Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 29 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii

Alan Akab
‹Więzień układu›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorAlan Akab
TytułWięzień układu
OpisAutor pisze:
O autorze może tyle – absolwent technikum chemicznego, ukończył biologię, lecz na równi ze ścisłym umysłem ceni humanizm. Czymże bowiem byłaby ludzka technika, cywilizacja, czy choćby najbardziej udane społeczeństwo bez wiedzy o człowieku, o tym jaki jest naprawdę, jakim chciałby być widziany, czego pragnie i jakie są jego słabości?
GatunekSF

Więzień układu – część 9

« 1 2 3 4 5 6 12 »

Alan Akab

Więzień układu – część 9

Żimmy kiwnął głową.
– Będziesz dalej rozkazywać.
– Nie będę, Żim. To nie jest wybieg.
Żimmy milczał chwilę, myśląc nad tym, co usłyszał.
– Więc się poddajesz – uznał. – Tak po prostu. Mówisz jak gdyby…
– Nie poddaję. Po prostu… – Wzruszył ramionami – widzę co się dzieje. Obaj mieliśmy rację, co do Iwena. Tylko… Ty miałeś rację co do grupy. To ja się myliłem.
Żimmy się cofnął. Arto otwarcie przyznał się do błędu. Nie od razu to do niego dotarło.
– Jeśli chcesz, dam ci się pokonać w walce…
– Nie chcę takiej walki! Chciałem grupy, ale… Nie chcę jej w taki sposób!
– Dlaczego? Zawsze mówiłem, że każdy sposób jest dobry.
– Może nie każdy. Może się mylisz. Ty byłeś… wciąż jesteś najlepszy. A jednak…
– Przegrałem? – Żimmy kiwnął głową. – To nic nie znaczy. Wygrywali gorsi ode mnie. Przegrywali lepsi – pomyślał o Daelu. – Dasz sobie radę. Jeśli nie ty, to kto zajmie się grupą?
Milczeli chwilę. Obaj wiedzieli, że nikogo takiego nie było.
– Chcę, byś pozostał na swoim miejscu – oznajmił Żimmy. – Może… może jednak to się jakoś skończy. Kiedyś. Wtedy wrócisz. Ile może trwać taka wojna?
Arto wiedział, że niedługo. Skończy się tak samo jak się zaczęła – szybko i brutalnie. Czy Żimmy naprawdę miał nadzieję, że wytrwają? Prawda, szanse były niewielkie, ale były. Być może cena za przetrwanie będzie wysoka. Być może zaczną robić rzeczy, których nigdy nie robił żaden wojownik. Jak wtedy zachowa się Żimmy?
– Nie poddam się. Ale… różnie mogą o nas mówić. Mogą nazywać karaluchami…
– Niech sobie mówią – odparł Żimmy. – Ja i tak będę pamiętać jak podłożyłeś się za Nowego. Za Iwena – poprawił się. – Żaden karaluch by tego nie zrobił.
Aż tyle było trzeba, by Żimmy wreszcie zaakceptował Iwena. Cóż, to było wszystko, co Żimmy mógłby, co chciałby dla niego zrobić.
– Możesz jeszcze zmienić zdanie. Mnie też można złamać. Pamiętaj o umowie z Gwiezdną Flarą. Rejkert wie co robić, musisz go tylko upilnować.
– Rozumiem. Jeśli zawiedziemy, będziemy mieć dodatkowego wroga. Wy też.
Arto uśmiechnął się boleśnie.
– Żim… Mamy ich tylu, że jeden więcej nie zrobi żadnej różnicy. To tylko interes, który trzeba wypełnić. Zawarłem go w imieniu grupy, nie we własnym.
Żimmy przytaknął. Wahał się czy powiedzieć coś jeszcze.
– Arto… Wiesz, teraz jesteś historią szkoły.
– Jak Wel, Erst, Herry i inni? – spytał ironicznie, lecz nie był w nastroju do ironii i kiepsko mu to wyszło. – Żim, ja jeszcze żyję…
– Nie, nie tak jak oni. Przeciwko tobie stoi chyba połowa szkoły, Anhelo na ciebie poluje, a ty wciąż żyjesz, im na złość. O czymś takim dzieciaki będą opowiadać latami! Będą o tobie mówić tak samo jak o akademii. Nie, nie tak. Będą mówić z podziwem.
– Nie chcę byś opowiadał młodszakom bajki. Wystarczy byś nie zmienił się w Anhela.
– Nigdy! – Żimmy przyłożył dłoń do piersi. – To ci obiecuję, na własne życie.
Przynajmniej ono jest jeszcze coś warte. Jego własne życie i obietnice niewiele już znaczyły.
Żimmy wyciągnął rękę. Uścisnęli się mocno, jak dawniej, jak wiele, wiele rozjaśnień temu. Z dziwnym smutkiem pomyślał, że jednak nie będzie pierwszym, który rządził swoją grupą od początku do końca. Być może nigdy nikogo takiego nie będzie.
– Nie poddaj się łatwo – usłyszał. – Przeżyj tak długo, by ich to wściekło. Zrób to dla grupy, dla siebie i… dla Iwena. Jeśli to wytrzyma… będę go pilnował, dla ciebie.
W głębi siebie Żimmy nie wierzył, że mu się uda. Czy mógł się dziwić? Sam miał ledwie nadzieję. Ta rozmowa za bardzo zaczynała przypominać pożegnanie. Arto nigdy nie był przesądny, lecz nigdy nie był też tak blisko tego, by zacząć w nie wierzyć.
Nie zamierzam się poddać, Żim. Mam dobry powód, by wytrzymać.
– Bądź kapitanem – powiedział. – Nie starszakiem. Przywódcą.
Żimmy skinął głową. Puścili się i bez słowa weszli do klasy.
