Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 3 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Alan Akab
‹Więzień układu›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorAlan Akab
TytułWięzień układu
OpisAutor pisze:
O autorze może tyle – absolwent technikum chemicznego, ukończył biologię, lecz na równi ze ścisłym umysłem ceni humanizm. Czymże bowiem byłaby ludzka technika, cywilizacja, czy choćby najbardziej udane społeczeństwo bez wiedzy o człowieku, o tym jaki jest naprawdę, jakim chciałby być widziany, czego pragnie i jakie są jego słabości?
GatunekSF

Więzień układu – część 8

« 1 2 3 4 5 6 21 »

Alan Akab

Więzień układu – część 8

– Na tym się nie znam – Dawt wzruszył ramionami. – Ja zacząłbym od małych kosmolotów obronnych, by zwolnić te duże z obowiązków utrzymania obrony. Czuję, że kiedyś im się przydadzą. Absolom chce czegoś więcej niż tylko uznania niepodległości. Chce, by Ziemia ją respektowała.
– Tylko dlatego, że zdobyli kilka okrętów? To śmieszne!
– Nie dla nas – Dawt obruszył się. – Ale okręty to nie wszystko. One tylko powstrzymują Flotę przed odwetem. Gdy doszło do bitwy, wiele kolonii pogrążyło się w zamieszkach. To bardzo pomogło Absolomowi. Nawet dziś kolonia ma zbyt szerokie poparcie, by Ziemia mogła je zlekceważyć. Inne kolonie mogą pozostawać pod rządami Ziemi, lecz wiedzą jak sprawić kłopoty. Żeby stworzyć grupę zdolną pokonać flotę Absolomu, Flota musiałaby pozostawić kilka światów bez opieki. Czym to się skończy, wiadomo – znowu pochylił się w jego stronę i bardziej ściszył głos. – Wil, tamto zdarzenie to niemal legenda, symbol walki o niepodległość kolonii! Teraz sprawa może przycichać, bo nic się nie dzieje, lecz nigdy nie wygaśnie. Ucz się z historii, Wil. Ona jest najlepszą nauczycielką.
– Lecz ma najgorszych uczniów – przypomniał. – Czy Absolom wspomaga nasze Podziemie?
– Nic mi o tym nie wiadomo – Dawt z dezaprobatą pokręcił głową. – Oficjalnie Absolom wspiera wyłącznie legalne organizacje Wolnego Kosmosu. Metody walki Podziemia… Nie dość, że są nieskuteczne, to jeszcze prowokują do odwetu. Rządowa propaganda wiedziałaby jak to wykorzystać. Prawda, Podziemie jest źródłem większości naszej wiedzy o ciemnych sprawkach Rządu, lecz… wcześniej przechodzi przez wielu pośredników. Bezpośrednie kontakty byłoby politycznie kłopotliwe. Absolom potrzebuje spokoju, by poukładać sprawy z Ziemią, zanim jakiemuś admirałowi strzeli coś do głowy.
Dawt miał rację. Rok bez kilku zamachów w Układzie był rokiem nienaturalnego spokoju. Gdyby któraś kolonia miała z tym coś wspólnego…
– Dobra, Absolom ma powody, by rozmawiać z Ziemią, lecz Ziemia…?
– Też ma swoje powody. Na Absolomie znajduje się baza przeładunkowo-remontowa zdolna obsłużyć nawet bardzo duże skały, a takich baz jest bardzo niewiele. W dodatku to duży punkt przeładunkowy na trasie do dziesiątek kolonii na Peryferiach, wraz z rozbudowaną infrastrukturą. Mówiłem, że Absolom był węzłem w sieci transportowej, prawda? – Wilan przytaknął. – Ten węzeł jest tak ważny, że nawet podczas bombardowania Flota nie ważyła się tknąć palcem czegokolwiek, co było z tą bazą związane. Wszystkie stacje orbitalne i doki pozostały nienaruszone. Odbudowa, przeorganizowanie szlaków… To zajęłoby dekady!
Transport między koloniami odbywał się wahadłowo, to wiedział każdy. Największe statki kursowały po stałych trasach, rozwożąc towary w gigantycznej Sztafecie, przypominającej system miotaczy w Układzie. Co by się stało, gdyby nagle jeden miotacz znikł z mapy połączeń? Stworzenie obejścia na międzygwiezdnych szlakach poszłoby w dekady, zburzyło rozkład połączeń w całym regionie, stworzyło opóźnienia nie do nadrobienia.
Czy gdyby Absolom nie był taki ważny, Flota działałaby tam inaczej? Wszystko mogłoby się skończyć po staremu – kolejny nic nie znaczący bunt… To, co pomogło kolonistom się obronić było tym, czego chciał Rząd.
– Absolom jest obłożony embargiem – przypomniał informację z wiadomości. – Pomińmy kwestię tego, jak zdoła je wytrzymać. Jaka kolonia w takich warunkach może działać jako węzeł transportowy?
– Delikatna sytuacja, prawda? Dlatego negocjacje tak się przeciągają. Żadna ze stron nie chce się poddać i każda ma dobre argumenty. W diabła kłopotów z tym wszystkim. Ziemia liczy, że wygra ekonomią, lecz marne ma na to szanse.
– Ja to widzę inaczej. Absolom to tylko kolonia, nawet jeśli ma rozbudowany przemysł. Nie zrobi wszystkiego sama, jest zależna od Ziemi. Niech sobie buduje okręty, i tak nie będzie miała skąd wziąć nowych reaktorów. Absolom walczy o pusty przepis!
