Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 19 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Alan Akab
‹Więzień układu›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorAlan Akab
TytułWięzień układu
OpisAutor pisze:
O autorze może tyle – absolwent technikum chemicznego, ukończył biologię, lecz na równi ze ścisłym umysłem ceni humanizm. Czymże bowiem byłaby ludzka technika, cywilizacja, czy choćby najbardziej udane społeczeństwo bez wiedzy o człowieku, o tym jaki jest naprawdę, jakim chciałby być widziany, czego pragnie i jakie są jego słabości?
GatunekSF

Więzień układu – część 8

« 1 5 6 7 8 9 21 »

Alan Akab

Więzień układu – część 8

Ene spojrzała na męża, nie wiedząc czy żartuje, czy mówi poważnie. Chciał czy nie, jednak naruszył rodzący się między nimi nastrój.
– Och, daj spokój. To tylko wygłupy. Żaden z nich nie jest przestępcą i nigdy nie będzie. Nasze w tym głowy. Sami nie byliśmy lepsi.
– Byliśmy starsi. Wiedzieliśmy co nam wolno – wzniósł lekko widełki, celując nimi w stół. – Zaczyna się od głupstw, a kończy w kopalni. Nieważne. Nie mówmy już o tym – uciszył ją, widząc, że otwiera usta. – Jeśli Norrensonowie się zgodzą, nie będę się opierał.
Dłuższą chwilę jedli w milczeniu. Ene niemal widziała jak Wilan przeklina się za niepotrzebne uwagi. Popełniał błędy, ale ona także. Zwłaszcza jeden był nieporównanie gorszy od wszystkich innych. To było dawno, tłumaczyła sobie, z samotności. Nie byłam przyzwyczajona, nie rozumiałam wszystkiego. Wilan nigdy jej nie zdradził. Nie miał czasu, to prawda, był wiecznie zapracowany, a gdy wracał do siebie, był taki jak dziś – lecz jej poczucie winy kazało jej wierzyć, że nie zrobiłby tego, nawet gdyby miał czas i okazję.
Wilan wyczuł jej emocje, choć ich nie rozumiał.
– Przepraszam – powiedział. – Nie powinienem o tym wspominać. Nie teraz.
– Nie, to tylko ja – uśmiechnęła się. – To nieważne. To tylko wspomnienia.
Tym razem ich milczenie było pozbawione napięcia czy niezręczności. Nastrój powrócił. Cisza wydawała się jej lepsza od najlepszych słów – do chwili gdy usłyszała cichą, znajomą melodię, dochodzącą z sali tanecznej. Spojrzeli na siebie. Wolne, romantyczne tony przypomniały im ich trzecie spotkanie, gdy Wilan spóźnił się straszliwie. Wychodziła, gdy pojawił się na skrzyżowaniu. Dotąd ją gonił, aż zgodziła się wrócić. Zawsze był uparty.
Uśmiechnęli się do siebie, jak w czasach, gdy myśl o przeprowadzce na jakąkolwiek stację wydawała się zbyt fantastyczna. Wstali i przeszli do sali obok.
• • •
Wieczór był długi niczym dzień, przepełniony romantyzmem i miłymi wspomnieniami, lecz jak wszystko, musiał się skończyć. Wilan sam się dziwił, jak tyle godzin mogło im minąć w tak krótkim, zdawałoby się, czasie. Wyszli jako jedni z ostatnich gości, rozbawieni, śmiejąc się jak para nastolatków. Ene znów była szczęśliwa, jak dawniej, na Ziemi. Nie sądził, że wciąż potrafili tak dobrze się bawić – a może to było wino?
Dawnym zwyczajem prowadził żonę pod rękę, w stronę wind. Oboje milczeli, więc oddał się niespokojnym myślom. Nie martwił się o Arto. Chłopiec wiedział jak sobie poradzić. Było późno, pewnie już dawno był w łóżku, lecz sen miał lekki. O wiele bardziej obawiał się swojej reakcji na propozycję Ene wobec jego kolegi, Iwena. Niemal pozwolił, by jego prywatne obawy wpłynęły na ich relację! Jak łatwo by mu przyszło zabronić synowi spotykać się z nim, jak łatwo mu było go w to wciągnąć… Czy jako ojciec powinien go aż tak ograniczać, by chronić? Ale Lerszen może być niebezpieczny, usprawiedliwił się. Nie wiedział już co o tym myśleć.
Arto czasem dziwnie się zachowywał. Miał pragnienia, jakich nie spotykał u swoich rówieśników ze szkolnych czasów. Czasem z obawą myślał, że są zbyt dojrzałe, a czasem odczuwał satysfakcję, iż syn tak szybko wyrósł z dziecięcych głupstw. Jego kolekcja części od gwiazdolotu… Gdy Wilan był w jego wieku, chłopcy marzyli tylko o tym, by zostać graczami w rakietopiłkę – sport bardzo ekskluzywny, ze wszech miar wyczynowy, ale i niezwykle popularny. Zawodnicy niezmiennie wzbudzali westchnienia płci przeciwnej, zaś liga zawodowców przyciągała do projektorów rzesze kibiców – lecz na Ziemi można było o tym jedynie pomarzyć. Przeprowadzając się na stację liczył, że znajdzie tu liczne sale treningowe. Wystarczył prosty, niewielki silnik o małej mocy i trochę ekranowanej przestrzeni, by godzinami uganiać się za piłką. Lecz na stacji odkrył, że mało kto, poza dorosłymi, interesuje się sportem. Jakkolwiek wyglądało to dziwnie, tu wszystkie dzieci, nawet wiele dziewczynek, chciało zostać pilotami.
