Nie da się ukryć, że „Barcelona czy Werona?” dość wysoko stawia graczom poprzeczkę, jeśli chodzi o znajomość przez nich mapy Europy. Ważne jest jednak, że mimo to można mieć sporo frajdy dzięki tej grze, gdyż oferuje ona taki sposób testowania wiedzy uczestników, który wymusza ich interakcję.
Egzamin z geografii
[„Barcelona czy Werona?” - recenzja]
Nie da się ukryć, że „Barcelona czy Werona?” dość wysoko stawia graczom poprzeczkę, jeśli chodzi o znajomość przez nich mapy Europy. Ważne jest jednak, że mimo to można mieć sporo frajdy dzięki tej grze, gdyż oferuje ona taki sposób testowania wiedzy uczestników, który wymusza ich interakcję.
Dziękujemy wydawnictwu Granna za udostępnienie egzemplarza gry na potrzeby recenzji.
Przygotowania do rozgrywki nie trwają długo – mieszamy dwa rodzaje kart (z nazwami miast i ze zdjęciami atrakcji turystycznych) i z ich połączonej puli wybieramy czterdzieści pięć, z których formujemy stos rozdzielony na trzy równe części dwiema kartami postoju. Następnie jedną z pozostałych kart miast umieszczamy na polu startowym planszy, a każdy z graczy otrzymuje cztery żetony.
Zadanie stojące przed graczem w jego turze na pozór nie jest skomplikowane – musi umieścić wziętą ze stosu kartę albo na osi północ-południe, albo wschód-zachód, wybierając właściwe położenie względem kart już leżących. Czasem bywa to łatwiejsze, czasem trudniejsze (zdarzają się różnice o jedną minutę geograficzną!), ale zasadniczo wraz z rosnącą liczbą punktów odniesienia ma się coraz więcej kłopotów z wybraniem prawidłowego miejsca dla karty. Niewątpliwie większym wyzwaniem są atrakcje turystyczne, gdyż o ile Stare Miasto jeszcze w miarę łatwo rozpoznać, o tyle już nie każdy od razu skojarzy widniejący na fotografii budynek parlamentu z Budapesztem.
Kiedy karta zostanie już położona, kolejni gracze muszą zadeklarować, czy zgadzają się z jej umiejscowieniem. Osoba, która uważa, że karta leży w złym miejscu, musi wskazać względem której z sąsiadujących (zawsze musi dokonać wyboru tylko jednej) wystąpił błąd. Jeżeli po sprawdzeniu okazuje się, ze karty leżą prawidłowo, to gracz kwestionujący ruch musi oddać jeden żeton osobie, która wyłożyła kartę. Następnie obie są ponownie odkładane na stół, tak aby nie było widać widniejących na nich współrzędnych. Z kolei w przypadku błędnego układu kart to gracz, który się pomylił, musi oddać przeciwnikowi swój żeton, a nieprawidłowo dołożona karta jest eliminowana z gry. Jak widać sprawdzanie wiedzy rywali może być bardzo zyskowne, jednak jeśli nie mamy pewności, to z kolei sporo ryzykujemy. Przy wyrównanym poziomie i małej liczbie graczy pochopne zakwestionowanie czyjegoś ruchu może skończyć się stratą punktową, której później nie da się już nadrobić.
Po zagraniu piętnastu kart ze stosu następuje postój, w czasie którego można zdobyć dodatkowe punkty. W tym momencie gracze muszą równocześnie pokazać na palcach liczbę kart, które są według nich błędnie położone na stole. Teraz już bez większego ryzyka można wliczać jako potencjalne pomyłki karty, co do których położenia mieliśmy wcześniej wątpliwości – ale nie da się ukryć, że przy tym szacowaniu oprócz samej wiedzy przydaje się też przysłowiowy łut szczęścia. Następnie karty są odwracane i sprawdza się, czy leżą na właściwym miejscu. Trafne wytypowanie liczby błędnie wyłożonych kart daje graczowi aż dwa żetony, a jeśli nikomu ta sztuka się nie uda, to osoby będące najbliżej prawidłowego wyniku otrzymują po jednym punkcie. Następnie wszystkie karty są usuwane i po wyborze nowej karty startowej gra toczy się dalej. Po trzecim postoju zwycięzcą zostaje osoba, która zdobyła łącznie najwięcej punktów.
Dzięki informacjom zamieszczonym na kartach możliwy jest jeszcze alternatywny wariant rozgrywki, w którym nie układa się miast według ich położenia geograficznego lecz należy uszeregować je według liczby ludności. W tym przypadku z kart nie powstaje krzyż, lecz jeden rząd (plansza jest więc niepotrzebna), natomiast inne reguły nie ulegają zmianie.
Wprawdzie „Barcelona czy Werona?” ma niezbyt skomplikowane zasady, jednak sugerowany przez wydawcę minimalny wiek graczy jest zdecydowanie zaniżony. Owszem, dziesięciolatek odróżnia strony świata, jednak większość dzieci w tym wieku będzie miała problem nawet z przyporządkowaniem miast do państw, a o znajomości ich dokładnego położenia geograficznego lepiej nie wspominać. Przy takim poziomie wiedzy trudno byłoby czerpać jakąkolwiek przyjemność z gry, dlatego tytuł ten sprawdza się dopiero w rozgrywkach z udziałem młodzieży gimnazjalnej lub starszej oraz w gronie dorosłych, którzy mają ochotę sprawdzić swoją znajomość mapy Europy.
Niewątpliwie „Barcelona czy Werona?” to gra mająca sporo walorów edukacyjnych, ale istotne jest też, że duża liczba kart zapobiega powtarzaniu się podobnych układów miast, dlatego nie grozi nam nuda przy kolejnych rozgrywkach. Tytuł ten idealnie więc wpisuje się w założenia serii „Wiem, bo gram” – z każdą rozegraną partią nasza wiedza naprawdę rośnie.