Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 26 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii

Alan Akab
‹Więzień układu›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorAlan Akab
TytułWięzień układu
OpisAutor pisze:
O autorze może tyle – absolwent technikum chemicznego, ukończył biologię, lecz na równi ze ścisłym umysłem ceni humanizm. Czymże bowiem byłaby ludzka technika, cywilizacja, czy choćby najbardziej udane społeczeństwo bez wiedzy o człowieku, o tym jaki jest naprawdę, jakim chciałby być widziany, czego pragnie i jakie są jego słabości?
GatunekSF

Więzień układu – część 8

« 1 2 3 4 5 21 »

Alan Akab

Więzień układu – część 8

– Absolom był dużym węzłem handlowym – ciągnął Dawt. – Prowadzono tam intensywne prace górnicze, więc i skał było całe mnóstwo. Ruszyły wszystkie, każda skała, której kapitan uznał, że miał szansę dotrzeć do celu przed zbliżającymi się okrętami. Zebrały się wokół jednej z planet zewnętrznych, czekając na rozwój wypadków. I wtedy rozpoczęło się bombardowanie.
Dawt wreszcie sięgnął po swój worek. Pociągnął pierwszego, dużego łyka przez słomkę.
Wilan mógł sobie łatwo wyobrazić, co się wtedy stało. Nawet podczas Dekady Strachu nikt nikogo nie bombardował. To był pierwszy konflikt na taką skalę, od kilku ładnych wieków.
– Reszta poszła szybko. Wiadomość poszła w kosmos. Ludzie na wszystkich koloniach dyszeli wściekłością. Skały przesunęły się w pobliże bombardowanej kolonii. Okręty Floty oznajmiły, że przebywanie w strefie otwartego konfliktu i udzielanie pomocy buntownikom oznacza zdradę. Kolonia zaapelowała o pomoc. Kapitanowie zadeklarowali przejście pod władzę kolonii i gotowość do obrony jej niepodległości. Poprosili o rozkazy. Absolom zezwolił na podjęcie wszelkich działań, jakie uznają za stosowne. Dowódca eskadry okrętów rozkazał, by się poddali i nie stawiali oporu żołnierzom wysłanym, by je przejąć. Skały odmówiły. Wszystko działo się na otwartym kanale, każde słowo szło w przestrzeń.
Wtedy doszło do bitwy. Uzbrojone okręty przeciwko cywilnym gwiazdolotom. Pierwsza kosmiczna bitwa w dziejach ludzkości, pierwsza wymiana ognia między statkami. Wilan znał ją ze szkolnych lekcji historii, lecz żaden nauczyciel niczego nie wyjaśniał, nie mówił jak to się skończyło. Coś powiedzieć należało, bo takiej rzeczy nie dałoby się ukryć, ale nie wspominano o przyczynach starcia, ani tego z czym dokładnie miałaby się ścierać Flota, skoro tylko ona posiadała uzbrojone okręty. Nikt nigdy nie mówił nic o stratach…
Dla dziecka wynik był oczywisty. Zabawne – im więcej wciskali wiedzy w młodą głowę, tym bardziej, gdy dorosła, ta sama wiedza budziła w niej obrzydzenie. Wystarczy tylko uczyć o czymś w szkole, uczyć długo i uparcie, by dorośli z dumą obnosili się z ignorancją w danej dziedzinie i bez wahania zmieniali temat rozmowy schodzącej na obrzydliwe rejony wiedzy. Teraz zrozumiał te niedomówienia. Nie, nie ukrywano prawdy. Gdy coś ukrywano, ludzi przyciągała sama tajemnica. Po prostu o tym nie mówiono, nie potwierdzano ani nie zaprzeczano. Nie było tajemnicy, więc sprawa, nawet jeśli jakaś była, umarła śmiercią naturalną. Ludzie wiedzieli, że była bitwa, lecz gdy ktoś zaczynał o tym opowiadać, niechętnie machali ręką, mówiąc, że już o tym słyszeli. Tyle że nic naprawdę nie słyszeli. Jedynie Podziemie coś kiedyś ogłaszało, lecz kto ich słuchał? Kto ryzykowałby kontakt? Chyba tylko ktoś taki jak Lerszen.
– Rozmawiałem z kilkoma, którzy tam byli – po krótkiej przerwie Dawt podjął swoją opowieść. – Wiedzieli, że robią coś, czego nikt dotąd nie próbował. Czuli, że to będzie ważne i może przejdą do historii. Gdy odebrali wezwanie, rzucali wszystko, byle zdążyć na czas. Brali do ładowni co się dało i, na kosmos, Absolom dzięki temu przetrwał. Zebrało ich się tam… coś koło pięćdziesięciu skał, przeciwko pięciu w pełni uzbrojonym okrętom. Z początku chcieli tylko zablokować im drogę, odciągnąć od kolonii, ale Absolom kazał czekać na ruch Floty. To było mądre. Dzięki temu, jak kosmos szeroki, przetoczyła się fala protestów przeciwko barbarzyństwu Floty.
Przerwał, by pociągnąć kolejny łyk.
– Gdy spadły bomby, skały podeszły do planety. Absolom to typowa kolonia. Jedno wielkie miasto, reszta planety to puszcza. Okręty wisiały nad kolonią, więc schronili się za planetą. Dowództwo na okrętach głowiło się, co tamci zamierzają zrobić, czy i czym będą atakować, czy tylko zrzucą zapasy. Wysłali swoich pilotów, tych maniaków, posłusznych ponad granice rozsądku, by ich przechwycili. Kapitanowie to przewidzieli. Już wcześniej sczepili skały w gwiazdę za pomocą lin cumowniczych, wystawiając na zewnątrz emitery.
– Gwiaździście trudny manewr – stwierdził Wilan.
