„Dixit: Jinx” to zupełnie nowa jakość dla „Dixita”. Tym razem na kartach mamy wiele ciekawych iluzji i obrazków bardziej symbolicznych. Zapraszamy do ponownego spotkania z tą niezwykłą i arcyciekawą grą.
Bajecznych skojarzeń ciąg dalszy
[Josep M. Allué „Dixit Jinx” - recenzja]
„Dixit: Jinx” to zupełnie nowa jakość dla „Dixita”. Tym razem na kartach mamy wiele ciekawych iluzji i obrazków bardziej symbolicznych. Zapraszamy do ponownego spotkania z tą niezwykłą i arcyciekawą grą.
Dziękujemy wydawnictwu Hobbity.eu za udostępnienie egzemplarza gry na potrzeby recenzji.
Josep M. Allué
‹Dixit Jinx›
„Dixit” podbił serca wielu. Piękne, oniryczne rysunki, ciekawe zasady i mnóstwo zabawy w towarzystwie przyjaciół. Doczekał się już dodatku karcianego oraz kontynuacji w postaci „Dixit Odyssey”, udostępniającego możliwość rozgrywki do dwunastu osób. Jednak wciąż była to ta sama gra, gdzie każdy dokładał karty do skojarzeń jednej z osób. Za sprawą nowego autora „Dixit: Jinx” działa zgoła inaczej. W jego przypadku wystawiamy na stół kwadrat składający się z dziewięciu obrazków, a jeden z graczy losuje specjalną kartę, na której zaznaczona jest pozycja jednego z już wyłożonych. Zadaniem tej osoby jest wymyślić skojarzenie odnośnie danej ilustracji – takie, by inni zawodnicy mogli się pomylić, wskazując błędnie inne rysunki, ale jednocześnie – by ktoś był w stanie odgadnąć ten prawidłowy.
Po wypowiedzeniu skojarzenia, gracze starają się jak najszybciej (tak, by inni nas nie ubiegli) wskazać właściwy obrazek. Jeśli dwie osoby wskażą ten sam, ta z nich, która pierwsza krzyknie „Jinx!”, zostawia nad danym obrazkiem palec. Jednak jeśli wskaże się zły, a narrator poinformuje o tym od razu, taka karta stanowi dla niego punkt. Właściwie wskazana karta to punkt dla danego gracza. Jeśli nikomu nie udało się odnaleźć stosownej ilustracji (a mamy jedną próbę na gracza), wtedy prowadzący musi odrzucić jedną ze swoich kart punktów. Kolejka zaś przechodzi dalej. Układany jest nowy kwadrat (należy dołożyć brakujące karty) i następny zawodnik losuje kartę wskazującą punkt odniesienia dla skojarzeń. Gra się toczy do momentu, aż nie będzie już można utworzyć nowego kwadratu z kart. Należy zaznaczyć, że siedemdziesiąt jeden kart jest dwustronnych i tylko nieliczne obrazki się powtarzają.
Dla tych, którzy grali w „Dixit”, zasady mogą nie brzmieć zbyt porywająco, jednak gra pokazuje pazur podczas rozgrywki. Oczywiście nie jest to tytuł typowo imprezowy, gdzie różne dziwne i zabawne skojarzenia będą wywoływać u współgraczy salwy śmiechu. To jest gra, w której rzeczywiście można pomyśleć i dobrać odpowiednie skojarzenie do danej karty, obserwując sytuację na stole, dodatkowo warto dobierać skojarzenie podług liczby graczy biorących udział w grze. Jeśli może ono naprowadzić na sześć kart, a graczy jest tylko czterech, to wiadomym jest, że niekoniecznie musi zostać wskazany obrazek, o który nam chodziło. „Dixit: Jinx” rzeczywiście bardziej przypomina grę niż zabawę, w której mówimy skojarzenie, a reszta szuka u siebie kart pod dane słowo, zwrot czy tytuł. Nie ma tu elementu losowego w postaci braku kart u przeciwników, jest nadal wiele miejsca, by używać wyobraźni, mam nawet wrażenie, że obrazki dają większe pole do popisu niż te z „Dixita”. Ja się bawiłem świetnie za każdym razem. Przypomina to czasami układanie zagadek, gdy między obrazkami doszukujemy się różnych powiązań i staramy wybrać takie, by inni gracze zdołali się pomylić i dopiero później odkryć właściwą kartę. Zabawa ma też wiele z patrzenia w chmury i szukania w nich różnych kształtów, co na pewno jest elementem, który przemówi do młodszych graczy.
„Dixit: Jinx” to zupełnie inna gra, innego autora, dająca całkiem inną rozrywkę z rozgrywki. Łamanie głowy i poszukiwanie mało oczywistych skojarzeń i powiązań między obrazkami spowodowało, że gra bardziej mi odpowiada niż zwykły „Dixit”, ale tym samym straciła ona trochę z charakteru imprezowego, co mogło się podobać niektórym fanom oryginalnego tytułu. Innymi słowy, warto spróbować, by przekonać się, czy chcemy ją kupić, poza tym proponuję nie kierować się okładką, która jest dość brzydka i sugeruje zawartość gry przeznaczonej dla dzieci w wieku lat czterech, a tak zdecydowanie nie jest. Jeśli chcecie się poczuć jak na polanie, patrząc w chmury i wymyślając kształty, to polecam Wam „Dixit: Jinx”.
Wrażenia z gry:
Jakub Małecki: Mnie osobiście bardziej podoba się jednak „zwykły” Dixit. W jakimkolwiek towarzystwie bym go nie wyciągnął, zawsze wzbudzał wśród grających zachwyt. Z nową wersją bywało różnie. „Dixit: Jinx” jest na pewno mniej intuicyjny, gracz wymyślający musi bardzo szybko reagować na wskazywane przez pozostałych karty. Niektórzy mogą też próbować przeczekać pierwsze wskazania, by zwiększyć swoją szansę na trafny strzał. Pojawia się kalkulacja, a rozgrywka nie wzbudza już błogiego uśmiechu. Nie powiem, że jest to odcinanie kuponów, bo to wciąż gra pobudzająca wyobraźnię, ale ja jestem trochę zawiedziony. 60%