Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 27 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup

„Avatar” – nie dla idiotów!

Esensja.pl
Esensja.pl
Czasem odnoszę wrażenie, że żyję w zaścianku cywilizowanego Świata, który z jednej strony tęsknie wygląda wszystkiego, co nowoczesne, z drugiej – traktuje swoich bardziej rozwiniętych sąsiadów z komiczną wręcz dezynwolturą. Wchodząc na popkulturowy portal, liczyłem na przynajmniej próbę zmierzenia się z fenomenem „Avatara”, jednak po przeczytaniu tetrycznych notek odszedłem od komputera zażenowany.

Przemysław Pietras

„Avatar” – nie dla idiotów!

Czasem odnoszę wrażenie, że żyję w zaścianku cywilizowanego Świata, który z jednej strony tęsknie wygląda wszystkiego, co nowoczesne, z drugiej – traktuje swoich bardziej rozwiniętych sąsiadów z komiczną wręcz dezynwolturą. Wchodząc na popkulturowy portal, liczyłem na przynajmniej próbę zmierzenia się z fenomenem „Avatara”, jednak po przeczytaniu tetrycznych notek odszedłem od komputera zażenowany.
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup
Nawet ci, którzy dawali filmowi maksymalne noty, czuli się w obowiązku publicznie ze swojej oceny wytłumaczyć, wszak „takie to ładne, ale głupie”. Jedynie Konrad Wągrowski wybronił się zgrabnym unikiem, nie pisząc przy okazji ani słowa o biuście głównej bohaterki1).
Niestety, w naszym kraju przez lata ton recenzjom nadawali inteligenci bez teki, przez co akcentowany na każdym kroku sztywny podział na kino rozrywkowe i to „ambitne” jest wciąż kanoniczny. Nasi recenzenci, jak zauważyli panowie Dobry i Wągrowski – mają z „Avatarem” problem. Problem absurdalny, bo nigdzie indziej niewystępujący2) – filmoznawcy renomowanych zachodnich gazet i portali z nakreśleniem warstw interpretacyjnych filmu kłopotów jakoś nie mieli. Dlatego od razu zaznaczam – ten przyczynek do analizy dzieła Camerona niczym odkrywczym nie jest, na pewno nie wyczerpuje też tematu3).
James Cameron wielkim twórcą filmowym jest…
…ponieważ nie oddziela warstwy wizualnej i narracyjnej – one w jego filmach są jednym, wzajemnie się uzupełniają, nie dominując nad sobą. I tu pojawiają się pierwsze schody dla naszych „wannabe” intelektualistów – oddzielne rozpatrywanie fabuły i warstwy technicznej nie prowadzi do niczego, jest równie sensowne jak próba analizy dymków komiksowych w oderwaniu od plansz4). Kiedy Cameron chce przekazać lęk przed nuklearnym holokaustem, odwołuje się do halucynacji znerwicowanej Sary Connor, zmieniających plac zabaw w hekatombę. Kiedy przedstawia w „Titanicu” młodzieńczą namiętność dwójki bohaterów, czyni to za pomocą słynnej sceny z ręką na szybie samochodowej. Proste? Nie, takie się tylko wydaje dzięki talentowi genialnego reżysera.
„Avatar” to film publicystyczny
Możecie przestać się śmiać.
Kluczową sceną „Avatara”, momentem metamorfozy bohaterów oraz nośnikiem przesłania filmu jest destrukcja Drzewa Domowego ludu Omaticaya. Tu właśnie w pełni objawia się talent Camerona: eksplozje, zamiast pretekstem do głupawej sceny akcji, stają się tylko tłem dla tragedii przerażonych Na’vi, bezsilnych wobec technologicznej przewagi wroga, mogących tylko bezradnie obserwować jak ich dom, miejsce, wokół którego rozgrywało się całe ich dotychczasowe życie, zostaje zrównany z ziemią. Widok kobiet opłakujących zabitych, obraz pustych oczu uchodźców – przywołały z zakamarków mojej pamięci migawki z Iraku i Palestyny, widok bezimiennej kobiety w czarczafie opłakującej syna. Oddajmy tu jednak głos samemu reżyserowi5):
„We know what it feels like to launch the missiles. We don’t know what it feels like for them to land on our home soil, not in America. I think there’s a moral responsibility to understand that.”
„That’s not what the movie’s about – that’s only a minor part of it. For me it feels consistent only in a very generalised theme of us looking at ourselves as human beings in a technical society with all its skills, part of which is the ability to do mechanised warfare, part of which is the ability to do warfare at a distance, at a remove, which seems to make it morally easier to deal with, but it’s not.”
To nie jest tylko prosta krytyka J.W. B. Jr – to krytyka technokratycznej wojny, ukazanie perfekcyjnie przeprowadzonych operacji wojskowych w Zatoce Perskiej, Jugosławii czy Iraku od strony tych, którzy mieli pecha znaleźć się po niewłaściwej stronie wojennej machiny. To właśnie pełna kontrola reżysera nad środkami technicznymi sprawia, że scena wywiera odpowiedni wpływ – a że wywiera wiem na pewno, ponieważ obserwowałem reakcje widowni podczas kolejnego seansu.
