Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 30 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii

Alan Akab
‹Więzień układu›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorAlan Akab
TytułWięzień układu
OpisAutor pisze:
O autorze może tyle – absolwent technikum chemicznego, ukończył biologię, lecz na równi ze ścisłym umysłem ceni humanizm. Czymże bowiem byłaby ludzka technika, cywilizacja, czy choćby najbardziej udane społeczeństwo bez wiedzy o człowieku, o tym jaki jest naprawdę, jakim chciałby być widziany, czego pragnie i jakie są jego słabości?
GatunekSF

Więzień układu – część 3

« 1 2 3 4 5 6 30 »

Alan Akab

Więzień układu – część 3

Pilp bez słowa odwrócił się i odszedł wraz z towarzyszami. Jego prestiż ucierpiał przez demonstrację siły. Cóż, powinien się przyzwyczajać. Pewne rzeczy wkrótce ulegną zmianie.
Pilp wolał działać szybko. Może to i lepiej? Każde rozjaśnienie zwłoki narażało ich na kolejne ataki starszaków. Musiał odzyskać swoją własność, póki miał na to siłę. Lecz nawet u szczytu formy Dziki Pazur nie miał jej dość, by pokonać Smoka, tym bardziej teraz. Czuł, że niedługo medycy Dzikiego Pazura będą mieć wiele pracy.
Już miał odejść, gdy zauważył obserwującego go starszaka. Nie jakiegoś zwykłego starszaka, lecz Żółtoskórego, o długich czarnych włosach, wiele starszego od niego. Był sam, co już było dziwne. Nieodgadniony wyraz twarzy podpowiedział Arto, iż widział całe zajście i nie było mu ono obojętne.
Widząc, że go zauważył, Żółtoskóry odwrócił się i odszedł. Stał zbyt daleko, Arto nie przyjrzał mu się dobrze, lecz zauważył, że miał dziwne oczy. Był pewien, że dotąd się nie spotkali, przynajmniej tak mu się wydawało, a jednak nie mógł oprzeć się wrażeniu, iż już kiedyś widział tę twarz, dawno temu. Wspomniał Daela. Miał podobne włosy, choć nie był Żółtoskórym. Był wtedy w podobnym wieku co ten starszak, lecz cała reszta była inna. Przypadek. Wzruszył ramionami i wrócił do towarzyszy. Mieli bitwę do stoczenia.
• • •
Iwen nie mógł nie zauważyć jak perspektywa bitwy ożywiła jego towarzyszy. Jajcogłowi jak zwykle pozostali obojętni, za to wojownicy wpadli w podniecenie. Jeśli chodziło o niego, przeżywał oczekiwanie na bitwę tak samo jak oczekiwanie na amputację nogi. Nieustannie przyspieszone bicie serca, płytki, dławiący oddech, który ukrywał przed innymi, niekończący się ścisk w gardle, miękkie nogi, dziwne uczucie w okolicy podbrzusza i niepokój zbliżającej się nieuchronności… To nie będzie zwykła, ziemska bójka. Tu w zwykły dzień mógł oberwać gorzej.
– Hej! Beksa leci! – nagły krzyk nieomal sprawił, że podskoczył. Tłumek dzieci rozstąpił się odruchowo. W tej samej chwili minął ich pędzący na złamanie karku chłopiec, może w wieku Żimmiego. Pół sekundy później przez korytarz przemknęło kilkunastu rozwrzeszczanych uczniów w różnym wieku.
– Za nim! – odpowiedział ktoś. W czasie krótszym niż mrugnięcie kilku wojowników Smoka rzuciło się za uciekinierem, radośnie się nawołując. Zachowywali się jak psy na polowaniu. Emocje bitewne dodały im energii. Prowadził Żimmy. Towarzyszyli mu Alsza, Ferisz oraz paru innych. Nawet Orfius i Kerell przyłączyli się do pościgu. Zdawali się dobrze bawić.
Arto odprowadził ich wzrokiem. Twarz kapitana nie wyrażała niczego, choćby cienia zainteresowania. Zbyt doskonale obojętna, pomyślał, jak maska. Odwrócił się za zbiegiem, lecz pościg zniknął już w korytarzu.
Nigdy nie uciekaj, powiedział w myśli.

