Dwa dni komiksu w Warszawie3 Warszawskie Spotkania Komiksowe
Jak się okazało, ci którzy przyszli punktualnie na rozpoczęcie tegorocznej edycji Warszawskich Spotkań Komiksowych mieli spore szczęście. Mogli swobodnie przyjrzeć się wydawniczej ofercie na parterze, płacić nie szukając gorączkowo drobnych (to stały obrazek większości konwentów) czy znaleźć miejsca w szatni. No i spokojnie wypełnić uniwersytecką ankietę. Komiks vs. W.I.T.C.H. Dwa dni, dwa światy – jeden temat: komiks. To najkrótsza charakterystyka trzeciej edycji Warszawskich Spotkań Komiksowych 2003, zorganizowanych po raz drugi w Kinie Grunwald. Dzień pierwszy: komiks – zainteresowanych sporo. Dzień drugi: „Witch”, zainteresowanych – kilka razy tyle. Jak tłumaczył Tomasz Kołodziejczak (Egmont) czarodziejski dzień podczas WSK to inicjatywa jego wydawnictwa, pierwotnie niezbyt chętnie przyjęta przez organizatorów. Jak się okazało zupełnie niesłusznie. W niedzielę młodsza młodzież tłumnie wypełniła parter i salę kinową. Momentami było też ciężko lawirować między dzieciakami na najwyższym piętrze, gdzie umieszczono komiksową giełdę. Spotkania Wróciła idea tematycznych spotkań-prelekcji w czasie konwentów. I dobrze się stało, bo to nadało charakteru imprezie. Nie było (i słusznie!) dość popularnych, ale popadających powoli w nudny schemat klasycznych spotkań z autorami. Warszawiacy przyjęli nową, znacznie ciekawszą koncepcję. Najbardziej naukowym spotkaniem, był wykład o undergroundzie w komiksie. Było to – nie licząc spotkania z Giadą Perissinotto – najbardziej kameralne ze spotkań pierwszego dnia. Było krótko, ale rzeczowo i konkretnie. Wśród słuchaczy pojawili się m.in. Ryszard Dąbrowski – twórca, undergroundowego, „Likwidatora”. Niestety zabrakło Prosiaka. Na innym spotkaniu tematycznym Wojtek Birek przedstawił sytuację komiksu francuskiego w naszym kraju. O najsławniejszych rodzimych bohaterach opowieści z dymkiem opowiadał Adam Rusek. Polscy scenarzyści: Piątkowski, Kowalski, Wojda – dzielili się informacjami jak powstaje komiksowy scenariusz. A rysownicy (Kowalski i Leśniak) zdradzali tajniki rysowania. Niestety z powodu choroby nie dojechał Arkadiusz Wróblewski, który miał przedstawić sytuację amerykańskiego komiksu środka u progu XXI wieku. Kontrowersyjny może wydawać się jedynie pomysł z jednoczesnym przeprowadzaniem dwóch paneli z twórcami/teroetykami/wydawcami w tym samym czasie. Konwentowicze nie raz musieli wybierać kogo posłuchać. Czytelnicy – zło konieczne? Sporo rozrywki słuchaczom przyniósł panel wydawców, gdzie główne role odegrali przedstawiciele Waneko, Egmontu oraz Mandragory. Dostało się – i to sporo – polskim czytelnikom komiksów. Jak można było się dowiedzieć w oczach wydawców wyglądamy raczej tak sobie i sprawiamy sporo kłopotów. Stękamy na jakość wydania, dzielenie albumów i ceny. Kupujemy, owszem, ale najchętniej Thorgala – który (co wiadomo nie od dziś) pod względem ilości drukowanych i sprzedawanych egzemplarzy jest na naszym rynku nie do pobicia. Czytelnicy skarżą się na literówki – ich pojawienie się w albumach/zeszytach często dyskwalifikuje wydawnicze przedsięwzięcie. Owszem, potknięcia zdarzają się – tłumaczyli wydawcy – ale rynek czytelniczy nie powinien reagować na nie aż tak, hmmm, histerycznie. Jak tłumaczył Tomasz