Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 29 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii

Alan Akab
‹Więzień układu›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorAlan Akab
TytułWięzień układu
OpisAutor pisze:
O autorze może tyle – absolwent technikum chemicznego, ukończył biologię, lecz na równi ze ścisłym umysłem ceni humanizm. Czymże bowiem byłaby ludzka technika, cywilizacja, czy choćby najbardziej udane społeczeństwo bez wiedzy o człowieku, o tym jaki jest naprawdę, jakim chciałby być widziany, czego pragnie i jakie są jego słabości?
GatunekSF

Więzień układu – część 2

« 1 2 3 4 5 6 24 »

Alan Akab

Więzień układu – część 2

Nic nie denerwowało go bardziej niż obojętność Arto. Owszem, ingerował, gdy zaszła taka potrzeba, lecz Iwen nie miał złudzeń – przez większą część dnia kapitan zapominał, że Nowy istnieje. Pamiętał o nim o tyle, o ile przedstawiał sobą szansę na coś, w przyszłości. Innym Iwen przynajmniej przeszkadzał, jak Żimmiemu. Dla nich przynajmniej istniał. Reagowali na jego obecność.
Na szczęście były też chwile jak ta, gdy sobie przypominał.
– Żimmy chyba mnie nie lubi – powiedział. Iwen był dla niego nikim. Nic nie przypominało mu o tym bardziej jak takie uwagi. Żimmy musiał dobrze o tym wiedzieć.
– I co z tym zrobisz? Będziesz go unikał? Wczołgasz się do kąta? Poprosisz mnie bym im rozkazał, by cię polubili? Jeśli chcesz, by to się skończyło, musisz im pokazać, dlaczego ma się skończyć.
Cóż, kapitan nie był od okazywania sympatii. Iwen przełknął to w milczeniu. Znów miał rację. Gdyby Arto powiedział innym, by mu nie dokuczali… Na Ziemi byłby to najlepszy sposób sprowokowania innych do znęcania się. Tu pewnie tak by się nie stało, lecz w ich oczach stałby się przez to słabeuszem.
– Jak?
– Nie wiem. Wymyśl coś, zaczekaj na okazję…
Iwen nie wątpił, że okazja się nadarzy. Tyle, że może go przerosnąć.
– Czy zawsze taki był? – spytał, ruszając powoli do wyjścia. – Znaczy, w swojej starej grupie?
– Nie. Tam było zupełnie inaczej. On też był inny. Był nikim – powiedział to bez pogardy i Iwen pomyślał, że nawet taka prawda nie jest tu tajemnicą. – Czuje się ważny, bo pokonał mnie w walce o przyjęcie do grupy.
Iwen się zdumiał. Żimmy wygrał…? Czyżby się pomylił? Właściwie, tak powinno być. Widział jak się różnili, po prostu… aż dotąd Iwen nie wyobrażał sobie, by Arto mógł przegrać. Nie z kimś ze swojej grupy. Dla niego był zawsze zwycięzcą.
– Był waszym kapitanem? Nie wiedziałem…
– On, kapitanem? – Arto uśmiechnął się ironicznie. – Nie nadawał by się. Wtedy mógł wygrać, ale nie mógł mnie wyzwać póki nie był w grupie, więc wynik się nie liczył.
– Ale pozwoliłeś, by z tobą walczył! – zauważył.
– Myślisz, że potraktowałbym cię inaczej niż Bebre? Ja, Nowy, byłbym jeszcze twardszy. Żałowałbyś tego, a Żim i tak by się czepiał. Ze starszakami różnie bywa. Musiałem wziąć go na siebie. Ty… po prostu schodź mu z drogi i nie odpowiadaj. Jest starszakiem i patrzy się na ciebie jak starszak, ale mu to przejdzie, zobaczysz.
Wszyscy mówili, że Żimmy zachowuje się jak starszak, a on wciąż nie rozumiał, co to znaczy. Rozumiał tylko, że był inny, lecz inaczej niż Arto. Kapitan był inny na swój wyjątkowy sposób. Żaden wojownik nie mówił i nie myślał jak on. Żaden nigdy nie starał się zrozumieć. Oni po prostu przebijali się siłą do przodu.
– Dlaczego oni cię szanują? – zapytał.
Arto nie od razu zrozumiał.
– To proste. Nauczyłem ich współpracować zamiast walczyć ze sobą. Uczyniłem grupę silną.
– Nie pytam, dlaczego grupa cię szanuje. Chcę wiedzieć, dlaczego oni to robią. Każdy z nich.
– Każdy z nich coś mi zawdzięcza – usłyszał po dłuższej chwili milczenia. – Nie lubią o tym mówić, ale… Żimmy wie, że po walce dałem mu szansę. Dert… kiedyś dałem się spisać zamiast niego. Jajcogłowi… traktuję ich jak innych. Wszyscy wiedzą, że mogą mi zaufać i potrafię im pomóc. Nawet jeśli tego unikają, pamiętają. Stoją za mną zamiast gryźć się między sobą i myśleć jak mogą wskoczyć na moje miejsce.
– A ja?
– Ty? Nie musisz mnie szanować. To nie obowiązek. Chcesz zostać, to musisz być przydatny. Masz mnie słuchać albo pokonać. Sam wybierz.
– Nie chcę twojego miejsca. Nie potrzebuję go.
– Więc trenuj, nabieraj sił i unikaj kłopotów. Jesteś w grupie i nikt cię nie zostawi. Nawet Żimmy ci pomoże.
– Jak pokażę, co jestem wart.
– To normalne. Musisz pokazać, dlaczego mają dla ciebie nadstawiać głowę.
Odwrócił się i wyszedł. Iwen ruszył za nim. Rozumiał dobrze to, czego Arto nie dopowiedział – kiedy już dostaniesz okazję, lepiej żebyś jej nie zmarnował.
• • •
Poza niechętnymi, w grupie byli tacy, którym był obojętny. Byli to głównie jajcogłowi. Szybko zauważył, że nie chodziło o to, że jest nowy. Im nie zależało na znajomości z kimkolwiek, kto nie był taki jak oni.
