Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 2 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Alan Akab
‹Więzień układu›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorAlan Akab
TytułWięzień układu
OpisAutor pisze:
O autorze może tyle – absolwent technikum chemicznego, ukończył biologię, lecz na równi ze ścisłym umysłem ceni humanizm. Czymże bowiem byłaby ludzka technika, cywilizacja, czy choćby najbardziej udane społeczeństwo bez wiedzy o człowieku, o tym jaki jest naprawdę, jakim chciałby być widziany, czego pragnie i jakie są jego słabości?
GatunekSF

Więzień układu – część 4

« 1 16 17 18 19 »

Alan Akab

Więzień układu – część 4

Maszyny nigdy nie spały. Stocznia nigdy nie spała. Nie było na to czasu.
Technicy nie zaglądali do kadłuba, zaś maszyny, nie tylko te w stoczni, zaprogramowano, by unikać ludzi. Pracowały tam, gdzie nikogo nie było. Późna pora była idealna dla jego małego hobby, na które ostatnio miał tak mało czasu. Szczęśliwie, dawna nadgorliwość przynosiła owoce – wciąż mieścił się w harmonogramie.
Zajmował się diagnostyką. Jeden z odcinków przewodów nie działał prawidłowo. Wykrył w sieci niewielkie odchylenie, spadek mocy o ledwie dwa procenty, lecz podczas wieloletniego lotu usterki miały tendencję do roznoszenia się po statku niczym wersja zarazy dla maszyn. Próbował uniknąć wymiany całego przewodu, jednak zabrał ze sobą pas z kompletem narzędzi, na wypadek gdyby okazało się to niemożliwe.
Zaczął od pomieszczenia, gdzie dwa dni wcześniej zainstalowano komputer. Analizatorem sprawdzał przewód metr po metrze, zastanawiając się w której wiązce mogło nastąpić odkształcenie. Doszedł aż do złącz komór – bez wyników. Przewody były w porządku. Więc może uszkodzone złącze, albo interferencja z jednym z pokładowych urządzeń? A może roboty? Pracując w pobliżu mogły zakłócać przepływ impulsów kontrolnych. Tę ewentualność mógł sprawdzić wyłącznie rano, gdy opuszczały statek.
Pochylił się, sięgając do kontrolera, tkwiącego na złączu. To proste urządzenie diagnostyczne przesyłało impulsy do drugiego, umieszczonego w sali komputera. Z kieszeni wyjął półprzezroczysty sześcian twardej żelmasy. Zawiesił go w powietrzu, przytknął doń parę pałeczek i przycisnął. Uplastyczniony sześcian rozdął się i zaokrąglił, leniwie próbując zmienić się w kulę. Zmiął go w dłoni, oblepił wokół końcówki złączy, przytknął do niej przeciwne końce pałeczek i puścił kolejny impuls. Sprawdził twardość powstałej powłoki. Żelmasa, uboczny skutek wynalezienia płynu konserwującego, swoim potencjałem przebijała plastik. Impuls o jednej częstotliwości zamieniał ją w twardy, sztywny obiekt, zachowujący nadany mu kształt; inny przywracał jej plastyczność. Nie potrzebowała recyklingu, wystarczyło zmienić kształt. Jak plastik, syntetyzowano ją w licznych wersjach o różnych właściwościach fizycznych, chemicznych czy elektrycznych. Technicznie rzecz biorąc, żel był specjalną, dwufazową odmianą plastiku. Miał tylko jedną wadę – ludzie nie potrafili zaufać przedmiotom, które pod wpływem impulsu mogły zamienić się w kałużę galarety. Za nic nie wyszedłby w kosmos z żelowym skafandrem na grzbiecie. Częstotliwości wybrane do inicjowania przemiany wybrano spośród takich, które nie mogły powstać w żadnym znanym czy choćby przewidywanym naturalnym procesie we wszechświecie, lecz świadomość tego faktu nie była dość silna, by stłumić podświadome lęki. Póki co, technologia służyła do tworzenia uniwersalnych, diagnostycznych żelbotów, zaawansowanych zmiennokształtnych urządzeń potrafiących ukształtować swoje manipulatory w zależności do potrzeb – oraz do łatania dziur, gdy akurat zabrakło pianki uszczelniającej.
– Co robisz? – pytanie kompletnie go zaskoczyło. Znieruchomiał.
Intruz znajdował się z tyłu, blisko włazu do pomieszczenia. Rozpoznał głos. Buris Warton. Zacisnął zęby. Musiał wsunąć się do wnętrza pomieszczenia, płynąc wzdłuż drabinki w poziomym korytarzu. Nieważkość była idealna do zakradania się za czyjeś plecy. Pomieszczenie było ekranowane, sztuczne ciążenie tu nie działało. Według przyszłej orientacji, którą miało stworzyć własne ciążenie statku, właz i prowadzący do niego korytarz miał być ustawiony w pionie. Teraz statek był zorientowany według ciążenia stacji i właz prowadził w bok.
Z ukrywanym wysiłkiem powstrzymał odruch porzucenia swojego zajęcia i odwrócenia się do Burisa. Jakby nigdy nic, wyłączył kontroler i zdjął go ze złącza. Czy Buris coś wie? Co tu robi, o tej godzinie?
W pomieszczeniu nie było niczego, co by wzbudzało podejrzenia i czego by nie zabezpieczył projektorami maskującymi. Projekcja mogła być wykryta, lecz najpierw trzeba było wiedzieć o jej istnieniu, gdzie jej szukać. Wilan, biorąc się za kontrolę przewodów, zdjął projekcję ze złącza. Może Buris nie zwróci na nie uwagi, jeśli nie da mu powodu.
– Co robię? – udał zdziwienie. – Pracuję.
– To widzę. Pytam, nad czym pracujesz.