Pod koniec przerwy do Iwena podszedł Grejgy. Był jednym z tych, którzy nie pognali za beksą – tamci jeszcze nie wrócili. Był tak samo poważny i wyniosły jak zawsze, jednak Iwen wyczuł w nim skrywaną troskę.
– Mamy dziś bitwę, Nowy – oznajmił. – Nie mieliśmy dość czasu, ale mam nadzieję, że nauczyłeś się chociaż tyle, by nie przeszkadzać. Nie przynieś mi wstydu.
Martwił się o niego, choć nie tak jak liczył. Iwen puścił tę uwagę mimo uszu. Znał go dość, by wiedzieć, że nie mówi tego ze zwykłej złośliwości. Grejgy był po prostu bezwzględnie szczery, aż do bólu.
– To już dzisiaj? – spytał. Wszystko wokół zawirowało. – Myślałem, że może jutro…
– Tak wyszło. Skup na sobie ich uwagę. Nie daj się pobić. My zajmiemy się resztą.
To mógł zrobić. Jeszcze raz rozważył pomysł, który przyszedł mu do głowy na lekcji. Może zwróci tym uwagę nie tylko przeciwnika, lecz także Arto i pozostałych. Potrafił wykorzystać swoje umiejętności, nawet jeśli wcześniej były one wadą.
– Zawsze się tak spieszycie? – zdziwił się.
– Czasami. Różnie bywa, ale rozumiem, że Pilpowi się śpieszy. Mają trochę kłopotów. Właśnie dlatego wojownik musi być zawsze gotowy.
– Na niespodzianki?
– Zdarzają się. Tylko dorośli przygotowują się po kilka rozjaśnień do wszystkiego. My nie musimy. Jesteśmy lepsi. My, Nowy, możemy nie mieć czasu.
Zajmując kilka minut później miejsce przy konsoli, Iwen już wiedział, że będzie siedział przez następne lekcje niczym na czystej plazmie, z trudem udając skupienie, licząc każdą upływającą minutę. Nie tak dawno z utęsknieniem czekał na swoją szansę, lecz nie spodziewał się, że przybierze taką formę. Bał się bardzo, jednak pragnienie pozbycia się przezwiska było silniejsze.
• • •
Szkołę opuścili w niewielkich grupach, lecz u celu zebrali się niemal jednocześnie. Znał to miejsce. Dwa tygodnie temu wysoka na kilkanaście metrów hala pełna była posegregowanych śmieci. Nie miały iść do dekompozycji, lecz do rozbiórki. Dziś była pusta, tylko wielkie, zamknięte przesłony na suficie i w podłodze oraz kilka mniejszych, w ścianach, świadczyły o niezwyczajnym przeznaczeniu tego miejsca. Nikt go już nie pilnował. Nie było po co.
Dlaczego Dziki Pazur? Arto nie wiedział skąd wzięła się nazwa ich wroga, choć na pewno nie dotyczyła stylu walki. Jednak to Jeźdźców Smoków uznano za najdziwaczniejszą. Na początku wszyscy śmiali się, że wybrał nazwę z jakichś bajek czy gier, lecz wystarczył rok, by wepchnęli im ich własny śmiech z powrotem do gardeł. Więc dobrze. Grał w gry, dawno temu. I co z tego? Tak wtedy, jak i dziś, nazwa wydała mu się odpowiednia. Tkwiła w niej siła. Dziś Smok był ich postrachem i to nie była bajka. Pilp miał odebrać tę samą lekcję.
W milczeniu zbliżyli się do otwartych drzwi, zza których sączyło się jasne światło. Ich przeciwnicy już na nich czekali. Jeszcze dziś rano Arto sądził, że znał Pilpa, lecz teraz nie był pewien, czy ten nowy, niemający nic do stracenia Pilp nie zechce zrobić zasadzki. Obaj wiedzieli, że zasady są rzeczą miłą i przydatną, jednak, gdy stają się przeszkodą, muszą zostać odrzucone. Jeśli Pilp umawiał się na bitwę, a tak naprawdę pragnął tylko wojny…
Gestem ostrzegł zastępców i przekroczył drzwi jako pierwszy. Kątem oka spojrzał w jeden, potem w drugi koniec sali i skrycie odetchnął z ulgą. Dwudziestu dziewięciu półnagich chłopców niecierpliwie oczekiwało na ich przybycie. Zajęli prawą część pomieszczenia. Obserwowali go w milczeniu. Wzrok mieli ponury, lecz nie brakowało w nim zdecydowania. Nie dając poznać, że podejrzewał ich o niecne zamiary, nie dając żadnego znaku towarzyszom, Arto wszedł na drugą połowę sali.
Jeden po drugim Jeźdźcy Smoka weszli na salę. Nie było nic do powiedzenia. Chłopcy Pilpa byli zbyt zmęczeni na obrzucanie się obelgami, zamierzali jednak dać z siebie wszystko, co zostało w ich znużonych, poobijanych ciałach. Z dochodzących do jego uszu plotek Arto wiedział, że organizacja Dzikiego Pazura bardzo przypominała Jeźdźców Smoków. Obaj kapitanowie mieli wiele wspólnego. Obaj byli najsilniejsi w swoich grupach, lecz nie to stanowiło filar ich władzy. Były też różnice. Pilpowi daleko było do zdolności przywódczych Arto. Arto miał dobrego nauczyciela, który pokazał mu, że walka to nie tylko siła. Miał Daela. Za jego przykładem sięgnął po prace dotyczące dowodzenia dawnymi armiami, ale szybko je porzucił. Ich język był trudny, zaś prowadzenie do boju dywizji żołnierzy czy eskadr okrętów nijak się miało do jego potrzeb. Nie był we Flocie, tylko w szkole.
W zwykłych okolicznościach niedocenianie Pilpa byłoby niewybaczalnym błędem. To nie były zwykłe okoliczności. W tej sali Arto przekonał się na własne oczy, że Dziki Pazur jest już tylko swoim własnym cieniem. Inne grupy mogły jeszcze tego nie dostrzegać, lecz siła Dzikiego Pazura miała prysnąć przy pierwszej bitwie. Padło na Smoka.
Rozebrali się i złożyli zbroje pod ścianą. Nie uszło jego uwagi, że Nowy nie tylko zdjął koszulę – pozbył się całego ubrania, zostając jedynie w slipkach, skarpetkach i butach. Pozbywał się ciężaru, by stać się lekkim. To mogło być ciekawe.
Skinął ręką na zastępców. Dert i Żimmy podeszli do niego.
– Co z Nowym? – zaczął Dert. Mówili cicho, by przeciwnik nie mógł ich usłyszeć.
Arto sam się nad tym zastanawiał. Co z Nowym? Mieli ustalony podział na cztery podgrupy. Jajcogłowi martwili się o siebie, zaś reszta była podzielona na trzy niezależne oddziały, kierowane przez kapitana i zastępców. O ile Arto się orientował, nikt jeszcze nie dostrzegł, że nie ogranicza się jedynie do rzucania wojowników do walki. Owszem, pewne zagrania, jak próba otoczenia czy odwrót, znane były w całej szkole, lecz nikt nie dzielił swojej grupy na samodzielnie działające oddziały. Rządzący siłą kapitanowie nie zadawali sobie trudu zrozumienia wartości finezyjnych operacji. Jeśli przegrywali, to według nich tylko dlatego, że ich leniwi wojownicy nie dali z siebie tyle, ile dać powinni.
Nowy stwarzał problem. Był wojownikiem, zastępcy wiedzieli, że trzeba go gdzieś przydzielić, lecz po ich oczach widział, że każdy wolał, by trafił wszędzie, tylko nie do jego oddziału. Nie znał się na walce, nic nie potrafił, mógł tylko przeszkadzać. Bał się, to było widać, lecz Arto wierzył, że gdy dojdzie do starcia, zwycięży Nowy, a nie jego strach.
« 1 2 3 4 5 6 30 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 7
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

