Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 4 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Alan Akab
‹Więzień układu›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorAlan Akab
TytułWięzień układu
OpisAutor pisze:
O autorze może tyle – absolwent technikum chemicznego, ukończył biologię, lecz na równi ze ścisłym umysłem ceni humanizm. Czymże bowiem byłaby ludzka technika, cywilizacja, czy choćby najbardziej udane społeczeństwo bez wiedzy o człowieku, o tym jaki jest naprawdę, jakim chciałby być widziany, czego pragnie i jakie są jego słabości?
GatunekSF

Więzień układu – część 12

« 1 5 6 7 8 »

Alan Akab

Więzień układu – część 12

– Gdzie istnieje przymus, tam istnieje i opór. Zaś opór jest najskuteczniejszy, gdy opiera się na szantażu. Nie wiedzieliśmy o niczym. Te informacje same to nas trafiły. Wtedy zrozumiałem o co w tym chodzi i wycofałem się. To walka, w której wy cierpicie najwięcej. Istnienie szkół każdemu jest na rękę. Nikt ich nigdy nie chciał zniszczyć i nikt tego nigdy nie zrobi. Wszyscy liczą, że po opuszczeniu fabryki żołnierzy wybierzecie właśnie ich stronę.
– A rodzice? Zwykli dorośli?
– Tak… oni mogliby chcieć… lecz nigdy się nie dowiedzą. Odwracają głowę gdy tylko zaczynasz do nich mówić, bo tak jest bezpieczniej. Zwykli dorośli chcą po prostu żyć własnym życiem. Ruszają ich tylko problemy, które wzbudzają pierwotny lęk, jak próby podsłuchiwania ich za pomocą waszych lokalizatorów. Kiedyś wierzyłem, że mogę to zmienić, lecz odkryłem, że tu, w środku, niczego nie da się ruszyć. Otrzymałem od losu swoją część trudów i błędów. Dlatego odchodzę. Tu ledwie garstka ludzi może i próbuje naprawdę coś zmienić. Na zewnątrz ledwie garstka chce, by wszystko pozostało tak jak jest. To ważne, by trzymać się tego, co czujesz, nieważne jakim kosztem.
Sięgając po kolejny przyrząd spojrzał na Arto. Znał to spojrzenie u dorosłych, ale nigdy go nie rozumiał. Na krótko poczuł się jakby Lerszen przejrzał jego umysł.
Ilustracja: <a href=mailto:changer@interia.pl>Rafał Kulik</a>
Ilustracja: Rafał Kulik
– Wiedział pan, a jednak nic nie zrobił?
– To taka sama selekcja jak u was. Wy, jeśli mówicie, kończycie w akademii. My za to samo lądujemy w kopalni, lub znikamy.
– Mógł pan uprzedzić Iwena! Byłoby mu łatwiej…
– Ale mi byłoby trudniej. Nie zrozumiesz dlaczego stchórzyłem. Nie potrafisz, tak jak ja nie potrafiłbym Iwenowi wyjaśnić dlaczego mu to robię. Nie martw się – w głosie Lerszena zabrzmiała nuta determinacji. – Pewne rzeczy muszą się skończyć.

