Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 16 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Jacqueline Carey
‹Potomek Kusziela›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułPotomek Kusziela
Tytuł oryginalnyKushiel’s Scion
Data wydania26 stycznia 2011
Autor
PrzekładEwa Wojtczak
Wydawca MAG
CyklKusziel
ISBN978-83-7480-189-8
Format720s. 135×202mm
Cena49,—
Gatunekfantastyka
WWW
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj / Kup

Potomek Kusziela

Esensja.pl
Esensja.pl
Jacqueline Carey
« 1 2 3 4 »

Jacqueline Carey

Potomek Kusziela

Jeden
Chodziliśmy po wiejskim jarmarku, gdy przybył posłaniec.
Przez pewien czas – przez długi czas po naszym ostatecznym powrocie do Terre d’Ange – życie upływało w błogim spokoju, nie przynosząc żadnych niespodzianek. Przeżywszy tyle przygód, że wystarczy mi ich do końca życia, cieszyłem się z tego stanu rzeczy. Ilekroć przebywałem w Mieście albo w Montrève, zatracałem się w nauce i w sprawach życia codziennego, i chętnie pozwalałem, by sprawy świata przepływały obok mnie. Fedra i Joscelin dokładali wszelkich starań, żeby nic nie zakłóciło tego czasu wytchnienia, wyczuwając, że działa na mnie uzdrawiająco.
Tak było. Gdy miesiące powoli przechodziły w lata, czułem, jak rozluźnia się ciasny węzeł w mojej duszy. Coraz rzadziej nękały mnie koszmary, chwile szczęścia się wydłużały.
A jednak nawet Fedra i Joscelin nie mogli chronić mnie bez końca.
Było to moje trzecie lato w Montrève. Wiosną skończyłem czternaście lat, choć wyglądałem młodziej, rosnąc powoli. Medyczka królowej oznajmiła, że jest to następstwem szoku, jaki spowodowała niewola i wstrząsające przeżycia w Daršandze, i może miała rację. Wiem tylko, że zżymałem się na to. Oboje moi rodzice byli wysocy, przynajmniej tak słyszałem – nigdy nie poznałem ojca. Jeśli to prawda, to jedyny ich dar, jakiego kiedykolwiek pragnąłem.
Jarmark odbywał się na polu przy wiosce nad rzeką. Był niewielki, gdyż Montrève nie zalicza się do dużych majątków, a wioska – również zwana Montrève – jest równie skromna pod względem wielkości. Ale to był jarmark, a ja byłem dość młody, by cieszyć się na samą myśl o rozrywce.
Stanowiliśmy wesoły orszak, gdy wyruszyliśmy z posiadłości: Fedra, Joscelin i ja w towarzystwie jej kawalera Ti-Filipa, jego kompana Hugue­sa i kilku innych zbrojnych, wszystkich w barwach leśnej zieleni rodu Montrève. Klan Friote’ów już był na miejscu, zajmując się handlem wełną; większą część naszej wełny wysyłano gdzie indziej, ale zawsze znaleźli się drobni właściciele ziemscy na miejscu, chętni kupić to, co zo­stawało.
Na jarmarku nie brakowało innych towarów na sprzedaż lub wymianę: tkaniny i przędza, zwierzęta gospodarskie, produkty rolne, przyprawy i tym podobne mało ciekawe rzeczy. Mnie bardziej interesowały kramy rzemieślników z fascynującym wachlarzem wyrobów ze skóry, broni i zbroi, biżuterii, luster, fiolek z tajemniczymi mazidłami, instrumentów muzycznych, misternie wykonanych zabawek – nie wszystkich przeznaczonych dla dzieci.
Co najlepsze, przyjechali Cyganie z końmi na sprzedaż. Nie było ich dużo – najlepsze sprzedali na wielkich targach końskich na wiosnę – ale sporo. Wypatrzyliśmy z drogi jaskrawo malowane wozy i zobaczyłem, że Fedra uśmiechnęła się na ich widok. Dawniej Cyganie byliby niemile widziani na małym wiejskim jarmarku, ale od tamtych czasów wiele się zmieniło. W Montrève zawsze witano ich z zadowoleniem.
Gdy przybyliśmy, rozległy się dobroduszne wiwaty i okrzyki powitalne, na które Fedra odpowiadała żartobliwymi salutami. Zawsze była uprzejma, i z tego powodu kochana. Przywiązaliśmy nasze wierzchowce do specjalnego sznura i Joscelin dał parę monet wioskowym wyrostkom, żeby się nimi zajęli.
Ti-Filip i inni zbrojni zostali w siodłach.
– Zabiorę Huguesa i Colina na szybki rekonesans – powiedział Ti-Filip do Joscelina, który w odpowiedzi skinął głową. – Marcel i pozostali będą mieć oko na sam jarmark.