Tym razem nie wyolbrzymiał problemu. Odłożył kontroler i odwrócił się, powoli, chwytając dłonią za tkwiącą w ścianie klamrę. Takich klamer było tu pełno, miały służyć do mocowania przyrządów. Zawisł z lekko podkurczonymi nogami i splótł ręce za biodrami, udając, że oburącz trzyma się klamry. Lekko oparł nogę o ścianę, odepchnął się krawędzią stopy i zatrzymał barkiem, orientując ciało tak, by wisieć równolegle do Burisa, by ich twarze znalazły się naprzeciwko siebie.
– Sprawdzam czy połączenia zasilania są sprawne. – wyjaśnił.
Buris wciąż wisiał przy ścianie przy wejściu, cztery metry dalej. Lampa na środku pomieszczenia dawała jasne, rozproszone światło. Buris dobrze widział złącze, lecz nie znał się na tego typu układach. Chyba.
– Nie jestem głupi, Wilan. Te złącza nie istnieją na żadnym oficjalnym projekcie, ani naszym, ani na zaleceniach wykończeniowych dla stoczni na Peryferiach. To pomieszczenie nie powinno mieć zasilania.
Wilan czekał. Nic dziwnego, że od jakiegoś czasu Buris był trochę dziwny. Wiedział. Jak dużo? Kiedy zaczął coś podejrzewać? Co zamierzał z tym zrobić? Jak mu to wyjaśnić?
– Nie chcesz powiedzieć? – spytał Buris – Więc może ja pobawię się w zgadywankę. Myślę, że próbujesz cichaczem nawiać tym statkiem.
Wilan chciał móc się roześmiać, jak robili to zawodowi agenci na projekcjach fabularnych, by zbić go z tropu. Lecz nie był agentem, a to nie była projekcja. Był w stanie jedynie się uśmiechnąć, ironicznie i pobłażliwie. Oto dlaczego Buris wysiadywał tyle wewnątrz statku. Po tym co stało się z Filem, Buris został jedynym podejrzanym o włamanie do magazynu, lecz teraz, gdy go skreślił z listy, ta pozostała pusta.
– Buris, nie myślałem, że jesteś głupcem. Nikt nie przeżyłby tu nawet tygodnia od odcumowania. Wiesz dobrze, że to tylko pusty kadłub, tyle, że z napędem i zasilaniem…
– Czyżby? Zauważyłem ostatnio kilka bardzo interesujących przeróbek. Niby nic wielkiego. Dodatkowy filtr atomowy, wzmocniony ekran, jakieś przewody… Dziwnym zbiegiem okoliczności wszystkie razem są w stanie ułatwić przetrwanie ludzi na pokładzie. Podobno próbujesz wypożyczyć z magazynu drugi reaktor. Mam swoje znajomości, choć nie tak dobre jak twoje. Oboje dobrze wiemy, że do przelotu pustego kadłuba nie jest on potrzebny. A teraz… czyżbym się mylił, czy sprawdzasz podłączenia do komór inercyjnych? Komory, wewnątrz pustego kadłuba?
– Oskarżasz mnie o przestępstwo? – spytał spokojnie, o wiele za spokojnie jak na kogoś niewinnego, lecz było za późno, by cofnąć te słowa. Zresztą, czy miały one jeszcze jakieś znaczenie? Nie wiedział czy Buris zdążył już zawiadomić Kosę. Może dopiero zauważył co robi, może nikt o niczym nie wie? Próbę ucieczki traktowano równie ostro jak zabójstwo. Czy Wilan był gotów zabić, dla własnej rodziny?
Wciąż wisiał przy klamrze, ciągle z tym samym wyrazem wyczekującego, lekko zirytowanego spokoju jaki, miał nadzieję, przybrała jego twarz. W tylnej części pasa, w kieszonce w okolicach krzyża, wymacał coś twardego. Depolaryzator? Wystarczy. Używał depolaryzatora do usuwania ładunku elektrostatycznego, powstającego podczas montażu cewek i reaktora. Dotknięciem palca wyłączył zatrzask, uwalniając narzędzie. Nie musi uderzyć Burisa. W nieważkości cios mógłby się okazać za słaby lub nie dość precyzyjny, by powalić tak potężnego mężczyznę. Jeśli nie ogłuszy go za pierwszym razem, wtedy Buris zacznie się bronić. Miał czas tylko na jedną, szybką próbę.
Jeśli skieruję na niego wiązkę, z bliska, wywołam depolaryzację neuronów. Rozładuję je. Nie powinienem mierzyć w mózg, lepiej w szyję. W rdzeń kręgowy, ale nie w klatkę piersiową. To nie będzie jak porażenie, lecz jak sparaliżowanie. Ogłuszę go, na wiele godzin. Zyskam czas, by się zastanowić. Może jakiś wypadek? To nie będzie trudne. To się zdarza…
– Agenci są już w drodze? – chwycił rękojeść narzędzia, kciukiem ustawiając pełną moc wiązki. Powoli, bardzo powoli, spuszczając głowę, przesunął się o jedną klamrę bliżej w stronę włazu – Gdzie automaty? Dziwne, że jeszcze ich tu nie ma. A może chcesz zostać bohaterem i zająć się mną sam?
– Myślisz, że chodzi mi o jakąś durną nagrodę? – Buris splótł ręce na piersi. Obaj byli spięci. – Czy jestem aż tak biedny, by łapać się na posadę zdrajcy? Nie. Mam o wiele lepszy pomysł, na którym obaj zyskamy.
– Naprawdę? – Wilan przesunął się jeszcze trochę. Nie za dużo na raz. Manewrował rękoma tak, by kryły się za jego plecami. Mocniej zacisnął dłoń na rękojeści depolaryzatora. – Niech zgadnę. Chciałbyś, bym coś dla ciebie zrobił. Mały szantaż, tylko między nami dwoma, tak?
Buris uśmiechnął się, lecz jego oczy pozostały chłodne. Nikomu nie było do śmiechu.
– W pewnym sensie. Przestańmy się bawić w gierki. Tu nikt nas nie podsłucha. Mogę ci pomóc. Zostawiasz zbyt wiele śladów. Jesteś zmęczony, a ja chcę by ci się udało.
Wilan zawahał się, zatrzymał. Po co Buris miałby kłamać? Co chciałby tym uzyskać?
– Pomóc mi? I co chcesz w zamian? Żebym cię zabrał ze sobą?
« 1 16 17 18 19 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 7
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

