Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 14 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Alan Akab
‹Więzień układu›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorAlan Akab
TytułWięzień układu
OpisAutor pisze:
O autorze może tyle – absolwent technikum chemicznego, ukończył biologię, lecz na równi ze ścisłym umysłem ceni humanizm. Czymże bowiem byłaby ludzka technika, cywilizacja, czy choćby najbardziej udane społeczeństwo bez wiedzy o człowieku, o tym jaki jest naprawdę, jakim chciałby być widziany, czego pragnie i jakie są jego słabości?
GatunekSF

Więzień układu – część 2

« 1 4 5 6 7 8 24 »

Alan Akab

Więzień układu – część 2

– Ćwiczą, choć nie lubią – zauważył, stając tuż obok. – Rozumieją, po co, czy tylko wykonują rozkaz?
Kapitan wiele razy powtarzał narzekającym jajcogłowym, że szkoła to ból. Mówił, że muszą stać się bardziej wytrzymali, nawet jeśli tego nie chcą, bo są gdzie są i nic tego nie zmieni. Nie potrafił odmówić mu racji, a jednak…
– Wiesz, co starszaki mówią o jajcogłowych? – Arto nie odwrócił się do niego. – Że trzeba ich dobrze trzasnąć, by robili co do nich należy. Ale nie u nas – w jego głosie zabrzmiała nuta satysfakcji. – Nie chcą tego, lecz rozumieją, że to jest potrzebne. Tylko widzisz, Nowy… Rozumieć to jedno, ale nadrobić kilka lat umiejętności to już zupełnie co innego. Oni to wiedzą. Gdybym im pozwolił, przestaliby ćwiczyć. Nie wierzą, że mogą nas dogonić, wolą się poddać, bo tak jest łatwiej. Każdego można nauczyć walczyć, jeśli tylko tego zechce, ale czasami zajmuje to tyle czasu, że to się nie opłaca.
– Też tak uważam – przyznał. – Myślę, że wielu nie bije się tylko dlatego, bo nie musi. Znaczy, na Ziemi. U was, musi to robić każdy.
Arto wreszcie odwrócił głowę w jego stronę i po raz pierwszy szczerze się uśmiechnął. Na chwilę znikł dystans, jakim oddzielał się od Nowego.
– Wreszcie ktoś, kto rozumie, co myślę – powiedział. – Wiesz, dlaczego musisz trenować ciężej niż inni, prawda?
Iwen przypomniał sobie treningi. Nie tylko ten dzisiejszy, także wszystkie inne. Cztery godziny ciężkich, codziennych, forsownych ćwiczeń, rozciągania i zginania mięśni, o których wcześniej nawet nie wiedział, że je ma. Za to wtedy przypominały mu o swoim istnieniu, boleśnie i stanowczo protestując przed tak bezwzględnym traktowaniem.
Grejgy nie szczędził mu trudów. Zawsze robił to samo co Iwen, tyle że wykonywał wszystko szybciej. Gdy czuł jak miękną pod nim nogi, Grejgy ledwie się pocił. Wracając do domu czuł się jakby szedł na krótkich szczudłach. Wiedział, że kiedyś to minie, kiedyś będzie taki jak oni, jeśli tylko wytrzyma ten najgorszy początek. A że sam zaczynał prawie od zera, mógł sobie wyobrazić, co czują jajcogłowi.
– Wiem. Ale niełatwo was dogonić – przyznał otwarcie.
– Twardy robi, co może. – Inni chłopcy czasami tak mówili na Grejgiego. – Jasne, nie od razu staniesz się prawdziwym wojownikiem, ale to nie jest najważniejsze. Tego można się nauczyć. Większość nie zauważyłaby dobrego wojownika, nawet gdyby ten ugryzł ich w dupsko. – Znów spojrzał na trenujących jajcogłowych. – Wiesz, dlaczego jajcogłowi nie walczą? Znaczy, na początku, gdy jeszcze są mali.
Rzucił to pytanie niejako od niechcenia, lecz Iwen odgadł, że nie zrobił tego bez powodu. Rzadko kiedy Arto robił coś bez powodu, choć odkrycie go zajmowało Iwenowi trochę czasu.
Porozmawiali jeszcze o kilku innych rzeczach. Arto nie wrócił już do tej sprawy, jakby o wszystkim zapomniał. Sprawdzał go? Kolejna próba?
Pytanie Arto było bardzo dobre. Dlaczego jedni walczyli, a drudzy nie? Czym różnił się jajcogłowy od wojownika? Też miał ręce, nogi, głowę i oczy, też mógł nauczyć się walczyć. Różnica musiała tkwić w środku, w ich głowie. Iwen postanowił, że to odkryje. Sam, by przekonać się, czy jest tak dobrym obserwatorem, jak myślał.
Wrócił myślami do pierwszej rozmowy z Grejgiem. Czy miał rację? Spojrzał na kapitana. Może jajcogłowi nie są wcale tacy słabi jak sądzi. Rozum potrafi nadrobić braki w sile, a gdy idzie z nią w parze, wtedy nic nie może go powstrzymać. Bez jajcogłowych grupa nie mogłaby istnieć, lecz ci nie wykorzystywali swojej pozycji. Niczego nie próbowali zmienić.
Czegoś im brakowało… i teraz zrozumiał czego.
Miał rację. I miał ją Grejgy. To nie siły brakowało jajcogłowym, lecz woli walki. To ona czyniła chłopca wojownikiem. Tego szukał w nim Arto, gdy kazał mu się bić. I znalazł to. Iwen nie był jak jajcogłowi.