Rząd mógł robić wiele rzeczy, lecz życie nauczyło Wilana jednego – zwykle nie kłamie, za to często mówi półprawdę lub pozostawia niedomówienia. Niby wychodzi na to samo, lecz istniała pewna subtelna różnica, którą potrafił dostrzec. Na przykład Absolom – jedna wielka półprawda, w dodatku bardzo subiektywna. Kolonia rządziła się sama lecz, czy tego chciała czy nie, wciąż była zależna od Ziemi, jej produkcji i dostaw – dość, by dla Rządu pozostać ledwie zbuntowaną kolonią. Pokrętna logika, lecz trudno było odmówić jej spójności.
– Tyle teoria – Dawt uśmiechnął się tajemniczo. – Nie byłem na Absolomie od ponad stu lat, wtedy wszystko było tam… normalnie, w nienormalnym znaczeniu tego słowa, lecz z tego, co słyszałem, życie w kolonii nie pogorszyło się od tego czasu nawet o grubość włókna.
– Przemytnicy?
– Przemytnicy, niezależni handlarze, czy, jak to nazywamy, międzysystemowe lądowania awaryjne… – Dawt puścił oko do Wilana. – To wszystko robi swoje. Pomagamy jak możemy. Absolom, Wil, to dobry przykładna to, że Ziemi coraz więcej przecieka przez palce.
Cóż, reaktory akurat nie przeciekają.
Dawt mówił i zachowywał się jak kolonista z krwi i kości. Wilan długo walczył z myślami, nim uznał, że warto spróbować. Był w takim stanie, że zrobiło mu się wszystko jedno.
– Słuchaj, Dawt – odezwał się, gdy technik zaczął sączyć napój. – Mam problem. Nie miałbyś skąd… Może masz na statku zapas…
– Tak? – Dawt spojrzał na niego czujniej. Wilan odwrócił lekko głowę. Nie patrz w prawo, powtarzał sobie, a jednak patrzył. Tego głupiego odruchu nigdy nie zdołał opanować. Marny byłby ze mnie agent, uznał. Nie potrafił zmyślać w żywe oczy.
– Potrzebny mi reaktor – powiedział, siląc się na spokój. – Model trzydzieści sześć, z serii podstawowej. Komora o rozmiarze pięćdziesięciu. Zapłacę, jeśli trzeba. Nie, to śmieszne – poprawił się, kręcąc głową – masz dość impulsów…
– Nie mów, że ty z tych z Podziemia? – szepnął Dawt. – Co ty, bombę chcesz składać, czy co?
– Nie! Skądże! Mam stary na wymianę i potrzebuję…
– Pięćdziesiątka? – Dawt w zamyśleniu odsunął się do tyłu. – Reaktory podlegają ścisłej kontroli. Każda wymiana…
– Właśnie – powiedział ze szczerą rezygnacją. – Wiesz, jak to jest.
– A, rozumiem. Problem w pracy, ze sprzętem.
– Jest… był nowy i przepalił się podczas testów – Wilan poczuł, że odzyskuje energię. – Słuchaj, mógłbyś powiedzieć w dokach… Jeśli macie zapas, powiedziałbyś, że wymieniałeś i potrzebujesz nowy, bo ten miał wadę techniczną, co? Zgodziliby się, na pewno.
– Chciałbym ci pomóc, ale nie mogę. – Dawt nie wahał się ani chwili. – Mamy na pokładzie setki, sto pięćdziesiątki, ale taki mały to pewnie… pewnie do zwiadowców, do sond, albo… Takich miniaturek pełno na Peryferiach, tam większość skał jest mała, ale tu, w Układzie… – pokręcił głową. – Nasz transportowiec jest całkiem spory.
Nie musiał mówić więcej. Duży statek to duże reaktory, a im większy reaktor, tym częściej szły impulsy grawitonowe, ściskające plazmę do zapłonu. Częstotliwość pracy nie pasowałaby do już założonych cewek. Zupełnie jakby próbował wepchnąć kciuk w ucho. Wszystko poszłoby w próżnię.
Rozmawiali jeszcze przez godzinę, choć już nie o koloniach. Żegnając się, obaj byli przekonani, że więcej się nie spotkają. Razem wyszli na korytarz i rozeszli się, każdy do innej windy. Dla Wilana rozmowa z Dawtem była niczym requiem dla całego przedsięwzięcia.
Ilustracja: <a href=mailto:changer@interia.pl>Rafał Kulik</a>
Ilustracja: Rafał Kulik
Wciąż było dość wcześnie. Wciąż mógł zrobić to, co zaplanował w dniu, gdy zrezygnował z sekretnej pracy nad statkiem.
• • •
Arto spodziewał się różnych rzeczy po swoich rodzicach, lecz nie tego, że po powrocie do domu zastanie ich w eleganckich ubraniach. I to kiedy – wieczorem! Spojrzał na zegarek, nie wierząc własnym oczom. Ojciec w domu, o tej godzinie?
– Wychodzicie? – spytał, stając w korytarzu.
Ojciec, z pomocą matki, nakłaniał układ kontroli rozmiaru garnituru do zaakceptowania mniejszej szerokości w pasie. Kiedy ostatni raz go nakładał? Arto nie pamiętał. Dość, by garnitur znowu stał się modny. Układy elektroniki, dopasowujące rozmiar odzieży, pracowały swoim stałym rytmem, próbując przewidzieć jak zmieniała się postura jego właściciela. Niestety, rzeczywistość tylnej części szafy różniła się nieco od tej prawdziwej. Taki drogi krój a prawie nieużywany… Co za strata impulsów.
– Wychodzimy – przytaknął ojciec. – Na cały wieczór. Dasz sobie radę, synku?
– Jasne. – Uśmiechnął się obserwując upór, z jakim ubranie powracało do starego wzorca. – Żaden problem.
– Wszystko masz gotowe. – Matka ruszyła ojcu na pomoc. – Musisz tylko…
« 1 2 3 4 5 6 21 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 7
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