Reszta pracy przebiegała w milczeniu. Arto chciał odejść, lecz został. Lerszen stał się dla niego uzupełnieniem Zefreda – mógł mu zaufać. Stosik pluskiew rósł szybko. Na koniec Lerszen zawinął je razem w folię i ukrył w zanadrzu, jakby chował identyfikator.
– Szpil pozbędę się sam – zebrał swoje narzędzia. – Zabierz dyfuzytory i wracaj do domu, zanim ktoś coś zauważy. Są czyste. Oddaj je ojcu. Pamiętaj, musi je schować poza domem.
– Nie będą bezpieczniejsze u pana? Jeśli jesteśmy obserwowani…
– Nasz towarzysz z gwiazd na pewno nauczył go jak sobie poradzić z takimi drobiazgami. W razie kłopotów to my jako pierwsi trafimy za plaszkło.
– Więc może zostawić je tutaj…?
– Zaryzykujesz? Kosa może odkryć, że tu byłem.
Arto kiwnął głową. Podniósł odłożoną na bok parę pakunków i wyczołgał się do wentylacji.
• • •
Wieczór zbliżał się przeraźliwie wolno. Czas dłużył się tym silniej, iż nie miał co robić, choć wokół działy się rzeczy decydujące dla jego losu. Arto mógł jedynie czekać na sygnał, który zezwoli mu pchnąć zdarzenia o jeden krok naprzód. Bezsilny rodzaj czekania był najgorszy; od paru godzin podniecenie pchało go do działania, podczas gdy zdrowy rozsądek powtarzał z uporem metronomu, że nic więcej nie może zrobić.
Iwen miał go zawiadomić, gdy tylko dostanie kartę dla jego ojca. Miał mu ją przekazać. Po drodze Arto zamierzał spotkać się z Zemem. Starał się wczuć w tę nową dla niego grę, toczącą się poza szkołą, między buntownikami i kolonistami a Rządem i jego sługusami. Przekazanie klucza Zemowi miało odwrócić uwagę władców gry od spotkania z Iwenem. Planowanie obu rzeczy pomagało mu zabić napięcie. Nie na długo.
Próbował siedzieć – nie pomagało. Próbował zająć się czymś na konsoli. Wyciągnął się na łóżku, próbując się zrelaksować – nic nie pomagało. Jak długo ta wyssana Rossie będzie się włóczyć po stacji? Dlaczego, na kosmos, nie wraca prosto do domu? Coś się stało…? W desperacji zaczął liczyć sekundy, lecz cyfry zegara zmieniały się tak wolno… Brakowało tylko, by zaczął odliczać wstecz! Nigdy wcześniej nie był tak roztrzęsiony, nawet gdy pierwszy raz wlazł do kanału. Wtedy mógł działać. Teraz musiał czekać. Nienawidził, gdy sprawy toczyły się bez jego udziału.
Był już bliski walenia głową w plastalową ścianę, gdy ogarnęło go uczucie, iż coś jest nie tak. Wierzył swoim uczuciom. Jego umysł nie raz dostrzegał szczegóły pominięte przez świadomość; szkoła wyostrzyła jego zmysł podświadomej analizy niemal do granicy, za którą rozciągał się już tylko ciągły, uporczywy i nieustający paranoiczny lęk przed wszystkim i wszystkimi. Lecz dlaczego teraz, dlaczego w domu? Czy to przez zegar?
Przyjrzał mu się, nie zmieniając pozycji. Uczucie wzmocniło się; był na dobrym tropie. Uważnie rozejrzał się po pokoju. Rzadko kiedy coś przestawiał; potrafił odnaleźć każdą ze swoich rzeczy na żądanie, zanim uświadamiał sobie, że jej szuka. Tym łatwiej odkrył drobne zmiany w otoczeniu. O milimetr przesunięte biurko, zegar i lustro również wydały mu się poruszone, tak jak przyczepiona na suficie lampa. Ktoś ją ruszył, odczepił i przyczepił ponownie, prawie niezauważalnie zmieniając grę cieni na znajomych meblach. Ktoś grzebał w jego pokoju, starając się zostawić go takim, jakim go zastał – już sama dbałość o szczegóły była ostrzeżeniem – lecz tylko ktoś, kto znał to miejsce na wylot mógł ustawić wszystko tak jak naprawdę być powinno. Szukał czegoś, a może coś ukrył?
Byli obserwowani. Nielegalnie. Chwilę leżał, zastanawiając się nad odkryciem, nie zdając sobie sprawy, że uruchomiony przez poczucie zagrożenia, niezależny od jego woli mechanizm przygotowuje jego ciało do działania. Mięśnie rozluźniły się, umysł skupił się na zadaniu, zapominając o mękach oczekiwania. Wstał powoli, podszedł do biurka i zaczął grzebać w swoich rzeczach, udając, że czegoś szuka. Urządzenie zagłuszające było na miejscu, lecz stracił do niego zaufanie. Nie miał pewności czy niechciani goście go nie zdezaktywowali, lub gorzej, nie zapluskwili, zamieniając na urządzenie naprowadzające. Nie mógł go zbadać – robiąc to ogłosiłby szpiegom, że coś zauważył. Pozostały mu tylko własne zmysły.
Weszli na jego terytorium, zamienili jego mieszkanie w strefę wojny! Ich sekretna obecność zbrukała ostatnie miejsce, w którym czuł się bezpieczny, niszcząc jego zaufanie do własnych przyrządów. Pożałował, że nigdy nie założył własnych czujników, lecz aż do dziś nie miał ku temu powodów. Rodzice szanowali jego prywatność, nie wiedział o władcach gry, nie wierzył, że nawet Kosiarze mogą posunąć się tak daleko. Sam na co dzień oszukiwał czujniki dorosłych – mógłby liczyć, że jego własne okażą się lepsze?
Wyszedł z pokoju. Jego serce pracowało normalnym, spokojnym rytmem. Starając się zachowywać naturalnie, obszedł całe mieszkanie. Takich szczegółów było więcej, choć był pewien, że rano wszystko było normalnie.
Teraz wiedział, że tamci wiedzą. Dlaczego więc ich nie zamknęli? Widocznie nie wiedzieli wszystkiego. Nie miał wyjścia, musiał zachować wszystko dla siebie. Rodzice nie potrafili udawać, ich zagłuszanie nie było wiele warte – mogli je uszkodzić czy nawet podłożyć coś, co nie dało się tak łatwo uciszyć. Wchodząc do ich mieszkania, ich wrogowie pokazali, że są gotowi działać. Jak by zareagowali na wiadomość, że ich działanie zostało wykryte?