Może i stacja czyni dzieci silniejszymi, bardziej dorosłymi i odpowiedzialnymi, pomyślał już wtedy, lecz nie zachęca ich do uprawiania sportu. Jakiegokolwiek.
Znajomy głos zwrócił jego uwagę. Na jednej z dalszych ławek, pod drzewami, siedział jakiś mężczyzna. Ubranie miał w nieładzie, zachowywał się bardzo głośno, zwracając uwagę wszystkich przechodniów. Wilan przyjrzał mu się baczniej, ze zdziwieniem odkrywając, iż zna tego człowieka.
– Kochanie… czy to nie Hemul? – spytała Ene. – Wiesz… to dziwne, ale dawno nie widziałam jego żony.
Wilan ostrożnie wysunął ramię spod jej ramienia.
– Zobaczę o co chodzi – obiecał. – Nie czekaj, wrócę sam.
Ene z ociąganiem spełniła jego prośbę. Idąc w stronę windy wciąż oglądała się do tyłu. Wilan ruszył w stronę ławki. Już dawno powinien się zainteresować co się dzieje z Hemulem. Tyle lat pracowali razem. Zbyt łatwo pozwolił sobie zapomnieć.
Kilka metrów od celu silny zapach alkoholu potwierdził jego przypuszczenia. Ubranie Hemula było poplamione; wyglądał jak pijak z ubogiego sektora. Wokół krzątały się roje chwytaczy wody, zbierając kulki cieczy bezwiednie wyciskane przez Hemula z na wpół opróżnionego worka. Gdyby były żywymi istotami, byłyby równie pijane jak sprawca tego bałaganu. Kilka pustych worków leżało porozrzucanych w nieładzie na ławeczce i w jej bliskim sąsiedztwie. Świeżo wyrzucony z baru, to było widać. Na promenadzie był to widok rzadki, lecz nie był niczym niezwykłym.
– Hemul! Hemul! – Wilan pochylił się i potrząsnął go za ramię. – Poznajesz mnie?
Hemul odtrącił jego rękę. Uniósł głowę. Próbując utrzymać ją nieruchomo, spojrzał z ukosa na Wilana przez na wpół otwarte powieki.
– A, ty… – zmarszczki na czole wskazywały na intensywne skupienie. – W… Wilan! So jest, sze…efie?
– Czas do domu. Dom, rozumiesz?
– Ja nie mam domu! – wybełkotał. – Tylko ś…ściany…
– Więc dobrze, idziemy do ścian. Dalej, pomóż mi trochę!
Spróbował poderwać Hemula, lecz ten wysunął się z jego objęć i opadł na ławkę. Bełkotał coś o żonie i dziecku. Jego los był nie do pozazdroszczenia. Jedni w takiej sytuacji topili się w alkoholu – Hemul wkraczał na tę drogę z dobrym skutkiem, inni pogrążali się w wirtualnym świecie, próbując wrócić do przeszłości. Ciężko było powiedzieć, który sposób był gorszy. Chyba ten drugi – równie szybko odbierał umysł, co impulsy. Najgorzej było gdy obie rzeczy szły w parze, zwłaszcza z narkotykami. Ciało można było wyleczyć, lecz umysł…
Wilanowi udało się postawić Hemula na nogi, gdy ten nagle zapłonął gniewem.
– A so jaakiego sobiłem? – zaczął się wydzierać. – No so sobiłem? Nic! To kieś pot… podorobione shawy! Dlaszego tu estem? Po to natziemio, by to w…szy-tko… ee… szego są ode mnie? Nis więsej… A ona… tesz mi szona! Nie chszała się ze mną pohąszyć, więs usiekła! Chószifa suka…
– Nic nie zrobiłeś. Chodź do domu, poczujesz się lepiej…
– Nie chse… lepiej!
– Pański znajomy? – Wilan odwrócił się. Za nim stała para policjantów. Jeden z nich już coś sprawdzał na podręcznej konsoli. Westchnął. Stacja zawsze wiedziała jak zepsuć mu nastrój, jakby była żywą istotą, karmiącą się ludzkim nieszczęściem, a wszelka radość, choćby najdrobniejsza, przyprawiała ją o torsje.
– Poniekąd – odpowiedział, próbując na powrót usadzić przewracającego się Hemula. – Pracowaliśmy razem.
– Panie fadzo… – Hemul uniósł rękę. – Jusse idę…
– Niedawno wyrzucony? Rozumiem. Pozwoli pan, że się nim zajmiemy…
Wilan już miał im na to pozwolić, gdy jego spojrzenie zatrzymało się na kiwającym się na boki dawnym współpracowniku.
– Nie. Proszę pozwolić mi się nim zająć. Odprowadzę go – powiedział pod wpływem nagłego impulsu. Czyż Hemul nie miał już dość kłopotów? Miałby zostawić go w rękach policji?
Policjant nie odpowiedział. Spojrzał dziwnie na wyjściowe ubranie Wilana i przeciągnął z niesmakiem wzrokiem po zabrudzonym ubiorze Hemula.
– Mój identyfikator – Wilan sięgnął do kieszeni i podał go oficerowi. Obmacał szybko Hemula, nie znajdując niczego. – Hemul zostawił go w domu, ale ja go znam. To Hemul Nejil.
Podał im jego dane i adres. Policjant zdalnie odczytał identyfikator Wilana. Oddał go, pochylił się nad pijanym Hemulem i przytknął jego palec do konsoli.
– Proszę się nim zająć, jak najszybciej – powiedział ten drugi. – Ludzie nie przychodzą tu, by oglądać takie widoki.
Oczywiście, pomyślał. Od tego mają górne pokłady. Po co robić sobie wstyd przed kolonistami? Szarpnął mocno Hemula w górę, stawiając na nogi. Alkohol wreszcie zrobił swoje; opoj nie stawiał żadnego oporu. Nie było potrzeby prowadzić go do apteki i cucić wstrzykami. Wilan zaprowadził go prosto do windy.
« 1 5 6 7 8 9 21 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 7
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

