Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 29 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii

Alan Akab
‹Więzień układu›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorAlan Akab
TytułWięzień układu
OpisAutor pisze:
O autorze może tyle – absolwent technikum chemicznego, ukończył biologię, lecz na równi ze ścisłym umysłem ceni humanizm. Czymże bowiem byłaby ludzka technika, cywilizacja, czy choćby najbardziej udane społeczeństwo bez wiedzy o człowieku, o tym jaki jest naprawdę, jakim chciałby być widziany, czego pragnie i jakie są jego słabości?
GatunekSF

Więzień układu – część 9

« 1 3 4 5 6 7 12 »

Alan Akab

Więzień układu – część 9

Arto był zbyt zdumiony, by się bać, za to twarz Iwena wyrażała przerażenie za ich obu. Zastępujący im drogę kapitanowie i wojownicy pochodzili z różnych starszych grup, tak z tych słabszych jak i silniejszych. Rozumiał dlaczego jest z nimi Mira, rozumiał dlaczego Aristo mu na to pozwolił, lecz czego chcieli od niego pozostali? Wielu było jego dłużnikami, nie tak dawno obiecywali mu pomóc! W najgorszym razie powinni odwrócić się i odejść, udając, że ich to nie dotyczy. Jego ucieczka okazała się bez znaczenia, jedynie potwierdziła fakt – nie miał już sojuszników, jedynie wrogów. Wszyscy inni łaskawie przestali zwracać na niego uwagę. Był nikim, był skończony jako kapitan i jako wojownik.
Spojrzał do tyłu. Anhelo ze swoją bandą właśnie dobiegał na miejsce. Zwolnili, pewni siebie. Anhelo wyszedł do przodu. To on był tu mózgiem, reszta czekała tylko na to co zrobi, co powie, co rozkaże. Arto wiedział jaki wyda rozkaz. Nie będzie łazienki. Tym razem przydarzy się im wypadek. Wywleką ich ze szkoły i… Nie, nie zrobi tego sam. Za dużo świadków. Pozwoli, by zajęli się nimi inni, sam będzie tylko patrzył. Gdy mnie zabiją, pomyślał, będzie miał nad nimi władzę. Zdobędzie ją strachem i opowieścią o Włóczni.
– Arto, cokolwiek chciałeś zrobić, to się nie udało – cichy głos Iwena był nienaturalnie spokojny, lecz bliski załamania. Pobladł, jego oczy rozszerzał strach. Nie był gotowy na to, co miało się stać. Arto czuł się dziwnie. Miał przerażająco jasną świadomość tego, co się z nim stanie, lecz towarzyszyło jej wrażenie, że to wszystko go nie dotyczy. Strach czaił się gdzieś w zakamarkach jego ciała, lecz nie przedostawał się do jego podzielonego na dwoje umysłu. Jedna część się bała, druga analizowała wszystko w zwykły, chłodny sposób, jakby chodziło o podatki. Ta druga część zwyciężała.
Spojrzał na Anhela. Skoro to ma być koniec, pomyślał, skończę to po mojemu. Jeśli to Anhelo mnie zabije, to tamci będą mieć władzę nad nim. Będzie się ich bać. Wielu z nich było starszych i silniejszych, Anhelo nigdy nie zdoła ich zniszczyć.
– Nie stać cię na uczciwą walkę, szczurze? – spytał, z taką dumą i spokojem, na jaką go jeszcze było stać. – Boisz się zabić mnie w pojedynku?
– Po co? – suchy, beznamiętny głos Anhela poświadczył, że starszak kalkulował wszystko na zimno. – Nie tylko ja pragnę ci podziękować za to, co zrobiłeś. Chciałeś nami rządzić i teraz dostaniesz za to nauczkę. Wspólnie pokażemy ci gdzie twoje miejsce.
Dookoła rozległy się ciche pomruki aprobaty. Arto spojrzał na ich twarze, próbując zgadnąć, czy tak naprawdę myślą. Gdyby zwątpił choć jeden, mieliby szansę.
– Nie słuchajcie go! – zawołał. – To morderca! Wykorzysta was…
Urwał. Sam ich wykorzystał; nie okazywał szacunku, manipulował nimi. Tragiczna obrona. Zresztą, i tak nikt go już nie słuchał. Byli gotowi zabić. Anhelo obrócił plan przeciwko autorowi.
– Nigdy nie pasowałeś do tej szkoły, szczurze – w głosie Anhela czuł chłód śmierci, zimnej niczym kosmiczna pustka. – Ani ty, ani ten drugi karaluch. Jesteś dziwakiem. Szkoła zawsze pozbywa się dziwaków.
– Wylatujesz ze stacji! – usłyszał za sobą wściekły głos jednego z kapitanów.
– Nie będzie rządził nami szczur co do jaj mi nie dorasta!
– Do łazienki z nimi!
– Nie! Dość zabawy! – to był Mira. W tej chwili tylko on jeden zamierzał posunąć się tak daleko, jak życzył sobie Anhelo. – Wynieśmy ich poza szkołę!
Kilku przytaknęło. Arto spuścił głowę. Z determinacją złapał dłoń Iwena i ścisnął mocno. Iwen odpowiedział kurczowym uściskiem, jak rozbitek chwytający ostatnią, na wpół pustą butlę z tlenem. Po każdej klęsce starał się mu przywrócić nadzieję, lecz ta huśtawka jedynie go zniszczyła. W tej właśnie chwili Arto odkrył, iż wcale nie żałuje, że się w to wplątał. Nawet dziś postąpiłby tak samo, z jednym wyjątkiem – nie zaczynałby tej wojny.
Bał się, lecz jego mózg, niezależnie od świadomości, wciąż analizował drogi ratunku, przekazując dane wyżej. Szybka śmierć, ich śmierć, da Anhelowi władzę, lecz każde rozjaśnienie ich życia będzie mu ją odbierać. Ci, którzy dziś za nim stanęli zrozumieją, że skoro żyją tak długo, skoro Anhelo nie potrafi dopaść zwykłego pętaka, to znaczy, że się mylą. Nie dbał już o zasady. Musieli przeżyć, nieważne jak. Niech uznają go za karalucha. Trudno. Beksy jakoś to wytrzymują. Przetrwają tak jak oni, byle wydostać się z tej sytuacji.
– Wciąż mamy szansę – szepnął do Iwena. – Myślą, że się poddaliśmy, ale to nieprawda, uwierz mi! Nie damy się zapuszkować.
Stał i czekał. Jutro jest nieważne, liczy się tylko dziś. Pomyśli o nim gdy będzie miał szansę. Patrzył na Anhela; to on musiał zacząć. Starszak podszedł powoli, reszta szła za nim. Mocniej ścisnął dłoń Iwena, czując jak chłopiec napina wszystkie mięśnie. Sam stał spokojnie. Opuścił ramiona, głowę wciąż trzymał pochyloną, nie spuszczając wzroku z ich stóp. Nie mógł czekać zbyt długo ani zbyt krótko, dość, by mieć miejsce na rozbieg, lecz za mało, by zdołali ich pochwycić.
Ilustracja: <a href=mailto:changer@interia.pl>Rafał Kulik</a>
Ilustracja: Rafał Kulik
Dostrzegł szansę. Wrogowie zbliżali się chaotycznie; niektórzy przyspieszyli, ci chcieli ich dopaść jak najszybciej, inni ociągali się, nie przekonani, że zamierzenia Anhela są dla nich naprawdę korzystne. W zagradzającej im drogę przeszkodzie powstała szczelina. Arto rzucił się do biegu, ciągnąc za sobą Iwena. Bał się, że jego towarzysz pozostanie w miejscu, że szarpnięcie zatrzyma go na decydujące sekundy, lecz Iwen zrozumiał. Pozwolił się pociągnąć.
Arto wyminął Anhela, kierując się w pobliże ściany. Uderzył głową i poprawił łokciem, przewracając przeciwnika na podłogę. Droga ucieczki stanęła otworem. Puścił rękę Iwena, poprzysięgając sobie że, o ile przeżyje dzisiejsze rozjaśnienie, już nigdy nie wejdzie w korytarz, który można tak łatwo obstawić.
– Łapcie te karaluchy! – dziwne, lecz głośny wrzask nie należał do Anhela, lecz do Mira.

