Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 8 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Wit Szostak
‹Wichry Smoczogór›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułWichry Smoczogór
Data wydania3 grudnia 2003
Autor
Wydawca RUNA
CyklSmoczogóry
ISBN83-89595-03-6
Cena23,50
Gatunekfantastyka
WWW
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj / Kup

Wichry Smoczogór

Esensja.pl
Esensja.pl
Wit Szostak
1 2 »
Nie jest to pierwsza powieść fantasy oparta na wierzeniach ludowych z naszego rejonu Europy. Jednak przed Witem Szostakiem żaden polski pisarz nie wykorzystał bogactwa kryjącego się w podaniach i bajędach górali. Ale nie tylko dlatego „Wichry Smoczogór” wyróżniają się wśród innych utworów, o czym możecie się przekonać z lektury dwóch rozdziałów zamieszczonych w Esensji.

Wit Szostak

Wichry Smoczogór

Nie jest to pierwsza powieść fantasy oparta na wierzeniach ludowych z naszego rejonu Europy. Jednak przed Witem Szostakiem żaden polski pisarz nie wykorzystał bogactwa kryjącego się w podaniach i bajędach górali. Ale nie tylko dlatego „Wichry Smoczogór” wyróżniają się wśród innych utworów, o czym możecie się przekonać z lektury dwóch rozdziałów zamieszczonych w Esensji.