Pamiętał ich niezbyt czujne, zamyślone spojrzenie, jakby trochę tu, lecz zwykle gdzie indziej. Czasem byli tak nieuważni, że ochroniarze musieli ich odciągać z drogi starszaków. Zupełnie jakby nie potrafili odnaleźć się w rzeczywistości. Przyzwyczajali się do bycia tym, kim byli, jak przyzwyczajali się do tego wojownicy. Jajcogłowi byli od nich mądrzejsi, rozumieli prawdziwe znaczenie tak pogardzanej funkcji. Wojownicy mogli o nich myśleć, co chcieli, mogli nimi gardzić, lecz pamiętali, że ich potrzebują.
Pozwalali się poniżać, nie próbując zyskać należnego szacunku. Ich twarze mówiły zawsze to samo – jeśli mnie potrzebujecie, to zapewnijcie mi spokój. Obie funkcje były potrzebne grupie, to prawda, ale żaden chłopiec nie uzna, że zostanie słabym jajcogłowym, bo taka jest potrzeba. Raczej będzie walczył o pozycję. Dla nich było lepiej tak, jak było. Dlaczego? Czuł, że doszedł ledwie do połowy rozwiązania. Nieważne jak mocno próbował myśleć, wciąż czegoś mu brakowało. Brakowało przyczyny.
Ćwiczenia dobiegły końca. Pozostawieni samym sobie, chłopcy zaczęli grać w jakąś dziwaczną grę. Uczestniczyła w niej jedna para, inni jedynie się przyglądali, by potem zamienić się z którymś z graczy. Stawali naprzeciwko siebie i na przemian wymieniali ciosy. Część wojowników rozmawiała o swoich sprawach, część przyglądała się rozgrywce. Niektórzy żartowali na temat jej przebiegu, inni komentowali każde uderzenie, z powagą rozprawiając o najskuteczniejszych technikach. Jajcogłowi jak zawsze zebrali się gdzieś na boku, nie zwracając uwagi na wojowników.
Iwen przyjrzał się uważniej pojedynkującej się parze. Nie, nie udawali, jak z początku sądził. Ze zgrozą zrozumiał, że bili się na poważnie. Zadanie atakującego było proste – wyprowadzić mocny i szybki cios, trafić tam, gdzie zaboli najbardziej. Nie szczędzili sił, lecz starali się nie zadawać naprawdę poważnych obrażeń. Obrońca miał tylko dwa wyjścia – albo wykonać unik, albo mężnie znieść uderzenie. Reguły zdawały się zabraniać odbijania ciosu czy wykonania zasłony.
Gra zdawała się mieć dwa poziomy – pierwszym było wytrzymanie bólu, drugim – zachowanie sił. Gracz, który osłabł jako pierwszy lub jako pierwszy stracił refleks, natychmiast zamieniał się w worek treningowy.
– To wytrzymanka – wyjaśnił Arto. – Albo uczyni cię szybkim, albo twardym. Wygrywa ten, kto zniesie najwięcej.
Gra nie pozostawiała innej możliwości. Taki zresztą wydawał się być cel tej… zabawy. Skrzywił się, widząc jak jeden z wojowników uderzył drugiego w czułe miejsce. Trafiony chłopiec zniósł to lepiej niż obserwujący go Iwen. Nie był pewien czy sam by tak potrafił. Uderzał tylko po to, by zranić.
– To… potrzebne?
– Przyzwyczaja. Gdy dorwą cię starszaki, postąpią z tobą gorzej.
– Lepiej się przygotować… – powiedział cicho, bez przekonania.
Jeden z chłopców, Dert, zauważył Iwena. Machnął ręką.
– Zagrasz z nami, Nowy? – zaproponował. – Wojownik musi ćwiczyć wytrzymałość.
Dert nie był złośliwy. Być może nie w pełni rozumiał, co taka zabawa znaczy dla Iwena. Dla niego coś takiego było pewnie normą. Iwen zrozumiał, że nie ma wyjścia. Mógł odmówić i być może niektórzy by to zrozumieli. Lecz tylko niektórzy.
– Powinieneś się przyłączyć – powiedział spokojnie Arto, lecz ton głosu nie pozostawił cienia wątpliwości co do intencji. Jeśli chodziło o odgadywanie myśli, kapitan był mistrzem.
– Wiem, ale…
Nie potrafił ukryć przed nim bólu, jaki sprawiała mu myśl, że będą z nim robić to, co robili ze sobą. Ledwo się powstrzymał, by nie zwiesić głowy ze wstydem, by nie pokazać jak bardzo był przerażony.
– Wiesz co? Chciałeś mnie wyzwać – głośno oświadczył Arto, tak by inni to usłyszeli. – Może zagramy zamiast tego? Przekonasz się, czy byś ze mną wytrzymał.
Wojownicy uznali to za dobry pomysł. Iwen spojrzał na niego dziwnie. Czyżby chciał go zbić? Lecz w spojrzeniu kapitana dostrzegł tylko zrozumienie.
– Nie mogę dać ci wygrać – dodał po cichu – ale mogę cię oszczędzić. Inni tego nie zrobią.
Rozumiał to, choć ciało niemal kuliło się w proteście. Mógł się bać, lecz przed pewnymi rzeczami nie zdoła uciec. Musiał się nauczyć je znosić, a to był ich sposób uczenia.
– Zróbmy to – powiedział głośno, z całą z pewnością siebie, na jaką było go stać.
Odwrócił się i podszedł do kolegów. Wierzył, że będzie bolało, i to bardzo. Lecz wierzył także, że Arto był kimś, komu mógł zaufać, jeśli chodziło o sprawy grupy. Z jakiegoś powodu kapitanowi zależało, by stał się jednym z nich, i to zależało bardziej niż Iwenowi.
• • •
Od rana Arto zastanawiał się, co się dzieje z Tygrysami. Minęły dwie doby, od kiedy wcielił swój plan w życie – aż nadto, by ujrzeć wyniki. Egino działał szybko i energicznie, choć tym razem okazał się bardziej gadatliwy niż przypuszczał.
« 1 4 5 6 7 8 24 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 7
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

