Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 11 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Alan Akab
‹Więzień układu›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorAlan Akab
TytułWięzień układu
OpisAutor pisze:
O autorze może tyle – absolwent technikum chemicznego, ukończył biologię, lecz na równi ze ścisłym umysłem ceni humanizm. Czymże bowiem byłaby ludzka technika, cywilizacja, czy choćby najbardziej udane społeczeństwo bez wiedzy o człowieku, o tym jaki jest naprawdę, jakim chciałby być widziany, czego pragnie i jakie są jego słabości?
GatunekSF

Więzień układu – część 13

« 1 13 14 15 16 17 19 »

Alan Akab

Więzień układu – część 13

Lerszen nerwowo poprawił się w fotelu. Poczuł się zawiedziony. Lata na Ziemi musiały go zmiękczyć. Być może już nie jest takim graczem, jakim był kiedyś. Miał rodzinę. To wiązało emocjonalnie, odciągało uwagę, tworzyło wrażliwy punkt.
– To prawda, o nich obu? – spytał gość. – To o twoim bracie jest pewne? Czy on…?
Ilustracja: <a href=mailto:changer@interia.pl>Rafał Kulik</a>
Ilustracja: Rafał Kulik
– Obaj – smutno kiwnął głową. Udawał z przyzwyczajenia i Lerszen o tym wiedział. – O Janusie już wiesz. Zefred został w centrali reaktorów. Nie dał rady przed wybuchem.
– Gdybym wiedział, że to coś dla ciebie znaczy, powiedziałbym, że zginął jak bohater i że jest mi przykro.
– Będzie mi brakować Zefreda, jeśli to masz na myśli – przyznał trochę szczerzej. – Ale takie jest ryzyko. Nie mamy nikogo, kto by go zastąpił. Liczyliśmy na Janusa, ale… Od początku zbyt mocno poczuwał się do winny za przywrócenie Leonidasa do życia.
– Psycheologiczne gadanie! Nic nie stworzył, był tylko ofiarą, jak inne dzieci.
Ofiarą, która zmieniła oblicze swojej klatki, tak by to nazwał. Małe dzieci myślą emocjami. Gdy się je z nich wykorzeni, stają się automatami nastawionymi na unikanie bólu. Gdy w wieku dwunastu, trzynastu lat zaczynają myśleć abstrakcyjnie, słowami, ich umysły są już ledwie wypalonymi skorupami, resztkami człowieka, jakim mogły się stać. Jak bardzo ucieszyli się obserwatorzy, gdy spostrzegli, iż jeden z uczniów znalazł rozwiązanie! Dla Absolomu byłoby lepiej gdyby Dael nigdy się nie urodził, lecz skoro tak się już stało, wolałby mieć na pokładzie nauczyciela, a nie jego ucznia.
Znał raport na pamięć. Dael był wiarygodnym źródłem. Inteligentniejsze dzieci, rozwijające się szybciej, wolały rozumowo rozwiązywać problemy. To oddawało inicjatywę w ręce sprawniejszych rówieśników. Siła imponowała dzieciom bardziej niż inteligencja, która pobudzała te agresywniejsze do działania. Na koniec ci mądrzejsi zaczynali wierzyć, że są nikim, pozwalali się zamienić w narzędzia, porzucając wszelką myśl o zmianie tego stanu.
Nic dziwnego, że Leonidas z początku okazał się katastrofą. Emocje były niestałe i trudne do kontroli. Aż do afery z Daelem analitycy starali się eliminować emocje u dzieci. Odrzucali każdą myśl o ich wykorzystaniu, nie rozumiejąc, że to ich utrata wstrzymywała rozwój ich najbardziej obiecujących kandydatów. Ich psychika stawała się ograniczona świadomością porażki, przestając być źródłem wewnętrznej siły, tak potrzebnej do zapanowania nad otoczeniem i przejęciem kontroli nad swoim losem. Gdyby Dael nie rozpoczął swojej krucjaty przeciwko szkole, gdyby powściągnął wyrytą w jego sercu wolę zemsty za ojca i przybranego brata, nowy Protektor wciąż istniałby wyłącznie w pamięci komputerów, jako kolejna teoria nijak nie dająca się zastosować w praktyce. Emocje dały chłopcu siłę, lecz były także jego największą słabością. Jemu podobni szybko zyskiwali świadomość, że są inni – a inność była zagrożeniem, źródłem konfliktu między nimi a środowiskiem, powoli lecz konsekwentnie prowadzącym ich do załamania. Wiele by dał za wiedzę w którym punkcie tej drogi znalazł się ich wybraniec. Wiedział tylko, że został zainicjowany. Którą część drogi powinien przejść sam, a którą pod jego nadzorem? Jak mają nim manipulować, by się nie rozpadł, nie tracąc przy tym siły napędowej, która go do tego rozpadu prowadziła?
– Podpowiedział im gdzie popełniali błąd. Bez nich projekt nie zostałby wznowiony…
– A wy dalej moglibyście czuć się bezpieczni, w swojej kolonii. Ciekawe czy często się chwalisz skąd pochodzisz i gdzie się tego wszystkiego nauczyłeś.
– Myślałem, że chciałeś rozmawiać nie o mnie, lecz o tym chłopcu, Arto.
Lerszen znów poruszył się niespokojnie. Miał dziwny profil osobowości. Jak na Podziemiowca był zbyt emocjonalny, lecz przejawiał niezwykłą mieszankę zrozumienia społecznych i politycznych konieczności z emocjami. Czy gdyby historia z jego teściem nigdy się nie wydarzyła, gdyby wybrali kogoś innego, czy mimo to porzuciłby w końcu Podziemie? Musiał przyznać, że jego ciekawość w tej kwestii nie była czysto zawodowa.
– Odnaleźliście go już?
