Avatar
James Cameron
‹Avatar›

WASZ EKSTRAKT: 0,0 %  |
---|
Zaloguj, aby ocenić |
---|
|
Tytuł | Avatar |
Dystrybutor | CinePix |
Data premiery | 25 grudnia 2009 |
Reżyseria | James Cameron |
Zdjęcia | Mauro Fiore, Vince Pace |
Scenariusz | James Cameron |
Obsada | Sam Worthington, Zoe Saldana, Sigourney Weaver, Michelle Rodriguez, Giovanni Ribisi, Wes Studi, CCH Pounder, Stephen Lang, Joel Moore, Peter Mensah |
Muzyka | James Horner |
Rok produkcji | 2009 |
Kraj produkcji | USA |
Czas trwania | 150 min |
WWW | Strona |
Gatunek | SF |
Zobacz w | Kulturowskazie |
Wyszukaj w | Skąpiec.pl |
Wyszukaj w | Amazon.co.uk |
Opis dystrybutora
Długo oczekiwany film Jamesa Camerona, w którym zobaczymy historię kalekiego weterana wojennego biorącego udział w specjalnym programie wojskowym na obcej planecie. Tutaj zakochuje się w kosmitce.
Teksty w Esensji
Filmy – Recenzje

Książki – Wieści

Utwory powiązane
No piękny, piękny… Do tego ze sprytnie rozpisanym scenariuszem. Po części wychodzi z tego nawet historia autotematyczna – hasło: „zobacz cuda i poczuj się jak dziecko” odnosi się zarówno do widzów, jak i do głównego bohatera. Dlatego fajnym pomysłem było zrobienie z niego takiego sympatycznego głuptaska, który co chwila uśmiecha się jak nierozgarnięty siedmiolatek. Tym mniej jednak strawna jest jego przemiana w męża stanu. Co wyjątkowego jest w tym wybrańcu? Plus absolutny brak zaskoczenia, plus kilka logicznych potknięć. Spełnienie było blisko, ale jednak takie drobiazgi skutecznie mnie rozpraszają. Wiem, że moja strata, więc spróbuję jeszcze raz. Duży bonus: „Avatar” zawiera gotową koncepcję na to, jak zmusić Sigourney Weaver, żeby pouganiała się jeszcze za kosmitami w szóstej i siódmej części „Obcego” (po prequelu, nad którym pracuje Ridley Scott).
WOOOOOW! Naprawdę poczułem się jak ośmiolatek pierwszy raz czytający „Szninkla”. Wtedy też nie liczyła się fabuła, tylko Przygoda, Fantastycznie Fantastyczny Świat, Wybraniec Mający Przywrócić Pokój i Wielkie Piersi G’wel. Neytiri z ludu Na’vi biust ma co prawda mikry, ale… czy to normalne odczuwać pociąg do niebieskiej kotopodobnej kosmitki? Czy to ze mną jest coś nie tak, czy to zasługa REALIZMU POSTACI? Trzy godziny na Pandorze i już człowiek zupełnie skołowany…
Oszołomienie i szczękopad na (I)maxa. A powiadam Wam, bracia w kinomanii, swoim trzęsącym się, tetrycznym głosem: wielem w życiu filmów widział, ale od lat szczenięcych żaden obraz nie zrobił na mnie tak pieruńskiego wrażenia. Czysta magia kina, i do tego w trójwymiarze. Czego tu chcieć więcej?
UL – Urszula Lipińska [7]
Wstawiam ocenę z lekką nadwyżką i pewną bezsilnością. Rzeczywiście ciężko oceniać „Avatara” jak pozostałe filmy, skoro ma on bardziej rangę rewolucyjnego wydarzenia przecierającego szlaki. I tu właściwie pole do krytyki się kurczy, usprawiedliwiając wątłą fabułę, prostych bohaterów i nieznośne dłużyzny. Tyle, że w tym stylu można również obronić każdą prekursorką produkcję, taki przykładowo „Katyń” też. U Camerona natomiast sukces spotkał się w porażką w jednym punkcie. Właściwie tak szybko kupujemy wykreowany świat, że po piętnastu minutach przestaje rajcować jego trójwymiarowość i fantastyczna oprawa staje się naturalna. Pojedyncze sceny, jak finałowa bitwa, są bardziej przyjemnym wyrwaniem z letargu niż sukcesywnym podnoszeniem napięcia. W letarg wpędza całość natomiast straszliwie naiwna historia, która sama w sobie, nie ma nic na swoją obronę może poza Sigourney Weaver – jedyną „trójwymiarową” postacią w „Avatarze”. Bo jeśli Sam Wortnington jest nową twarzą wysokobudżetowego kina, to już zaczynam nurkować w poszukiwaniu swoich „Szklanych pułapek”.