Wit Szostak
‹Wichry Smoczogór›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułWichry Smoczogór
Data wydania3 grudnia 2003
Autor
Wydawca RUNA
CyklSmoczogóry
ISBN83-89595-03-6
Cena23,50
Gatunekfantastyka
WWW
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj / Kup
Rozdział czwarty
w którym wszyscy radzą
Głosy trombit, którymi synowie Jaka zwoływali górali na radę, naznaczały porę spotkania na trzeci dzień. Wichry, chcąc nie chcąc, rozniosły wieści po całych Karbach i gazdowie z innych wsi mieli dość czasu, by wyruszyć do Smreczyn. Rzecz była ważna i dotyczyła nie tylko Kościanów, więc w dolinie Rudego Beretyczu spodziewano się, że przybędą przedstawiciele innych starych góralskich rodów. A wichry rozkaprysiły się i przycichły nieco, choć parę razy pośród dawały wyraźne znaki, że nie zamierzają zaprzestać nękania mieszkańców Smoczogór.
Aż nadszedł dzień rady i wczesnym wieczorem mieszkańcy Zarąbka wybrali się do domu Jaka. Wrzosiec nie był pewien, czy może uczestniczyć w spotkaniu, gdyż z rozmów zorientował się, że będą radzili tylko starzy i uznani gazdowie. Toteż kiedy górale zbierali się do drogi, zamierzał pozostać w chałupie, ale Ryś go przekonał.
– Jeszcze tak w Karbach nie było, żeby nam mądrość przeszkadzała. A ty przecież uczony jesteś, to i może pomoc jakąś wynajdziesz – powiedział, stojąc już na ganku.
Wieś leżała niedaleko przysiółka, wystarczyło zejść polaną w dół, a potem ścieżką przez las. Tak dochodziło się do koryta rzeki, wzdłuż której rozkładały się smreczyńskie gazdostwa. Idąc z nurtem Beretyczu, dochodziło się do serca osady. Tam, ponad innymi zabudowaniami, na niewielkim wzgórzu, zwanym Gronikiem, dumnie górowała nowa grażda rodu Kościanów.
Wrzosiec wiele świata już widział, mógł podziwiać miasta, zamki i pałace. Niemniej dom Jaka wywarł na nim duże wrażenie. Jasny, zbudowany z wielkich jodłowych płazów, górował nad całymi Smreczynami. Z dna doliny wyglądał jak kasztel, otoczony warownym murem. Przed dziesięciu laty Jak postawił grażdę na miejscu starej siedziby Kościanów. Była większa niż pozostałe chałupy. Podczas gdy dom Rysia, stary, trzywiekowy i wrośnięty w ziemię Zarąbka, miał tylko dwie izby i sień, główny budynek grażdy posiadał aż pięć pomieszczeń. Płazy nie zdążyły jeszcze ściemnieć i teraz niemal błyszczały w wieczornej szarówce.
Z daleka rozlegał się gwar, gdyż do domostwa Kościanów ściągnęło wielu górali. Część z nich wiedziała dobrze, że nie zostaną wpuszczeni na radę, ale chcieli przysłuchiwać się rozmowom i móc jak najszybciej zanieść wieści w swoje strony. Ryś, Berda i Wrzosiec weszli na przestronne podwórze, z wszystkich stron zamknięte budynkami i drewnianym, zwartym ogrodzeniem. Tam kłębili się młodsi gazdowie, skupieni w niewielkich grupkach. Rozmawiali, przekrzykując się nawzajem, i snuli domysły dotyczące wichrów, każdy wydawał się mieć wspaniały pomysł na zaradzenie niebezpieczeństwu. W ich głosach lęk przed nieznanym, bezlitosnym żywiołem mieszał się z góralską zawziętością. Kiedy Ryś przechodził między nimi, kierując się ku przyjaznemu światłu padającemu z izby, zebrani na podwórzu rozstępowali się z szacunkiem i kłaniali sędziwemu góralowi.
W progu stał Jak, który witał gości po kolei. Tam było już znacznie mniej tłoczno, gdyż wszyscy wiedzieli, że nie każdy będzie mógł wejść na radę. Jak Kościan pokłonił się Rysiowi i podziękował za przybycie. Ten uściskał go po ojcowsku i szepnął słowo wyjaśnienia w sprawie Wrzośca. Weszli do sieni.
W izbie siedzieli już najznamienitsi gazdowie. Część z nich zajęła miejsca na ławach, rozstawionych pod oknami, inni przysiadali przy długim cisowym stole. Stół pamiętał jeszcze starą grażdę, a rysy i zadrapania na jego blacie nosiły wspomnienia o minionych pokoleniach. Od wielu lat przy nim ród Kościanów jadał, pijał i radził. Gdyby ze słojów i sęków dało się odzyskać dawne opowieści, wystarczyłoby mądrości na niejedno takie spotkanie.
Goście z Zarąbka zasiedli koło pieca, pięknego, malowanego w przedziwne sceny. Czekano jeszcze na kilku gazdów, dlatego Wrzosiec miał czas, by porozglądać się po zebranych. Byli to przeważnie starsi górale, którzy swą mądrością i doświadczeniem zasłużyli na szacunek całej społeczności. Wszyscy ubrali się odświętnie, w szare koszule z długimi kapturami, które opadały na plecy. Na koszule narzucone mieli serdaki, z owczych skór lub wełnianego sukna, bogato haftowane w piękne wzory. Każdy ród, jak szeptem wyjaśniał Berda, miał swoje własne zdobnictwo. Kościanowie barwili sukno na niebiesko, a we wzorach przeważała czerwień i żółć. Podobnie zamieszkujący Smreczyny Dziewięćsiłowie, choć ci woleli barwę zieloną. Na tym tle odznaczały się skromniej zdobione ubiory przybyłych z odleglejszych stron.
Górale mieli ostre, niemal orle rysy, jakby wysmagane wichrami. Przeważnie nosili długie włosy, niektórzy zaplatali je w dwa warkocze. Starcy chlubili się długimi, podobnymi Rysiowym, bokobrodami, młodsi z lubością gładzili sumiaste wąsiska.