Biegli jak nigdy dotąd, niemal potykając się o własne nogi. Środek korytarza wciąż był pusty. Nauczyciel, którego wyminęli nawet nie zdążył ich rozpoznać. Iwen biegł tuż za nim. Dopadli schodów i susami dostali się na ostatnie piętro. Arto liczył, że Anhelo rozdzieli swoją grupę, może nawet uwierzy, że uciekli do wyjścia. Sam wybrał mniej oczywiste rozwiązanie. Chciał uciec tam, gdzie pościg nie mógłby ich dopaść.
Przebiegł kilka prawie pustych korytarzy, do miejsca gdzie w suficie znajdował się otwór szybu wentylacyjnego, zbyt wąski dla starszaków. Skoczył bez zatrzymywania się, jednym zwinnym, płynnym ruchem wybijając się w górę. Uderzenie czubków palców podrzuciło poluzowaną kratkę w górę. Uczepił się krawędzi jej obrzeża, nie bacząc na rozciętą skórę palców. Zawisł, podciągnął się i wczołgał do środka biegnącego wzdłuż korytarza szybu. Zwinął się w kłębek; ledwie się mieścił w szybie, lecz śliskość ścianek ułatwiła mu obrót. Poczuł, że robi się na to za stary i za duży. Wysuwając się do pasa na zewnątrz bał się, że już jest za późno, lecz Iwen wciąż był na dole, próbując zrzucić z siebie ciężar stroju kompensacyjnego i doskoczyć do otworu.
Arto wiedział, że nie mają na to czasu. Od strony schodów słyszał nadbiegający pościg. Rozłożył nogi, mocno dociskając szorstkie podeszwy butów i naszywki na nogawkach spodni do ścianek szybu i wyciągnął ramiona w dół. Iwen skoczył. Szarpnięcie wysunęło Arto do przodu, lecz Iwen zdołał wspiąć się po jego ramionach i uchwycić krawędzi szybu.
W porę cofnęli się w głąb szybu. Starszaki na korytarzu pod nimi mogły jedynie skakać i uderzać w sufit. Jeden zdołał złapać się krawędzi; wsunąć do środka głowę i prawie całe ramię, próbując ich pochwycić. W lekkim, sączącym się z dołu świetle Arto dostrzegł duże, błyszczące przerażeniem oczy Iwena. Gnany strachem, niemal właził na Arto, byle uciec od wlotu. Ich spojrzenia spotkały się na moment. Iwen w panice kopnął za siebie, na oślep. Starszak spadł na podłogę.
Ostre przekleństwa goniły ich gdy czołgali się w głąb tunelu, lecz to było wszystko, co tamci mogli zrobić. Przeżyli zasadzkę, uciekli Anhelowi – i tym razem Iwen walczył.