Fakt, że mamy tu do czynienia z filmem science-fiction (lub – jak kto woli – science-fantasy) dodaje obrazowi uniwersalności – szczerze wątpię, aby ktokolwiek przed premierą mógł przewidzieć demonstrację Palestyńczyków przebranych za Na’vi6). To właśnie siła dobrej kinematografii – siła obrazu, zdolna przekraczać bariery językowe i kulturowe.
Obraz wart tysiąca słów?
„Avatar” jest filmem bezkompromisowym
Śmiech to zdrowie, więc mam nadzieję że doceniacie, co dla was robię…
Cameron nie ma kompleksów jako reżyser SF. Nie boi się stygmatu kina popularnego. I tu pojawia się dla naszych biednych, wiercących się w fotelach kinowych intelektualistów kolejny problem. Reżyser nie puszcza oka, nie „bawi się konwencją”, nie wrzuca symboli ani nie szuka nawiązań.
Doskonale wie, czym są toposy. Wie, że istnieją, ponieważ poruszają konkretne struny naszej duszy i ze śmiertelną powagą, z dbałością o detale wygrywa nam na nich koncert. Szukając literackiego porównania – nie jest Sapkowskim, jest Tolkienem. To dla krytyka made in Poland stanowczo za dużo.
Cała ta sytuacja przypomina mi Gustawa Holoubka broniącego się przed zajadłą krytyką swoich adaptacji cytatem ze Słowackiego7):
„Ja bardzo lubię sławę popularną,
Lękam się bardzo wymuskanej sławy;”
U nas fakt mówienia językiem zrozumiałym dla kinowego motłochu jest jednak grzechem śmiertelnym dla strażników dobrego gustu i artystycznej ambicji.
Dramatis personae , czyli gdzie są i po co są
Archetypy.
„Avatar”, jeżeli patrzeć na jego możliwe warstwy interpretacyjne – ma trzy pierwszoplanowe postacie. Pod względem ważności mamy więc kolejno:
Ekosystem Pandory – który jest głównym bohaterem filmu. To on przyciąga, on oszałamia widza, o niego toczy się walka między obiema stronami konfliktu. Oscarowa rola (nie wiem, czy od kogoś powyższego zdania nie zapożyczyłem).
Czy mamy tu do czynienia już z panteizmem? Myślę, że nie – Eywa jest raczej rozwinięciem idei „Gai – żyjącej planety” („Hipoteza Gai” Jamesa Lovelocka, swego czasu bardzo popularna w pewnych kręgach) – ekosystemu jako osobnego organizmu, z tym, że w tym przypadku obdarzonego samoświadomością.
Jake Sully – zacznijmy od tego, że jest to postać zbliżona do Nathana Algrena z „Ostatniego Samuraja”8). Weteran, który stracił poczucie wspólnoty i cel, jaką dawała mu przynależność do Marines. Nie jest „głuptasem”, jak to określił jeden z recenzentów, jest Jarheadem. Jest byłym Marine, 1st Recon – w kulturze wojskowej USA to coś więcej niż tylko linia w CV. Dlatego początkowo to właśnie Quaritch jest dla niego naturalnym punktem odniesienia. Jednak – podobnie jak w filmie Zwicka – dopiero wśród wrogów znajduje to, co utracił na Ziemi: miłość, cel, poczucie wspólnoty i proste zasady.
Stopniowa przemiana Sully’ego z trepa w łowcę Omaticaya, a później wojownika-symbol Na’vi (na pewno nie męża stanu) jest ilustrowana przez reżysera za pomocą zmian w wyglądzie bohatera – po co w filmie, który skrócono o blisko czterdzieści minut (o kilka za dużo, o czym później) z pozoru nieistotna scena golenia kilkutygodniowego zarostu? Dodatkowym rysem psychologicznym jest zmieniający się z czasem stosunek Jake’a do własnego kalectwa.
Na osobną wzmiankę zasługuje motyw snu, przewijający się przez film od pierwszej, aż do ostatniej sceny – wedle reżysera Na’vi przedstawiają lepszą część naszej świadomości9), stąd zawieszenie bohatera między dwoma ciałami można odczytać też jako dualizm ludzkiej egzystencji – między tym, czym jesteśmy a tym, czym chcielibyśmy być (ewentualnie – tym, w jaki sposób siebie postrzegamy).
Dr. Grace Augustine – jak twierdzi Sigourney Weaver – alter ego Camerona. Niestety, wśród wyciętych w montażu scen jest ta, która nadaje prawdziwą głębię tej postaci10), tłumacząc jej początkową niechęć do Sully’ego, związki z Neytiri oraz przyczyny zamknięcia szkoły. Co więcej – dopiero w niej Grace pokazuje swój rzeczywisty stosunek do sytuacji na Pandorze, fatalistyczne przekonanie o nieuchronności konfliktu, w niej ostrzega Jake’a przed emocjonalnym zaangażowaniem, chcąc ochronić go przed bólem który stał się jej udziałem. Wszystko to zostało w filmie wyłącznie lekko zasugerowane (rozmowa z Selfridgem, zdjęcia na lodówce, reakcja na romans Sully’ego z Neytiri).
Będę szczery – jeżeli ta scena nie znajdzie się w wersji reżyserskiej, będę na Camerona bardzo zły. Pal licho fabułę – to o Sigourney Weaver tu chodzi.
