Pierwszy tom „Ultimates” opiera się głównie na dialogach i pokazywaniu interakcji pomiędzy poszczególnymi postaciami. W niczym nie ustępują one superbohaterskim akcjom, na które przyjdzie jeszcze czas.
Ludzie, herosi, produkty
[Bryan Hitch, Mark Millar „Ultimates: Superludzie część 1” - recenzja]
Pierwszy tom „Ultimates” opiera się głównie na dialogach i pokazywaniu interakcji pomiędzy poszczególnymi postaciami. W niczym nie ustępują one superbohaterskim akcjom, na które przyjdzie jeszcze czas.
Bryan Hitch, Mark Millar
‹Ultimates: Superludzie część 1›
Jeśli nie wiadomo, o co chodzi, to chodzi o pieniądze. Pieniądze, które NIE BYŁY wydawane na komiksy, a przecież wydawane być MOGŁY. Sposobem na przyciągnięcie nowych czytelników do komiksów stał się start linii Ultimate, która najstarsze i najpopularniejsze serie wydawnictwa Marvel rozpoczęła od nowa i w odświeżonym, nowoczesnym przybraniu wypuściła na rynek. Odmłodzeni zostali kolejno Spider-Man, X-Men, Avengers i Fantastic Four, którzy odtąd, prócz swoich macierzystych serii, występowali w komiksach z przydomkiem Ultimate. Nowi i starzy czytelnicy znów mogli zacząć zbierać ulubione serie od początku, nie kłopocząc się bagażem przeszłych wątków i anachronizmów ciążącym na pierwowzorach. Natomiast szefowie Marvela mogli liczyć spływające wartkim strumieniem dolary, które dowodziły gigantycznego sukcesu linii Ultimate. W Polsce przelotnie było nam dane rzucić okiem na przygody „Ultimate Spider-Mana”. Teraz możemy zakosztować przygód nowych Avengers czyli Ultimates.
Podczas gdy po drugiej stronie oceanu w dwuosobowym składzie w serialu „The Avengers” („Rewolwer i Melonik”) Anglii bronili Mr Steed i Emma Peel, oryginalni komiksowi Mściciele zostali sformowani w 1963 roku. Wtedy to nordycki bóg występku Loki, usiłując zdyskredytować Hulka, przypadkowo doprowadził do spotkania piątki superbohaterów Marvela: Iron Mana, Ant-Mana, Wasp, Thora i właśnie Hulka. Po rozprawieniu się z Lokim, Ant-Man zaproponował swoim wspólnikom utworzenie regularnej super-grupy o nazwie Avengers. Ostatni członek podstawowego składu grupy dołączył w „Avengers” #4. Był nim Kapitan Ameryka - ikona amerykańskiego patriotyzmu i super-żołnierz w jednym. Skład grupy przez kolejne lata zmieniał się wielokrotnie, a w szeregach Avengers występowali m. in. Spider-Man, Mr Fantastic, czy Beast... Do zrozumienia „Ultimates” powyższe informacje nie są niezbędne, jak bowiem przystało na linię Ultimatewszystko zaczyna się od nowa. Inaczej. Lepiej.
Nick Fury, głównodowodzący rządowej agencji TARCZA (znanej polskim czytelnikom komiksów wydawnictwa Tm-Semic jako SHIELD), dostaje zadanie sformowania grupy szybkiego reagowania złożonej z superludzi. Jej zadaniem, w obliczu wstrząsających USA i całym światem zagrożeń, będzie rozwiązywanie nadnaturalnych kryzysów. Do grupy zostają zaproszeni Hank Pym (Giant Man) - naukowiec, który odkrył sposób powiększania rozmiarów swojego ciała, jego żona Janet (Wasp) dla odmiany potrafiąca się zmniejszać i latać, oraz Tony Stark (Iron Man) - korzystający ze zbroi zbudowanej w oparciu o najnowsze technologie, a w cywilu inwestujący w Ultimates własne fundusze. Trwają rozmowy z Thorem - europejskim nabytkiem Ultimates, a także obserwacja Bruce’a Bannera, który tymczasowo zostaje zdegradowany w związku z niebezpieczeństwem, jakie rodzi jego druga osobowość czyli Hulk. Jak grom z jasnego nieba uderza w formujący się skład wiadomość o odnalezieniu zaginionego od pół wieku legendarnego bohatera, Kapitana Ameryki...
Pierwszy tom „Ultimates” opiera się głównie na dialogach i pokazywaniu interakcji pomiędzy poszczególnymi postaciami. W niczym nie ustępują one superbohaterskim akcjom, na które przyjdzie jeszcze czas. Mark Millar, scenarzysta Ultimates (a także „The Authority” i jeszcze jednej serii z linii Ultimate - „Ultimate X-Men”) daje popis swoich umiejętności, kreując członków Ultimates i ich otoczenie. Państwo Pym cieszą się jak dzieci ze swoich zdolności, przekomarzają i dowcipkują. Jednak to tylko pozory. Hank to neurotyk łykający prozac, a Janet jest zawsze skora do kłótni. Pozostali członkowie grupy również mają swoje słabości. Tony Stark to gwiazdor z pociągiem do butelki. Steve Rogers (Kapitan Ameryka) to facet w mgnieniu oka przerzucony o ponad pięćdziesiąt lat w przyszłość, zapomniany przez bliskich, który musi się odnaleźć w zupełnie nowej sytuacji. Bruce Banner to zakompleksiony naukowiec, z pogrążony w badaniach i komputerach.
Fenomeny, na których opierają się zdolności nowych superbohaterów zostają, jeśli nie wyjaśnione, to przynajmniej uwiarygodnione. Start grupy Ultimates poprzedza kampania reklamowa stworzona przez speców od marketingu, public relations i handlowców kreujących bohaterów na sławy oraz gala z udziałem gwiazd ekranu i samego prezydenta USA George′a W. Busha. Wyważony, oparty na charakterach postaci, ale jednocześnie pełen rozmachu początek serii zapewnia wywołanie rzadkiego w superbohaterskim gatunku wrażenia – realizmu.
Za wspomniany powyżej rozmach odpowiada rysownik Ultimates - Bryan Hitch. Jego realistyczna, ale przede wszystkim bardzo szczegółowa kreska doskonale pasuje do przygód Kapitana Ameryki i spółki. Hitch świetnie radzi sobie z oddawaniem uczuć bohaterów, a rysowane przez niego jedno-, dwuplanszowe panoramy miejsc akcji, czy walczących bohaterów robią wrażenie. Oko cieszy również praca kolorysty – Paula Mountsa, który w spójną całość połączył jarmarczną jaskrawość superbohaterów i sceny, w których stonowana i zgaszona kolorystyka tworzy nastrój danego epizodu.
Ultimates oferuje inteligentną rozrywkę: dostępność historii dla każdego czytelnika, dobre dialogi, ciekawe postaci, doskonałe uwikłanie bohaterów w zależności, z jakimi zmaga się obecnie świat i które rządzą popkulturą, bardzo dobrą oprawę graficzną i wyjątkowo udane połączenie superbohaterskich tradycji z nowoczesnością XXI wieku.