Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 27 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii

Alan Akab
‹Więzień układu›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorAlan Akab
TytułWięzień układu
OpisAutor pisze:
O autorze może tyle – absolwent technikum chemicznego, ukończył biologię, lecz na równi ze ścisłym umysłem ceni humanizm. Czymże bowiem byłaby ludzka technika, cywilizacja, czy choćby najbardziej udane społeczeństwo bez wiedzy o człowieku, o tym jaki jest naprawdę, jakim chciałby być widziany, czego pragnie i jakie są jego słabości?
GatunekSF

Więzień układu – część 12

« 1 3 4 5 6 7 8 »

Alan Akab

Więzień układu – część 12

– Więc masz mnie, jak na talerzu – powiedział po chwili Buris. – Wiesz wszystko. Co teraz?
Dobre pytanie. Obecność Burisa krzyżowała jego plan. Z drugiej strony Buris, gdyby chciał, mógłby się go już dawno pozbyć, lecz czekał. Ocalił jego skórę i rodzinę. Do śluzy z Zefredem! Czas przerwać krąg podejrzeń i oskarżeń i zacząć rewanż.
– Zastanawiam się czy masz w sobie dość przyzwoitości, by mi pomóc bez pytania swoich przełożonych o zdanie. Jeśli nie mi, to chociaż Lerszenowi. To, zdaję się, wasz bohater.
– Lerszenowi? – Buris spojrzał na niego, zaskoczony. – A co on…?
– Ach, więc teraz to ty nic nie wiesz!
Buris długo się wahał. Uważnie przyglądał się Wilanowi, jakby sprawdzał czy wie o czym mówi. Wilan robił to samo, w tym samym celu.
– Może myślisz, że jako Podziemiowiec wiem o wszystkim co się dzieje na stacji – odezwał się w końcu. – Nic z tego. Przełożeni mówią mi tylko tyle ile uznają za konieczne i ani słowa więcej. To na wypadek wpadki i neuroskanu. Takie czasy, nawet trupa zmuszą do mówienia. Jednak… Słyszałem plotki. Jedni mówili, że Lerszen ma wrócić do pracy, ale jak? Jest spalony! Zaczynają go obserwować gdy tylko przekroczy próg drzwi swojego domu. Więc tak sobie pomyślałem… Może ktoś chce zabrać go w gwiazdy? Wiesz coś o tym?
– Wierzysz, że powiedziałbym ci cokolwiek, po tym wszystkim? – tym razem Wilan wolał zastosować się do rady kolonisty. – Sprawa jest prosta. W twoim i waszym interesie leży, by mi pomóc. Muszę coś zrobić. Jeśli mi się nie uda, na pewno mnie zeskanują, lecz wtedy i bez niego dopilnuję, by ten statek nigdzie nie poleciał. Żadnych pytań, masz robić co ci każę. A na wypadek gdybyś czegoś próbował – spojrzał znacząco na schowaną niedoszłą broń – uprzedzam, że są ludzie, którzy wiedzą gdzie jestem i co zamierzam zrobić.
Buris chwilę siedział w milczeniu.
– Więc co mam zrobić? – spytał, wstając.
• • •
Arto podczołgał się do kratki, ciągnąc za sobą pusty plecak. Spojrzał na zegarek. Tłumaczenie Iwenowi co ma robić trwało tak długo, że spóźnił się na zaplanowane okno między impulsami. W dodatku musiał upewnić się czy nikt go nie śledził. Teraz, bardziej niż kiedykolwiek, nie ufał nikomu i niczemu.
Ostrożnie wyjrzał na zewnątrz. Poustawiane w pobliżu skrzynie ograniczały jego widoczność, lecz także zasłaniały przed ciekawskimi spojrzeniami ludzi z głębi stoczni. Na dole nikogo nie było. Postanowił czekać, wierząc, że ojciec spróbuje jeszcze raz. Odczepił zaczepy kratki, lecz pozostawił ją na swoim miejscu.
Leżał tak kilkanaście minut, coraz bardziej obawiając się najgorszego. Nawet nie dostrzegł, gdy jego oddech stał się płytki i urywany.
– Hej, chłopcze! – drgnął, zaskoczony i zdezorientowany. Nieznajomy, dochodzący znikąd głos sprawił, że uderzył głową w szyb. Nie odpowiedział. Myślał tylko o tym, że coś poszło nie tak. Słyszał o niewidzialnym przebraniu i o tym, że zwykle używało go Podziemie i Protektorzy, a już na pewno nie jego ojciec. Cofnął się, ostrożnie szukając zza kraty tego kto go wołał. Na dole nikogo nie było.
Nagle na jego oczach między skrzyniami pojawił się potężnie zbudowany dorosły. Arto nie raz widział go kręcącego się po stoczni; pracował tu, lecz to było wszystko co o nim wiedział. Cofnął się bardziej, kryjąc się w szybie, lecz nieznajomy patrzył prosto do jego wnętrza.
– Chłopcze, jesteś tam? – mężczyzna podszedł bliżej, ciągle gapiąc się na kratkę wentylacyjną. – Na zarazę, nie mam czasu na zabawę! Nie jestem z Kosy. Przysłał mnie Wilan, twój ojciec. Pracujemy razem. Mam jego identyfikator. Widzisz?
Mężczyzna wyciągnął rękę w stronę szybu, tak, by z jego wnętrza wyraźnie było widać trzymany w niej przedmiot. Mówił prawdę, to był identyfikator ojca, lecz mógł go zdobyć na różne sposoby. Ukrywanie się i tak nie miało sensu. Arto zbliżył się do kratki, pozwalając, by nieznajomy go zobaczył. Teraz dostrzegł, że trzymał on w drugiej ręce jakąś dużą paczkę.