Nie cierpiałem słuchać takich rzeczy. Rzucały całun na jasność dnia, gdyż byłem świadom, że to z mojego powodu. Królowa Ysandra oświadczyła, że moje bezpieczeństwo jest sprawą najwyższej wagi, a jarmark ściągnął ludzi obcych w naszej okolicy. Zbrojni po prostu zachowywali ostrożność, lecz mimo wszystko to mi się nie podobało.
Joscelin spojrzał na mnie i zauważył moją minę.
– Głowa do góry – rzucił cierpko. – Gdy staniesz się pełnoletni, będziesz miał wolną rękę w podejmowaniu takiego ryzyka, jakie tylko zechcesz.
– Cztery lata! – zaprotestowałem. – Cała wieczność.
Skrzywił kącik ust.
– Tak sądzisz? – Lekko zmierzwił mi włosy.
Nie cierpiałem, gdy robił to ktoś inny – nie lubię, gdy ludzie mnie dotykają – ale moje serce zawsze potajemnie skakało z radości, gdy czułem na głowie dłoń Fedry albo Joscelina.
– Znacznie szybciej, możesz mi wierzyć. – Spojrzał wtedy na Fedrę i coś przemknęło pomiędzy nimi, jakby obopólne, prywatne zrozumienie.
Są tacy, którzy śmieją się z ich związku, choć nie jest ich wielu. Nie teraz, nie po tym, co wszyscy razem przecierpieli. Ale to prawda. Stanowią nieprawdopodobną parę – Wybranka Kusziela i sługa Naamy zakochana w kasjelickim wojowniku-kapłanie.
Fedra była kurtyzaną, ślubowała służyć towarzyszce Błogosławionego Elui, Naamie, która oddała się królowi Persji, żeby uwolnić Eluę, i kładła się w karczmach Bhodystanu z obcymi, żeby miał co jeść. W Terre d’Ange to święte powołanie, choć praktykowane przez niewielu spośród arystokracji królestwa. Fedra jednak została sługą Naamy na długo przed odziedziczeniem tytułu i posiadłości Delaunaya, i choć nie praktykowała od czasu Daršangi, nigdy nie wyrzekła się służby Naamie.
A Joscelin – on był bratem kasjelitą, kiedy się poznali, choć dla niej wystąpił z bractwa. Od ukończenia dziesiątego roku życia szkolił się na wojownika-kapłana, ślubującego życie w celibacie. Sam jeden spośród Towarzyszy, Kasjel nie rościł sobie prawa do ziemi w Terre d’Ange i nie spłodził potomstwa, i pozostał u boku Błogosławionego Elui. To przysięga Bractwa Kasjelitów: Chronić i służyć.
Kasjelici są bardzo dobrzy w tym, co robią, ale Joscelin, jak sądzę, jest lepszy.
– Co wolisz, kochanie? – zapytał Fedrę, szerokim gestem ogarniając jarmark. Stalowe karwasze zalśniły w słońcu. – Przyjemności czy obowiązki? Cyganów czy Friote’ów?
– Hm… – Przekrzywiła głowę. – Z przyjemnością rzucę okiem na stragany bławatników po drodze do jednych czy drugich. Jeśli nie mają nic ciekawego, to nie potrwa długo.
Jęknąłem w duchu. Nie cierpiałem oglądania tkanin.
Choć z moich ust nie popłynął żaden dźwięk, spoczęło na mnie spojrzenie Fedry, mroczne i wytracające z równowagi. Oczy ma piękne, głębokie i lśniące niczym leśne stawy, z cętką szkarłatu pływającą po lewej tęczówce, żywą jak płatek róży. I umie przejrzeć każdego na wskroś. Są ku temu powody.
– No dobrze. – Uśmiechnęła się i skinęła na drugiego zbrojnego. – Gilocie, zechcesz towarzyszyć Imrielowi do… na końskie pole Cyganów?
– Tak, proszę! – Nie mogłem powstrzymać szerokiego uśmiechu.
Gilot zgiął się w przesadnym ukłonie.
– Pani, z miłą chęcią!
Był moim ulubionym zbrojnym, po Ti-Filipie i Huguesie, którzy stanowili niemalże rodzinę. Był najmłodszy – miał ledwie osiemnaście lat, wiek pełnoletności, której mu zazdrościłem. Doskonale władał mieczem i był bystry, a tych cech Joscelin szukał u najemnych. Lubiłem go, bo traktował mnie jak równego, nie jak podopiecznego.
Razem ruszyliśmy na jarmark, torując sobie drogę ku końskiemu polu.
– Mają jednego z tych nakrapianych koni z Aragonii, widziałeś? – zagadnął mnie Gilot. – Wypatrzyłem z drogi. Chciałbym mieć takiego.
– Mhm.
– Wie, co to bicz, i płynnie stąpa, powiadają. – Wzruszył ramionami. – Może w przyszłym roku, jak trochę zaoszczędzę. – Kram rymarza przyciągnął jego oko. – Zaczekaj, Imri, dobrze? Pas do miecza wytarł mi się tak bardzo, że niemal pęka przy sprzączce. Noszę go po bracie. Powinienem kupić nowy.