Wąski szyb zakończył się szeroką, poprzeczną arterią. Wyczołgał się i stanął na czworakach. Już miał ruszyć dalej, gdy uświadomił sobie, iż nie słyszy cichego postukiwania niewprawnych ruchów Iwena. Odwrócił się. Jego towarzysz niedoli siedział oparty o ściankę, z kolanami podkulonymi pod brodę, czubkiem spuszczonej głowy dotykając górnej ściany szybu, jego oddech był krótki i płytki.
Zawrócił i usiadł tuż obok. Już nie musieli się spieszyć. Iwen przytulił się do niego. Drżał całym ciałem.
– Chcieli nas zabić – wydusił z wyraźnym trudem. – Już nie zostawią nas w spokoju.
Arto milczał. Co mógł powiedzieć? Poświęcam cię dla moich rodziców, pomyślał. Dlaczego nie powiem, byś szedł do domu i nigdy więcej nie wracał do szkoły? Tu czeka nas tylko jedno. Nie wracać… Może trafimy do tej samej akademii?
– Dłużej tak nie mogę – usłyszał drżący szept Iwena. – Myślałem, że wytrzymam, ale… Nie wierzyłem Bebrowi, ale za każdym razem jest gorzej. Nie wiem, nie rozumiem, chcę tylko… by było tak jak dawniej, na Ziemi, by dali nam spokój! – rozpłakał się, lecz mówił dalej, przez łzy. – A jeśli im nie powiem rodzice nigdy… Nie mogę tego wytrzymać!
« 1 3 4 5 6 7 12 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 7
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

17 XI 2012

Lady Sith nie potrzebowała widzieć Twi’lekanki, żeby całą sobą czuć efekt działania Mocy. Dziewczyna żyła jeszcze, właściwie Beyre bawiła się nią dopiero, nie czyniąc przy tym poważniejszej krzywdy. Na to przyjdzie czas.

więcej »

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 6
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

3 X 2012

Sala tronowa w pałacu imperatorskim i ona sama leżąca na podłodze, z trudem łapiąca haustami powietrze. Niebieskie błyskawice zgasły sekundę wcześniej, a Lord Sidious podszedł nieśpiesznie i najwyraźniej nie mogąc darować sobie ostatniego akcentu, kopnął Beyre w żołądek.

więcej »

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 5
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

18 VIII 2012

Człowiek szedł powoli, prowadząc przed sobą Windu, czy Beyre, czy jak jej tam. Domniemana lady Sith miała ramiona wykręcone do tyłu, a nadgarstki zapewne skute kajdankami. Fett zasłaniał się nią w taki sposób, że Bossk nie widział jego dłoni.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Zobacz też

Tegoż twórcy

Nudna lekcja fantastyki
— Zofia Marduła

Śladami Endera?
— Magdalena Kubasiewicz

Prima Aprilis: Blaszana pułapka
— Wojciech Gołąbowski

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.