Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 27 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii

Alan Akab
‹Więzień układu›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorAlan Akab
TytułWięzień układu
OpisAutor pisze:
O autorze może tyle – absolwent technikum chemicznego, ukończył biologię, lecz na równi ze ścisłym umysłem ceni humanizm. Czymże bowiem byłaby ludzka technika, cywilizacja, czy choćby najbardziej udane społeczeństwo bez wiedzy o człowieku, o tym jaki jest naprawdę, jakim chciałby być widziany, czego pragnie i jakie są jego słabości?
GatunekSF

Więzień układu – część 12

« 1 2 3 4 5 6 8 »

Alan Akab

Więzień układu – część 12

– Paranoję? – Buris spojrzał na niego dziko. – Gdyby nie ja, ci z ochrony już dawno by cię mieli! Nasza wspólna zabawa nieźle mnie ubawiła, ale trzymając cię przy sobie, utrzymując przy grze, kontrolowałem twoje ruchy. Wiedziałem co zamierzasz, wiedziałem co podejrzewasz, nawet gdy mi o tym nie mówiłeś. Cieszyłem się gdy postanowiłeś się wycofać, lecz gra musiała toczyć się dalej, inaczej nabrałbyś podejrzeń. Myślisz, że nie widziałem jak mój udawany upór zniechęca cię do powrotu do tego śmiesznego planu? Beze mnie automaty już dawno by coś zwęszyły! Zwłaszcza po historii z Lerszenem.
Ilustracja: <a href=mailto:changer@interia.pl>Rafał Kulik</a>
Ilustracja: Rafał Kulik
– Ach, więc teraz jesteś nie tylko bohaterem ludzkości, lecz także moim cichym opiekunem? A Rubio jest pewnie Protektorem…
– Nie traktuj mnie jak głupka! – ryknął Buris. Zerwał się i wycelował palcem w Wilana. – Nie wiesz w co się wpakowałeś, więc nie drażnij jedynej osoby, która ci pomaga wyjść z tego cało! Myślisz, że Protektorzy tak bardzo są potrzebni do inwigilacji? – zatoczył ręką. – Po co, skoro Kosa ma komputer, perceptory i automaty? Jak z nimi wygrasz, agenci Kosy czy Protektorzy stają się najmniejszym problemem. Są ludźmi! Ty nie potrafisz oszukiwać ani jednych, ani drugich. Ja tak – Buris uspokoił się. – Gdy mnie podszedłeś… pomyślałem, że może już nie jestem tak dobry, ale… – machnął ręką.
Po reakcji Burisa Wilan wiedział jedno – prawda bywa zbyt względna, w rezultacie czego staje się tym, w co ktoś wierzy. Buris wierzył właśnie w to, a że dotąd zawsze był o krok przed nim, iż wiedział dość o Lerszenie i potrafił przez lata niepostrzeżenie okradać magazyny stoczni, skutecznie oszukując automaty, Wilan nie miał prawa wątpić, że jest głupi czy naiwny. Wiedział też kiedy się wściec. Jego gniew przywrócił Wilanowi rozsądek.
– Dlaczego, Buris?
Buris znów usiadł.
– To… skomplikowane. Nie ty jeden wpadłeś na ten pomysł z gwiazdolotami. My robimy to od dawna. Nie, nie wysyłamy ludzi, tylko wyposażenie. Dobrze odgadłeś, planujemy przemyt, od samego początku. Twój plan mógł narazić nasze przedsięwzięcie. Gdy zacząłeś węszyć… Czułem, że coś odkryłeś. Jeśli chodzi o te sprawy, nie jesteś taki głupi jak z początku myślałem. Dlatego… Zamiast czekać aż popełnisz błąd i narobisz zamieszania, wolałem zabrać się za to razem z tobą.
Wilan zacisnął zęby. Nie był pewien czy go udusić, czy stłuc na miazgę pięściami.
– Wcale nie zamierzałeś uciec, czy tak? To całe przedstawienie…
– Wierzyłem, że ci się uda! – zaprzeczenie Burisa było dziwnie stanowcze. Ospałość, z jaką mówił i działał na co dzień, gdzieś się ulotniła. – Umiesz myśleć i nieźle kombinować. Pomysł był dobry, naprawdę mogłeś… Zrozum. Rodzina… to mój problem. To dobry kamuflaż, lecz… ciężko go utrzymać i nic nie czuć. Liczyłem, że nam pozwolą… Przyznaję, z początku nie wierzyłem, że to się może udać, ale twoja zabawa w niczym mi nie przeszkadzała. Wiedziałem o wszystkim, od jakichś trzech miesięcy. Ile zauważyłby ktoś wyposażony w odpowiedni sprzęt? Z czasem tak cię to wciągnęło, że zacząłeś popełniać błędy. Ktoś mógł to zauważyć, mógł zacząć ci się przyglądać i wtedy by zauważył, że ja też coś robię. Problemy były tylko kwestią czasu. Zaczęły się dokładnie wtedy gdy Kosa zaczęła obserwować Lerszena nie tylko poza stocznią, ale także w pracy. Coś musiałem zrobić.
– To była twoja robota? – niemal wysyczał. – To ty podłożyłeś bombę?
– Zaraza! Dobrze wiesz, że nigdy nie miała wybuchnąć! Liczyłem, że się wystraszysz i rzucisz wszystko w kosmos, ale gdzie tam! Wcale cię nie ruszyło, choć to ty ją znalazłeś.
– Naprawdę wierzyłeś, że byle bomba skłoni mnie do porzucenia planów? Och, ależ jestem ślepy! Od początku chciałeś w to wrobić Hemula! – wycelował oskarżycielsko palec. – Mógł coś zauważyć, więc wholowałeś go w tę bombę! Moja rezygnacja miała być tylko dodatkiem!
Łatwo było Wilanowi wybaczyć mu jego gierki. Robił swoje, starając się nikomu nie zaszkodzić. Lecz tego, że oberwało się za to Hemulowi wybaczyć Burisowi nie mógł.
Twarz Burisa stężała; usta ściągnęły się w wąską, prostą linię, oczy zapłonęły gniewem.
