Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 28 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii

Komiksy

Magazyn CCXXXV

Podręcznik

Kulturowskaz MadBooks Skapiec.pl

Nowości

komiksowe

więcej »

Zapowiedzi

komiksowe

więcej »

Tsutomu Nihei
‹Snikt!›

EKSTRAKT:70%
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułSnikt!
Tytuł oryginalnyWolverine: Snikt!
Scenariusz
Data wydaniagrudzień 2003
RysunkiTsutomu Nihei
CyklWolverine
Gatunekmanga, superhero
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj wAmazon.co.uk

Snikt! I po bólu
[Tsutomu Nihei „Snikt!” - recenzja]

Esensja.pl
Esensja.pl
Manga i komiks typowo amerykański różnią się niczym dzień i noc. Trzeba naprawdę dużo talentu i wyczucia, by stworzyć dobrą hybrydę obu stylów. Tutsomiemu Nihei prawie się udało, jednak tam, gdzie do głosu dochodzą pieniądze, kunszt artystyczny idzie w odstawkę. Panowie biznesmeni, trochę więcej zaufania do artystów!

Michał Ochnik

Snikt! I po bólu
[Tsutomu Nihei „Snikt!” - recenzja]

Manga i komiks typowo amerykański różnią się niczym dzień i noc. Trzeba naprawdę dużo talentu i wyczucia, by stworzyć dobrą hybrydę obu stylów. Tutsomiemu Nihei prawie się udało, jednak tam, gdzie do głosu dochodzą pieniądze, kunszt artystyczny idzie w odstawkę. Panowie biznesmeni, trochę więcej zaufania do artystów!

Tsutomu Nihei
‹Snikt!›

EKSTRAKT:70%
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułSnikt!
Tytuł oryginalnyWolverine: Snikt!
Scenariusz
Data wydaniagrudzień 2003
RysunkiTsutomu Nihei
CyklWolverine
Gatunekmanga, superhero
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj wAmazon.co.uk
Autorem pięcioczęściowej miniserii „Snikt!” jest znany i ceniony japoński mangaka1) Tsutomu Nihei. Nie jest on artystą formatu Masamune Shirowa („Ghost in the shell”) czy Akiry Toriyamy („Dragon Ball”), jednak w pewnych kręgach zdobył uznanie jako twórca cyberpunkowej mangi „Blame!”, do której „Wolverine: Snikt!” poniekąd nawiązuje. Nihei ma bardzo charakterystyczny styl – stosuje rzadko dziś spotykaną narrację graficzną, unikając dialogów czy monologów postaci. Zamiast na fabule, skupia się na szczegółowych rysunkach, choć sprawiają one wrażenie pospiesznie nakreślonych kadrów.
Jak oryginalny, nowatorski styl mangaki wypadł w konfrontacji z nietuzinkową postacią, jaką niewątpliwie jest Wolverine? Cóż, średnio. Fabuła przedstawia się następująco: spacerujący po ulicach Nowego Jorku Wolverine (bodaj najpopularniejszy z X-Menów) zostaje zaczepiony przez dziewczynę, która prosi go o pomoc. Nim skołowany mutant zdoła zrozumieć, o co idzie, przenosi się do post-apokaliptycznego świata, w którym ludzkość została stłamszona przez biomechaniczne stwory zwane Mandate’ami. Mandate’y pokonać można tylko za pomocą pewnego rzadkiego metalu – adamantu, z którego zbudowane są szkielet i szpony Wolverine’a. Teraz Rosomak musi pomóc grupce partyzantów zabić Replikanta – pierwszego Mandate’a, który jako jedyny ma możliwość rozmnażania się.
Zabierając się do czytania tego komiksu, wciąż miałem w pamięci fenomenalne kadry z „Blame!”. Niestety, srodze się rozczarowałem – Nihei, czy to świadom oczekiwań, jakie ciążą na postaci Wolverine’a, czy to ulegając naciskom oficjeli z Marvela, postawił na konserwatyzm. W jednym zeszycie serii pojawia się więcej dialogów niż w całym, dziesięciotomowym, liczącym przeszło półtora tysiąca stron „Blame!”. Także rysunki pozostawiają sporo do życzenia – mangaka usiłował naśladować swoich zachodnich kolegów po pędzlu, co japońskim rysownikom prawie nigdy nie wychodzi na dobre. Design postaci jest jakby żywcem wyjęty z innych dzieł autora. Co do sposobu kreacji głównego bohatera… Cóż, jak na mój gust jest on trochę zbyt wysoki i ma odrobinę za długie szpony w porównaniu z klasycznym wizerunkiem, do którego przyzwyczaiły nas komiksy Marvela. Przyznam, że największą wadą komiksu są… kolory. Wierzcie mi, rysunki Japończyka są jakby stworzone do ukazywania ich w czerni i bieli. Kolor (notabene bardzo dobrze podłożony) zupełnie zepsuł klimat serii. W tym momencie konserwatyzm wydawnictwa wyszedł bokiem czytelnikom.
Choć do tej pory głównie narzekałem na ten komiks, to muszę przyznać, że nie jest on taki zły. Ot, typowa sieczka z Loganem/Wolverinem w roli głównej. Oczy cieszą szerokie plany, na których autor daje upust swoim architektonicznym fascynacjom (Nihei studiował architekturę), a zbliżenia jakże charakterystycznych mangowych twarzy też wypadają przyzwoicie. Fanom zapewne niezbyt spodoba się nowe, odrobinę nietypowe ujęcie graficzne Rosomaka – facet wygląda jak po generalnym liftingu, bo – powiedzmy sobie szczerze – Wolverine nie jest typem uroczego bishōnena2). Miłośnicy „Blame!” będą raczej zawiedzeni. Autor poszedł dokładnie za wytycznymi, jakie dali mu pracodawcy, i nie doświadczymy tu szalonych wyskoków typu wypadnięcie z ronda czasoprzestrzeni czy utknięcie między sekundami. Może to i dobrze, bo „Blame!” przy całym swoim kunszcie odrzucał hermetycznością świata i rozwiązań fabularnych.
„Snikt!” zawiera kilka uroczych kadrów, które zapadają w pamięć (ucieczka bohaterów przed pająkowatym Mandate’em, pierwsze starcie Logana z potworem), jednak giną w niedopracowanej warstwie narracyjnej i kolejnych kwiatkach typu brak zachowania proporcji czy źle rzucona perspektywa.
Manga i komiks amerykański to dwa zupełnie różne światy. Niby prawda oczywista i prosta do zaakceptowania, jednak na przekór zdrowemu rozsądkowi co kilka lat ukazuje się na rynku pozycja jakoby łącząca obie gałęzie sztuki komiksowej. Najczęściej w takiej sytuacji wychodzą jakieś pokraczne hybrydy, które amerykańskich fanów odrzucają nietypowymi rysunkami, a japońskich – głupawą fabułą. Owszem, zdarzają się chlubne wyjątki (do takich należy „Death” Neila Gaimana – spin-off przesławnego „Sandmana”), ale należą one do rzadkości. Czy omawiany tutaj „Wolverine: Snikt!” zalicza się do takowych? Z przykrością stwierdzam, że nie, choć wynika to nie tyle z braku talentu twórcy, co z przyjętych przez niego założeń – „Snikt!” od początku miał być mało ambitnym komiksem rozrywkowym. I jako taki spisuje się znakomicie.
koniec
3 września 2008
1) Mangaka (jap. manga-ka) – japońskie słowo określające twórcę komiksów.
2) Bishōnen to specyficzny japoński koncept estetyczny idealnie pięknego, młodego mężczyzny.

