Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 9 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Alan Akab
‹Więzień układu›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorAlan Akab
TytułWięzień układu
OpisAutor pisze:
O autorze może tyle – absolwent technikum chemicznego, ukończył biologię, lecz na równi ze ścisłym umysłem ceni humanizm. Czymże bowiem byłaby ludzka technika, cywilizacja, czy choćby najbardziej udane społeczeństwo bez wiedzy o człowieku, o tym jaki jest naprawdę, jakim chciałby być widziany, czego pragnie i jakie są jego słabości?
GatunekSF

Więzień układu – część 5

« 1 5 6 7 8 9 14 »

Alan Akab

Więzień układu – część 5

Osamotnieni
Wilan przyszedł do Rikada bez zaproszenia. Gdyby mógł, trzasnąłby drzwiami, lecz trudno trzasnąć czymś, co samo odsuwa się na bok, gdy tylko się zbliży. Znów zabrakło elementów do montażu. Tym razem poszukiwania materiałowca zajęły Wilanowi znacznie więcej czasu. Długo chodził po stoczni, tylko po to, by się dowiedzieć, że traci czas.
Rikad był w środku, zajęty jak zawsze. Gdy Wilan wszedł, cofnął się w swoim fotelu, opierając o oparcie.
– Zwolniłeś Hemula! – Wilan oskarżył go już od progu. – Dlaczego? Dlaczego ja nic o tym nie wiem? Zaraza i czarne dziury, przecież to ja odpowiadam za cały zespół!
– Musiałem – szef odpowiedział chłodno. – Nie moja wina. Był najbardziej widocznym słabym ogniwem zespołu i jedyną osobą, przeciwko której postawiono oskarżenie.
– Oskarżenie? – Wilan szedł już w stronę biurka, lecz na te słowa stanął jak wryty.
– Korpus obwinił go za niedopatrzenie, które umożliwiło podłożenie bomby.
O tym Wilan nie wiedział. Nic dziwnego, że pod koniec Hemul był bardziej rozkojarzony niż zwykle. Dlaczego nic nie mówił? Mogliby mu pomóc!
– Przecież to śmieszne! Nie czepiali się mnie? Ochrona oskarżyła mnie, przy świadkach, o jej podłożenie! – podniósł głos. – Mnie! Tylko dlatego, że ją znalazłem!
– Korpus to nie Ochrona – spokojnie odparł Rikad. – Oni nie są paranoikami. Nie w takim stopniu. Musiałem coś zrobić, by skończyć te podejrzenia. To nie było dobre dla stoczni.
– Dlaczego Hemul? Dlaczego akurat teraz? Nie czepiali się go, gdy narzędzia znikały z magazynu!
Rikad westchnął. Spoważniał.
– To ich wymówka, Wil. Centrala zażądała ode mnie czyjejś głowy. Korpus Ochrony znalazł przeciwko niemu jakieś dowody. Nie wiem czy prawdziwe, czy nie. Sądzę, że człowiek na jego stanowisku mógł popełnić dość błędów, by go z niego wysadzić. Nie mogłem temu zapobiec. Mogłem albo czekać na koniec procesu, który kosmos jeden wie czym by się skończył, albo go zwolnić i zakończyć całą sprawę.
Wilan stanął przed biurkiem i spojrzał na szefa.
– A jeśli by go uniewinniono? – uderzył dłonią w blat. – To zakończy proces w sprawie zaniedbania, ale to tak jak gdyby został skazany! Nigdzie nie znajdzie pracy, nigdy!
– Nie miałem wyjścia. Takie dostałem polecenie.
– Polecenie? Dlaczego od razu nie powiesz, że musiałeś wybierać między nim a sobą?
– A także między nim a kimś z was – Rikad osunął się w dół na fotelu. – Ktoś musiał odejść. Miałem wyrzucić kogoś lepszego i czekać na koniec procesu? To zaszkodziłoby wam wszystkim. Straciłbym dwóch ludzi. Co ty byś zrobił na moim miejscu?
Postąpiłbym tak samo, pomyślał, tym bardziej, że Hemul był częściowo winny. Rikad starał się siedzieć spokojnie, lecz Wilan znał go dość, by widzieć, że wewnątrz cały wrze niczym słoneczna powierzchnia. Nikt nie lubił, gdy ktoś obcy wchodził w jego kompetencje.
Pokręcił głową i bez słowa ruszył do wyjścia. Drzwi otworzyły się. Już miał przez nie przejść, gdy zatrzymał się i odwrócił do Rikada.
– Jak nadrobimy zaległości? – spytał, patrząc gdzieś obok. – Hemul był naszym jedynym materiałowcem. Odwalał pracę za dwóch, dlatego był zbyt zmęczony, by zajmować się magazynem! Kto zajmie jego miejsce?
– Doślą nam kilka nowych automatów do syntez i trochę gotowych elementów – wypowiedzenie tych słów w spokoju musiało wiele kosztować jego przełożonego. – Dość, by skończyć statek. Potem znajdą kogoś nowego. A teraz bądź tak uprzejmy i wynoś się stąd do dziesiątej otchłani, zanim wywalę stąd kogoś jeszcze! Mam dość własnych win, by wysłuchiwać ich od ciebie!
Nawet Rikad nie wytrzymał. Z błyskiem gniewu wskazał drzwi. Ktoś musiał na niego naciskać. Sprawa musiała być poważniejsza niż ktokolwiek sądził. Wilan wyszedł.