MO – Michał Oleszczyk [10]
Gigantyczny w skali, nieskrępowany w wyobraźni, prawdziwie filmowy w koncepcji i wykonaniu. Zarzuty o naiwność nie mogą go nawet zadrasnąć, tak jak nigdy nie zadrasną „Metropolis” Fritza Langa. Kino Camerona wciela idee w ruch i obraz; nie potrzebuje intelektualnej eksplikacji. Obejrzyjcie: koniecznie teraz, koniecznie w IMAX-ie. Kiedy indziej (i gdzie indziej) „Awatar” nie będzie już tak dobry. Ale chwila obecna należy tylko do niego.
WO – Wojciech Orliński [10]
ZA-JE-BIO-ZA.
„Avatar” zmienia wszystko. Po tym co w swoim nowym filmie pokazał James Cameron, nie będzie już tanich wymówek i pokrętnych tłumaczeń – specjaliści od efektów specjalnych rozliczani będą z najmniejszych nawet niedoróbek. Ale film Camerona to nie tylko zapierająca dech w piersiach podróż do nieznanego świata. Czuć w „Avatarze” fascynację pro-ekologicznymi animacjami Hayao Miyazakiego (przypomina się zwłaszcza „Laputa – zamek w chmurach”), których przesłanie Cameron wyraźnie tu podziela; obecny jest bogaty surrealizm prac Rogera Deana, a wątki pacyfistyczne śmiało przeplatają się z odwołaniami do esencji humanizmu. „Avatar” bardzo jednoznacznie opowiada się za rozwagą i zrozumieniem obcej kultury, przestrzegając tym samym przed ślepą ekspansją. Czy w Hollywood można lepiej wydać 230 milionów dolarów? Chyba nie.
MW – Michał Walkiewicz [8]
Houston, mamy problem. Ta kaszaniasta wariacja na temat „Pocahontas” podana jest w tak nieprawdopodobnej oprawie wizualnej, że nie wiadomo, jaką miarę do niej przyłożyć. „Avatar” nie jest po prostu „piękny” czy nawet „spektakularny”. To skończone AR-CY-DZIE-ŁO efektów specjalnych i komputerowej animacji (IMAX obowiązkowy!). Przy tym utworze każdy inny blockbuster, o jakim pomyślicie, leży na łopatkach i ssie kciuk. Gollum jest od dziś kukłą bez wyrazu, a przyrodniczego bogactwa świata, do którego zabiera nas Cameron, nie da się opisać bez ślinotoku. Z drugiej strony, jest to świat rozpisany na bazie tak infantylnych opozycji i konfliktów, że marketingowe zapewnienia o „nowym, dojrzałym uniwersum SF” można włożyć między bajki. W kategorii „kino familijne” – dycha jak w mordę strzelił. W kategorii „film faceta, który wprawdzie trochę zdziadział, ale kiedyś zrobił Terminatora i Obcych” – ósemka z dużym plusem.
KW – Konrad Wągrowski [9]
Cameronowi udała się wielka sztuka – zrobił „Gwiezdne wojny” XXI wieku. Wielu przed nim próbowało, ale dopiero teraz zbliżyliśmy się do siły oddziaływania dzieła Lucasa. Do archetypicznej opowieści o rywalizacji dobra i zła, z jasno określonymi stronami, działającej silnie na proste emocje, oszałamiającej pod względem formy. Jeśli macie w sobie jeszcze coś z dziecięcej pasji, z fascynacji fantastycznymi historiami, innymi światami, indiańskimi opowieściami, przygodą, odkryciami, historiami o przyjaźni, miłości, poświęceniu – w „Avatarze” powinniście się zakochać. W takim kontekście błahość samej fabuły nie ma właściwie znaczenia.
Pod względem formalnym totalne arcydzieło, po prostu wgniata w fotel z wrażenia. Świat wymyślony od początku do końca, fantastycznie i perfekcyjnie. Polatałoby się na smoko-dinozaurach na przykład albo pochodziło po lesie, gdzie fruwają śnieżynki do meduz podobne. Fabułka jednak nie dorasta do wizjonerskiego produktu, dialogi patosem i banałem poskrzypują. I co z tym zrobić?