Kołodziejczak narzekania czytelników na temat dzielenia przez Egmont trade paperbacków na mniejsze części nie mają większego uzasadnienia. Przypomniał, że zanim na amerykańskim rynku ukazały się trade’y seria publikowana była w zeszytach. Polska edycja jest dostosowana do polskiego czytelnika. A dzieleniem komiksów rządzi zasobność naszych kieszeni – dwadzieścia kilka złotych to górny pułap kwoty, który jest w stanie wydać czytelnik (nie-fan, dla którego cena nie odgrywa pierwszorzędnej roli). Jest też plus – serie Egmontu, które już istnieją na rynku zostaną doprowadzone do końca – to ukłon wydawnictwa w stronę czytelników. Manga + komiks = wojna? Manga to komiks. Wydaje się, że już nikogo nie trzeba o tym przekonywać. Tym bardziej, że lider komiksowego rynku w naszym kraju odważnie wkroczył w świat „japońszczyzny”. Jednak wydawcy nie hamowali się zbytnio rzucając krytyczno (Mandragora) – dowcipne (Egmont) uwagi pod adresem mangowych produkcji. Dziwnie na kinowej sali się przez chwilę zrobiło. Najpierw poszło o rzeczy techniczne – druk czego jest tańszy: kolorowych stron komiksów z Europy lub Ameryki, czy może czarno-białych mangi. Chwilę później (nieświadomy) odwet postanowiła wziąć pani z Waneko. Z nieukrywanym zdziwieniem skonstatowała, że nie wypada jej twierdzić – wobec miłośników mangowej kreski – że wychowała się na Tytusach. Mangofile w odpowiedzi na takie stwierdzenie musieliby wytrzeszczyć oczy ze zdziwienia. „Powinni – skomentował Tomasz Kołodziejczak – bo to przecież fani mangi”. Temu stwierdzeniu towarzyszyła gromka salwa śmiechu. Jednak wojnę wydawców zażegnała Jola Zyzek z Empiku. Przypomniała to, z czym spotyka się na co dzień: manga i komiks są przecież w gruncie rzeczy jedynie odmianami tego samego… Nowości i zapowiedzi Będzie co kupować w tym roku , o ile wydawnictwa wywiążą się ze swoich obietnic. Interesującą propozycją wydaje się wprowadzenie przez Egmont do kiosków zeszytowej serii z przygodami Batmana. Ten sposób dystrybucji ma jednak swoje wady. Niektóre sieci kolporterskie muszą dostać określony nakład, by później same rozdzielać go po swoich punktach, na co wydawnictwo ma raczej niewielki wpływ. Chore? Jak najbardziej, ale to specyfika polskiego rynku, na którą zgodnie psioczyli wydawcy. Na piętrach Piętra przyniosły też sporo innych atrakcji. Od dołu zaczynając:
Ciekawą propozycję mieli też właściciele prywatnych stoisk handlowych z komiksami. Tuż przy drzwiach można się było zaopatrzyć m.in. w przedruki dzieł Manary – jedyne 20 zł. Wydawnictwo? Pan z zagadkowym uśmiechem odpowiadał „Berdyczów”. Kilka stolików dalej swoje stoisko miał Post, z legalną reedycją „Klika” i „Dwie podróże z Fellinim”. Oba komiksy, mimo sporej ceny, nieźle się sprzedawały. Muza zaprezentowała pierwszy tom „Ekspedycji” (Polch-Daeniken-Mostowicz), czyli reedycję komiksów opowiadających o kosmicznych początkach życia na Ziemi. Ładnie wydane w twardej oprawie. Generalnie przyłożyli się staranniej niż do wznowienia Żbików. Mandragora pojawiła się m.in. z albumami „Drugie 48 stron” (Adler-Piątkowski)i „Eryk: Ostatni Szrama” (Myszkowski). Obok klubówek stał też stolik Waneko. Niestety, manga nie cieszyła się zbyt dużym wzięciem wśród komiksiarzy. Konieczność podróżowania kilkukrotnie pomiędzy parterem (sala kinowa, stoisko