Znalezione na dnie szafyCzasami zdarza się tak, że do księgarni trafiają komiksy, które żadnym sposobem nie powinny się tam znaleźć.
Marcin HermanZnalezione na dnie szafyCzasami zdarza się tak, że do księgarni trafiają komiksy, które żadnym sposobem nie powinny się tam znaleźć.
Wyszukaj / Kup Pół biedy, kiedy zdarza się to w krajach o tak potężnych rynkach wydawniczych jak Francja, Belgia czy Stany Zjednoczone, gdzie giną w morzu naprawdę dobrych produkcji, tych bardziej przeciętnych (lub zwyczajnie nie pojawiają się na rynku – wydawcy mają wyrobiony gust). Gorzej, kiedy tego typu komiksy trafiają na rynek polski i to jeszcze w latach 90, okresie komiksowej zapaści wydawniczej. Na całe szczęście lata dziewięćdziesiąte mamy już za sobą i powoli wychodzimy z tego dołka. Postanowiłem napisać parę słów o komiksach, które pojawiły się w sprzedaży w minionym dziesięcioleciu, a które zapewne nigdy nie doczekałyby się osobnych recenzji, głównie ze względu na słaby rysunek, scenariusz i formę edytorską. Zanim jednak przejdę do opisywania tytułów, które znalazłem ostatnio przeglądając regał z komiksami, postawię dwie, dosyć kontrowersyjne tezy. Po pierwsze pojawienie się tego typu „komiksów zbójeckich” o fatalnej szacie graficznej i banalnej fabule przyczyniło się do jeszcze większego osłabienia rynku, a w konsekwencji do jego upadku. Po drugie, paradoksalnie często były to jedyne komiksy polskie, wydane masowo, którymi mógł zaspokoić swój czytelniczy głód przeciętny fan. Tyle jeśli chodzi o ryzykowne stwierdzenia.
Wyszukaj / Kup „Ostatnie polowanie” to historia oparta na motywach opowiadania Stephena R. Donaldsona p.t. „Miłośnik zwierząt”. W rezerwacie łowieckim Sharon’s Point giną ludzie. Agencja ochrony wysyła na miejsce swojego najlepszego człowieka, by zajął się sprawą. Niestety wpada on w ręce właściciela rezerwatu dr Reinera, który prowadzi eksperymenty genetyczne, by wyhodować najlepszą broń biologiczną i zawładnąć światem. Nasz bohater z myśliwego staje się zwierzyną. Dzięki sile ciała i umysłu pokonuje Zło i przywraca równowagę. Komiks ukazał się w 1990 roku nakładem Wydawnictwa „Horyzont” z Koszalina. Trzydzieści stron w czerni i bieli na papierze gazetowym z takąż okładką nie przedstawia sobą niczego ciekawego. Komiks składa się z dwóch części: pierwsza autorstwa Dominika Pijańskiego, druga Włodzimierza Filipowicza. O ile pierwsza narysowana jest w miarę spójnie, a autorowi udaje się uniknąć rażących błędów, o tyle część druga pozostawia ogromnie wiele do życzenia. Włodzimierzowi Filipowiczowi brakuje (brakowało) obycia z rysowaniem szczegółów anatomicznych (szczególnie twarzy), a niektóre kadry wręcz uderzają banalną kompozycją. Ogólnie komiks sprawia wrażenie rysowanego w pośpiechu – im bliżej finału, tym gorzej.
Wyszukaj / Kup Dwa w jednym, czyli „Szwedzka intryga” i „Złowrogi półksiężyc” – dwie historie w jednym albumie z 1990 roku, wydanym przez KAW. Oba opowiadania oparto na „Trylogii” Henryka Sienkiewicza.W tym przypadku trudno byłoby właściwie czepiać się fabuły, gdyby nie drobny fakt, że została ona źle dostosowana do potrzeb komiksu. Dialogi są niezrozumiałe, a narracja nijak nie współgra z poszczególnymi kadrami. Rysownicy, Dorota Streszewska („Szwedzka intryga”) i Bohdan Prądzyński (Złowrogi półksiężyc”) znakomicie sprawdziliby się jako ilustratorzy. Widać, że nieobce są im tajniki rysowania – niektóre elementy cieszą oko dopracowaniem i szczegółowością. Ich styl jest również widoczny i świadomy. Niestety obawiam się, że żadne z nich nie ma pojęcia o rysowaniu komiksów. Plansze są źle skomponowane przez co trudno odnaleźć się w fabule. Niektórym kadrom zwyczajnie brakuje tła lub zmiany planu. Niekiedy przez kilka plansz oglądamy samotne postacie, które rozmawiają ze sobą w niezrozumiały sposób.