17 XI 2012

Lady Sith nie potrzebowała widzieć Twi’lekanki, żeby całą sobą czuć efekt działania Mocy. Dziewczyna żyła jeszcze, właściwie Beyre bawiła się nią dopiero, nie czyniąc przy tym poważniejszej krzywdy. Na to przyjdzie czas.

więcej »

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 6
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

3 X 2012

Sala tronowa w pałacu imperatorskim i ona sama leżąca na podłodze, z trudem łapiąca haustami powietrze. Niebieskie błyskawice zgasły sekundę wcześniej, a Lord Sidious podszedł nieśpiesznie i najwyraźniej nie mogąc darować sobie ostatniego akcentu, kopnął Beyre w żołądek.

więcej »

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 5
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

18 VIII 2012

Człowiek szedł powoli, prowadząc przed sobą Windu, czy Beyre, czy jak jej tam. Domniemana lady Sith miała ramiona wykręcone do tyłu, a nadgarstki zapewne skute kajdankami. Fett zasłaniał się nią w taki sposób, że Bossk nie widział jego dłoni.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Zobacz też

Tegoż twórcy

Nudna lekcja fantastyki
— Zofia Marduła

Śladami Endera?
— Magdalena Kubasiewicz

Prima Aprilis: Blaszana pułapka
— Wojciech Gołąbowski

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.