Kolejne dwie postacie – Miles Quaritch i Parker Selfridge – są jedynie personifikacjami odpowiednio: konfrontacyjnej polityki Neokonów oraz współczesnej polityki (również w wydaniu korporacyjnym), ważącej na jednej szali zyski finansowe, na drugiej PR-owe straty11). Obrazują raczej przerysowaną mentalność, niż są istotami ludzkimi z krwi i kości.
Tak, to jest film USA-centryczny, niemniej główne przesłanie pozostaje uniwersalne.
Reszta postaci to archetypy (może za wyjątkiem Neytiri, która jest głównym nośnikiem para-ekologicznych przemyśleń autora12)), wszystkie zarysowane jedynie przy użyciu kilku scen, wszystkie do końca wierne swoim pierwowzorom13).
Słowo końcowe
O „Avatarze” można pisać dużo. Bardzo dużo. Sygnały płynące ze Świata nie pozostawiają jednak złudzeń – film uderzył w masową wyobraźnię z siłą bomby termojądrowej, a na efekty trzeba będzie poczekać do opadnięcia fali uderzeniowej. Na pewno na wzór „Gwiezdnych Wojen”, czy też „Neon Genesis Evangelion” „Avatar” stworzy osobną podgałąź przemysłu rozrywkowego, na pewno jego wpływ na kulturę popularną będzie można obserwować w następnych pokoleniach twórców. Być może czeka nas boom klasycznego kina SF (na co osobiście bardzo liczę).
Jedno, co nie ulega wątpliwości – ewentualni naśladowcy mają przed sobą nie lada wyzwanie: „Avatar” postawił poprzeczkę niesamowicie wysoko.
Na krytyczne docenienie w naszym grajdole film będzie musiał poczekać na pierwszych rodzimych recenzentów nie skażonych mentalnie PRL-em (co przykre, mam tu na myśli również własne pokolenie dwudziestoparolatków), grających w te same gry, wychowanych na tych samych filmach co ich zachodni rówieśnicy, wyleczonych z mesjanistycznych urojeń.
Tekst można traktować jako nerwową reakcję fana (fanboya?) filmu Camerona na niezasłużoną (jego zdaniem) krytykę. Można podejść do niego jako do hołdu dla geniuszu kreacyjnego i narracyjnego od kogoś, kto ze sztuką ma związek bardzo bliski, wręcz intymny. Na koniec – można ją też odebrać jako próbę wytknięcia kompletnej ignorancji większości polskich krytyków (i tych zawodowych, i tych czysto hobbystycznych) w kwestiach związanych z popkulturą.
Od razu zaznaczam, że wszystkie trzy interpretacje są poprawne. Dobór proporcji zostawiam czytelnikom…
koniec
24 lutego 2010
1) Co mnie specjalnie nie dziwi, ponieważ jest to jedyny wśród obecnych autor „Esensji” którego jestem w gotów czytać nawet, gdyby artykuł dotyczył testów porównawczych najnowszych gładzi szpachlowych.
2) Aż chce się tutaj zacytować Kisielewskiego: „Socjalizm to ustrój, który dzielnie walczy z problemami nieznanymi w żadnym innym ustroju.” Pewien ślad mentalny jak widać został, co zrozumiałe. Szkoda, że szkodzi jak widać kolejnym pokoleniom…
3) Bywalcy angielskiej wikipedii nie będą mieli specjalnych problemów z zauważeniem tego faktu.
4) http://www.nytimes.com/2009/12/26/opinion/26sat4.html?_r=1:
„“Avatar” has generally won rave reviews, but too many critics have been dividing the movie into the 3-D experience and the plot as if they were unrelated. The remarkable thing about “Avatar” is the degree to which the technology is integral to the story.”
5) http://www.theaustralian.com.au/news/arts/war-on-terror-backdrop-to-james-camerons-avatar/story-e6frg8pf-1225809286903
6) http://www.aolnews.com/world/article/palestinians-use-avatar-to-protest-west-bank-barrier/19356749:
„When people around the world who have watched the film see our demonstration and the conditions that provoked it, they will realize that the situations are identical,”
7) Lubię uderzać tam, gdzie boli.
8) Zainteresowanych odsyłam do świetnej analizy autorstwa Michała Szczepaniaka w „Esensji” właśnie.
9) http://news.bostonherald.com/track/celebrity/view/20090724james_cameron_wows_comic_con_with_3-d_avatar/
10) http://www.foxscreenings.com/media/pdf/JamesCameronAVATAR.pdf, str. 66-69.
11) „Jest jedna rzecz, której udziałowcy nienawidzą bardziej od złej prasy. To zły raport kwartalny. ”
12) …którymi się w tym tekście nie zajmuję. Tym niemniej – jako Biblia Pauperum ekologii „Avatar” może faktycznie być pożytecznym.
13) Tłumaczenie przyczyn takiego stanu rzeczy wykracza poza ramy tego artykułu, dziwi mnie jednak, że ktoś nie rozumiejący w ogóle idei eposu bierze się za recenzję czegokolwiek. Tak kompromitujące braki w wykształceniu u „recenzentów” trudno jakoś sensownie skomentować. Podobnie, jak zarzuty dotyczące patosu.