– Jeszcze nie szukaliśmy – wyjaśnił. Wkrótce po opuszczeniu sterówki chłopiec oddzielił się od reszty i zaszył gdzieś na pokładzie. – Nie chcę rozpoczynać naszej znajomości przez ich lokalizatory. Jeszcze będzie czas na ich namierzanie. Nie martw się, odnajdziemy go.
– Wiem. Tylko… Jest zbyt mądry. Większość szybko zapomni, lecz on będzie liczył dni do aktywacji. Okłamując go w ten sposób stracimy resztki jego szacunku. Dajcie mu czas. Niech ma chwilę spokoju, niech pomyśli. Wróci z własnej woli. Może tylko jeszcze o tym nie wie.
Milczeli chwilę. Lerszen pierwszy przerwał ciszę.
– Podjęliście już decyzję?
– Jeszcze nie, lecz już wkrótce – skłamał.
– Nie jestem psycheologiem. Martwię się o niego. Wykorzystaliśmy go, a on…
– O niczym nie wie.
– To kwestia czasu. Przeczuwa co się stało z twoim bratem i czuje się temu winny.
– Jest winny.
– Nie musisz być cyniczny. Nawet twój zawód do tego nie upoważnia.
– Więc jednak do czegoś mnie upoważnia? Pomyśl tylko. Ten chłopiec, jakie ryzyko, lecz jakie możliwości! Prawdziwa Zguba Isildura, rzekłbym. Nam rzekomo podlega, lecz ma własną wolę. Na koniec, kto kim władać będzie?
– Ledwo się wyrwaliśmy a tobie już się zbiera na mistyczne alegorie? – skrzywił się Lerszen – To niesmaczne. Nie po to Dael oddał życie, by…
– Wiedział co robi! – podniósł głos, nie za wysoko, nie za nisko, dokładnie tyle ile było trzeba. – Młody Protektor. Prototyp, Lerszenie, prototyp nowej generacji, tu, na pokładzie tego statku! I ta jego skaza, na niezmierzoną otchłań, ta skaza… Dla tamtych była wadą, a dla nas jest szansą…
– Wiem jak działają Protektorzy – Lerszen ostro uciął jego ekspresyjną tyradę. Niemal się skrzywił. Tyle czasu ją przygotowywał… – Poznałem to na własnej skórze. Na twoich oczach kopią ci dół, lecz czynią cię tak ślepym, że stają się w twoich oczach ostatnią osobą godną podejrzenia. Obyś nigdy nie widział dołu, obyś nigdy nie musiał wspominać tych słów.
Jego gość nie ukrywał co myśli. Tacy młodzi, a już starsi od nas. Podsłuchana rozmowa mocno go przynitowała. Jeśli podziałała tak na niego, ledwie zaangażowanego obserwatora, co zrobiła z chłopcem? Chyba że Lerszen zaangażował się w to odrobinę zbyt mocno…
Lerszen wiedział wiele, lecz nawet on nie miał pojęcia, czym był dla nich ten chłopiec. Gdy starał się wydostać, oni zbierali dalsze informacje. Grali o klucz do psychiki Protektorów nowej generacji, którzy za kilka, kilkanaście lat wyruszą w gwiazdy, także na Absolom, by sabotować i niszczyć ich okręty. Dael zdołał przekonać Zefreda, że umysł chłopca może się okazać jedyną bronią w tej wojnie. Teraz on musiał ocenić czy Dael świadomie przecenił znaczenie chłopca, bo chciał, by go wyciągnęli z Układu, czy też wierzył w jego kluczową rolę w ich projekcie. Czy ratując go przed samym sobą nie sklecą broni przeciwko temu, o co walczyli? Na wielki kosmos, Zefred zaklinał się, że choć chłopiec myśli i rozumuje jak dziecko, jego umiejętności już teraz dorównują jego własnym. Jak zareaguje gdy się dowie? Czy Dael odradzał się w tym chłopcu, tak jak wierzył w to jego nieżyjący nauczyciel? Lerszen jeszcze nie wiedział, że jego własny syn, Iwen, rozbił jego szkolenie w drobny pył. Teraz umysł chłopca tańczył na włóknie, skąd byle powiew mógł go zrzucić w przepaść. Wszystko przez tę skazę, wszczepioną przez Daela – skazę, która zniweczyła starania obserwatorów, lecz jednocześnie skazywała chłopca na wewnętrzne cierpienie i niekończący się konflikt. Zaiste, jego nauczyciel miał prawdziwie Janusowe oblicze.
I za co ten dzieciak tak go kochał, zastanowił się, jakby był jego starszym bratem? Czy ta odrobinka współczucia, którą mu kiedyś zaoferował w świecie brutalności, wystarczyła, by tak bardzo go zmienić? W swym zamiarze Dael był nawet bardziej cyniczny niż on, lecz był też geniuszem. Nawet będąc we władzy Floty, nie pozwolił manipulować swoją psychiką.
– W tym chłopcu wciąż tkwią żywe emocje – Lerszen patrzył tak, że nawet on poczuł się prześwietlony na wylot, choć jeszcze dziś rano wierzył, że jest na to odporny. – Widziałem to.
– Tak, też słyszałem.
– Płakał jak zwykły dziesięciolatek.
– Artefakt – podsumował sucho. – On już nigdy nie zapłacze, nad niczym i nikim.
– W to wierzę. Nie chcę, by ten lot był dla niego wyłącznie… przejściem z jednej drużyny do drugiej – cóż za mistrzowsko dobrane wahanie w głosie! – Możecie nad nim nie zapanować. Chcę, by nie musiał więcej grać.
– Ty też zawsze grałeś, dla nas…
– Nie możesz tego porównywać!
– Prawda – zauważył cierpko. – Wygrałeś dla siebie żonę i normalne życie.
– A dla was wolność. To był remis, chwilowa zbieżność interesów. Zresztą, niczego nie wygrałem. Wepchnięto mi to na siłę.
« 1 13 14 15 16 17 19 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 7
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

