Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 6 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Alan Akab
‹Więzień układu›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorAlan Akab
TytułWięzień układu
OpisAutor pisze:
O autorze może tyle – absolwent technikum chemicznego, ukończył biologię, lecz na równi ze ścisłym umysłem ceni humanizm. Czymże bowiem byłaby ludzka technika, cywilizacja, czy choćby najbardziej udane społeczeństwo bez wiedzy o człowieku, o tym jaki jest naprawdę, jakim chciałby być widziany, czego pragnie i jakie są jego słabości?
GatunekSF

Więzień układu – część 8

« 1 3 4 5 6 7 21 »

Alan Akab

Więzień układu – część 8

– Dam sobie radę, mamo – zapewnił. – Bawcie się dobrze.
Skierował się na schody.
– Zaczekaj, młody człowieku – zatrzymał go ojciec. – Mam coś dla ciebie. Nie ruszaj się stąd!
Delikatnie wyrwał się matce, wyminął syna i wszedł na górę. Arto poczuł podniecenie. Ojciec zawsze tak do niego mówił, gdy miał dla niego podarek. Wiedział, że Arto rzadko interesowały rzeczy, które można było kupić. To musiało być coś ze stoczni, ze statku.
Schodząc, ojciec trzymał coś w zaciśniętej dłoni.
– Tym razem to coś specjalnego – powiedział. – Lepszego niż moduł cewki.
Podrzucił przedmiot lekko w górę. Arto złapał go w powietrzu. Z niedowierzaniem obejrzał parocentymetrowej wielkości wielościan.
– To… Prawdziwy procesor?
– Część mózgu gwiazdolotu – zapewnił ojciec. – Uszkodzony, ale prawdziwy.
To nie było ważne. Gdyby był sprawny, ojciec nie mógłby go wynieść. Prawdziwa część gwiazdolotu, jeden z czterech równoległych procesorów, obliczający kurs, przeliczający pomiary, nadzorujący automaty pokładowe, generujący niezliczone sztuczne światy dla astronautów… Na całej stacji było ich może ze sto; połączone w sieć, tworzyły jej rozproszony mózg. W porównaniu do mikroprocesorów, obecnych w każdym urządzeniu, procesor był niczym gwiazdolot przy kosmolocie.
– Podoba ci się? – spytał ojciec.
– Świetliście! – zawołał, nim zdołał się powstrzymać. Rodzice nie lubili gdy przeklinał. – Przepraszam. Bardzo! Dzięki, tato!
Ojciec wrócił do matki, pozwalając, by kontynuowała walkę z garniturem. Dzieliła po równo uwagę między strój i obiekt zachwytu Arto. Obojętność, jaką starała się obdarzać tę niewielką, regularną bryłę plastiku była udawana.
– Nie popełnij jakiegoś głupstwa – powiedziała do ojca, kończąc zapasy z garniturem.
– Mówisz o tym drobiazgu? Kochanie, ten procesor został pozbawiony rdzenia i spisany na dekompozycję. Jest całkowicie bezużyteczny. Inaczej nie pozwoliliby mi go wynieść. Wszystko zgodnie z przepisami. I nie nadużywam swoich uprawnień – dodał po chwili. – Śmieci można wynosić.
Mrugnął do syna. Arto uśmiechnął się. Pogładził palcem jedną ze ścianek procesora. Wiedział, że każda z nich jest podziurawiona niewyczuwalnymi otworkami, cieńszymi niż średnica kociego włosa. Do każdej z nich mocowano złącze z milionami wypustek cieniutkich włókien optycznych, przesyłających i wyprowadzających dane. Procesor dokonywał wstępnych obliczeń w centrach wyjścia, lecz właściwe obliczenia opierały się o procesy kwantowe, zachodzące w usuniętym rdzeniu. Światło z włókien optycznych było tylko jednym z nośników informacji – tej najważniejszej, odpornej na zakłócenia.
Nie wątpił, ten procesor musiał być choć na chwilę podłączony do systemów statku, nim wykryto w nim usterkę. Może nawet powstała ona w wyniku jakiegoś wypadku lub przeładowania sieci? Gdyby zepsuł się wcześniej, nie dotarłby do stoczni, wyrzuciliby go magazynierzy. Teraz będzie najważniejszym eksponatem w jego kolekcji części.
Rodzice, mimo kłopotliwego stroju, byli podekscytowani. Ironia losu. W domu wszystko układało się doskonale. Rodzice znów wydawali się szczęśliwi. Rzadko kiedy byli tak blisko siebie – a on, choć chciał, nie mógł się tym cieszyć. Żaden prezent nie mógł sprawić, by zapomniał o tym, co miało nadejść, czy o kłopotach w szkole. Może to ich ostatnie wyjście przed ucieczką? Może dlatego ojciec przypomniał sobie, że jest ojcem? Poczuł żal, jak gdyby już ich stracił.
– Coś mi się zdaje, że wiem o czym myślisz – do rzeczywistości przywrócił go głos ojca. – Spędzamy ze sobą za mało czasu. Wiesz co? Masz rację! Ja i mój ojciec, w twoim wieku…
– W porządku, tato – odparł. – Taką masz pracę.
– Pracę! Najgorsze już minęło. Jeszcze kilka tygodni i skończymy. Praca to także urlop, nawet jeśli raz na jakiś czas. Nie zapominaj o tym.