– Ofiary są konieczne – wycedził. – Ty po prostu nic nie rozumiesz! Nie znasz ludzi, nie wiesz kto… Gdy odszedł, atmosfera w stoczni zaraz się oczyściła! Wszyscy stali się spokojniejsi, podskoczyła wydajność… Wszyscy uwierzyli, że jego zaniedbanie umożliwiło podłożenie bomby. Wszyscy, tylko nie ty! Gdybym powiedział prawdę, wtedy zacząłbyś mnie obserwować. Historia z projekcją była dobrym wyjściem. Myśl, że mam na ciebie haka skupiła twoją uwagę na mnie i nie pozwoliła szaleć.
Miał rację. Wilan potrafił być podejrzliwy. Od dziś nawet wobec własnego dziecka.
– Gdyby nie to, pewnie już byś siedział – ciągnął Buris. – Nie wiedziałeś za co się zabrałeś!
– Chroniąc mnie, chroniłeś własny tyłek – podsumował.
– Z początku. Potem… Może się uśmiejesz, ale potem uwierzyłem, że to się może udać. Pomyślałem… Skoro przerzucamy towar, to dlaczego nie ludzi? Wtedy… wtedy moje kłamstwo stało się prawdą. Nie wiem czy jeszcze wierzę w to co robię, czy robię to z przyzwyczajenia i dla korzyści. Brzmi to dość egoistycznie, wiem, lecz takie jest życie. Takie się staje, prędzej czy później.
– Więc co się stało? – spytał, nie rozumiejąc. – Dlaczego…?
– Dlaczego zabronili mi cię stąd wypuścić? Zdecydowali tak, gdy po stoczni nagle zaczęły latać automaty. Przez Lerszena – machnął ręką. – Och, już kiedy tu się zjawił wiedziałem, że będą problemy. Nie opuściłby tak nagle Ziemi bez powodu, nie po tylu latach. Nie wiem czego tu szuka, ale rozkaz przyszedł z góry i musiałem go wykonać. Lubię cię, naprawdę. Tym gorzej przyszło mi wbijać ci nóż w plecy.
Wilan ledwo się powstrzymał, by nie rzucić się na niego i nie zacząć dusić. Poświęcił tyle czasu, tyle ryzykował… Po tym co przeszedł, po wszystkich wątpliwościach, rezygnacji… i on był temu winien! Chwilę potem przyszło otrzeźwienie. Buris mógł być manipulowany na równi z nim. Może od początku mieli go nie puścić, tylko go o tym nie poinformowali?
Nie tylko ja tu grałem, pomyślał uspokajając się. To nie moja gra okazała się najpodlejsza. Czy Lerszen także wiedział o przemycie? Buris nie wyglądał na kogoś, kto mógł to wiedzieć. Zdawał się nie wiedzieć, że Wilan wciąż może opuścić stację.
– Więc stworzyłeś ten problem, tak? By go chronić?
– Nie ja i nie tylko jego. Także siebie. Afera z twoją ucieczką, w połączeniu z kłopotami Lerszena, mogłaby mnie wystawić. Nie martwiło mnie to póki chciałem zabrać się z tobą, dopiero potem… Zresztą, cały czas zostawiałem sobie otwartą śluzę, że może jednak…
– Wspomniałeś o Podziemiu, by w razie czego mieć wiarygodną wymówkę. Wykopałbyś nagle reaktor i komory… a ja, jak ostatni idiota, byłbym ci za to wdzięczny!
– Nie chodziło mi o twoją wdzięczność. Wciąż miałem nadzieję – Buris oparł łokcie na kolanach, złożył dłonie i pokiwał głową. – Starałem się ich nakłonić do przemyślenia decyzji, ale nie mogłem złamać rozkazu. Ujawnienie twojego zamówienia było dla mnie jasnym znakiem. Ty byś tego nie zrozumiał. Podziemie, to prawdziwe, wybiera tylko takich ludzi, których odpowiedzialność i poświęcenie nie budzą wątpliwości. To nawet rodzaj zaszczytu – uśmiechnął się ze smutkiem. – Przykro mi, Wil, lecz oni potrzebują tego statku. Ja sam nie miałbym nic przeciwko, lecz ładunek… Części mogą zniknąć po cichu, lecz z ludźmi tak się nie da, zwłaszcza z całą rodziną. Wy dotarlibyście do celu i uciekli bez problemu, lecz po zatrzymaniu statku przepadłby cały ładunek, a tu, na Ziemi, zaczęłoby się śledztwo. Nawet nie wiesz jak bardzo jest on cenny dla tych, którzy na niego czekają. Być może tak cenny, że Kosiarze woleliby rozwalić cały statek, gdyby tylko się dowiedzieli.
Domyślał się jego ceny. Przemyt… Gotów był się założyć o powodzenie ucieczki, że z części, jakie polecą tym statkiem na Absolom, złożą broń lub narzędzia potrzebne do jego własnej pracy. Zefred nigdy nie mówił gdzie osiądą, mówił tylko o kolonii, do której miał dotrzeć statek, lecz Wilan był pewien, że to tam jest ich ostatnia przystań. Zresztą, nawet jeśli się mylił, nie mógł i nie chciał niczego zmienić. To były wyższe racje, dobro jednostki przeciwko dobru ludzkości.
– To nie byłem ja, jeśli to cię pocieszy – Buris rozłożył ramiona i wstał. – Ja tylko miałem się do ciebie przykleić i uważać, byś nie narobił kłopotów. To inni zadecydowali. Nie czułem się z tym dobrze wtedy i nie czuje się z tym dobrze teraz. Wiedziałem, że muszę cię tu zatrzymać, ale… są rzeczy ważniejsze niż ucieczka kilku osób. Czy wiesz, że… – urwał.
– Wiem co? Jesteś tak lojalny Podziemiu, że na ich rozkaz zniszczyłeś mój plan!
Buris nie odpowiedział. Zachowywał się jakby naprawdę żałował tego, co się stało. Podziemie Podziemiem, lecz to trwało lata. Nic dziwnego, że zaczął się sypać.
« 1 2 3 4 5 6 8 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 7
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