17 XI 2012

Lady Sith nie potrzebowała widzieć Twi’lekanki, żeby całą sobą czuć efekt działania Mocy. Dziewczyna żyła jeszcze, właściwie Beyre bawiła się nią dopiero, nie czyniąc przy tym poważniejszej krzywdy. Na to przyjdzie czas.

więcej »

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 6
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

3 X 2012

Sala tronowa w pałacu imperatorskim i ona sama leżąca na podłodze, z trudem łapiąca haustami powietrze. Niebieskie błyskawice zgasły sekundę wcześniej, a Lord Sidious podszedł nieśpiesznie i najwyraźniej nie mogąc darować sobie ostatniego akcentu, kopnął Beyre w żołądek.

więcej »

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 5
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

18 VIII 2012

Człowiek szedł powoli, prowadząc przed sobą Windu, czy Beyre, czy jak jej tam. Domniemana lady Sith miała ramiona wykręcone do tyłu, a nadgarstki zapewne skute kajdankami. Fett zasłaniał się nią w taki sposób, że Bossk nie widział jego dłoni.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Zobacz też

Tegoż twórcy

Nudna lekcja fantastyki
— Zofia Marduła

Śladami Endera?
— Magdalena Kubasiewicz

Prima Aprilis: Blaszana pułapka
— Wojciech Gołąbowski

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.