Komentarze

« 1 3 4 5
02 III 2010   16:00:06

@yatsek: LOTR (film) nie nazywałbym genialnym z wielu powodów, których tu nie wymienię bo o tym nie jest wątek, ale czym zawsze wykazywał się Cameron w swoich produkcjach to na pewno perfekcjonizm. Sceny z LOTR'a to ładny przykład komputerowego copy-paste, tego nie uświadczy się w Avatarze. LOTR oparty o powieść Tolkiena wymaga podążania według wytyczonego w książce schematu (już pomijając że to fantasy), z kolei świat Pandory jest napisany ręką "fantasy-nauki" (bliżej do SF niżeli fantasy/baśń). Coś jak Star-Trek, w którym nawet prędkość Warp jest opisana wzorami matematycznymi..

Nie jestem zwolennikiem dopisywania sztucznych ideologii rzeczom, które ewidentnie na nie nie wskazują. Avatar do takich filmów należy, jednak posiada coś więcej i to powinno być podstawową linią obrony filmu. Chodzi mi o utopie świata Na'vi. Jest to przykład inwersji naszego życia, pokazuje dokładnie to, czego my nie jesteśmy w stanie osiągnąć przez nasze przyzwyczajenia, pęd za pieniądzem, awansem, rywalizacją, piwem light, jeansami.. Na'vi nie wykazują takich potrzeb, nie interesuje ich rozwój - jakby zatrzymali się na pewnym szczeblu, jednak jest to rasa idealna (już raz taką idealną rasę stworzył Ridley Scott, Cameron kontynuował ;)) która osiągnęła na tyle odpowiedni "styl życia", że nie potrzebują nic z zewnątrz. Postęp mógłby tylko zniszczyć wartości, które prawdopodobnie odkąd zamieszkują tę planetę, wykształcili w sobie.