– Potrafi to pan udowodnić?
– Zaraza, nie! Niby jak miałbym to zrobić?
– Gdzie jest mój ojciec? – spytał podejrzliwie.
– Został w składziku. Nie potrafi pracować, gdy nie widzi swoich rąk ani nóg – mężczyzna uśmiechnął się. Uniósł pakunek. – To dla ciebie. Nie bój się, w stoczni nie ma czujników.
Arto pozostał niespokojny i nieufny, lecz uniósł kratkę i opuścił na dół wolny koniec włókna. Chwilę potem ciągnął w górę ciężki pakunek, odkrywając, iż jest on zbyt duży, by przenieść go przez kanał za jednym razem.
– Mam ci przekazać, byś zaniósł to prosto do Lerszena – powiedział mężczyzna. – Rozumiesz? Uważaj co z tym robisz. Większość z tych rzeczy nigdy nie powinna się znaleźć poza stocznią. Są bardziej niebezpieczne niż broń.
Kiwnął szybko głową. Mężczyzna zniknął. Arto wystraszył się, że odejdzie.
– Potrzebny mi jeszcze jeden klucz! – zawołał trochę zbyt głośno. – To bardzo ważne!
– Klucz?! Niech mnie, jeśli wiem co kombinujecie – mężczyzna się nie pojawił. – Zaczekaj!
Ilustracja: <a href=mailto:changer@interia.pl>Rafał Kulik</a>
Ilustracja: Rafał Kulik
Arto zamknął kratkę. Pakunek okazał się być workiem pełnym szczelnie owiniętych narzędzi, łatwych do podzielenia na dwie porcje. Odwiązał włókno. I tak musiał czekać nim kanał ostygnie po kolejnym impulsie.
Leżał już kilka minut, gdy jego uszu dobiegło ciche piśniecie. Ściągnął rękaw koszulki, odsłaniając przypiętą do ramienia maskę. Jedno ze światełek migotaniem potwierdzało odebranie sygnału. Odetchnął z ulgą. System nie mógł tak szybko wysłać kolejnego impulsu, zatem nie wywołał go w drodze przez kanał i nie wywoła, gdy wkrótce znów do niego wejdzie. Miał czas, by się ze wszystkim bezpiecznie wyrobić.
Nieznajomy zjawił się równie nagle jak za pierwszym razem. Arto bez słowa opuścił włókno i wciągnął dodatkowe zawiniątko.
– Ojciec nie był zachwycony – ostrzegł mężczyzna. – Teraz już idź. Masz na siebie uważać.
Dopiero teraz uwierzył, że nieznajomy naprawdę pomaga ojcu. Ile razy by mu tego nie tłumaczył, dla niego nie liczyło się, że nie robił tego po raz pierwszy.
– Niech pan mu powie, że wszystko jest w porządku – odpowiedział nim się wycofał.
• • •
Iwen chodził już parę dobrych godzin po promenadzie, z nadajnikiem maski ukrytym pod rękawem. Choć starał się zachowywać swobodnie nie potrafił powstrzymać się od ciągłego gapienia się naokoło. Za bardzo bał się, że ktoś ukradnie mu sam nadajnik.
Jak dotąd tarcza na pasku odezwała się tylko raz. To był dobry znak. Zasadę działania maski zrozumiał lepiej niż Arto, jednak jego przeciągająca się nieobecność zaczęła go niepokoić. Pamiętał ile trwa jeden impuls. Arto powinien już wrócić, chyba, że coś go zatrzymało. Jeśli automaty zaczną go szukać, myślał, nawet maska mu nie pomoże. A jeśli…
Stał przy szybie, lecz tym razem nie patrzył się na Ziemię. Oparł się o nią plecami, nasłuchując i wypatrując Arto. Mijali go różni przechodnie. Wśród nich było wielu starszych chłopców. Nie zwracał na nich uwagi, aż do chwili, gdy w jednym z nich, stojącym kilkadziesiąt metrów dalej, rozpoznał kogoś, kogo już widział, kogoś ze szkoły.
Nie oszukiwał się. Prawdopodobnie nie mieli już przyjaciół. Wróg czy ktoś neutralny? Rozejrzał się, dostrzegając dwie kolejne znajome twarze. Patrzyli na niego, nie tylko oni, lecz tych kilku innych nie rozpoznawał.
Znaleźli go.
Siląc się na spokój, nieśpiesznie odszedł od szyby. Minął pas zieleni, kierując się w stronę tłumu, wędrującego po przeciwnej stronie gigantycznego korytarza. Skrył się za roślinami i odwrócił, patrząc zza liści czy tamci idą za nim. Szli, co więcej, od boku zbliżała się para kolejnych nieznajomych starszaków.
Wmieszał się w grupkę przechodzących przy witrynach kolonistów, próbując niepostrzeżenie wejść do któregoś ze sklepów czy jakiejś sali. Dorośli nie zwracali uwagi na dzieci, lecz to równie dobrze ułatwiało ucieczkę jak i pościg. Przez chwilę miał wrażenie, że widzi Anhela, lecz nie był do końca pewny czy to był naprawdę on. Pochylił się i podbiegł do przodu, próbując zgubić napastników, lecz gdy się odwrócił, tamci wciąż patrzyli w jego stronę. Byli zbyt dobrzy.
Kluczył jak tylko mógł, zastanawiając się czy dorośli jakoś nie zareagują, by w końcu zrozumieć, że dla nich wygląda to na kolejną dziecięcą zabawę. Nikt mu nie pomoże, dopóki nie zaczną go bić, a tego chciał uniknąć. Był pewien, że nie odważą się zabić go tutaj, wśród ludzi, lecz Anhelo mógł już wymyślić coś nowego, jakiś sposób, by go gdzieś zawlec.
« 1 3 4 5 6 7 8 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 7
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