Niewiele mógł zrobić. Nie miał się do kogo odwołać. Nie zajmował się decyzjami personalnymi, lecz organizowaniem zespołu, plus własną pracą. Jedyne co mógł, to wrócić do swoich zajęć i liczyć, że z czasem coś się wyjaśni.
Ilustracja: <a href=mailto:changer@interia.pl>Rafał Kulik</a>
Ilustracja: Rafał Kulik
Jechał na jednym z transporterów, rozważając jak w nowej sytuacji zorganizować dostawy materiału, gdy dostrzegł niedługi rządek zdalnych pojazdów, niezależnych od zewnętrznej poduszki magnetycznej. Nie zwróciłby na nie większej uwagi – po stoczni kręciły się dziesiątki takich maszyn – gdyby nie ich ładunek, z pozoru równie zwyczajny – świeżo wydobyta, ledwie ostygła skała z wnętrza gwiazdolotu.
Korytarze i pomieszczenia wytapiano w kosmosie, w próżni. Tam najłatwiej było pozbyć się zbędnego materiału i przetopić świeżo odsłoniętą powierzchnię. Wtedy otwory przyszłych bocznych śluz, teraz zaczopowane na czas przelotu, były wciąż otwarte. Kto mógł wytapiać całe metry sześcienne skały właśnie teraz, miesiące po doczepieniu kadłuba, gdy odlot jest tak blisko?
Zeskoczył na podłogę. Wywołał projekt na podręcznej konsoli. Szybko odnalazł modyfikację – ktoś zdecydował o zwiększeniu przestrzeni ładunkowej. Przestrzeń ładunkowa na statku zwiadowczym? Absurdalne! Hodowle glonowe i zamknięty obieg pierwiastków biogennych zapewniał załodze żywność na dowolnie długi czas, jeśli tylko w zbiornikach paliwowych było dość wody, by podtrzymać fuzję w choć jednym z pary reaktorów. Produkcja żywności w takim układzie wymagała jedynie energii, zaś energią była woda. Jeśli to była próba zwiększenia zasięgu jednostki, była zupełnie chybiona. To zbiorniki paliwowe należało powiększyć, a nie przestrzeń dostępną dla astronautów. Przestrzeni na aparaturę było aż nadto – przepisy już teraz nakazywały wycinanie pomieszczeń na wyrost, na wypadek pojawienia się nowych, przestrzeniożernych technologii. Nie było żadnej logicznej ani technicznej przesłanki, by ponadplanowo powiększać przestrzeń pokładów, tym bardziej, że mogło to kolidować z projektem, osłabić pancerz ochronny, jakim były setki metrów skały. Powłoki swoją drogą, napęd swoją, ale ten kolejny błąd był zbyt dziwaczny. Przypadek?
Biurokratyczna machina stoczni nie dostrzegała takich zmian, a już na pewno nie była w stanie ich analizować. On mógł. Opanowało go dziwne uczucie bycia pośród zdarzeń, których nie rozumiał. Ostatni raz czuł się tak na studiach, podczas jednej z demonstracji, tej samej na którą namówili go mieszkający dziś na Arakin znajomi z roku. Chciał im pomóc, chciał zniesienia świeżo wprowadzonego zakazu studiowania dla Zewnętrzniaków, lecz pośród chaosu zamieszek i rozpędzanego tłumu poznał Ene – i wszystko przestało być ważne.
Teraz to uczucie powróciło. Przeróbka wiązała się z wywózką materiału – kierował nią niedawno zwolniony Hemul… Nie było innego wytłumaczenia – ktoś miał własne plany wobec jego statku i być może to dla niego była przeznaczona bomba.
Pierwszym uczuciem był strach. Minął, gdy zrozumiał, iż tej tajemniczej osobie, lub grupie osób, także zależało na utrzymaniu sekretu. Ich cele zdawały się zbieżne; nie były przeszkodą w jego planach i nic nie zapowiadało, by to miało się zmienić – do czasu. Czy oba plany mogły sobie przeszkadzać? Nawet jeśli tak, Wilan nie zamierzał pozwolić wyrzucić się z interesu. Prawdziwa walka – jeśli będzie – zacznie się, gdy statek będzie na ukończeniu.
• • •
Iwen przestał chodzić na treningi. Nie wierzył już w grupę. Czuł się przez nich skazany. Większość wodziła za nim ponurym wzrokiem, więc starał się ich unikać. Nie rozumiał, dlaczego uważają go za jedynego winnego. To nie on ich zdradził. Gdy Uber został zaatakowany, stanął w jego obronie, choć wiedział, że nie ma szans. Oni nie chcieli, albo nie potrafili zrobić tego samego.
Zamiast pójść prosto do domu, zaczął włóczyć się po stacji, nie wiedział po co. Zrozumiał dlaczego dzieci w szkole rzadko się bawiły, a jeśli już, ich zabawy były tak okrutne. Ciężko się bawić, gdy nie wiadomo kto i kiedy… Był bliski opowiedzenia wszystkiego rodzicom, lecz bał się jak zareagują. Pomysły Arto wydawały się sprawdzać, lecz na jak długo…?
Późna godzina zmusiła go do powrotu. Już pod drzwiami poczuł, że coś się dzieje. Wejście nie było zabezpieczone. Żaden z ich sąsiadów nie zostawiał drzwi otwartych, tak samo oni. Wszedł. Po domu kręciło się dwóch Kosiarzy. Spojrzeli na niego obojętnie. Choć był wystraszony, odpowiedział takim samym spojrzeniem. Rossie stała oparta o ścianę obok otwartych drzwi do jej pokoju. Ich spojrzenia spotkały się. Ros milczała, lecz nie kryła swojej nienawiści. Tak samo ojciec i matka, wykłócający się z przybyszami. Oni nie milczeli.
Idąc w stronę Ros, Iwen poczuł biegnący wzdłuż kręgosłupa dreszcz niepokoju. Przestraszył się, że przyszli po niego, że zauważyli coś swoimi perceptorami lub Ros się zdradziła i być może zechcą go przesłuchiwać. Lecz to nie o niego chodziło.
– Nie oskarżamy nikogo, panie Norrenson – jeden z Kosiarzy wyjaśniał coś beznamiętnym głosem. – Sprawdzamy każdego, kto miał możliwości.
– Ponad sto osób – spokojnie zauważył ojciec. – Każdego tak nachodzicie? Tego zwolnionego pracownika też tak męczyliście? Na nagły rozbłysk, ile to już rozjaśnień? Mam uwierzyć, że dopiero teraz sobie o tym przypomnieliście? Ale każdy pretekst jest dobry, prawda?
Spokój ojca był wręcz dziwny, zważywszy na okoliczności. Zwykle nie klął, lecz w takich sytuacjach często nie mógł się powstrzymać. Nie znosił, gdy tacy ludzie wpychali się do domu i nigdy tego nie ukrywał, lecz teraz coś go powstrzymywało. Iwen też ich nie lubił. Czuł, że powinien ich nienawidzić, jak inni na stacji, jak nienawidził ich Arto. Jeszcze nie wiedział za co, lecz nie wątpił, że były ku temu dobre powody i Arto je rozumiał.
« 1 5 6 7 8 9 14 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 7
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

