Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 13 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Alexa
‹Prawo robotyki›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorAlexa
TytułPrawo robotyki
OpisAutorka pisze o sobie:
Jestem z wykształcenia automatykiem, z zawodu konsultantem, a z zamiłowania i drugiej profesji tłumaczem. Stan posiadania: jeden mąż (fan GW i fantastyki), jedno dziecko (j.w.), jeden kot (a właściwie kota, Mara Jade Skywalker, chyba nie-fanka, bo reaguje na Kotę, a nie Marę). Tłumaczę głównie teksty techniczne, ale tez i książki z serii Garretta dla MAG-a, tłumaczyłam trochę Tolkiena, Heinleina, Nivena i Van Vogta, a obecnie powieści z serii GW dla Amberu. Kocham muzykę Williamsa, jestem gorącą fanką Shreka, a właściwie Osła, trochę pisze, trochę rysuje, dużo czytam (uwielbiam, obok wszystkich innych, Agathe Christie), a jeśli mam naprawdę dużo wolnego czasu, łażę po górach.
Gatunekspace opera

Gwiezdne wojny: Prawo robotyki – część 2

Alexa
« 1 7 8 9 10 11 »

Alexa

Gwiezdne wojny: Prawo robotyki – część 2

– Znowu to ty decydujesz, kto najbardziej cierpi. Ocaliłeś mi życie, ocaliłeś rebelię… nie, Republikę.
– Nie ja – przerwał mu Anakin. – On.
Pokazał palcem na robota, który udawał, że nie słyszy. Może nie słyszał naprawdę.
– Ty – Luke powoli dźwignął się do pozycji siedzącej, podpierając się obu rękami opuścił stopy na podłogę. – Posłuchaj: nazwałem cię ojcem po raz pierwszy i ostatni, Nie dlatego, że cię nie kocham i nie uznaję, tylko dlatego, że to śmiesznie brzmi w stosunku do równolatka. Jako klon mojego ojca, jesteś moim krewnym, pierwszym… nie, drugim, jakiego mam. Wiem, że nie będzie łatwo. Przede wszystkim tobie. Nie zazdroszczę ci konfrontacji z Leią.
– Szczerze mówiąc, chciałem jej tego oszczędzić.
– Jej, czy sobie?
– Obojgu. Co innego żałoba po ojcu-renegacie, a co innego spojrzeć mu w oczy.
Luke zrobił dziwną minę.
– Tchórzysz.
– Tchórzę – zgodził się Anakin. – Sam przyznasz, że mam przed czym.
Odszedł od okna i z wahaniem wziął do ręki zieloną kurtkę, którą porzucił na stołku. Dopiero teraz Luke zauważył, że Anakin nie ubiera się na czarno, jak przedtem, lecz w stłumione, partyzanckie zielenie.
– Żegnaj, Luke – Anakin położył rękę na zamku. Spuścił głowę i przygryzł wargi. – Z czasem pewnie wszystko sobie przypomnisz… może wtedy lepiej mnie zrozumiesz.
Odwrócił się i otworzył drzwi.
– Hej, Anakin – usłyszał za sobą.
Obejrzał się. Luke siedział na kozetce, rozczochrany, blady. Oczy miał dziwne, ni to wilgotne, ni to błyszczące gorączką.
– Nie podasz mi ręki? – zapytał.
Wyciągnął dłoń – mechaniczną dłoń z uszkodzoną powłoką. Anakin zadrżał. To także jego dzieło. Kolejne dzieło. Żołądek podszedł mu do gardła, przez chwilę obawiał się, że narobi sobie wstydu i zwymiotuje, albo zemdleje. Powoli, bardzo powoli zbliżył się do Luke’a i ujął tę rękę. Poczuł chłodne, bioniczne palce, zamykające się wokół własnej dłoni.
Z żelazną siłą.
Próbował cofnąć dłoń, ale Luke tylko pokręcił głową.
– Nigdzie nie pojedziesz. Przestań już decydować za innych. Chcę, żebyś z nami został, Anakinie.
Anakin uniósł brwi.
– Nawet TO mi przebaczysz? – zapytał. Chłodne palce na dłoni parzyły go w sensie fizycznym i psychicznym.
Luke przechylił głowę. Anakin znał tę manierę z lustra.
– Nie – odparł. – Dałeś mi dobrą nauczkę. Nie byłoby tej rozmowy, gdybyś w swoim czasie dostał taką samą.
Anakin skrzywił się lekko.
– Ależ dostałem… tylko nie wyciągnąłem z niej żadnych wniosków. Przepraszam: wyciągnąłem, ale całkiem niewłaściwe. Zdradziłem i pomogłem zniszczyć Jedi – ciągnął. – Zniszczyłem swoje małżeństwo, Obi-Wana.
Luke uśmiechnął się pobłażliwie, nie wypuszczając jego dłoni
– Chyba wyliczanie tego wszystkiego sprawia ci przyjemność? – zapytał. – Czy mam ci opowiedzieć, co czułem, wysadzając Gwiazdę Śmierci wraz z jej cała załogą? Czy mam ci wyjawić moje myśli, kiedy zastałem spalony dom i zabitych Larsów? Jak bardzo chcesz to wiedzieć? Byłeś po Ciemnej Stronie i wróciłeś stamtąd, choć nie bez blizn i okaleczeń. Spróbuj teraz z tym żyć wśród innych ludzi.
Urwał nagle, z niedowierzaniem pokręcił głową.
– I ja to wszystko mówię? – uśmiechnął się. – Czy to znaczy, że jestem Jedi?
Anakin wzniósł oczy ku sufitowi.
– O, tak, synku – rzekł. – Jesteś Jedi. W najgorszym z możliwych wydaniu: filozofa.
Rozległo się ciche pukanie i przez szczelinę w półotwartych drzwiach wsunęły się dwie dziewczęce głowy: jedna jasna, druga ciemna.
