Szachy to gra tradycyjnie przekazywana przez seniorów młodszym pokoleniom. Tym razem pora rolę odwrócić. Naucz dziadka grać w „Schachen”!
Etiuda szachowa
[„Schachen” - recenzja]
Szachy to gra tradycyjnie przekazywana przez seniorów młodszym pokoleniom. Tym razem pora rolę odwrócić. Naucz dziadka grać w „Schachen”!
Szachy to niewątpliwie królewska gra. Sama nazwa pochodzi prawdopodobnie ze starożytnej Persji, gdzie Szachem tytułowano monarchę. Dzięki kupcom arabskim gra trafiła w końcu do południowej Europy, a stamtąd rozprzestrzeniła się błyskawicznie na dwory magnackie całego kontynentu. Z biegiem wieków jej fenomen zarażał coraz szersze kręgi społeczne, dzisiaj ze świecą szukać osoby, która nigdy się z nią nie zetknęła. Jednak znać to jedno, a potrafić grać to zupełnie co innego. Podstawowe zasady można opanować dość szybko, ale by stać się dobrym graczem trzeba uczyć się całe życie. O grze powstały całe tony publikacji. Na temat różnych teorii otwarć toczyły się tysiące dyskusji. Najlepsi zawodnicy zdobywali ogólnoświatowe uznanie. Przeciętnego Kowalskiego może to przerazić i zniechęcić do bliższego poznania. Jak uczynić grę bardziej lekkostrawną? Panowie Heinrich Glumper i Matthias Schmitt postanowili sprostać temu karkołomnemu zadaniu. Tak powstało „Schachen”.
Pudełko od gry nie robi oszałamiającego wrażenia. Niewielkie, z mało atrakcyjną, czarno-białą grafiką. Po jego otwarciu wcale nie jest lepiej: po szesnaście żetonów dla każdego z dwóch graczy, odpowiadających tradycyjnym bierkom szachowym, do tego cieniutka instrukcja. A gdzie plansza? – zapytają dociekliwi. Otóż takowej nie ma. Do rozegrania partii wystarczy jakakolwiek płaska powierzchnia, dajmy na to stół. Pierwsza myśl po otwarciu? Pieniądze wyrzucone w błoto. Nie ferujmy jednak wyroków przed spróbowaniem.
Większość zasad, w porównaniu z pierwowzorem, pozostała niezmieniona. Wszystkie bierki, poza królem, poruszają się w znany wszystkim sposób. Jedynym odstępstwem jest brak możliwości przesuwania króla w tył (chyba że następuje bicie). W grze nie stosuje się także roszady, w pierwszym ruchu nie wolno przesunąć pionka o dwa pola, a promocja pionka następuje, gdy dotrzemy nim do linii zajmowanej przez króla przeciwnika. Jak poradzić sobie bez szachownicy? Każdy z graczy ustawia cztery środkowe pionki i króla tak, jak w tradycyjnych szachach. Pomiędzy liniami pionków obu graczy należy odmierzyć miejsce na dwie wirtualne linie. Pozostałe żetony należy potasować i ułożyć z nich zakryty stos. Na koniec gracze dobierają po trzy wierzchnie żetony.
W trakcie swojej tury mamy do wykonania dwie rzeczy. Najpierw obowiązkowo trzeba poruszyć jeden ze swoich żetonów, pamiętając, by po zagraniu stykał się on bokiem lub rogiem z którymkolwiek innym. Zasady tej nie trzeba stosować, gdy zbijamy bierkę przeciwnika. Następnie opcjonalnie możemy dołożyć go gry jeden z trzymanych na ręku kafelków. Pionki dostawiamy lewym bądź prawym bokiem do innych naszych pionków będących już w grze. Wszystkie pozostałe figury należy umieszczać bezpośrednio za którymś z naszych pionków. Po wszystkim należy uzupełnić rękę do trzech kafelków.
Tyle teorii, a jak to się sprawdza w praktyce? Zaskakująco dobrze. Rozgrywka przebiega sprawnie, rzadko dochodzi do paraliżu decyzyjnego, z czym często można się spotkać przy szachach. Losowe kafle na ręce sprawiają, że nie można z góry zaczynać tym samym otwarciem. Z pewnością nie jest też tak, że wczesne dobranie hetmana przez któregoś z graczy spowoduje wyczyszczenie pola przeciwnika. Siła poszczególnych figur jest zmienna w zależności od sytuacji na stole. Bardzo dużą rolę odgrywają pionki, dzięki rajdom których można zaskoczyć przeciwnika, wystawiając kolejne figury bliżej linii wroga. W grze zafascynowała mnie jeszcze jedna rzecz. Podczas jednej tury możemy jednocześnie zagrozić dwóm bierkom przeciwnika, wpierw wykonując ruch, a potem dostawiając odpowiednio kolejną. Dzięki takim zagraniom przeciwnik często musi wybrać mniejsze zło, co znacznie przybliża nas do wygranej.
„Schachen” od samego początku zbiera pozytywne opinie. Tytuł powinien przypaść do gustu zaprawionym w bojach graczom turniejowym, którzy potraktują go jako odprężającą ciekawostkę. Przede wszystkim jednak gra wyśmienicie sprawdzi się wśród wszystkich, lubiących po prostu niezobowiązująco wytężyć umysł. Jedną partię spokojnie można ukończyć w piętnaście minut, a małe gabaryty sprawiają, że nadaje się idealnie do bocznej kieszeni plecaka. Pozostaje tylko przyklasnąć autorom, że udało im się wnieść powiew świeżości w tak – wydawałoby się – ograny temat.
Z czego są bierki? Plastik czy papier?