Byli obojętni na wszystko, także na zaczepki. Trzymali się i rozmawiali wyłącznie ze sobą. Mieli nawet swój własny kanał, na którym pisali o rzeczach, których nie rozumiał żaden z wojowników. Iwen rozumiał. Kłócili się o tematy z lekcji, opowiadali historyjki, czasem wspominali coś o jakiejś grze. Wojownicy nie grali. Dla nich granie w gry było czymś niegodnym. Zabierało czas potrzebny na doskonalenie innych umiejętności. Nic dziwnego, że nie mieli pojęcia, o czym szepczą jajcogłowi.
Dla innych byli dziwakami, dla niego… Cóż, nie interesowali się nim, więc z początku on nie interesował się nimi. Jedynie Rejkert trochę się od nich różnił, o tyle, że równie często przebywał z dowództwem grupy co z innymi jajcogłowymi. I może jeszcze Lien Kires, inny jajcogłowy. Czasami jakiś chłopiec miał jakieś pretensje do swojego opiekuna, lecz na tym kończyły się ich kontakty z resztą grupy.
Znał takich jak oni. Na Ziemi pogardzano takimi, nazywając kujonami i lizusami. Tutaj ich wiedza była wykorzystywana przez grupę, a oni, choć poniewierani przez wojowników, godzili się na taki stan rzeczy. Aż tak bardzo potrzebowali ochrony, czy było w tym coś jeszcze?
Postanowił to sprawdzić. Tak jak oni, był w grupie tym gorszym. Dlaczego mieliby się nie poznać? Przynajmniej nie traktowali go z góry.
Na przerwie podszedł do swojego opiekuna. Inne dzieci zwracały uwagę na kujonów zwykle tylko w jednym celu – by stroić sobie z nich żarty. Zdobycie ich zaufania było trudne, lecz Iwenowi kilka razy się udało. Dzięki temu wiedział, że choć dziwni, byli takimi samymi dziećmi jak inne, tylko lepiej radziły sobie z nauką niż ze swoimi rówieśnikami. Nie mogąc liczyć na ich uznanie, szukali go u nauczycieli i dorosłych.
– Nazywasz się Uber, prawda? – zagadnął.
Ilustracja: <a href='mailto:changer@interia.pl'>Rafał Kulik</a>
Ilustracja: Rafał Kulik
Uber był opiekunem najmniej cenionych wojowników – takich jak on. Większość chłopców wymawiała jego imię twardo. Iwen znał je z Europy, gdzie wymawiano je miękko, bo kiedyś, gdy istniało coś, co nazywano francuskim, zaczynało się na H, a „r” wypowiadano jako przeciągnięcie „e”. Mimo to, zwrócił się do niego tak samo jak inni.
Uber uniósł głowę i spojrzał na niego niechętnie, z obawą.
– Czego chcesz?
– Chcę tylko pogadać – odpowiedział uspokajająco.
– Coś takiego – odpowiedź Ubera mogłaby zamienić każdego w bryłę lodu. – Wojownik chce gadać z jajcogłowym…
– Co w tym złego?
– Co złego? – Uber uśmiechnął się ironicznie. – Wy zawsze chcecie tego samego. Nie gadacie z nami, tylko pokazujecie nasze miejsce. Nowy czy nie, powinieneś to wiedzieć. Może znasz się na lekcjach trochę lepiej niż te kopalniaki, ale to nie czyni cię jednym z nas.
Nawet jajcogłowy mówi na mnie Nowy, zauważył, choć już bez złości. Niemal natychmiast złapał się na tym, że to była myśl wojownika. Uber miał rację. Był jednym z nich.
– Słyszałem jak rozmawiacie o grach – spróbował nieco inaczej. – Też trochę grywałem, kiedyś. Grałem nawet w…
– Wojownik, który gra! – Uber spojrzał na niego dziwnie, jakby… z niedowierzaniem? Przez chwilę był zaskoczony. Potem nagle się zaśmiał. Iwen poczuł, że się czerwieni. – Nie, w to chłopaki mi nie uwierzą! Nowy jest graczem!
Poczuł się zawstydzony i upokorzony, jakby ktoś wymierzył mu mocny policzek. Co w tym było złego, że czasami lubił sobie pograć? Sami to robili, Uber to robił, a jednak śmiał się z niego. Próbował być miły, nigdy nie obraził ani nie uderzył żadnego jajcogłowego, a mimo to Uber wykorzystywał każde słowo by go poniżyć. Czy aż tak nienawidził wojowników, że mścił się na mnie? Nawet oni kpią sobie z Nowego…
Uber, wciąż z uśmiechem na twarzy, oparł się plecami o ścianę. Wyciągnął z plecaka małą konsolę, bardzo podobna do tych, na których pracowali dorośli. Szybko zapomniał o Iwenie, pochłonięty swoją pracą. Nie to nie, powiedział sobie, nie będę więcej z wami gadał. Jestem wojownikiem, mimo wszystko. Nie jestem jednym z was, nie chcę być nigdy jednym z was. Niech wam będzie. Wygraliście.
Już miał odejść, gdy zauważył jak dwóch chłopców w jego wieku przygląda się Uberowi. Jasne, średnio długie włosy jednego z nich splecione były w małe warkoczyki, grzywka drugiego usztywniona i wysunięta lekko do przodu, przypominała krótki daszek. Szli powoli w jego stronę, wymieniając między sobą znaczące spojrzenia. Uber niczego nie zauważył; cokolwiek robił, pochłonęło go to całkowicie, jednak Iwen nie sądził, by to coś zmieniło w jego zachowaniu. Sam stał nieco z boku, dość by tamci nie poznali, że ma z nim coś wspólnego. Nie znali go, pewnie wciąż nie wiedzieli, że jest z tej samej grupy.
« 1 2 3 4 5 6 24 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 7
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