– Można? Luke, już wstałeś? – Leia wsunęła się pierwsza i od razu podbiegła do Luke’a, żeby go uściskać. – Przyszłyśmy po ciebie, Too-Onebee musi cię zbadać.
Megan weszła zaraz za nią i niezdecydowanie przystanęła pośrodku pokoju. Obie miały na sobie kombinezony służb naziemnych, były wreszcie domyte, uczesane i nawet lekko umalowane.
– Pokój wam służy, dziewczyny – zauważył Luke, wypuszczając z uścisku dłoń Anakina. Leia zauważyła ten gest, spojrzała najpierw na brata, potem na Anakina i zesztywniała lekko.
– Przeszkadzamy? – zapytała, lekko zmrożona tym, co wyczuła w powietrzu. Megan dalej stała nieruchomo, wbijając wzrok w Anakina. Pobladła, ale nic nie powiedziała.
– Anakin odchodzi – oznajmił Luke. – Chce się pożegnać.
– Kto? – Leia odskoczyła od brata, zerwała się na nogi i machinalnie otarła nagle spotniałe dłonie o kombinezon.
– On ma na imię Anakin – wtrąciła Megan z goryczą. – I bardzo chce odejść, jak widzę.
Spuściła głowę.
– Czy to prawda? – Leia podeszła do niego, wciąż nie kojarząc, nie chcąc kojarzyć faktów. – Rzeczywiście chcesz od nas odejść? I masz na imię Anakin? Jak… jak…
– Jak nasz ojciec – podpowiedział Luke. Nie chciał mówić nic więcej. Wierzył, że Anakin sam sobie z tym poradzi, ale nie był pewien, czy chce przy tym być.
– Czy to znaczy, że… odzyskałeś pamięć? – ostrożnie zapytała Leia, konsultując się wzrokiem z Megan, która już otrząsnęła się z pierwszego szoku.
– Nigdy jej nie straciłem… a szkoda – Anakin odwrócił twarz, żeby ukryć zmieszanie i postąpił krok w kierunku wyjścia. Leia zerwała się i przytrzymała go za ramię. Instynktownie czuła, że coś jest nie w porządku i bała się, że jeśli szybko nie opanuje sytuacji, stanie się coś złego.
– Megan, weź Luke’a do Too-Onebee, w końcu po to tu przyszłaś. Kevin ci pomoże – na widok stropionej miny Megan dodała szybko: – Nie martw się, nie wypuszczę go stąd… po moim trupie!
Rzeczywiście, ujęła Anakina za obie ręce i trzymała mocno, długo i uważnie wpatrując się w jego twarz.
– Zaczekasz tutaj, ze mną – powiedziała z powagą. Była piękna, odrobinę podobna do Padme, ale – paradoksalnie – bardziej dojrzała. Anakin umiał to docenić. Z bólem pomyślał, że nie dotrwał do dnia, kiedy Padme mogłaby tak wyglądać
Mógł uwolnić się prostą, szybką sugestią, ale nie chciał. Wypił już swój kielich goryczy z synem i teraz czuł, że musi przejść przez to samo z córką. Spuścił głowę.
Luke pozwolił się wyprowadzić bez protestu. Żachnął się dopiero wtedy, kiedy zobaczył nosze repulsorowe i stanowczo odmówił współpracy. Kłócić jednak zaczął się dopiero na korytarzu. Wiedział, że nie pomoże ani Leii, ani Anakinowi. Za to miał większą szansę dotrzeć do Megan.
Leia starannie zamknęła drzwi i oparła się o nie plecami. Ona także nie życzyła sobie towarzystwa w chwili, gdy – jak sądziła – przyjdzie jej szukać najbardziej wymyślnych argumentów, żeby zatrzymać Anakina. Chciała go zatrzymać… jeśli nie dla Luke’a, to przynajmniej dla Megan…
– Słuchaj, co ty wyprawiasz? – zapytała po krótkiej chwili, kiedy odgłosy dyskusji za drzwiami oddaliły się na dobre. – Dlaczego chcesz odejść? Czy to ma coś wspólnego z… Megan?
Potrząsnął głową.
– Uważasz, że po tym wszystkim, co przeżyliście z moim bratem, możesz sobie tak po prostu odejść? Potrzebujemy cię, Dave… Anakinie – powiedziała i nagle zdała sobie sprawę z tego, że próbuje go zatrzymać tak, jak kiedyś Hana, to znaczy czystą logiką bez cienia uczucia.
Wtedy jej nie wyszło. Trzeba było aż imperialnego ataku, żeby został…
Odeszła od drzwi, zaczęła spacerować po pokoju.
Anakin milczał. Ze dwa razy otwierał usta, żeby się odezwać, ale natychmiast je zamykał. Co ma jej powiedzieć? Księżniczko, jestem Darthem Vaderem, twoim tatusiem, który zszedł na złą drogę?
Odłożył kurtkę, którą od paru minut miął w dłoniach.
– Księżniczko, czy wierzysz w przebaczenie? – zapytał wreszcie.
Poderwała głowę, spojrzała na niego przenikliwie. Lekko zmarszczyła czoło.
– Nie – szepnęła. – Ale wierzę, że człowiek może odkupić swoje winy… jeśli bardzo tego chce.
Przesunęła dłonią po ścianie, skrzywiła się, kiedy jej dotyk pozostawił ślad na warstwie kurzu. Roztarła go w palcach, przyglądając mu się podejrzliwie. Dopiero po dłuższej chwili, kiedy uznała, że już dość dokładnie wymieszała go z własnym potem, otrzepała dłoń.
Anakin podszedł bliżej, stanął tuż za jej plecami i delikatnie ujął ją za ramiona.
« 1 7 8 9 10 11 »