Wszyscy się dobrze znali, wymieniali najświeższymi wieściami i częstowali zwyczajowymi uprzejmościami. Wszyscy też oddali szacunek Rysiowi, którego całe Karby uznawały za niepospolitego mędrca. Berda, wykorzystując przeciągające się oczekiwanie, przedstawiał zgromadzonych uczonemu z Lacerty.
Z rodu Kościanów, poza nimi i Jakiem, na radę przybyli dwaj synowie Jaka, mieszkający w Smreczynach, mianowicie Płaza i Hyrny. Pomiędzy nimi siedział prawie stuletni Kujawa z Grapy.
Berda zauważył nieobecność Gajdy, swego młodszego przyjaciela, którego Wrzosiec miał już okazję poznać podczas wspólnego muzykowania na ganku. Gajda był przygarniętym przez Jaka znajdą, nikt nie wiedział, skąd pochodził. Sam żartował, że podrzuciły go dziwożony. I być może nie był w tym daleki od prawdy. W Karbach często zdarzało się, że dzieci wychowywały się poza swymi rodzinami, podobnie wszak było z Berdą. Wielu górali, z różnych zresztą powodów, zostawiało swych bliskich. Zawsze w rodzie lub poza nim znalazł się ktoś, kto zajmował się osieroconymi dziećmi. Nie było też tak, że tacy jak Gajda byli traktowani gorzej niż synowie z krwi. Tradycja mówiła, że ojcostwo jest wyborem, ojciec wybiera syna, podobnie jak syn uznaje w nim ojca. I dlatego rody, choć wyrastające raczej z więzów krwi, były otwarte dla osób spoza nich. Jak lubił i cenił Gajdę, młodszego zresztą o wiele lat od jego własnych synów. Teraz jednak Gajdy nie było w izbie, widać wyruszył gdzieś i nie zdążył przybyć na wezwanie trombit. Był wziętym cieślą i wiele nowych chałup w okolicy postawiono z jego pomocą. Zapewne zaproszono go gdzieś dalej do ciesiołki.
Po przeciwnej stronie izby zebrali się Dziewięćsiłowie. Ród ten, nie tak znamienity jak Kościanów, zamieszkiwał Smreczyny, ale miał także poważanie w Południowych Karbach, zwłaszcza w dolinie Jaworzynki. Byli więc Jedla Krzepki, głowa Dziewięćsiłów smreczyńskich, Smyk i Zgarda. Z południa zaś przybył nie najmłodszy już Borsuk, zwany Jawornym. Stamtąd też przywędrowali gazdowie z rodu Jarców, mianowicie Głuhań i Gawra. Byli również górale z rodu Cisnych, który żył w najdalej na zachód wysuniętych pasmach Karbów, w dolinie Cisowego Potoku. W całych Smoczogórach podziwiano ich odwagę i żałowano ich smutnego losu. Ich bowiem najbardziej dotknęły wrogie działania króla Lacerty, oni najwięcej ucierpieli, a ci spośród Cisnych, którzy zamieszkiwali stoki Bukowiny, zostali zmuszeni do porzucenia swoich domów i schronienia się w głębi gór. Od wielu lat nową granicą pomiędzy Lacertą a Smoczogórami stał się Cisowy Potok. Stamtąd właśnie przybyli Kydryna i Jaga. Jaga, piękna, harda góralka, była jedyną kobietą zaproszoną na radę. Nie było wcześniej takiego obyczaju i niektórzy starsi gazdowie szemrali na jej widok. Jednakże Jak wiedział, że wspomagała Cisnych nie tylko mądrością, ale też swym ramieniem, przez co zdobyła wśród swojego ludu szacunek i uznanie. Nie było nikogo z Kośnych, wioski leżącej przy królewskim trakcie, u samych podnóży Chochoła, ani też gazdów z Moczarek, które znajdowały się za Równią. Wszyscy jednak wiedzieli, że górale stamtąd i tak nie zdążyliby dotrzeć do Smreczyn. A sprawa była pilna i nie można było dłużej zwlekać.
Starzy spokojnie pykali fajki, bez zniecierpliwienia czekając na początek rady. Wreszcie Jak zamknął drzwi do izby i krótko przywitał zebranych.
– Widzimy wszyscy, że jest źle. A jak jest źle, to nie jest dobrze. Wichry dują i coś mi się widzi, że nie jest to zwyczajne wycie. O coś im chodzi. Dlatego wezwałem was tu, byśmy wspólnie radzili nad tym. Bo jak nie jest dobrze, to trzeba zrobić tak, by było. – Jak urwał i zasiadł za stołem. – Radźcie, radźcie mądrze.
Wszyscy czekali, że głos zabierze Ryś, jako najstarszy i najmędrszy pomiędzy nimi, jednak stary Kościan tylko pykał fajeczkę i pogodnym spojrzeniem zapraszał do głosu młodszych od siebie. Tak więc odezwał się Kujawa z Grapy:
– Od wielu dni wichry niemiłosiernie dują. Powie kto, że zawsze w górach wieje. Ale tu, w Smreczynach, nie jest to zwyczajne wianie. Nadchodzi w porze, kiedy zawsze spokojnie bywało. Szkód narobiło się dużo, a będzie pewnie więcej. Nie czas, by przerywać żniwa, ale jak dalej chodzić ku sianu, ku owsu? Wszystko, co zżęte, i tak wiatr porozkurza. Jak potrwa to jeszcze trochę, to głód na nas przyjdzie, bo żniw dobrze nie pokończymy. No i widzi nam się, że to dziwne wichry. Pewnie się Władca Wichrów na coś rozeźlił, coś mu zawiniliśmy. Tylko jak rozeznać, co? I jak go przyłagodzić?
Na to odezwał się Kydryna z rodu Cisnych:
– Było tak, jak nasi dziadowie pamięcią sięgają, że jak wiało, to wszędzie. Wpierw duło po Karbach Północnych, za dzień w Południowych, a na trzeci mierzwiła się czupryna na Bukowinie. A teraz tak się porobiło, że jedynie was w Smreczynach domęczyło. Jak szliśmy tu z Jagą, to droga wypadła przez Łysy Wierch i dalej, stokami Garbacza. A tam cisza, spokój. Garbacz tylko łeb zwiesił, jak senny niedźwiedź, ale wichry go omijają. A tu, w dolinie Rudego, wyje jakby się chciało wściec. – Kydryna przerwał, a zza okien doszły złowrogie świsty. – I tak mi się myśli, że to wichry niezwyczajne, bo cały świat omijają. Chyba kara, tylko za co? To już się siebie musicie popytać. My wam pomożemy, jak będzie trzeba, ale jak?