17 XI 2012

Lady Sith nie potrzebowała widzieć Twi’lekanki, żeby całą sobą czuć efekt działania Mocy. Dziewczyna żyła jeszcze, właściwie Beyre bawiła się nią dopiero, nie czyniąc przy tym poważniejszej krzywdy. Na to przyjdzie czas.

więcej »

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 6
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

3 X 2012

Sala tronowa w pałacu imperatorskim i ona sama leżąca na podłodze, z trudem łapiąca haustami powietrze. Niebieskie błyskawice zgasły sekundę wcześniej, a Lord Sidious podszedł nieśpiesznie i najwyraźniej nie mogąc darować sobie ostatniego akcentu, kopnął Beyre w żołądek.

więcej »

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 5
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

18 VIII 2012

Człowiek szedł powoli, prowadząc przed sobą Windu, czy Beyre, czy jak jej tam. Domniemana lady Sith miała ramiona wykręcone do tyłu, a nadgarstki zapewne skute kajdankami. Fett zasłaniał się nią w taki sposób, że Bossk nie widział jego dłoni.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Zobacz też

Tegoż twórcy

Nudna lekcja fantastyki
— Zofia Marduła

Śladami Endera?
— Magdalena Kubasiewicz

Prima Aprilis: Blaszana pułapka
— Wojciech Gołąbowski

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.