Może źle cię oceniałem, Żimmy, pomyślał. Może nie jesteś tak bezwzględny jak inni. Może wielu nie jest. Może tylko trzeba wami potrząsnąć, w środku, aby coś zmienić? Dael nim potrząsnął gdy był mały. Cóż, pozostało tylko skończyć jak on. Walczyć ile się da i przegrać tak, by inni o tym nie zapomnieli.
Nie zamierzał tego mówić Iwenowi, lecz bał się, że koniec może być bardzo bliski.
• • •
Nikt ich nie bronił. Silniejsi sojusznicy skupili się na własnych planach, słabsi mieli już dość. Ledwie jedna z mrówek od Karrosa kręciła się w pobliżu. Większość wojowników Smoka jeszcze nie wróciła. Rano byli jego jedynymi oczami, teraz stracił nawet to. Byli sami, tylko we dwójkę, całkowicie wystawieni.
Szli szybko przed siebie, nie oglądając się, gdy Arto zaalarmował nagły popłoch wśród młodszaków. Środek korytarza niespodziewanie całkowicie opustoszał. Zatrzymał się.
– Doigrałeś się, szczurze! – wściekły, znajomy ryk dotarł do niego niemal w tej samej chwili, gdy spojrzał za siebie. – Jesteście trupami!
Było ich ośmiu, wszyscy z Niebiańskich Wrót i wszyscy bardzo, bardzo wściekli. Jednak poczułeś, pomyślał z mściwą satysfakcją. Jak poszły ostatnie lekcje, gdy wasz system rozleciał się na kawałki? Kilka oblanych sprawdzianów pomoże ci zmądrzeć. Wciąż potrafię mocno gryźć, choć nie własnymi zębami. To już nie tylko ja, Anhelo. Jest wielu, którzy cię nie lubią i robią to za mnie. Moi sojusznicy mają w tym swój własny interes, ale to robią i będą robić, dopóki jakoś tego nie zakończymy.
Starszaki zwolniły.
– Nie wyobrażaj sobie, że jak przeżyłeś ostatnie spotkanie to zostawię cię w spokoju – Anhelo mówił już ciszej, niemal normalnie. – Nieważne co zrobisz, ty i twoi starsi kumple, ja zawsze będę obok. Zabiorę się za was obu. Najpierw za ciebie – wskazał na Arto – a potem za ciebie – wycelował palec w Iwena, jakby to była broń.
Iwen cofnął się o pół kroku, zrozpaczony i bez nadziei. Anhelo próbował się opanować, a że nie potrafił, jego złość rosła w siłę bardziej niż gdyby chciał pozostać wściekły. Widzieli się po raz pierwszy od tamtego zdarzenia, lecz tu i teraz Arto mógł zapomnieć o negocjacjach.
– Proszę – powiedział błagalnie. – Zostaw nas. Wygrałeś! Czego jeszcze chcesz?
Anhelo zatrzymał się. Jego towarzysze zatarasowali cały korytarz.
– Chcę to dokończyć – starszak wciąż silił się na spokój. Jego oczy wciąż kipiały od gniewu. – Polecicie na Ziemię, w puszkach. Obaj. Wtedy dam wam spokój.
Mówił poważnie. Arto poczuł, że się boi. Narastające bez końca napięcie ostatnich rozjaśnień osiągnęło szczyt. Nie miał żadnego planu, żadnego pomysłu. Czuł, że powinien uciekać, lecz doświadczenie i lata życia w szkole protestowały w jego umyśle, sprzeciwiając się takiemu rozwiązaniu. Łatwo mu przychodziło uciekać przed dorosłymi, lecz teraz coś go paraliżowało. Jeśli to zrobi, skaże się sam. Straci sojuszników i zostanie karaluchem.
Anhelo zrobił krok do przodu.
Arto spostrzegł ruch. Odwrócił się – Iwen zadecydował za niego. Widząc uciekającego towarzysza przestał się wahać i natychmiast ruszył za nim. Gdy już się przełamał, nie potrafił zrozumieć co trzymało go na miejscu. Potem się sklnę, przemknęło mu przez myśl. To tylko ten jeden raz, jakoś to odwrócę, ale teraz musimy się ratować.
– Za mną! – rzucił, wyprzedzając Iwena.
Iwen gnał jak spanikowana beksa, lecz nie wpadł w panikę. Pognali przed siebie. Kto w porę ich zauważył, szybko schodził z drogi. Tych, co zostali na drodze Arto odrzucał na boki, nie zważając na nic i na nikogo, byle szybciej. Anhelo miał łatwiej; mijane dzieci wiedziały, że jeśli ktoś ucieka, jest także ktoś, kto go goni, ktoś silniejszy. Dobrze zapamiętał zaskoczony wyraz twarzy wojowników, którzy rozpoznali uciekinierów. Widok kogoś tak znanego ze swojej siły, uciekającego jak karaluch, zatrzymywał ich w miejscu, pozostawiając w niemym, posągowym zdumieniu. Nic bardziej niż wyraz ich twarzy nie uświadomił mu co uczynił, przez Anhela – złamał jedną z podstawowych reguł szkoły.
Nie uciekli daleko. Przy schodach na wyższe piętro drogę zagrodził im szereg starszaków. Zatrzymali się. Na całej długości korytarza nie było żadnego bocznego przejścia, schodów, żadnej otwartej klasy, był tylko zablokowany z obu stron korytarz. Wokół zrobiło się pusto; wszyscy w pobliżu pierzchali w popłochu, czując co się stanie. Życie świadka interesów Anhela bywało krótkie.
« 1 2 3 4 5 6 12 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 7
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