– Prawdę pewnie gadają Kydryna, bo u nas nad Jaworzynką też cichość – odezwał się Gawra Jarzec. – A kiedy trombity z wezwaniem zagrały, to nawet rozpytywaliśmy po sobie, skąd lęk w sercu dzielnego Jaka. Wybaczcie śmiałość – Gawra skłonił się gospodarzowi. – Ale jak do Beretyczu doszliśmy, to nas te pytania odeszły. Inne przyszły, lecz odpowiedzi nie mamy.
– Tak więc już coś wiemy – odezwał się Jak. – Wiemy, że źle dzieje się tylko u nas. To rzeczywiście niezwyczajne wichry być muszą. Ale przez to wcale nam lżej nie jest. Radźcie, co dalej.
Znów zapadła cisza. Zaokienne świsty zagłuszały ciche szepty gazdów, którzy wpierw naradzali się pomiędzy sobą. W pewnym momencie któryś powiedział:
– Nie dość, że duje, to jeszcze sucho.
– Wpierw będziemy radzić, a potem pić – szybko odparował gospodarz.
Wtedy Berda wyjął z kaptura gęśliki i zaczął cicho grać. Nie grał do tańca, tylko ciche, wierchowe i staroświeckie nuty. Górale z zadowoleniem pokiwali głowami, gdyż przy muzyce wszystko im wychodziło lepiej, nawet myślenie. Niektórzy zaczęli się lekko kiwać, inni bezgłośnie uderzali kierpcami o podłogę. Gazdowie zbierali się do rady.
– Zawsze było tak – przerwał milczenie Jedla z Dziewięćsiłów – że jak wiało, to się chłopy wieszali. Taka żałość przychodziła na człeka, taki snuj, że życie mu brzydło. Chodzili co poniektórzy pomiędzy chałupami i wyli z bólu. Bo od wichrów to się czasem wielka rozpadlina w duszy robi. No i bywało, że się wieszali. Zawsze to żal, a i chłopa szkoda. Ale cóż zrobisz? Lepiej, żeby się obwiesił, niż z rozpadliną przez lata żył i jeszcze innym życie truł. I teraz tak jest, że wichry snuje przynoszą, a od tego to się co poniektórym żyć odechciewa. Tylko że wieszać się nie mogą. Kilku u nas, w Smreczynach, już próbowało. Jednemu się sznurek urwał, innego poddusiło, ale dodusić to nie chciało. Było też tak, że się Samkowi od Dziewięćsiłów z Grapy sosrąb nad nim rozpękł i chłopa przywalił. Baba, co akurat kury zaganiała, spod belek go wyratowała. Ale teraz Samek, co mu mowę odebrało, na progu siedzi i tępo w dal patrzy. Ku Pustaci z żałością wygląda, a zabić się nie może. I o to idzie, że nie ma w tym nijakiej sprawiedliwości. Bo że wieje – górskie prawo wiać. Że szkody robi – zawsze wichry nam wadziły. Ale żeby sobie spokojnie umrzeć nie było można? To się nie godzi. I skąd tak? Pytać można, lecz teraz to jak szukać wiatru w polu.
Górale zaczęli pomrukiwać, widać coś było na rzeczy. Berda grał cicho, a oczy wszystkich zwróciły się na Starego Rysia. Czas dojrzał, by głos zabrał najmędrszy z nich.
– Prawdę gada Jedla, nie da się wieszać. Ja bym się tym nie martwił, bo nie widzę jakiegoś wielkiego dobra w wieszaniu. Ale rzecz jest poważna. Nie wiem jeszcze, czy łączyć wichry z wieszaniem, choć widzi mi się, że coś na rzeczy jest. Dzieje się tak, że od kilku lat nikt w Smreczynach nie umarł. Może przez omyłkę, może śmierć gdzie indziej zajęta, a może nie. Nie umierali przez kilka lat, to i dziś wieszać się nie mogą. Tylko coś mi się tu nie podoba. Mówicie, że wianie to kara Władcy Wichrów. Może i prawda. Najprościej byłoby samego Władcy rozpytać, o co mu chodzi. Ale myślę tak: jak kara, to i wina była, jak wina, to i winny. Władca surowy jest, lecz i mądry, karze tylko winnego. A co to za kara, jak winny nie wie, że jest winny? To krzywda jedynie, nie kara. Dlatego sądzę, że chyba wiemy, cośmy zawinili, tylko to ukrywamy. Kara na Smreczyny spadła. Rozglądnijmy się po sobie, cóż takiego mogło gniew i wichry ściągnąć?
Ryś zawiesił głos i powiódł wzrokiem po zebranych gazdach. Ci z uznaniem pokiwali głowami. Ryś mądrze prawił, a przecież na to wszyscy czekali. Starzec odezwał się znowu:
– Najlepszą karą za wielkie winy jest śmierć. Ten, kto Władcy Wichrów pobruździł, powinien zostać zabity. Tak zawsze było i to było dobre. Winien jesteś, to płać. A tu nagle karze się całe rody, całe wsie i przysiółki. Widać coś przeszkadza Władcy Wichrów, by naprawdę winnego sprawiedliwie ukarać. Bo chyba nie może być tak, że wszyscy, młodzi i starzy, Władcy zaszkodzili? Ale jemu coś przeszkadza. Może to, że zabić nie może, bo i tak nikt nie umiera. I tak dzieje się potem nieszczęście takiego Samka, pewnie niezawinione. Po mojemu to jest tak, że ktoś tu przed nami coś ukrywa. I dopóki nie dowiemy się, co to takiego, żadna rada nie będzie dobra. No, tyle wam mogę rzec.
Ryś zakończył swą mowę i przenikliwym wzrokiem powiódł po zebranych. Wrzosiec znał już to spojrzenie, pełne głębokiej mądrości. Krótko wprawdzie znał Rysia, ale zaczynał podejrzewać, że stary góral wie o wiele więcej, niż mówi, że swymi słowami jedynie udziela części swej wiedzy. Zamiast prowadzić do celu, tylko wskazuje drogę.
1 2 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Każde martwe marzenie
Robert M. Wegner