17 XI 2012

Lady Sith nie potrzebowała widzieć Twi’lekanki, żeby całą sobą czuć efekt działania Mocy. Dziewczyna żyła jeszcze, właściwie Beyre bawiła się nią dopiero, nie czyniąc przy tym poważniejszej krzywdy. Na to przyjdzie czas.

więcej »

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 6
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

3 X 2012

Sala tronowa w pałacu imperatorskim i ona sama leżąca na podłodze, z trudem łapiąca haustami powietrze. Niebieskie błyskawice zgasły sekundę wcześniej, a Lord Sidious podszedł nieśpiesznie i najwyraźniej nie mogąc darować sobie ostatniego akcentu, kopnął Beyre w żołądek.

więcej »

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 5
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

18 VIII 2012

Człowiek szedł powoli, prowadząc przed sobą Windu, czy Beyre, czy jak jej tam. Domniemana lady Sith miała ramiona wykręcone do tyłu, a nadgarstki zapewne skute kajdankami. Fett zasłaniał się nią w taki sposób, że Bossk nie widział jego dłoni.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Zobacz też

Tegoż twórcy

Nudna lekcja fantastyki
— Zofia Marduła

Śladami Endera?
— Magdalena Kubasiewicz

Prima Aprilis: Blaszana pułapka
— Wojciech Gołąbowski

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.