Jeśli do niego dotrwam, pomyślał Arto. Ojciec znów wchodził w okres winy za to, że nie postępuje jak prawdziwy rodzic. Pojawiał się niezmiennie pod koniec pracy nad każdym statkiem. Potem gdzieś wyjeżdżali, jak większość ludzi z sektora. Stocznia była tu głównym zakładem pracy, dyktowała rytm wypoczynku. Przerwy w budowie zwalniały z pracy większość inżynierów. Nie byli potrzebni, nie było po co im płacić. Na czas przygotowań sektor opuszczało ćwierć jego mieszkańców. Nadchodził czas urlopów i wakacji.
Przeważnie nie lubił miejsc, do których wtedy trafiali. Rodziców zawsze ciągnęło w pobliże powierzchni planet. Magnograwiony zwiększały ich ciężar, urlop był z za krótki, by się ich pozbyć, więc siłą rzeczy wybór często padał na Księżyc. Arto nie czuł się dobrze na powierzchni. Nie było aż tak źle jak na Ziemi z WIR-u – zwykle siedzieli w jakimś kompleksie wypoczynkowym, a wychodząc na zewnątrz ubierali się w skafandry turystyczne, dzięki czemu nigdy nie czuł się tak nagi wobec próżni jak na wirtualnej Ziemi. Niedogodności z nawiązką rekompensowało uwolnienie się od szkoły. Raz na jakiś czas rodzice załatwiali mu chwilę spokoju. Opiekunka nie miała tu nic do powiedzenia.
Niemal westchnął, gdy uświadomił sobie, że będzie to drugi urlop odkąd poszedł do szkoły. Wtedy przerwa była krótka, ledwie kilka rozjaśnień wolnych od pracy. Przygotowania do budowy wykańczanego obecnie gwiazdolotu nie były ani długie, ani skomplikowane – asteroida łatwo i szybko została doczepiona do doku stoczni. Drążono ją gdzie indziej, gwiazdolot był mały, więc i pracy niewiele. Nie było dość czasu, by wyjechać, jednak szkołę zamknięto. Źle wspominał ten okres. Odpoczynek od szkoły sam w sobie był dobry, lecz nie wiedział co zrobić z tak nagle otrzymanym wolnym czasem.
Tym razem to było coś więcej. Tym razem uciekali.
– Arto, mam pomysł – ojciec podszedł i położył dłoń na jego barku. – Co powiesz na kilka godzin WIR-u? Mogę spróbować coś załatwić.
– Tato, nie trzeba – odpowiedział. – To się nie uda. Na stacji nie ma terminali dla dzieci.
– Nie ma? – zaskoczenie ojca było szczere. – Na Ziemi jest ich pełno.
– To przez perceptory, kochanie – wyjaśniła matka. – Zżerają całą moc obliczeniową sieci.
– Perceptory! – ojciec machnął ręką. – Z jakiej okazji dzieci mają cierpieć za garstkę idiotów?
– Zagrożenie jest realne. Pamiętasz co…?
– Sieć można rozbudować. To żadne wytłumaczenie. Nie zarabiam dość, by mój syn coś z tego miał? Arto, nie chciałbyś mieć prywatnego terminalu, w domu?
– To kosztuje majątek! – zaprotestował Arto. Nie to, żeby o tym nie marzył, ale był realistą. Cena za terminal była niczym w porównaniu do opłat za stały dostęp do mocy obliczeniowej sieci. Bał się też troszkę, że zacznie przesiadywać w domu, zamiast zajmować się sprawami grupy. WIR wciągał. Spadliby w hierarchii…
– Nie tak wiele jak myślisz. Są prostsze modele, dla prywatnych osób. Mam uprawniony dostęp do sieci, a jak to będzie mało, zawsze mogę dokupić dodatkowe pasmo.
Naprawdę mógł to zrobić. Arto poczuł strach. Taki prezent oznaczał, że ucieczka nastąpi szybciej niż przypuszczał.
– Wspaniale – zauważyła matka. – Zamiast z kolegami, zacznie przesiadywać w komputerze.
– Zastanów się nad tym, młody człowieku – ojciec skierował się do drzwi.
Rodzice wyszli. Nie chcę terminalu, pomyślał, chcę was! Ale o wiele bardziej chciał, by im się udało. Gdy odlecą, WIR niewiele mu pomoże.
• • •
Ene po cichu liczyła, że jej mąż spełni swoją obietnicę i wróci wcześniej z pracy, lecz to było coś więcej. Już dawno nie zachowywał się tak tajemniczo. Przygotował wszystko. Pojechali prosto na promenadę, do jednej z najlepszych restauracji na stacji – zarazem jednej z najdroższych. Oaza zbytku i luksusu, zważywszy, że wystarczyło wejść do WIR-u, by zaznać tych samych odczuć za o wiele mniejszą cenę. Restauracja była raczej symbolem, podkreśleniem statusu niż sposobem na randkę czy poszukiwaniem kulinarnych rozkoszy. Wciąż zatrudniano w nich żywą obsługę – miła odmiana od automatów, sprzedających wszystko, od drobiazgów aż po jachty wycieczkowe. Lecz nawet tu dyskretna obsługa elektroniki pozostawała aktywna, choć zręcznie zamaskowana. Poznała to jak tylko przestąpili próg automatycznie otwieranych drzwi. Prowadzący ich kelner podszedł do nich w milczeniu, ukłonił się i bez jednego słowa usłużnie zaprowadził do zarezerwowanego stolika. Bez zdalnego, automatycznego odczytania ich identyfikatorów – oraz stanu konta, Ene była tego pewna – nie mógłby wiedzieć z kim ma do czynienia.
« 1 3 4 5 6 7 21 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 7
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