– Na pewno nie było łatwo – zgodził się Dawt. – Ale… udało się. Co który myśliwiec próbował się zbliżyć, obracali gwiazdę i wysyłali ostrzegawczy impuls. Po mojemu powinni ich porozwalać, jeden po drugim, lecz oni tylko ich przeganiali, jakby wiedzieli, że potem je przejmą. Emiter ma większą moc i spójność wiązki niż jakakolwiek broń pokładowa, więc myśliwce nic im nie mogły zrobić, okrążały ich tylko z daleka. Wysyłanie rakiet było bez sensu, więc dowództwo postanowiło ruszyć okręty i zaatakować ich, czymkolwiek, choćby własnymi emiterami. Spotkali się nad planetą. Skały złamały swoją formację, odwróciły się rufą do przodu i zaszarżowały. Mieli przewagę ognia, w dodatku wychodzili szybko zza krzywizny planety. Gdy przelecieli przez pozycje Floty, okręty milczały. Nie zostały zniszczone, lecz ich kadłuby przypominały filtr.
Wilan słuchał z przejęciem, niczym dziecko. To było coś niewiarygodnego, o czym ludzie w Układzie bali się myśleć. A jednak się stało, a jednak…
– Stąd się wzięły okręty na Absolomie…
– Ano stąd. Nie były w stanie odlecieć ani podtrzymać życia załogi, lecz większość najważniejszych systemów ocalała. Koloniści zmusili je do kapitulacji i w kilka lat jakoś je połatali. Załoga nie wysadziła ich chyba tylko dlatego, że Flota wpadła w popłoch. Pozwoliła na ewakuację, lecz taki błąd popełnia się tylko raz. Absolom z pomocą dowiezionego złomu i części reaktorów okrętowych szybko stanął na nogi. Mają je tam teraz, pięć sprawnych, uzbrojonych okrętów wojennych, wszystko w rękach kolonistów! – Dawt się rozmarzył. – Aż chciałbym wejść na jeden taki… lecz Ziemia zbyt chętnie podsyła tam swoich sabotażystów. Koloniści nauczyli się jak być ostrożnym.
Nic dziwnego, że przemilczano całą sprawę. Coś takiego… to tłumaczyło wzmożoną aktywność Podziemia. Działali, bo poczuli nadzieję.
– Pięć okrętów to może dość, by się bronić – zauważył – lecz nie dość, by wygrać wojnę.
– Ale na początek, na początek to aż nadto! Na pewno się przydadzą. Może już teraz leci tam kolejna flotylla? Nie jestem na bieżąco.
– Ty? Macie na statku transmiter…
– Nie, nie rozumiesz. Transmiter nie działa w podświetlnej. Traci spójność z wiązką tachionów. Nadawać i odbierać możemy tylko poniżej dziesięciu procent C. Podczas lotu jesteśmy wyrwani z rzeczywistości. Dopiero teraz sprawdzamy co się dzieje.
– I?
– Wszędzie chaos, bałagan taki sam od lat, ale kupił nam czas na umocnienie pozycji. Stara doktryna Floty Obronnej, jeszcze z czasów, gdy była niepodległa i zarabiała na siebie konwojowaniem transportów, opierała się na grupach operacyjnych, działających w wyznaczonej im przestrzeni. To spadek po okresie, gdy wierzono w wojnę z Obcymi. Liczono, że w razie kontaktu i walki kilka okrętów zdoła uciec z ostrzeżeniem. Nad Absolomem Flota straciła całą grupę. Musiała działać szybko, nim cały rewir stanie w ogniu rebelii. Liczebność grupy była zbalansowana z liczebnością i rozmiarami pilnowanych kolonii. Niełatwo wysupłać Flocie okręty bez osłabiania innych rewirów, jeszcze trudniej sprowadzić je do celu. Teraz Flota jest w trakcie wprowadzania doktryny ściśle okupacyjnej. Wojskowe umysły zmieniają sposób myślenia dopiero, gdy jest to konieczne. Teraz, dla Ziemi, jest to konieczne.
– Inne kolonie nie próbują iść w ślady Absolomu?
– To było ze czterdzieści lat temu! – przypomniał Dawt. – Flota zdążyła poustawiać swoje okręty wszędzie tam, gdzie coś takiego mogłoby się powtórzyć. Oto jaką flotę obronną sobie wyhodowaliśmy, na własnej piersi, własnymi, kolonialnymi rękoma, przez te czterysta lat! – Dawt znowu się zdenerwował. – Ale to nie potrwa wiecznie. Pierwsza dziura już się pojawiła.
Dopiero pierwsza, pomyślał. Potrzeba by było takich ze sto, by Rząd zaczął się uginać, lecz jeśli to wszystko była prawda, zmiany już się dokonywały, na jego oczach.
To potrwa, wiedział to. Tkwił w tym po czubki uszu. Flota powstała dzięki takim ludziom jak on. Tak samo koloniści. Opłacali jej utrzymanie ze swoich podatków, wydobywali rzadkie metale potrzebne do ich urządzeń, zasilali te okręty i żywili ich załogi, bo tak im kazali. Wszyscy byli winni, wszyscy musieli to robić. Gdyby odmówili, znaleźliby się inni na ich miejsce. Podziemie próbowało rewolucji – i przegrało.
Wilan rzadko kiedy patrzył na swoją pracę w ten sposób – że ktoś i tak to zrobi – lecz czasem tak o tym myślał. Czy to miało być wytłumaczenie na to, że przykłada do tego rękę? Mało przekonujące, uznał, lecz z czegoś musiał utrzymywać rodzinę.
– A negocjacje?
– Trochę się ciągną, prawda? Absolom chce uzyskać gwarancję, że Ziemia nie zareaguje, gdy kolonia zacznie produkować własne okręty. Ziemia próbuje zyskać na czasie, ale nie może się wykręcać wiecznie. I bez jej zgody koloniści zaczną budować okręty, o ile już tego nie robią.
Kolonialne okręty wojenne? Taki wyścig zbrojeń z góry skazany był na porażkę. Koloniści musieli zdawać sobie z tego sprawę.
– Niby jak chcą to robić, bez dużych stoczni, bez przemysłu…?
« 1 2 3 4 5 21 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 7
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