17 XI 2012

Lady Sith nie potrzebowała widzieć Twi’lekanki, żeby całą sobą czuć efekt działania Mocy. Dziewczyna żyła jeszcze, właściwie Beyre bawiła się nią dopiero, nie czyniąc przy tym poważniejszej krzywdy. Na to przyjdzie czas.

więcej »

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 6
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

3 X 2012

Sala tronowa w pałacu imperatorskim i ona sama leżąca na podłodze, z trudem łapiąca haustami powietrze. Niebieskie błyskawice zgasły sekundę wcześniej, a Lord Sidious podszedł nieśpiesznie i najwyraźniej nie mogąc darować sobie ostatniego akcentu, kopnął Beyre w żołądek.

więcej »

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 5
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

18 VIII 2012

Człowiek szedł powoli, prowadząc przed sobą Windu, czy Beyre, czy jak jej tam. Domniemana lady Sith miała ramiona wykręcone do tyłu, a nadgarstki zapewne skute kajdankami. Fett zasłaniał się nią w taki sposób, że Bossk nie widział jego dłoni.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Zobacz też

Tegoż twórcy

Nudna lekcja fantastyki
— Zofia Marduła

Śladami Endera?
— Magdalena Kubasiewicz

Prima Aprilis: Blaszana pułapka
— Wojciech Gołąbowski

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.