17 XI 2012

Lady Sith nie potrzebowała widzieć Twi’lekanki, żeby całą sobą czuć efekt działania Mocy. Dziewczyna żyła jeszcze, właściwie Beyre bawiła się nią dopiero, nie czyniąc przy tym poważniejszej krzywdy. Na to przyjdzie czas.

więcej »

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 6
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

3 X 2012

Sala tronowa w pałacu imperatorskim i ona sama leżąca na podłodze, z trudem łapiąca haustami powietrze. Niebieskie błyskawice zgasły sekundę wcześniej, a Lord Sidious podszedł nieśpiesznie i najwyraźniej nie mogąc darować sobie ostatniego akcentu, kopnął Beyre w żołądek.

więcej »

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 5
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

18 VIII 2012

Człowiek szedł powoli, prowadząc przed sobą Windu, czy Beyre, czy jak jej tam. Domniemana lady Sith miała ramiona wykręcone do tyłu, a nadgarstki zapewne skute kajdankami. Fett zasłaniał się nią w taki sposób, że Bossk nie widział jego dłoni.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Zobacz też

Tegoż twórcy

Nudna lekcja fantastyki
— Zofia Marduła

Śladami Endera?
— Magdalena Kubasiewicz

Prima Aprilis: Blaszana pułapka
— Wojciech Gołąbowski

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.