My - ziemianie tego nie osiągniemy i pewnie część by nie chciała, bo ma "kwit" na życie. Jednak na pewno każdy odczuwa choć drobną chęć identyfikacji z życiem bez pokus i żądzy. Ten film jest piękną odskocznią od tego, z czym borykamy się na codzień...

Ja bym film podsumował jednym zdaniem, z którym zresztą mocno się zgadzam, mianowicie "prawdziwe piękno tkwi w prostocie"..

02 III 2010   17:16:36

AmBeam
Myślę, że to, co ktoś wyniesie z seansu kinowego jest sprawą bardzo indywidualną. Dlatego też starałem się podpierać tekstami z renomowanych portali/gazet o raz wypowiedziami samego reżysera, aby uniknąć rażącej nadinterpretacji. Dzisiejsza rozmowa z doktorem literaturoznawstwa na temat tego filmu utwierdza mnie w tym przekonaniu - docenił on "Avatara", ale odnalazł w nim inne, równie ciekawe tropy. Dlatego nie zgodzę się, że szukam "nie wiadomo czego" - absolutnie nie jest prawdą, że kultura popularna nie sięga po różnorakie wzorce ani nie niesie żadnej treści poza rozrywką rozrywką.

Czy piękno tkwi w prostocie przekazu? Paradoksalnie - dla mnie nie, nie w przypadku "Avatara". Dla mnie jego piękno leży w narracji, w perfekcyjnym jej przeprowadzeniu.

Dziękuję za komentarz.

04 III 2010   09:31:32

@Przemysław

spoko, lubię sensowną rozmowę ;)

« 1 3 4 5

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

„Kobra” i inne zbrodnie: Za rok, za dzień, za chwilę…
Sebastian Chosiński

23 IV 2024

Gdy w lutym 1967 roku Teatr Sensacji wyemitował „Cichą przystań” – ostatni odcinek „Stawki większej niż życie” – widzowie mieli prawo poczuć się osieroceni przez Hansa Klossa. Bohater, który towarzyszył im od dwóch lat, miał zniknąć z ekranów. Na szczęście nie na długo. Telewizja Polska miała już bowiem w planach powstanie serialu, na którego premierę trzeba było jednak poczekać do października 1968 roku.

więcej »

Z filmu wyjęte: Knajpa na szybciutko
Jarosław Loretz

22 IV 2024

Tak to jest, jak w najbliższej okolicy planu zdjęciowego nie ma najmarniejszej nawet knajpki.

więcej »

„Kobra” i inne zbrodnie: J-23 na tropie A-4
Sebastian Chosiński

16 IV 2024

Domino – jak wielu uważa – to takie mniej poważne szachy. Ale na pewno nie w trzynastym (czwartym drugiej serii) odcinku teatralnej „Stawki większej niż życie”. tu „Partia domina” to nadzwyczaj ryzykowna gra, która może kosztować życie wielu ludzi. O to, by tak się nie stało i śmierć poniósł jedynie ten, który na to ewidentnie zasługuje, stara się agent J-23. Nie do końca mu to wychodzi.

więcej »

Polecamy

Knajpa na szybciutko

Z filmu wyjęte:

Knajpa na szybciutko
— Jarosław Loretz

Bo biblioteka była zamknięta
— Jarosław Loretz

Wilkołaki wciąż modne
— Jarosław Loretz

Precyzja z dawnych wieków
— Jarosław Loretz

Migrujące polskie płynne złoto
— Jarosław Loretz

Eksport w kierunku nieoczywistym
— Jarosław Loretz

Eksport niejedno ma imię
— Jarosław Loretz

Polski hit eksportowy – kontynuacja
— Jarosław Loretz

Polski hit eksportowy
— Jarosław Loretz

Zemsty szpon
— Jarosław Loretz

Zobacz też

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.