17 XI 2012

Lady Sith nie potrzebowała widzieć Twi’lekanki, żeby całą sobą czuć efekt działania Mocy. Dziewczyna żyła jeszcze, właściwie Beyre bawiła się nią dopiero, nie czyniąc przy tym poważniejszej krzywdy. Na to przyjdzie czas.

więcej »

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 6
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

3 X 2012

Sala tronowa w pałacu imperatorskim i ona sama leżąca na podłodze, z trudem łapiąca haustami powietrze. Niebieskie błyskawice zgasły sekundę wcześniej, a Lord Sidious podszedł nieśpiesznie i najwyraźniej nie mogąc darować sobie ostatniego akcentu, kopnął Beyre w żołądek.

więcej »

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 5
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

18 VIII 2012

Człowiek szedł powoli, prowadząc przed sobą Windu, czy Beyre, czy jak jej tam. Domniemana lady Sith miała ramiona wykręcone do tyłu, a nadgarstki zapewne skute kajdankami. Fett zasłaniał się nią w taki sposób, że Bossk nie widział jego dłoni.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Zobacz też

Tegoż twórcy

Nudna lekcja fantastyki
— Zofia Marduła

Śladami Endera?
— Magdalena Kubasiewicz

Prima Aprilis: Blaszana pułapka
— Wojciech Gołąbowski

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.