Kręciłem się przy nim, gdy uważnie przeglądał wystawione na sprzedaż wyroby. Kramarz zaczął wydziwiać nad moim własnym pasem. Był to pas mężczyzny, choć podtrzymywał tylko sztylet chłopca.
– Co ty tu masz, mały mężczyzno? – zapytał jowialnym, acz protekcjonalnym tonem. – Skóra dzika?
– Nie. – Uśmiechnąłem się zimno. – Nosorożca.
Zamrugał, zbity z tropu. Gilot spojrzał na mnie z ukosa, trącił łokciem w żebra. Pas był darem od rasa Lijasu, księcia Dżebe-Barkal. Gilot znał tę historię. Kupiec zamrugał jeszcze parę razy.
– Nosorożca? Chwali ci się, mały mężczyzno!
– Imrielu!
Odwróciłem się, rozpoznając głos. Katherine Friote przy sąsiednim kramie kiwała na mnie władczo, podciągając rękaw sukni.
– Chodź tutaj i powąchaj – poleciła.
Poszedłem posłusznie. Katherine była średnim dzieckiem w klanie Friote’ów, starsza ode mnie o rok i parę miesięcy. W zeszłym roku zaczęła się zmieniać…. w fascynujący sposób. Chuda, szarogęsząca się dziewczyna, którą poznałem dwa lata temu, stała się młodą kobietą, o głowę wyższą ode mnie. Podsunęła nadgarstek pod mój nos.
– Jak myślisz? – zapytała.
Z trudem przełknąłem ślinę. Wtarła w skórę kroplę perfumowanego balsamu, woń była silna i mdła, jak przekwitnięte lilie. Pod nią wyczułem jej zapach, lekki i nieuchwytny, aromat rozgrzanej przez słońce łąki.
– Chyba pachniesz ładniej bez tego – powiedziałem szczerze.
Sprzedawca pachnideł parsknął z oburzeniem. Myślałem, że Katherine się na mnie zezłości, ale zrobiła rozbawioną minę. Dygnęła przede mną żartobliwie.
– Dziękuję, książę Imrielu.
– Nie ma za co. – Moje policzki z niewiadomego powodu zrobiły się gorące.
– Książę? – Kramarz odwrócił głowę i splunął na ziemię. Najwyraźniej był obcy w Montrève. – Książę owczego nawozu, założę się!
W tej chwili Gilloot pojawił się u mego boku, z nowym pasem, poskrzypującym na jego stroju w barwach Montrève.
– Miło cię widzieć, demoiselle Friote – rzucił radośnie. – Czy zechcesz towarzyszyć nam do obozu Cyganów? Jego Wysokość chce obejrzeć taranta, a hrabina udzieliła nam błogosławieństwa.
Katherine się zarumieniła pod wpływem rycerskich słów Gilota i względów, jakimi ją otaczał. Sprzedawca pachnideł kilka razy otworzył i zamknął usta jak ryba, a potem spojrzał na mnie twardo. Wymamrotałem pod nosem coś o nakrapianych koniach, na co nikt nie zwrócił uwagi.
– Idziemy? – zapytał Gilot Katherinę, z uśmiechem podając jej ramię. Miał przystojną twarz i piwne oczy, w których skrzyła się wesołość. A jednak drażniło mnie, że Katherine go lubi.
« 1 2 3 4 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Każde martwe marzenie
Robert M. Wegner

3 XI 2017

Prezentujemy fragment powieści Roberta M. Wegenra „Każde martwe marzenie”. Książka będąca piątym tomem cyklu „Opowieści z meekhańskiego pogranicza” ukaże się nakładem wydawnictwa Powergraph w pierwszej połowie 2018 roku.

więcej »

Niepełnia
Anna Kańtoch

1 X 2017

Zamieszczamy fragment powieści Anny Kańtoch „Niepełnia”. Objęta patronatem Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Różaniec – fragment 2
Rafał Kosik

10 IX 2017

Zapraszamy do lektury drugiego fragmentu powieści Rafała Kosika „Różaniec”. Objęta patronaterm Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Polecamy

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie

Stare wspaniałe światy:

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner

Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner

Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner

Zobacz też

Inne recenzje

Cierpienia młodego Imriela
— Beatrycze Nowicka

Tegoż twórcy

Pippi Långstrump z Teksasu
— Beatrycze Nowicka

Esensja czyta: Lipiec 2011
— Anna Kańtoch, Beatrycze Nowicka, Joanna Słupek

Czy to już fantastyka kobieca?
— Miłosz Cybowski

Świat według Fedry
— Agnieszka Kawula

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.