Komentarze

28 XI 2009   13:56:56

Ta esensja jest super podobała mi się.

26 IV 2010   01:40:20

troche za mdle momentami (pewnie dlatego, ze pisala kobieta), ocierajace sie o banal, ale z wykopem, jako fan SW i jedi, wciagnalem na maxa :):):):) ciekawy pomysl; nie wiem co myslec o tych dziwnych wtraceniach w stylu 'kur*a mowie ojciec do goscia mlodszego od siebie'...

ogolnie gites ;]

26 IV 2010   01:55:49

to chyba warsztat... wydaje sie amatorski (nie w negatywnym sensie), choc krytykiem nie jestem;

reszta jak wspomnialem - wporzatku :)

26 IV 2010   16:18:13

poprawka

*w porządku ;p

27 II 2012   22:31:59

super :D

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 7
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

17 XI 2012

Lady Sith nie potrzebowała widzieć Twi’lekanki, żeby całą sobą czuć efekt działania Mocy. Dziewczyna żyła jeszcze, właściwie Beyre bawiła się nią dopiero, nie czyniąc przy tym poważniejszej krzywdy. Na to przyjdzie czas.

więcej »

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 6
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

3 X 2012

Sala tronowa w pałacu imperatorskim i ona sama leżąca na podłodze, z trudem łapiąca haustami powietrze. Niebieskie błyskawice zgasły sekundę wcześniej, a Lord Sidious podszedł nieśpiesznie i najwyraźniej nie mogąc darować sobie ostatniego akcentu, kopnął Beyre w żołądek.

więcej »

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 5
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

18 VIII 2012

Człowiek szedł powoli, prowadząc przed sobą Windu, czy Beyre, czy jak jej tam. Domniemana lady Sith miała ramiona wykręcone do tyłu, a nadgarstki zapewne skute kajdankami. Fett zasłaniał się nią w taki sposób, że Bossk nie widział jego dłoni.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Zobacz też

Z tego cyklu

Druga szansa
— Magdalena Stawniak

Nowa układanka ze starych klocków
— Adam Kordaś, Michał Kubalski, Marcin Mroziuk, Anna Nieznaj, Beatrycze Nowicka, Marcin Osuch, Agnieszka ‘Achika’ Szady, Konrad Wągrowski

Przemytnik i pozostali
— Agnieszka ‘Achika’ Szady

10 razy Darth Vader
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski

Wróg publiczny, cz. 7
— Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

Wróg publiczny, cz. 6
— Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

Wróg publiczny, cz. 5
— Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

Wróg publiczny, cz. 4
— Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

Wróg publiczny, cz. 3
— Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

Wróg publiczny, cz. 2
— Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.