Był w jadalni gdy nadeszła wiadomość. Na dźwięk znajomego sygnału matka nerwowo uaktywniła projektor.
– Do ciebie – oznajmiła, nadaremnie skrywając zdenerwowanie.
Jak gdyby nigdy nic, Arto wyciągnął dłoń do projekcji, przyciągając obraz do siebie. Nie zwracająca na siebie uwagi niewinna wiadomość była zawczasu umówionym sygnałem. Potwierdził odbiór i wywołał adres domowej konsoli Zema.
„To co ostatnio tam gdzie ostatnio mam mało czasu” – napisał. Niemal natychmiast sieć potwierdziła odbiór. Nie oczekiwał odpowiedzi. Wstał i ruszył do drzwi.
– Wychodzę! – oznajmił naturalnym głosem. – Wrócę przed zaciemnieniem.
Szybko sklął się za swój spokój. Powinien udawać napięcie, jeśli nie dla obserwatorów to chociaż dla matki. Czy wypisane na jej twarzy obawy wiązały się z ich nerwową sytuacją, czy z myślami jak dobrze nad sobą panuje? Zbyt doskonały kamuflaż pogłębiał tylko rozdzierającą się między nimi przepaść. Gdyby ojciec był w domu, gdyby spojrzał podobnie… To mogło okazać się czymś ponad jego siły.
• • •
Zem już na niego czekał, wraz ze swoją ochroną. W milczeniu oddał mu klucz.
– Wypełniłeś swoją część umowy – krótko powiedział Zem. – Powodzenia.
– Są ważniejsze rzeczy – szybko odpowiedział Arto. – Mrówki mają oko. To co widzi trafia do niebezpiecznych osób.
Przeszedł na slang. By taka rozmowa była skuteczna, już w pierwszych zdaniach musiał nawiązać nić zrozumienia, naprowadzić Zema na temat tak, by tylko on go zrozumiał.
– Myślałem, że w tej sprawie uszło z niego powietrze – aluzja Zema była wyjątkowo udana. Musiał słyszeć o zdarzeniu w łazience.
– Próżnia jest groźniejsza niż brak powietrza – zripostował. – Zamiast mieć ją przed oczami, powinien jej zasmakować.
Zem zmarszczył brwi.
« 1 5 6 7 8 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 7
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

17 XI 2012

Lady Sith nie potrzebowała widzieć Twi’lekanki, żeby całą sobą czuć efekt działania Mocy. Dziewczyna żyła jeszcze, właściwie Beyre bawiła się nią dopiero, nie czyniąc przy tym poważniejszej krzywdy. Na to przyjdzie czas.

więcej »

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 6
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

3 X 2012

Sala tronowa w pałacu imperatorskim i ona sama leżąca na podłodze, z trudem łapiąca haustami powietrze. Niebieskie błyskawice zgasły sekundę wcześniej, a Lord Sidious podszedł nieśpiesznie i najwyraźniej nie mogąc darować sobie ostatniego akcentu, kopnął Beyre w żołądek.

więcej »

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 5
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

18 VIII 2012

Człowiek szedł powoli, prowadząc przed sobą Windu, czy Beyre, czy jak jej tam. Domniemana lady Sith miała ramiona wykręcone do tyłu, a nadgarstki zapewne skute kajdankami. Fett zasłaniał się nią w taki sposób, że Bossk nie widział jego dłoni.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Zobacz też

Tegoż twórcy

Nudna lekcja fantastyki
— Zofia Marduła

Śladami Endera?
— Magdalena Kubasiewicz

Prima Aprilis: Blaszana pułapka
— Wojciech Gołąbowski

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.