„Shadow of the Tomb Raider” jest zdecydowanie najładniejszą z dotychczasowych gier z udziałem Lary Croft. Ale dobra grafika to zdecydowanie zbyt mało, by można było uznać tę część serii za udaną.
Zapiski niedzielnego gracza: Cień rabusia grobów
[„Shadow of the Tomb Raider” - recenzja]
„Shadow of the Tomb Raider” jest zdecydowanie najładniejszą z dotychczasowych gier z udziałem Lary Croft. Ale dobra grafika to zdecydowanie zbyt mało, by można było uznać tę część serii za udaną.
‹Shadow of the Tomb Raider›
Trzecia część cyklu przygód dzielnej pani archeolog jest bezpośrednią kontynuacją „
Rise of the Tomb Raider”. Trzy lata po wydarzeniach, które miały miejsce gdzieś w Rosji, Lara trafia do Ameryki Południowej w ramach jej nieustającej walki z organizacją Trinity. Wspierana przez niezastąpionego Jonaha (który dostał o wiele więcej czasu ekranowego niż w częściach poprzednich), dzielna pani archeolog będzie musiała walczyć, skradać się i rozwiązywać zagadki – czyli to, co archeolodzy robią na co dzień.
Gra nie wprowadza zbyt wiele nowości, jeśli chodzi o sam gameplay, może z jedną różnicą – sekwencji skradankowych jest tu zdecydowanie więcej niż poprzednio. Lara nie tylko może się chować w krzakach i przy gęsto porośniętych krzewami ścianach, ale też ochlapać się błotem, by uniknąć wykrycia. Kłopot jednak w tym, że większość prób przekradnięcia się między wrogami kończy się i tak walką (bo na przykład nie sposób pozbyć się grupy stojącej dokładnie w miejscu, do którego musimy dotrzeć). W pewnym momencie zaczynamy sobie więc zadawać pytanie, po co nam to wszystko i czy nie łatwiej po prostu strzelać do wszystkiego, co się rusza. Nie sądzę, żeby taki był zamysł twórców, ale niestety – tak właśnie wygląda rozgrywka.
Nie zapomniano także o standardowym drzewku rozwoju, które – co nie powinno dziwić – jest o wiele bardziej rozbudowane niż w poprzednich częściach. Oczywiście powstaje pytanie, dlaczego Lara zdążyła przez te wszystkie lata zapomnieć rzeczy, których nauczyła się na Syberii… Nie chodzi jednak o to, że musimy się uczyć wszystkiego od zera (na szczęście nie), ale o przydatność dostępnych umiejętności. Choć podzielono je na trzy grupy, to jednak bardzo trudno znaleźć wśród nich coś, co można by nazwać naprawdę pożytecznym. Początkowy wybór zdolności związanych ze skradaniem okazał się w moim przypadku całkowicie nietrafiony, ale trudno mi było znaleźć jakąkolwiek alternatywę. W efekcie od pewnego momentu przestałem zupełnie zwracać uwagę na zdobywane doświadczenie… I w niczym nie przeszkodziło mi to w ukończeniu gry.
Rozbudowana fabuła z pewnością nie należy do tych rzeczy, których moglibyśmy się spodziewać, sięgając po grę z tego cyklu (czy też po jakąkolwiek grę akcji). Zarówno w przypadku rozpoczynającego tę trylogię „
Tomb Raider”, jak i „
Rise of the Tomb Raider”, historia była dość pretekstowa i służyła za tło do niczym nieskrępowanej eksploracji: czy to tajemniczej japońskiej wyspy, czy też zimowych rosyjskich ostępów. W obu przypadkach w interesujący sposób powiązano ze sobą różne epoki historyczne, co nadawało fabule pewnej głębi. Sięgnięcie po klimaty południowoamerykańskie w tej odsłonie nie musiało być wcale złą decyzją… Niestety, wyszło to zdecydowanie poniżej średniej prezentowanej przez dotychczasowe części. Nacisk położony na fabułę przejawia się tu głównie w ramach natrętnych przerywników filmowych, które z kolei sprowadzają się do drewnianych dialogów między Larą a rozmaitymi postaciami. Ale zamiast zwykłego poszukiwania skarbów twórcy postanowili na siłę domknąć wszystkie wątki z części poprzednich i nadać historii nie tylko lokalny, ale wręcz globalny charakter. Jednak największy grzech to uczynienie z samej Lary postaci antypatycznej: na samym początku prezentuje się jako ktoś opanowany manią zwalczania Trinity, kto zabija najemników nie tylko we własnej obronie, ale po prostu – za sam fakt ich przynależności do tej organizacji. Komuś takiemu bardzo trudno kibicować, więc jej późniejsze rozterki związane z wydarzeniami, do których sama się przyczyniła, wypadają zupełnie nieprzekonująco.
Na tle wszystkich powyższych mankamentów należy pokreślić, że przynajmniej pod względem graficznym gra prezentuje się przepięknie. Włożono mnóstwo pracy w zaprezentowanie lasu deszczowego ze wszystkimi jego szczegółami, zarówno nocą, jak i za dnia. Tylko że… po kolejnej godzinie przemierzania tegoż lasu przestajemy na to wszystko zwracać uwagę i jedyne, co rzuca się w oczy, to kiepska logika zaprezentowanych zagadek środowiskowych (czy naprawdę wszystkie te drewniane konstrukcje mogły przetrwać stulecia deszczowego i gorącego klimatu?). Z wyjątkiem niegościnnych jaskiń, do jakich trafiamy na późniejszym etapie rozgrywki, nie dostajemy tutaj zbyt wielkiej różnorodności miejsc i mało które z nich zapada na dłużej w pamięć. Bardzo mocno rzucają się za to w oczy powtórki tych samych elementów, które mogliśmy poznać w poprzedniej części.
„Shadow of the Tomb Raider” to gra, w której jednocześnie dostajemy za dużo i zbyt mało. Za dużo skomplikowanej fabuły, przerywników filmowych, scen zręcznościowych, drętwych dialogów i powtarzania elementów z części poprzednich. Za mało klimatu, dobrej fabuły i ciekawych zagadek.
![koniec](/img/i_koniec.gif)