wokół wieżyczki szeregowcom, ruszyła w stronę budynku kontroli lotów. Tym razem trafiła na strażników, którzy wiedzieli, że powinni przepuścić ją bez niepotrzebnych komplikacji.
Kiedy tylko Guri znalazła się w przeszklonej hali na najwyższym piętrze, skoczyła do pierwszego stanowiska komputerowego. Zajmujący je technik, przytłoczony potoczystą wymową najemniczki, rzucił spłoszone spojrzenie w kierunku Jedi Nessie, a ta natychmiast skinęła głową. Zantara mogła wreszcie wpiąć znaleziony przy ciele Fetta odbiornik do gniazda i odpalić aplikację, która tutaj była zapewne używana jedynie w sytuacjach bardzo nadzwyczajnych, ale dla Guri stanowiła podstawowe narzędzie pracy.
– Szacun, Bobaa… – szepnęła Zantara prawie bezgłośnie po huttyjsku, przełączając uzyskany obraz na jeden z dużych holoprojektorów. – Księżniczko, Nessie…
Jedi odwróciły się od innego hologramu, przedstawiającego potężny statek pasażerski i lecące z nim skrzydło przy skrzydle osiem myśliwców, wyglądających przy liniowcu jak uciążliwe owady.
– Fett zostawił nam prezent pożegnalny. – Guri wskazała na zielone światełko, zupełnie takie samo jak dioda przy odbiorniku, tylko pulsujące na hologramie statku tam, gdzie znajdowała się kabina pilotów.
Luke zajrzał najemniczce przez ramię.
– Nie mów, że sygnał pójdzie potem łączem nadprzestrzennym?
– No ba! To cacko podłącza się do centralnej anteny statku. Kosztowna zabawka, nie każdego stać na takie kieszonkowe maleństwa, zazwyczaj po prostu umieszczamy pluskwę na pancerzu.
Nessie sięgnęła Mocą po bezprzewodowy mikrofon.
– Kontrola lotów Byllurun, Sullust do „Orła 1” – powiedziała. – Wycofać się. Powtarzam: wycofać się.
Myśliwce eskadry wykonały płynny manewr i chwilę później hologram zgasł, sprawiając, że cała uwaga obecnych skupiła się na tym drugim – wygenerowanym przez urządzenie przyniesione przez Guri.
– Jakim cudem udało się Fettowi podrzucić Beyre nadajnik? – spytała Nessie, w zasadzie nie spodziewając się odpowiedzi.
– Klasyczny sposób to podpiąć pod broń.
– Naprawdę myślisz, że Beyre dałaby komuś do ręki swój miecz?
Guri wzruszyła ramionami.
– Miecz, miotacz, karabin, komunikator, choćby klamra pasa. W końcu mieszkała z nim ileś tygodni, każdy czasem śpi albo jest zdekoncentrowany.
Jedi nie wyglądała na przekonaną, ale w tym momencie zabrzęczał komunikator Guri, a najemniczka widząc, kto jest na linii, aż syknęła, jakby ją coś zabolało.
– No to zaraz zobaczymy, jak drogo ja za tę całą politykę zapłacę…
Odeszła na bok, żeby kręcący się po hali sullusjańscy technicy nie przeszkadzali jej w rozmowie.
– Mój vigo… – Urwała i od razu przełączyła rozmowę na słuchawkę. – Lordzie, nie wydaje mi się, żebym kiedykolwiek umawiała się z wami na cokolwiek innego niż luźna współpraca… No właśnie, łowcy nagród to wolni strzelcy, dokładnie to chciałam od ciebie usłyszeć. A tak przy okazji: byłam w waszym rankingu druga, zaraz po Fetcie, prawda? No to już jestem pierwsza.
• • •
Wichura nad głównym portem planety Tiss’sharl nie zdążyła jeszcze ucichnąć na tyle, by wznowiono w nim planowy ruch. Kiedy Beyre zgłosiła zamiar lądowania, wieża zasypała ją taką lawiną awaryjnych komunikatów, że komputer pokładowy statku ledwo sobie z nimi poradził.
« 1 6 7 8 9 10 11 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 6
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

3 X 2012

Sala tronowa w pałacu imperatorskim i ona sama leżąca na podłodze, z trudem łapiąca haustami powietrze. Niebieskie błyskawice zgasły sekundę wcześniej, a Lord Sidious podszedł nieśpiesznie i najwyraźniej nie mogąc darować sobie ostatniego akcentu, kopnął Beyre w żołądek.

więcej »

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 5
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

18 VIII 2012

Człowiek szedł powoli, prowadząc przed sobą Windu, czy Beyre, czy jak jej tam. Domniemana lady Sith miała ramiona wykręcone do tyłu, a nadgarstki zapewne skute kajdankami. Fett zasłaniał się nią w taki sposób, że Bossk nie widział jego dłoni.

więcej »

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 4
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

7 VII 2012

Jedi włączyła urządzenie i pozostali uczestnicy narady zobaczyli najpierw ogólne ujęcie trybuny honorowej. Potem operator zrobił zbliżenie na przemawiającego gubernatora Tarkina i dalej na osoby stojące za nim, w pierwszej kolejności na Beyre, która w tym momencie spojrzała wprost w kamerę. Oczy uczennicy Imperatora zwęziły się nagle, ale po ułamku sekundy opanowała się i jej twarz znów przypominała lodowatą maskę.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Zobacz też

Z tego cyklu

Druga szansa
— Magdalena Stawniak

Nowa układanka ze starych klocków
— Adam Kordaś, Michał Kubalski, Marcin Mroziuk, Anna Nieznaj, Beatrycze Nowicka, Marcin Osuch, Agnieszka ‘Achika’ Szady, Konrad Wągrowski

Przemytnik i pozostali
— Agnieszka ‘Achika’ Szady

10 razy Darth Vader
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski

Wróg publiczny, cz. 6
— Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

Wróg publiczny, cz. 5
— Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

Wróg publiczny, cz. 4
— Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

Wróg publiczny, cz. 3
— Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

Wróg publiczny, cz. 2
— Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

Wróg publiczny, cz. 1
— Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

Tegoż twórcy

Nocą wszystkie koty są czarne
— Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.