Egmontu) a szóstym piętrem (giełda) była też często-gęsto przyczynkiem do niezbyt pochlebnych uwag pod kątem organizatorów. Oczywiście można było skorzystać z windy, która regularnie kursowała pomiędzy piętrami. Ale chwała dla tego, komu udało się pojechać nią przynajmniej bez kilku-kilkunastominutowego czekania. Umieszczenie stoisk na piętrze, choćby w miejscu, gdzie była galeria i stoliczek z autografami (Polch, Papcio Chmiel, Baranowski,…), byłoby zdecydowanie lepszym rozwiązaniem. Dzieci, dzieci, dzieci czyli dzień drugi „Witch” i Giada Perissinotto zdominowały ostatni dzień komiksowych spotkań w stolicy. Strzał w dziesiątkę – kino już na spotkaniu z Tomkiem Leśniakiem (m.in. „Tymek i Mistrz”) zapełniło się dzieciakami z rodzicami. Radom, Szczecin, Gdańsk, Zakopane – nie było odległości, której nie pokonałyby młodociane fanki (i fani – w zdecydowanej mniejszości) komiksu. Szlagierem okazał się czarodziejkowy konkurs. Przez dobrą godzinę na korytarzu można było spotkać dzieciaki przepytujące się wzajemnie i wspomagających ich swoją wiedzą rodziców. Włoska rysowniczka cieszy się w naszym kraju olbrzymim powodzeniem. Dowód? Po spotkaniu przez kilka godzin (bez przerwy!) rozdawała autografy swoim młodocianym wielbicielkom. Atrakcje drugiego dnia zakończył pokaz filmu animowanego „Lilo i Stich”. Generalnie oprawa była znacznie bardziej ciekawa niż pierwszego – dorosłego – dnia. Tuż przed kinem stał pan z katarynką i wróżącą (sztuczną!) papugą. Wypada go tylko podziwiać – zbyt ciepło nie było. 1 kwietnia 2003 |
Końcówka maja to oczywiście Komiksowa Warszawa i to wydarzenie widać bardzo dobrze w zapowiedziach premier wydawców. Premier szykuje się bardzo dużo, poniżej zwracamy uwagę na część z nich.
więcej »Każdy smok ma swój słaby punkt ukryty pod którąś z łusek. Tak było ze Smaugiem z „Hobbita”, tak było też ze smokiem z przygód Jonki, Jonka i Kleksa. A że w przypadku tego drugiego chodziło o wentyl do pompki? Na tym polegał urok komiksów Szarloty Pawel.
więcej »Większość komiksów Alejandro Jodorowsky’ego to całkowita fikcja i niczym nieskrępowana, rozbuchana fantastyka. Tym razem jednak zajmiemy się jednym z jego komiksów historycznych albo może „historycznych” – fabuła czteroczęściowej serii „Borgia” oparta jest bowiem na faktycznych postaciach i wydarzeniach, ale potraktowanych z dość dużą dezynwolturą.
więcej »Jedenaście lat Sodomy
— Marcin Knyszyński
Batman zdemitologizowany
— Marcin Knyszyński
Superheroizm psychodeliczny
— Marcin Knyszyński
Za dużo wolności
— Marcin Knyszyński
Nigdy nie jest tak źle, jak się wydaje
— Marcin Knyszyński
„Incal” w wersji light
— Marcin Knyszyński
Superhero na sterydach
— Marcin Knyszyński
Nowe status quo
— Marcin Knyszyński
Fabrykacja szczęśliwości
— Marcin Knyszyński
Pusta jest jego ręka! Część druga
— Marcin Knyszyński
Drogi Panie Paróweczko…
— Piotr Niemkiewicz
Fury według Ennisa
— Piotr Niemkiewicz
Błąd, to nie jest Bond
— Piotr Niemkiewicz
Łopatą po zombiakach
— Piotr Niemkiewicz
Nazwisko: Sienkiewicz, Henryk. Zawód: scenarzysta komiksowy
— Marcin Herman, Piotr Niemkiewicz
Wśród najlepszych
— Piotr Niemkiewicz
Alias: superbohaterowie na rozdrożu
— Piotr Niemkiewicz
Batman stoi nad morzem
— Piotr Niemkiewicz
Komiks na deptaku
— Piotr Niemkiewicz
Christa świętuje
— Piotr Niemkiewicz