3 XI 2017

Prezentujemy fragment powieści Roberta M. Wegenra „Każde martwe marzenie”. Książka będąca piątym tomem cyklu „Opowieści z meekhańskiego pogranicza” ukaże się nakładem wydawnictwa Powergraph w pierwszej połowie 2018 roku.

więcej »

Niepełnia
Anna Kańtoch

1 X 2017

Zamieszczamy fragment powieści Anny Kańtoch „Niepełnia”. Objęta patronatem Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Różaniec – fragment 2
Rafał Kosik

10 IX 2017

Zapraszamy do lektury drugiego fragmentu powieści Rafała Kosika „Różaniec”. Objęta patronaterm Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Polecamy

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie

Stare wspaniałe światy:

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner

Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner

Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner

Zobacz też

Inne recenzje

Czas na najważniejsze
— Eryk Remiezowicz

Tegoż twórcy

Zanikanie, czyli rzecz o „Cudzych słowach”
— Mieszko B. Wandowicz

O sześćdziesiąt dni za długo
— Beatrycze Nowicka

Wracać wciąż do domu
— Beatrycze Nowicka

Esensja czyta: Grudzień 2015
— Dominika Cirocka, Miłosz Cybowski, Jacek Jaciubek, Anna Kańtoch, Tomasz Kujawski, Konrad Wągrowski

Powieść o uciekaniu
— Mieszko B. Wandowicz

Esensja czyta: Luty 2015
— Miłosz Cybowski, Jacek Jaciubek, Jarosław Loretz, Marcin Mroziuk, Joanna Słupek, Konrad Wągrowski

Wszystkie opowieści życia ostatniego króla Polski
— Paweł Micnas

Esensja czyta: Grudzień 2011
— Artur Chruściel, Joanna Kapica-Curzytek, Monika Twardowska-Wągrowska, Mieszko B. Wandowicz, Konrad Wągrowski

Zelig z Krakowa
— Michał Kubalski

Nastroje Chocholego Domu
— Teresa Reśniewska

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.