17 XI 2012

Lady Sith nie potrzebowała widzieć Twi’lekanki, żeby całą sobą czuć efekt działania Mocy. Dziewczyna żyła jeszcze, właściwie Beyre bawiła się nią dopiero, nie czyniąc przy tym poważniejszej krzywdy. Na to przyjdzie czas.

więcej »

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 6
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

3 X 2012

Sala tronowa w pałacu imperatorskim i ona sama leżąca na podłodze, z trudem łapiąca haustami powietrze. Niebieskie błyskawice zgasły sekundę wcześniej, a Lord Sidious podszedł nieśpiesznie i najwyraźniej nie mogąc darować sobie ostatniego akcentu, kopnął Beyre w żołądek.

więcej »

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 5
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

18 VIII 2012

Człowiek szedł powoli, prowadząc przed sobą Windu, czy Beyre, czy jak jej tam. Domniemana lady Sith miała ramiona wykręcone do tyłu, a nadgarstki zapewne skute kajdankami. Fett zasłaniał się nią w taki sposób, że Bossk nie widział jego dłoni.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Zobacz też

Tegoż twórcy

Nudna lekcja fantastyki
— Zofia Marduła

Śladami Endera?
— Magdalena Kubasiewicz

Prima Aprilis: Blaszana pułapka
— Wojciech Gołąbowski

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.