Wyszukaj / Kup „Superchruper kontra tabloidzi” to raczej propagandowy twór jednej z agencji reklamowych, udowadniający wyższość czipsów nad czekoladą. W komiksie występują: źli Tabloidzi chcący zamienić Ziemię w gigantyczną fabrykę i skład czekolady, kryształowy bohater Superchruper i jego tajni agenci Ziemniak i Kukurydza oraz dwójka dzieciaków, która przypadkowo wplątuje się w całą aferę. Czytelnik umiera wprost z napięcia, jak skończy się cała afera… Kolejny komiks rysowany w pośpiechu i byle jak. Można zauważyć, że twórcy, Artur Tang (scenariusz) i Wojciech Czajkowski (rysunek) mieli do czynienia z komiksami – historia rozwija się w miarę logicznie, plansze są nieźle skomponowane. Niestety całość jest niedopracowana. Wszystkie rysunki nie wychodzą z poziomu roboczego szkicu lub storyboardu. Nie sądzę, żeby czarno-biały komiks o takim poziomie rysunku przyciągnął jakiekolwiek dziecko, bo zdaje się, że właśnie do dzieci, głównych konsumentów chipsów, był adresowany.
Wyszukaj / Kup Na koniec totalny hit, który pojawił się w sprzedaży zapewne na fali odradzającego się zainteresowania komiksem w Polsce – „Marilyn w kosmosie” z 1999 roku (sic!) z wydawnictwa BiK. Jest to komiks o przygodach najseksowniejszego rozjemcy w galaktyce o imieniu Marilyn, która otrzymuje supertajne zadanie odzyskania osobistego memosensora cesarzowej Venus. Naszej bohaterce pomaga osiłek o wyglądzie będącym skrzyżowaniem Sylwestra Stallone z Deckardem z „Blade Runnera”. Fabuła banalna i jednowątkowa; opracowanie graficzne słabe. Całość narysowano prostą kreską, z jakim takim wyczuciem języka komiksu. Niestety komputerowa obróbka sprawiła, że niemalże wszystkie linie mają tę samą grubość, w wielu miejscach widać piksele, a rysunki są raczej płaskie. Całości dokonuje komputerowo kładziony kolor – wlewany „płasko”, niekiedy z prostymi przejściami odcieni. W niektórych miejscach wstawiono tekstury, aby uzyskać efekt chmur lub nieba. Oczywiście nie są to jedyne tak fatalne komiksy, które pojawiły się na polskim rynku. Co do postawionych wyżej tez, oczywistym jest, że niekoniecznie muszą odnosić się do opisanych przeze mnie tytułów. Czy rzeczywiście tak było, czytelnik może sam ocenić. Chciałem zasugerować jedynie pewien kierunek myślenia i ująć moje wywody w pewne ramy, bo jak to możliwe, że na rynku wydawniczym, na którym z różnych przyczyn ukazuje się niewiele wartościowych pozycji (lub nie ukazują się w ogóle) pojawiają się tego typu prace? Dyskusję pozostawiam otwartą… 1 września 2001 |
Każdy smok ma swój słaby punkt ukryty pod którąś z łusek. Tak było ze Smaugiem z „Hobbita”, tak było też ze smokiem z przygód Jonki, Jonka i Kleksa. A że w przypadku tego drugiego chodziło o wentyl do pompki? Na tym polegał urok komiksów Szarloty Pawel.
więcej »Większość komiksów Alejandro Jodorowsky’ego to całkowita fikcja i niczym nieskrępowana, rozbuchana fantastyka. Tym razem jednak zajmiemy się jednym z jego komiksów historycznych albo może „historycznych” – fabuła czteroczęściowej serii „Borgia” oparta jest bowiem na faktycznych postaciach i wydarzeniach, ale potraktowanych z dość dużą dezynwolturą.
więcej »W 24 zestawieniu najlepiej sprzedających się komiksów, opracowanym we współpracy z księgarnią Centrum Komiksu, czas się cofnął. Na liście znalazły się bowiem całkiem nowe przygody pewnych walecznych wojów z Mirmiłowa i ich smoka… Ale, o dziwo, nie na pierwszym miejscu.
więcej »Jedenaście lat Sodomy
— Marcin Knyszyński
Batman zdemitologizowany
— Marcin Knyszyński
Superheroizm psychodeliczny
— Marcin Knyszyński
Za dużo wolności
— Marcin Knyszyński
Nigdy nie jest tak źle, jak się wydaje
— Marcin Knyszyński
„Incal” w wersji light
— Marcin Knyszyński
Superhero na sterydach
— Marcin Knyszyński
Nowe status quo
— Marcin Knyszyński
Fabrykacja szczęśliwości
— Marcin Knyszyński
Pusta jest jego ręka! Część druga
— Marcin Knyszyński
Przyszłość Thorgala i prawo skali
— Marcin Herman
Nazwisko: Sienkiewicz, Henryk. Zawód: scenarzysta komiksowy
— Marcin Herman, Piotr Niemkiewicz
Kto mu pisze teksty?
— Marcin Herman
Reklama – wybór (nie)kontrolowany!
— Marcin Herman
Nie tylko underground #5
— Marcin Herman
Thorgal to dziewica?
— Marcin Herman
Festiwal się zmienia
— Marcin Herman
Debiutant zwycięża w Łodzi
— Marcin Herman
Wilq triumfuje
— Marcin Herman
Nieśmietelnie zabawne
— Marcin Herman