17 XI 2012

Lady Sith nie potrzebowała widzieć Twi’lekanki, żeby całą sobą czuć efekt działania Mocy. Dziewczyna żyła jeszcze, właściwie Beyre bawiła się nią dopiero, nie czyniąc przy tym poważniejszej krzywdy. Na to przyjdzie czas.

więcej »

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 6
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

3 X 2012

Sala tronowa w pałacu imperatorskim i ona sama leżąca na podłodze, z trudem łapiąca haustami powietrze. Niebieskie błyskawice zgasły sekundę wcześniej, a Lord Sidious podszedł nieśpiesznie i najwyraźniej nie mogąc darować sobie ostatniego akcentu, kopnął Beyre w żołądek.

więcej »

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 5
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

18 VIII 2012

Człowiek szedł powoli, prowadząc przed sobą Windu, czy Beyre, czy jak jej tam. Domniemana lady Sith miała ramiona wykręcone do tyłu, a nadgarstki zapewne skute kajdankami. Fett zasłaniał się nią w taki sposób, że Bossk nie widział jego dłoni.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Zobacz też

Tegoż twórcy

Nudna lekcja fantastyki
— Zofia Marduła

Śladami Endera?
— Magdalena Kubasiewicz

Prima Aprilis: Blaszana pułapka
— Wojciech Gołąbowski

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.