17 XI 2012

Lady Sith nie potrzebowała widzieć Twi’lekanki, żeby całą sobą czuć efekt działania Mocy. Dziewczyna żyła jeszcze, właściwie Beyre bawiła się nią dopiero, nie czyniąc przy tym poważniejszej krzywdy. Na to przyjdzie czas.

więcej »

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 6
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

3 X 2012

Sala tronowa w pałacu imperatorskim i ona sama leżąca na podłodze, z trudem łapiąca haustami powietrze. Niebieskie błyskawice zgasły sekundę wcześniej, a Lord Sidious podszedł nieśpiesznie i najwyraźniej nie mogąc darować sobie ostatniego akcentu, kopnął Beyre w żołądek.

więcej »

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 5
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

18 VIII 2012

Człowiek szedł powoli, prowadząc przed sobą Windu, czy Beyre, czy jak jej tam. Domniemana lady Sith miała ramiona wykręcone do tyłu, a nadgarstki zapewne skute kajdankami. Fett zasłaniał się nią w taki sposób, że Bossk nie widział jego dłoni.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Zobacz też

Tegoż twórcy

Nudna lekcja fantastyki
— Zofia Marduła

Śladami Endera?
— Magdalena Kubasiewicz

Prima Aprilis: Blaszana pułapka
— Wojciech Gołąbowski

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.