17 XI 2012

Lady Sith nie potrzebowała widzieć Twi’lekanki, żeby całą sobą czuć efekt działania Mocy. Dziewczyna żyła jeszcze, właściwie Beyre bawiła się nią dopiero, nie czyniąc przy tym poważniejszej krzywdy. Na to przyjdzie czas.

więcej »

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 6
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

3 X 2012

Sala tronowa w pałacu imperatorskim i ona sama leżąca na podłodze, z trudem łapiąca haustami powietrze. Niebieskie błyskawice zgasły sekundę wcześniej, a Lord Sidious podszedł nieśpiesznie i najwyraźniej nie mogąc darować sobie ostatniego akcentu, kopnął Beyre w żołądek.

więcej »

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 5
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

18 VIII 2012

Człowiek szedł powoli, prowadząc przed sobą Windu, czy Beyre, czy jak jej tam. Domniemana lady Sith miała ramiona wykręcone do tyłu, a nadgarstki zapewne skute kajdankami. Fett zasłaniał się nią w taki sposób, że Bossk nie widział jego dłoni.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Zobacz też

Tegoż twórcy

Nudna lekcja fantastyki
— Zofia Marduła

Śladami Endera?
— Magdalena Kubasiewicz

Prima Aprilis: Blaszana pułapka
— Wojciech Gołąbowski

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.