17 XI 2012

Lady Sith nie potrzebowała widzieć Twi’lekanki, żeby całą sobą czuć efekt działania Mocy. Dziewczyna żyła jeszcze, właściwie Beyre bawiła się nią dopiero, nie czyniąc przy tym poważniejszej krzywdy. Na to przyjdzie czas.

więcej »

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 6
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

3 X 2012

Sala tronowa w pałacu imperatorskim i ona sama leżąca na podłodze, z trudem łapiąca haustami powietrze. Niebieskie błyskawice zgasły sekundę wcześniej, a Lord Sidious podszedł nieśpiesznie i najwyraźniej nie mogąc darować sobie ostatniego akcentu, kopnął Beyre w żołądek.

więcej »

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 5
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

18 VIII 2012

Człowiek szedł powoli, prowadząc przed sobą Windu, czy Beyre, czy jak jej tam. Domniemana lady Sith miała ramiona wykręcone do tyłu, a nadgarstki zapewne skute kajdankami. Fett zasłaniał się nią w taki sposób, że Bossk nie widział jego dłoni.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Zobacz też

Tegoż twórcy

Nudna lekcja fantastyki
— Zofia Marduła

Śladami Endera?
— Magdalena Kubasiewicz

Prima Aprilis: Blaszana pułapka
— Wojciech Gołąbowski

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.