17 XI 2012

Lady Sith nie potrzebowała widzieć Twi’lekanki, żeby całą sobą czuć efekt działania Mocy. Dziewczyna żyła jeszcze, właściwie Beyre bawiła się nią dopiero, nie czyniąc przy tym poważniejszej krzywdy. Na to przyjdzie czas.

więcej »

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 6
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

3 X 2012

Sala tronowa w pałacu imperatorskim i ona sama leżąca na podłodze, z trudem łapiąca haustami powietrze. Niebieskie błyskawice zgasły sekundę wcześniej, a Lord Sidious podszedł nieśpiesznie i najwyraźniej nie mogąc darować sobie ostatniego akcentu, kopnął Beyre w żołądek.

więcej »

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 5
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

18 VIII 2012

Człowiek szedł powoli, prowadząc przed sobą Windu, czy Beyre, czy jak jej tam. Domniemana lady Sith miała ramiona wykręcone do tyłu, a nadgarstki zapewne skute kajdankami. Fett zasłaniał się nią w taki sposób, że Bossk nie widział jego dłoni.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Zobacz też

Tegoż twórcy

Nudna lekcja fantastyki
— Zofia Marduła

Śladami Endera?
— Magdalena Kubasiewicz

Prima Aprilis: Blaszana pułapka
— Wojciech Gołąbowski

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.