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Palec z artretyzmem na cynglu
Piotr ‘Pi’ Gołębiewski

27 IV 2024

„Torpedo 1972” to powrót po latach Luca Torelliego, niegdyś twardziela i zabijaki, a dziś… w sumie też zabijaki, ale o wiele bardziej zramolałego.

więcej »

Holmes w tunelu czasoprzestrzennym
Maciej Jasiński

26 IV 2024

„Sherlock Holmes Society” to popkulturowy miszmasz, w którym mieliśmy w jednej historii zombie, Kubę Rozpruwacza, pana Hyde’a i wiele różnych innych motywów. Czwarty album serii domykał większość wątków, dlatego ostatnie dwa albumy to jakby nowe otwarcie. A skoro tak, to autorzy postanowili przebić to, co już było. Nic więc dziwnego, że piąta część rozpoczyna się od wybuchu bomby atomowej w samym centrum Birmingham.

więcej »

Zagubiony w samym sobie
Andrzej Goryl

25 IV 2024

„Czarny Młot” to seria, która miała bardzo intrygujący początek, ciekawie się rozwijała, ale jej zakończenie było co najmniej rozczarowujące. Po drodze ukazało się też kilka komiksów pobocznych, które w większości nie prezentowały zbyt wysokiego poziomu. Podobnie sprawa się ma z najnowszą publikacją z tego uniwersum – albumem „Pułkownik Weird. Zagubiony w kosmosie”.

więcej »

Polecamy

Jedenaście lat Sodomy

Niekoniecznie jasno pisane:

Jedenaście lat Sodomy
— Marcin Knyszyński

Batman zdemitologizowany
— Marcin Knyszyński

Superheroizm psychodeliczny
— Marcin Knyszyński

Za dużo wolności
— Marcin Knyszyński

Nigdy nie jest tak źle, jak się wydaje
— Marcin Knyszyński

„Incal” w wersji light
— Marcin Knyszyński

Superhero na sterydach
— Marcin Knyszyński

Nowe status quo
— Marcin Knyszyński

Fabrykacja szczęśliwości
— Marcin Knyszyński

Pusta jest jego ręka! Część druga
— Marcin Knyszyński

Zobacz też

Tegoż twórcy

Przyszłość, która nadeszła
— Paweł Ciołkiewicz

Objawienia w mrocznym mieście
— Paweł Ciołkiewicz

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.